|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-10-2021, 16:26 | #71 |
Reputacja: 1 | Lupus mocniej owinął workiem garłacz, coby proch mu nie zamókł. Podziwiał w ciszy widoki, jako, że rzadko mu się zdarzało podróżować jako pasażer. - A może byśmy, nasza paczkę w końcu dostarczyli? Bo w końcu szlag ja trafi i tyle z całej tej bieganiny. |
21-10-2021, 18:07 | #72 |
Reputacja: 1 |
|
22-10-2021, 22:14 | #73 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | - Zawsze do czegoś się nada - odparł Tosse Lupusowi półgębkiem i zwiesił głowę. Zamilkł. Na falach zawsze chciało mu się spać. Ziewał przeciągle. Liczył, że do tej pory cała akcja zostanie zakończona sukcesem, łup podzielony a on sam będzie w trakcie drzemki przed wieczornym spacerem przy blasku księżyca. Na razie jednak zanosiło się, że jego cały prostacko ułożony plan pójdzie w diabły. Basler nie wiedział, komu Sotorius miał zostać "przekazany". Wiedział natomiast, kto go do tej roboty wciągnął i był to jego jedyny w tej chwili trop. - Możemy ten worek kości odstawić do Pfeltzera - rzekł do kompanów. Cola Pfeltzer miał praktykę lekarską w dzielnicy biedoty. Jego syn, jako kowal, rwał zęby, a stary Cola mimo braku uniwersyteckiego wykształcenia miał pełne ręce roboty przy zszywaniu skóry, owrzodzeniach czy swądach wszelakich. Od linczu środowiska medycznego chronił go zwarty mur zadowolonych i niewymagających klientów, stawiających swoje prowizoryczne domostwa na sposób, w jaki wznosi się osady. Dotarcie do Pfeltzera wymagało przedarcia się przez kilkanaście izb, co tworzyło z jego domostwa małą fortecę. CHoć Tosse zwykle zachodził doń kanałami. 51, 20, 5, 65, 25 |
25-10-2021, 09:05 | #74 |
Reputacja: 1 | -Jest "Albatros" - Klemens zaczął wyliczać na chudych palcach. - Tam można ogarnąć metę, albo przycupnąć na chwilę. Są pustostany w stronę Bramy, są magazyny. Jest i burdel madame Gryzeldy, wynajmuje pokoje w przystępnej cenie. Do wyboru, do koloru. Będziemy mieli z czego wybierać, jak już przepłyniemy. -Możemy ten worek kości odstawić do Pfeltzera - wspomniał Tosse, który Colę Pfeltzera znał osobiście. Z najlepszej i najgorszej strony. I wiedział jak dyskretnie tam się dostać. Nawet zaczął kombinować gdzie wejść do kanałów, by jak najszybciej dotrzeć do medyka. -O, i Maldini, stary lichwiarz pewnikiem też ma lokum na wynajem. Bo ostatnio zaczął zbierać od dłużników. - nie przestawał wyliczać Klemens. Reszta milczała skryta pod płachtą bujając się w szkucie w rytmie, który krótkie fale wybijały na burcie. -„Czarny Albatros” - zdecydował DeGroat. Nie żeby miał coś do lichwiarzy czy medyków, ale tam zawsze było sporo ludzi a choć Albatros w tej materii był podobny, jednak miał nad tymi pozostałymi tą przewagę, że można było wpłynąć do jego magazynu wprost z kanału. Stojąca na palach przy nadbrzeżu oberża gościła wielu marynarzy a magazyn znajdujący się na poziomie wody miał nawet dwa pomosty przy którym cumowali ci, którzy dostarczali doń zapasy. O tej porze dnia zapewne pusty nie licząc stróża. Wszelkie dostawy odbywały się o świcie a teraz było już grubo po południu. Magazyn powinien być pusty. -Do „Czarnego Albatrosa”! - krzyknął do szypra Rust wychylając się spod płachty. Wnet zresztą i inni poszli w jego ślady, bo oddalili się już znacznie od brzegu a spora liczba płynących w różne strony łodzi, szkut i barek sprawiała, że nie było szans by ktoś wypatrzył ich z brzegu. Tym bardziej, że nadbrzeże od którego odbili przesłaniał minięty przez nich, ciągnięty na cumach przez cztery wiosłowe łodzie, solidny nef. -Co to tam macie pod plandeką?- spytał ciekawie szyper luzując na szekli linę, i obracając żagiel tak, że wydął się pełniej i pochylił szkutę na prawą burtę. - I siednijcie se na nawietrznej, bo sie gibnie… Plusk był nagły a szkuta zachybotała, kiedy Durnhelm wpadł do wody. Przez chwilę zamarli, po czym szyper złapał bosak wołając do stojącego najbliżej Gregera - Trzymaj rumpel! Durnhelm poszedł pod wodę. Szyper wychylił się mocno trzymając się liny i bosakiem próbował zaczepić unoszący się jeszcze na wodzie płaszcz. Szkuta wychyliła się mocno nabierając nieco wody. Tosse krzyknął i zachwiał się. Pewnie też by wypadł za burtę, gdyby kotwica w postaci Sotoriusa, do którego był przyczepiony łańcuchem. -Już po nim. - warknął szyper wyciągając zaczepiony na końcu bosaka płaszcz. Po Durnhelmie nie został nawet ślad a szkuta zdążyła się trochę oddalić od miejsca w którym wpadł do wody. - Mannan wziął a Karog przytrzymał. - Warknął szyper. Odsuwając Gregera od rumpla i spoglądając na nich złym wzrokiem. - Tfu, na psa urok! - Siednijcie se, mówię. Widać żeście nie wprawieni. Usiedli ponuro wypatrując śladu po Durnhelmie, ale usiany krótkimi falami Reik nie objawiał żadnego śladu po ich kompanie. DeGroat pierwszy doszedł do siebie. Utratę niektórych kompanów miał wkalkulowaną. Jednak szybkość z jaką woda zabrała ich towarzysza dawała do myślenia. Wszyscy przysiedli tym razem starannie balansując na pokładzie. Tak by nie zbliżyć się zbytnio do zdradzieckich burt. Płaszcz Durnhelma smętnie leżał na dnie łodzi przypominając im wypadek. Do stojącego na palach pomostu zbliżali się powoli. Musieli zacumować przy nadbrzeżu, bo z masztem do magazynu i tak by nie wpłynęli. Tyle, że na nadbrzeżu… *** Co na nadbrzeżu zostawiam Waszej pomysłowości. Może trwa zabawa, może jakiś załadunek, może właśnie kogoś aresztują. Kto wie co się dziać może. Kto pierwszy ten lepszy. Ubawcie mnie. 5k100 .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
25-10-2021, 16:00 | #75 |
Reputacja: 1 |
|
25-10-2021, 19:35 | #76 |
Reputacja: 1 | Szyper był szybki, pokumał, co i jak, wiózł jak należy. I dobrze było jak było, trzeba było siedzieć pod plandeką i czekać suchej nogi. Ale coś stale ciągnęło ich w kłopoty, zaganiało pod kolejną chłostę. Chwila wynurzenia i było po Durnhelmie. Nie było złowieszczych komet na niebie, krwawych plam w toni, ani diabelskiego wycia, ale i bez błyskających omenów wypadek mroził nieprzypadkowością. Fatum? Dało się to wszystko jakoś poubierać w logiczne składowe? Bo że czysty, puszczony samopas przypadek stoi za wszystkimi ich wybojami w tej przeklętej misji nie starczało wiary. Rust poderwał się z siedziska, kiedy dopłynęli już pod skrajny dok. Wcześniej, przysiągłby, skoczyłby tak samo za Oczkiem, ale coś jakby go zmroziło. Jakby wiedział, że nie ma co łowić za magikiem. Że czarownik, głęboko okutany płaszczem, rozpłynął się i na wodzie została jeno kapota. - Człowieku… – De Groat podskoczył do rybaka po słowach Klemensa i schwycił go pod ramię. Gwałtownie, ale zelżał, momentalnie stajał w uścisku, jakby zmienił myśl. – Pamiętaj, co dziś robiłeś. Ściągnął spojrzenie szypra w dół. Nie wyciągał broni, dalej wisiała przy pasie. Tak jak sakiewka u rybaka. - Piłeś. Piłeś gorzałę na Szklanych Piaskach. – Poklepał kiesę, która z przelewem od De Groata nie wyglądała już po bezrobotnemu. – Cały dzień, rozumiesz? Kup, napij się, zasłużyłeś. I jak tak zrobisz, jak tego się będziesz trzymać… To masz tam więcej. Wtedy będziesz miał kolejne dni, żeby to wydać. Szyper nie wdawał się w dyskusje – rezolutnie, choć bez wesołej miny pokiwał głową na tak-tak i szybko odbił dalej, kiedy już towarzystwo zładowało się na drewniany dok pod „Albatrosem”. - Hej. – Rust szturchnął Klemensa i powiódł kawałek wgłąb doku, w stronę, gdzie zaczynało się zadaszenie i z cieni zwisały haki żurawi rozładunkowych. – Twój teren, skołuj nam kwaterę i pomyślimy, co dalej. - Jak wjedziemy całym tym cyrkiem na widok, to chuj z leżenia cicho – skołuj wózek, wjedziemy z ładunkiem w magazyn bez szumu. Rzuty: 38, 88, 47, 54, 36. |
25-10-2021, 21:08 | #77 |
Reputacja: 1 | Rip cieszył się krtóką chwilą względnego spokoju pod plandeką. Nie był słaby, jednak dźwiganie rozlewającego się Sotoriusa dało mu się we znaki. Korzystał z czasu na łodzi by zdążyły odpocząć mięśnie kiedy więc „Oczko” znikł pod taflą wody w pierwszej chwili odkrył jak późno na to zareagowały jego zmęczone mięśnie, po chwili zaś dotarło do niego że gdyby próbował nawet jakoś go wyłowić to nie wiedział nawet czy samemu starczyłoby mu sił by pozostać na łodzi czy tez do niej wrócić. Nie będąc biegły w pływaniu nawet nie zamierzał rozważać którejś z tych opcji jedynie przesunął się bardziej na środek łodzi żałując utraty kompana. „Może i świr, ale swój świr…” – pomyślał z przekąsem wiedząc że przy najbliższej okazji wypije za zmarłego Dobijając do brzegu z jednej strony cieszył się, że w końcu docierają do mety z drugiej wzdrygał na myśl że znowu będzie musiał taszczyć tłuściocha. Szturchnął Gregera nie chcąc wyjawiać jego imienia na głos ani przy Sotoriusie ani przy rybaku – zakładał, że puszczą go żywego. – Zmień mnie z tym kawałem mięsa – rzekł po cichu nie chcąc niepotrzebnie kierować uwagi rybaka – ja będę ubezpieczał grupę. Root był znacznie silniejszy od Ripa i nie miał już Oczka do tarmoszenia. Zmiana wydawała się aż naturalną koleją rzeczy. |
25-10-2021, 23:22 | #78 |
Reputacja: 1 | Lupus z ulga witał koniec podróżny. Nie miał za grosz zaufania to innych kierowców. Daleko przykładu szukać nie trzeba było. Jak woźnica mógł zgubić pasażera, to się w głowie nie mieściło Lupusowi. Mogli rzygać, połamać kulasy, ale kurwa żadnego nie zgubił. Zdarzał się taki co chciał potem jebnąć Lupusowi, ale garłacz wyjęty z worka przywracał takiemu trzeźwy osąd sytuacji. |
26-10-2021, 09:29 | #79 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Aro : 26-10-2021 o 09:38. |
26-10-2021, 13:06 | #80 |
Reputacja: 1 | Kiedy dobijali do brzegu Greger kończył już spieranie ostatniej pozostałości po "Oczku" z własnego kubraka. Żal mu było kompana, zwłaszcza że sam wywlekł go z Gnojowiska i wlókł na swoich barkach aż do portu, ale takie było życie. Zwłaszcza w branży, którą się zajmował. Dziwna obojętność kompanów na to co spotkało Durnhelma tylko utwierdziła Roota w przekonaniu, że nie znajdzie wśród nich druhów. Wspólników tak, ale raczej nikt tu nie nadstawi za drugiego karku, jeśli przyjdzie co do czego. - Zmień mnie z tym kawałem mięsa – rzekł po cichu Ripp– ja będę ubezpieczał grupę. Ubrawszy mokry przyodziewek Greger zarzucił sobie Sotoriusa na plecy i wspierany przez Tosse, który dźwigał tłuściocha za nogi, wydostali się na pewniejszy grunt. Pomost. Klemens gdzieś zniknął a oni tylko skryli się w podcieniu wyższego tarasu, by nie rzucać się w oczy. - Żal chłopa - mruknął do kompanów, nawiązując do nagłego zniknięcia czarownika, ale po tym co ten wyczyniał w Gnojowisku "żal" był nieco na wyrost. Nawet sam nie do końca mógł pojąć to co czuje. W końcu dał temu spokój i splunął na ziemię gęstą flegmą. - Dokończmy co mamy robić, rozliczmy się i rozejdźmy w swoją stronę. - powiedział do DeGroata, który wszak naraił im tę robotę. - Przycupniemy tu teraz jak Klemens załatwi metę i pójdę się zorientować w sprawie. Wy poczekacie, aż wrócę. - DeGroat miał najwidoczniej plan i Root nie miał zamiaru mu w nim grzebać. Odparł więc tylko. - Jakbyś potrzebował kogoś, kto się nie cofnie, to mogę pójść z Tobą. Po chwili pojawił się Klemens z wózkiem i takim zadowoleniem wypisanym na twarzy, jakby odkrył sekretne wejście do burdelu Madame Coriso. - Et voila! - Klemens wyszczerzył się do kompanów. - Tam za rogiem, w ślepym zaułku jest zamknięta piwniczka na kartofle, możemy wrzucić tam tego naszego kartofla. Przysiąść możemy na chwilę w magazynie, przemyślimy co dalej. Greger nie potrzebował dalszej zachęty. Dźwignął siedzącego Sotoriusa na ramię, sapiąc przy tym z wysiłku, po czym zwalił go na wózek. Wózek to był dobry pomysł! Jakby miał taszczyć sflaczałego, widocznie nieprzytomnego, kupca po mieście to by pewnie miał dość po kilku pacierzach. Nie wiedział co ten tłuścioch żarł, ale pewnym było, że nie odmawia sobie niczego. Umieściwszy Sotoriusa na wózku złapał z Tosse za dwa dyszle i pojechali za Klemensem. Do kryjówki, która w końcu miała zagwarantować chwilę wytchnienia. |