Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2021, 09:29   #79
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Od razu "twój teren" - obruszył się teatralnie Klemens, rozciągając i przeciągając w miejscu, jakby szykował się na maraton. - Ale dobra, coś się znajdzie. Nie rzucajcie się za bardzo w oczy.

Szlachcic poprawił rozchełstaną koszulę eksponującą wystający obojczyk, podciągnął spodnie i przejechał przez czarną czuprynę. Ciężkie buciory wprawiły w śpiew stare i nadgryzione zębem czasu deski pomostu, gdy ruszył na brukowaną alejkę. Tłum szabrujący biżuterię został przepędzony, a obstawa Estalijczyka odstraszała ostałe się resztki oportunistów. Klemens ominął ich szerokim łukiem, na chwilę tylko będąc centrum uwagi jednego ze zbrojnych, skanującego otoczenie w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia.

Chłopak skierował kroki w kierunku "Albatrosa", który był rzut beretem od pomostu, po drodze zahaczając o wbity po drugiej stronie ulicy stragan z tkaninami. Siwiejącą kobietę powitał z uśmiechem, wysupłując z sakiewki srebrnego szylinga i wskazując ciemno-czerwony materiał. Nożyce zaraz poszły w ruch, a w chwilę później Klemens podreptał dalej, składając i zawiązując wokół szyi impromizowaną chustę. Tą dublującą za sotoriusowy knebel spisał na straty.

- Pankracy! Jakże miło cię widzieć! A gdzie koledzy?

Oswaldowi nie można było odmówić gościnności, chociaż może nasilała się o tej godzinie, gdy "Albatros" świecił pustkami. Długie godziny popołudniowe były spokojne i nużące, a sporadyczny gość zapewniał odskocznię od nudy tylko na jakiś czas. Klemens powstrzymał grymas grożący wyrwaniem się na twarz - nie lubił jak wołano na niego drugim imieniem - i przysiadł na zydlu przy szynkwasie.

- Koledzy zajęci - odparł krótko, wymijająco. - Ja w interesach. Schowek do wynajęcia?

- Oho - Oswald odłożył kufel i szmatę, która pamiętała lepsze dni i do czyszczenia nadawała się średnio. - Cożeś nabroił, rozbójniku? Czy zebrało cię na amory na workach z ziemniakami?

- Potrzebuję przechować paczkę na parę godzin. Sprawy mam do załatwienia, a ciężko chodzić po Neuestadt z balastem. Sam rozumiesz. Polej przy okazji.

Oswald pokiwał jedynie głową i spełnił życzenie szlachcica, lejąc w gliniany kubek gorzałkę. Klemens zmoczył usta i zaczął odliczać monety, podczas gdy siwiejący już gospodarz pokuśtykał na zaplecze. Widać to nie był jego dzień i stara rana w udzie dawała o sobie znać. A może zanosiło się na deszcz? Oswald wspomniał kiedyś, że noga rwała go przy nadchodzącym deszczu.

- No, ale powiedz, Pankracy, co tam chcesz chować w moich Schowku, co? - Karczmarz-paser zagaił ponownie, wróciwszy z zaplecza z pękiem kluczy. - Nie byłbym sobą, jakbym nie zapytał.

- Pytać ci nie bronię - Klemens wzruszył ramionami - ale nie spodziewaj się odpowiedzi. Problemów ci nie przysporzę, a wzajemne zaufanie chyba wypracowaliśmy, co? Mało to informacji z pierwszej ręki wam zapewniłem? Zarobiliście na nich ładne parę karli, z tego co słyszałem.

- Ech, nie chcesz, nie mów - Oswald machnął ręką zawiedziony. - Dzień się dłuży, bo zamknęli Wielki Most i mi klientela się wzięła i utknęła na południowym brzegu. Porwanie czy napad podobno.

Klemens wziął łyk gorzałki, osłaniając drugi z rzędu grymas wyrywający się na facjatę. Jeśli Most był zamknięty, mieli trochę szczęścia i nikt po tej stronie nie powinien ich wypatrywać. Nie licząc Orsiniego i spółki. Żak dokończył trunek, pamiętając o celu wizyty i zwinął mosiężny klucz z oswaldowej łapy, zamieniając go na błyszczącą monetę.

- I ten wózek na ziemniaki jakbyś mógł mi pożyczyć. Pakunek ciężki.

- A bierz. Tylko odstaw skąd wziąłeś.

- A, i jakbyś mógł na parę chwil odstąpić magazyn.

Dłoń wyciągnięta w kierunku Klemensa dobitnie sugerowała, czego oczekiwał Oswald w zamian za odstąpienie magazynu. Kolejna moneta wylądowała u pasera, opróżniony kubek stuknął o blat, Löwenstein podziękował ładnie i podniósł kościsty tyłek. W magazynie powitał skinieniem głowy warującego osiłka, który zaraz ulotnił się, wezwany okrzykiem do wspólnej sali. Klemens ściągnął plandekę ze skrzyń w kącie i rzucił na wózek z workami o tajemniczej zawartości.

Szlacheckie pochodzenie i nieskalanie fizyczną pracą dały o sobie znać, gdy znalazł się ponownie na pomoście. Wózek napędzany był siłą pociągową ludzkich mięśni, a tej nieco brakowało chudemu paniczowi. Zasapany i czerwony na twarzy zaraz zaczął masować nadgarstki, krzywiąc się. Gestem wskazał na zapożyczony dwuśladowiec.

- Et voila! - Klemens wyszczerzył się do kompanów. - Tam za rogiem, w ślepym zaułku jest zamknięta piwniczka na kartofle, możemy wrzucić tam tego naszego kartofla. Przysiąść możemy na chwilę w magazynie, przemyślimy co dalej.

Klemens ruszył z powrotem w górę pomostu, okręcając klucz wokół palca i pogwizdując wesoło. Przystanął jedynie na chwilę i obejrzał się na drużynę.

- Ale wózek niech ciągnie kto inny. Ja już się dzisiaj naciągałem.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 26-10-2021 o 09:38.
Aro jest offline