Chata smolarza nie napawała Eleonory optymizmem - za bardzo wystawiona na widok, za blisko traktu. Nie zamierzała jednak dyskutować czy upierać się przy swoim, mimo że wspomniani jeźdźcy na ogonie skręcali trzewia i pobudzali nerwy. Ingwar i Eryck byli ich przepustką do względnego bezpieczeństwa i to na nich opierał się ich plan, więc zdała się na osąd innych.
Pomogła wnieść szlachcica, pomogła znieść drewno na opał, pomogła rozpalić palenisko. W zszywaniu i cyrulikowaniu już nie. Nie nadawała się do tego i nie miała ochoty obserwować roboty Theophrastusa. Żołądek szybko by to oprotestował. Ściągniętą torbę rzuciła więc w kąt izby, wskazała Gudrun zydel nakazując odpoczynek i tyle ją było widać. Podreptała w ślad za Semenem, na zewnątrz. Chciała się nieco rozgrzać, ale inne sprawy wychodziły chwilowo na pierwszy plan.
-
Sprawdzę jak się sprawy mają na wysokości - rzuciła do Kislevity, poprawiając zdobyczną kuszę.
Eleonora przejechała spojrzeniem po okolicznych drzewach i śnieżnych koronach, zagryzając wargi. Wiedziała, że z wysokości będzie miała dobry widok na okolicę, ale dobry widok będzie i na nią. Ogołocone gałęzie nie oferowały schronienia i działało to w obie strony, ale skonstatowała, że ryzyko będzie teraz nieodłącznym towarzyszem i wzruszyła ramionami. Ruszyła ku linii drzew.
Dąb zatrzeszczał, popieszczony kopnięciem ciężkiego buciora i oprószył okolicę białym puchem zalegającym na gałęziach. Eleonora prychnęła i otrzepała się ze śniegu, który udekorował jej głowę i ramiona, splunęła w dłonie i hyc!, ruszyła w górę. Wspinaczka była jej specjalnością, to fakt, ale oblodzone i zmarznięte drzewo nie ułatwiało zadania. Gałęzie trzeszczały i zrzucały śnieg, obciążone łasiczkowym balastem, ale dziewczyna parła dzielnie w górę. Sapiąc, jęcząc i złorzecząc. Dała radę i przycupnęła na grubym konarze, ściągając z pleców nabitą kuszę i omiatając okolicę spojrzeniem.
_______________________________
12, 97, 60, 30, 98