Sotorius był cały poobijany. Usta, wielokrotnie zamykane ciosem pięści, miał wielkie jak kalafior, popękane w wielu miejscach z których sączyła się krew. Wielki siniec na skroni, ślad po obuszku, już przybierał stosowny, sino-fioletowy odcień. Spocone włosy, srebrny wieniec z którego pewnie był bardzo dumny, pot i zaschnięta krew przylepiły mu do czaszki. Ale oczy pozostały czujne. Słuchał Rippa z uwagą, jakby od tego zależało jego życie. Niewykluczonym było, że tak właśnie jest.
Ripp wyłożył mu wszystko jak na tacy. Znał trochę hierarchię dowodzenia. Wiedział kto może brać w łapę, kto bierze a kto na pewno nie. Z tego też względu czekał z niecierpliwością na odpowiedzi kupca. Ten zaś pozbawiony knebla z głębokim westchnieniem nabrał powietrza, jakby to był najsłodszy nektar na świecie. Po tym co miał w ustach jako knebel, pewnie tak było.
-Słuchaj to pomyłka! Nie wiecie co robicie! Zapłacę wam jeśli mnie puścicie! Zapłacę tobie jak mnie puścisz! Nie wiem, kto wam kazał mnie porwać, ale… -Nazwiska! - Ripp nie zamierzał się wdawać w dyskusje. To prowadziło donikąd bo kupiec pewnie by go przegadał i dwa razy sprzedał, nim by skończył swą tyradę.
-Ja nie płacę nikomu. To oni mi płacą! Mój brat, Gustav, on decyduje o awansach w Straży! - wychrypił, kiedy doszedł do siebie po policzku, jaki wymierzył mu Tesslar. Coś w tym mogło być, bo rzeczywiście patenty oficerskie w Straży Miejskiej rządziły się swoimi, zagmatwanymi prawami. Jeśli to co mówił kupczyk było prawdą…
-Dobra, przeszedłeś pierwszy test. - warknął Ripp, nie do końca wiedząc co powiedzieć na słowa Sotoriusa. Tak czy siak miał świadomość tego, że wdepnęli nie w gówno a w otwarty grób. Jeśli mówił prawdę cała miejska Straż stanie na jajach byleby znaleźć brata ich … pryncypała?
-Nazwiska pięciu ludzi, którzy najbardziej wchodzą ci w drogę! - Ripp zadał drugie pytanie z kilku powodów. Znać konkurencję i potencjalnego nabywcę było warto, ale z drugiej strony po prostu musiał coś powiedzieć, bo wciąż myślał o układance ze Strażą.
***
Daria von Nogaj miała wszelkie powody by się obawiać. Sama z tyloma zbirami, z których każdy okrwawiony był solidnie po przejściach poranka, każda dama mogła się poczuć zagrożona. Jeśli jednak się obawiała skrywała to głęboko. Miała klasę. Siedząc nawet na skrzyni, nawet w podziemnym magazynie oberży do którego światło wpadało wyłącznie przez szczeliny w deskach bramy strzegącej wyjścia do kanału, zdawała się uśmiechać nic nie robiąc sobie z mierzącego gdzieś w jej okolicę garłacza. Inna sprawa, że Lupus, który ów garłacz trzymał, wiedział również, że jak dmuchnie, to strąci i Darię i Rusta. Miał też świadomość tego, że Rustowi mogło by nie przypaść to do gustu.
-Powiedz na początek, co z tym Grubasem. Gdzie go mamy szukać? Miał na nas czekać w karczmie, przy rynku – nie było go. - Rust wyłożył wszystko w miarę klarownie nie wdając się w szczegóły. Tak było lepiej.
-Nie wiem gdzie szukać Grubasa. Nie wiem nawet jaki masz do niego interes. Jak wiesz, nie wtrącam nosa w cudze sprawy, to niezdrowe. - Daria prychnęła jak kotka z oburzeniem. Rust wiedział, że nieco rozmija się z prawdą. Znana była z tego, że dużo wie. Głównie od mężczyzn, którzy spędzali z nią wieczory przy kieliszku wina.
-Muszę wiedzieć, gdzie go znaleźć jeśli ma moją kasę. Kto w ogóle kazał ci mnie szukać? -Abelardo dziś rano był w Złotym i zostawił mi wiadomość. - mówiła zapewne o „Złotym Młocie” ekstrawaganckiej karczmie dla bogatych i rozrzutnych. To, że Daria tam się bawiła nie mogło dziwić nikogo. -
Potem jeszcze spotkałam „Ślepaka” i on mi to samo powiedział. Pół miasta cię szuka. - dodała pocieszająco. Słysząc te słowa wszystkim zrobiło się gorąco. Zapewne pannica przesadzała, ale nie koniecznie bardzo. „Ślepak” był hersztem jednej z partii szubrawców łupiących kogo popadnie w Neuestadt. I czasem wyświadczającym Orsiniemu drobne przysługi w zamian za stosowną pomoc w razie wpadki.
Rust myślał intensywnie. Klemens również, choć uwagę jego zwracał również Tosse, który nie dbając o konwenanse szabrował magazyn Oswalda. Klemens miał świadomość tego, że stary karczmarz nie będzie tym zachwycony. Greger rozwalił się na workach z jakimiś warzywami i odpoczywał obserwując wszystko spod przymrużonych powiek. Lupus od niechcenia odchylił nieco lufę garłacza. Teraz nie mierzył wprost w Darię, ale też nie w przeciwną stronę. Wszyscy myśleli o tym, czym uraczyła ich dama.
***
-Nazwiska! - powtórzył z naciskiem Ripp unosząc dłoń do ciosu. Nie musiał go zadać, bo kupiec od razu sypnął z marszu.
-Oldenchaller, ten szubrawiec! I Karl Richthoffen! Foch, mistrz rzemieślniczej. Tim Brodke, łajdak czycha na moje składy. I Zak Grode szef cechu dokerów. Joachim Liepke, rajca. I… - pewnie kupiec z jego nazwiskiem, koneksjami i majątkiem wrogów miał na pęczki, ale Rippowi wystarczyło pięć. Wepchnął szmatę w usta protestującego kupca po czym założył mu ponownie kaptur na głowę i posadził na kartoflach. Musiał omówić swoje odkrycie z kompanami.
Kiedy do nich wrócił skrzętnie zamykając za sobą drzwi do piwniczki Sotoriusa, jego oczom ukazał się całkiem miły oku gość. Którego z całą pewnością chętnie by poznał. Tyle, że okoliczności były jakby nie teges.
***
-Słuchaj Rust, jestem po tej samej stronie co ty. Też miałam dziś załatwić coś z Orsinim i wszystko się posrało. - takie słowo w ustach damy brzmiało wulgarnie. Ale z tą odrobiną wulgarności było rudej do twarzy. Położyła pojednawczo dłoń na jego kolanie. Starannie wypilniczkowane paznokcie lakierowała co dodawało jej zmysłowości. -
Teraz mam problem, może mógłbyś mi pomóc? Jak mi zejdzie z głowy, będę mogła coś wymyślić. Może bym posłała jakąś dziewczynę do Orsiniego? Że niby z praniem czy z dostawą ciasta. Wiesz jak on lubi ciasta. Nikt niczego się nie domyśli a może dowiemy się co dzieje?
Rust nie zdążył odpowiedzieć jej, że to był jego plan, bo drzwi u góry uchyliły się ukazując siwy łeb Oswalda.
-Pankracy! Pankracy, ci panowie, co towarzyszą tej damie, nalegają by do niej dołączyć. Mówią…
Co mówią już nie powiedział, bo czyjaś silna ręka złapała go za kołnierz i pociągnęła w tył a w miejscu karczmarza stanął jeden z wykidajłów odzianych w szaty sługi.
-Na zewnątrz zebrało się sporo straży. Idą od lokalu do lokalu. Chyba czegoś szukają. - powiedział zgrzytliwym głosem, jaki wydać z siebie może tylko ktoś, komu garota kiedyś piłowała tchawicę.
Posłaniec złych wieści.
Nihil novi.
***
5k199
.