| - Jak nie urok to sraczka. - Rust zaklął w duchu słysząc rewelacje pannicy.
Sprawy cosik się nie zgrywały. Wspominała o Grubasie, tak jakby jego zasadzka na De Groata i resztę kompanii nie miała być zasadzką, ale regularną transakcją. Tak, jakby nie wiedziała, co miało miejsce parę godzin wcześniej.
Mogła nie wiedzieć, nie znać kluczowego szczegółu, ale o tumulcie w centrum musiała słyszeć. Jeśli była w zmowie z Grubasem, nie grałaby teraz głupiej, jeżeli znała jego plany. Jeśli Grubas rzeczywiście miał przejąć ich ładunek w imieniu Orsiniego, ewidentnie zmienił po drodze zdanie, bo nie podjechał na miejsce z wózkiem towarowym, tylko zgrają zaczajonych po kątach zbójów. Nie było marginesu wątpliwości, który wpuściłby to do rachunku. Grubas musiałby dostać porządnie w turban, żeby odstawić taki numer i liczyć, że Orsini będzie kontent.
Grubas był martwym punktem, a Daria odcinała jedyne wyjście z labiryntu. I jedynego płatnika, który miał z czego wypłacić za taką grubą rybę. No, poza samym Sotoriusem… Jeśli wszystko wzięłoby w łeb zawsze zostawało uciąć go kawałek na próbkę i przesłać do rodziny, te 2000 karli, o których mówił to było coś. Coś, co nawet po podziałce dawało szanse, by urządzić się po swojemu daleko stąd. - Na to jeszcze przyjdzie pora. – Pomyślał. – Jeśli reszta się zesra, będzie najwyższa pora. - Wiesz, co Daria? – Rust uśmiechnął się promiennie i znów przysiadł do stolika, krańcując kielich. – Jestem dobrej myśli. Chodź, pokażę ci coś.
Złapał ją za nadgarstek, lekko, ale zdecydowanie. Przymrużył oczy i kiwnął głową na znak, żeby ruszyła za nim. - Daj spokój – parsknęła flirciarsko, jakby na tak, jakby na nie, ale w sposób jasny dla dwóch ogrów pod drzwiami, którzy chyżo ruszyli do stolika. - Chodź. – Rust pogładził ją po dłoni. - Nie pożałujesz. Skoro już tu przyszłaś, to chyba znajdziesz chwilkę? - N-n-no, Rust. – Przymknęła powieki i zagryzła wargi. Że niby naturalnie. - Chwilę mogę znaleźć. - To chodźmy. – De Groat wziął flakon wina pod pachę, a drugą rękę podał kobiecie. – Zostaw kolegów, zabawimy najwyżej kwadrans. - Oswald, daj chłopakom gąsiorek wódki – Klemens machnął na oberżystę, który w skrajnym rogu izby wytężał całą uwagę na szorowanie kociołka. - My pijemy, a im nie dać? Niech nie stoją po próżnicy. * * *
Rust poprowadził kobietę schodami w dół, z Klemensem towarzyszącym z drugiej strony. Szła niepewnie, z głową wyprostowaną, ale z oczami rozbieganymi po całym korytarzyku jak jaszczurki. Mogła się wyrwać, pchnąć go po schodach, dźgnąć, szarpnąć. Wiedział, że miała broń, wiedział, że umiała się z nią obchodzić. Wiedział, że dużo ryzykowała schodząc z nimi. Że w ciasnym korytarzu, osaczona, nie mogła mieć żadnej pewności, że ostrze w obcasie buta i zatrute koraliki w bransoletce wystarczą, by dopaść ich obu. By dopaść któregokolwiek, nim w ciemności skręcą jej kark, dźgną pod żebra, rozbiją głowę o ceglany mur.
Ryzykowała, więc albo było to w jej interesie, albo im zaufała. Znali się trochę, może to było to? A może jedno i drugie… Albo i jeszcze co więcej. - Panowie, to pani Daria von Nogaj – Rust wprowadził dziewczynę do piwniczki, w mokry, podziemny chłód. - Daria, to panowie. - Mamy winko. – Klemens pomachał flakonem zniesionym z góry. - Rozleję po kubkach. - Wiesz Rust… – Daria zasiadła na skrzynce z narzędziami i zadarła nogę na nogę. Nogi miała świetne. Sztylet przy podwiązce też, szylkretowa rękojeść, delikatny jak grzebyczek. – Myślałam, że kapkę lepiej zarabiasz, że możesz już normalnie chadzać po lokalach, do izby, na górę, między ludzi… A ty mnie tu zapraszasz między siatki z kartoflami. - Słuchaj, zobacz lepiej, co znaleźliśmy. – De Groat był zmieszany tą uwagą, ale liczył, że finalnie dziewczyny nie rozczaruje. – Pokaż jej, Lupus.
Lupus majstrował coś przy torbie, odwijał niby to jakieś supły… Szarpnął płachtą i wymierzył w rudą lufę garłacza. - Doprawdy? – syknęła. – To będzie słychać. - Bez nerwów. – Rust rozsiadł się z kielichem naprzeciwko dziewczyny. – Nikt tu nie chce twojej krzywdy. Sprawy się pogmatwały i musimy zwyczajnie pogadać. - Mogliśmy na górzę – żachnęła się. - Nie mogliśmy – przeprosił Rust. – Ale teraz możemy. Powiedz na początek, co z tym Grubasem. Gdzie go mamy szukać? Miał na nas czekać w karczmie, przy rynku – nie było go. Rzuty: 44, 62, 2, 70, 56. |