Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2021, 11:19   #81
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Chata smolarza nie napawała Eleonory optymizmem - za bardzo wystawiona na widok, za blisko traktu. Nie zamierzała jednak dyskutować czy upierać się przy swoim, mimo że wspomniani jeźdźcy na ogonie skręcali trzewia i pobudzali nerwy. Ingwar i Eryck byli ich przepustką do względnego bezpieczeństwa i to na nich opierał się ich plan, więc zdała się na osąd innych.

Pomogła wnieść szlachcica, pomogła znieść drewno na opał, pomogła rozpalić palenisko. W zszywaniu i cyrulikowaniu już nie. Nie nadawała się do tego i nie miała ochoty obserwować roboty Theophrastusa. Żołądek szybko by to oprotestował. Ściągniętą torbę rzuciła więc w kąt izby, wskazała Gudrun zydel nakazując odpoczynek i tyle ją było widać. Podreptała w ślad za Semenem, na zewnątrz. Chciała się nieco rozgrzać, ale inne sprawy wychodziły chwilowo na pierwszy plan.

- Sprawdzę jak się sprawy mają na wysokości - rzuciła do Kislevity, poprawiając zdobyczną kuszę.

Eleonora przejechała spojrzeniem po okolicznych drzewach i śnieżnych koronach, zagryzając wargi. Wiedziała, że z wysokości będzie miała dobry widok na okolicę, ale dobry widok będzie i na nią. Ogołocone gałęzie nie oferowały schronienia i działało to w obie strony, ale skonstatowała, że ryzyko będzie teraz nieodłącznym towarzyszem i wzruszyła ramionami. Ruszyła ku linii drzew.

Dąb zatrzeszczał, popieszczony kopnięciem ciężkiego buciora i oprószył okolicę białym puchem zalegającym na gałęziach. Eleonora prychnęła i otrzepała się ze śniegu, który udekorował jej głowę i ramiona, splunęła w dłonie i hyc!, ruszyła w górę. Wspinaczka była jej specjalnością, to fakt, ale oblodzone i zmarznięte drzewo nie ułatwiało zadania. Gałęzie trzeszczały i zrzucały śnieg, obciążone łasiczkowym balastem, ale dziewczyna parła dzielnie w górę. Sapiąc, jęcząc i złorzecząc. Dała radę i przycupnęła na grubym konarze, ściągając z pleców nabitą kuszę i omiatając okolicę spojrzeniem.



_______________________________

12, 97, 60, 30, 98
 
Aro jest offline  
Stary 28-10-2021, 14:07   #82
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ— Za wcześnie na popas myśmy stanęli. — Zrzędziła swym zwyczajem konie w kmiecim obejściu zamykając, nie zdecydowała się jednak uwalniać tychże od rzędów, coby w razie potrzeby szybko móc je do drogi przysposobić. Nie czuła się dobrze z tym, że stanie na czujce musiała pozostawić kozakowi i Łasiczce, wszak kto lepiej wyznawał się na czatach jak nie Gudrun właśnie. Ale miała również świadomość, że w obecnym stanie na wiele by się w przypadku zagrożenia nie zdała, toteż korzystając z chwili spokoju jęła nagrzewać w trzaskającym ogniu kominka ostrze noża, z chęcią przypalenia sączącej krew rany. Może i nie była medyczką, ale i w lesie człek musi umieć sobie radzić. Ci co za nimi jechali ewidentnie to ich kompanię mieli na względzie, a w takim wypadku jak najszybciej musiała doprowadzić się do stanu względnej przydatności.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤGdy więc ostrze jęło swym czerwonym blaskiem dawać znać o gotowości do przeprowadzenia zamierzonego wypalenia rany, przygotowała bandaże i okład z ziół które mogłyby w jakiś sposób złagodzić negatywne skutki oparzenia, coby nie musieć latać potem z oparzelizną bo izbie.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ— Panie Ingwarze, macie jakowyś antałek na podorędziu? Przyda się jakoweś znieczulenie. — Zwróciła się do sługi Lorda, widząc że reszta kompanów w izbie ma ważniejsze rzeczy do roboty niźli jej bebech.
65, 57, 48, 30, 25

 
M0n jest offline  
Stary 29-10-2021, 09:01   #83
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Chatę ogarnęli w miarę sprawnie, choć poza Eleonorą i Ingwarem każdy z nich się niemal słaniał. Adrenalina, która zmuszała ich do działania kiedy trwało największe, bitewne zagrożenie, dawno już wyparowała i teraz odniesione rany czuli przy każdym ruchu. Przy każdym wdechu. Przy każdym uderzeniu serca. Mimo tego zmusili się do roboty. Wbrew organizmowi. Wbrew rozsądkowi. Na przekór losowi, który powoli chciał zaprosić ich do grobu.

Gudrun, która każdy oddech czuła w piersi bolesnym ukłuciem, zajęła się końmi. Bełt wyjęty jeszcze w obozie przez Theo, zdaniem medyka wsparł się na żebrze i nie przebił płuca. Podobno dla tego wciąż żyła, choć każdy ruch jaki wykonywała palił do żywego. Obandażowana rana po nożu w udzie wbrew pozorom nie bolała aż tak bardzo, ale noga zachowywała się dziwnie. Lewa ręka, ta w którą dostała jakimś obuchem, spuchła. Nie wyobrażała sobie jak miała by w tej chwili napiąć łuk. Wszystko robiła prawą ręką tak jakby lewa była tylko dla symetrii. Twarz, której wytrzymałość na polu bitwy ktoś sprawdzał kiścieniem, tylko pulsowała bólem. Ale pamiętała zatroskaną twarz Theo, kiedy bandażował jej głowę. Była jedną wielką raną a krótka jazda konna, ledwie parę lig od Wusterburga, sprawiła że stała się żywym trupem. Jeszcze żyła, ale chyba już na lichwiarski kredyt. Z tego też powodu oporządzenie koni, na których przyjechali, miast kilku pacierzy, zajęło jej znacznie więcej czasu. I gdyby nie pomoc Eleonory pewnikiem nie dała by rady. Ostatkiem sił weszła do izby w której medyk sprawiał Lorda na swój wymyślny, akademicki sposób. Usiadła z boku i chwilę się temu przyglądała. Też potrzebowała pomocy, ale rozumiała że w takiej sytuacji nie będzie pierwsza w kolejności. Z tego też względu postanowiła sama zająć się sobą. Przynajmniej na tyle, na ile mogła. Chcąc przyżegać krwawiącą ranę w udzie, rozgrzała ostrze i niezdarnie, jedną ręką, zaczęła odwiązywać zawiązany przez Theo na polu bitwy bandaż.

-Panie Ingwarze, macie jakowyś antałek na podorędziu? Przyda się jakoweś znieczulenie. - powiedziała słabym głosem do starszego sługi. Ten pokiwał głową i wyszedł do sań. W samą porę. Medyk w tej właśnie chwili zabierał się za otwieranie czaszki jego pana. Wrócił po chwili i widząc co się dzieje jednym susem dopadł do Theophrastusa chwytając go za rękę.

-Co robisz konowale!! - krzyknął wściekle sięgając po ostrze wiszące mu przy pasie chyba nie tylko dla ozdoby. - Zabijesz go!

Theophrastus znał ten typ ludzi. Nie raz i nie dwa musiał tłumaczyć bliźnim ludzi, których operował, co robi, dla czego robi i jakie będą skutki jego roboty. Pewnie i tym razem wyłożył by wszystko Ingwarowi przed rozpoczęciem operacji, ale liczył się czas. Zresztą sam też był wykończony. Kilkugodzinna jazda w siodle była dlań po postrzale w pośladek prawdziwym koszmarem. Koszmarem tym większym, że nie był w stanie sam sprawnie zająć się swoją raną. Te nieliczne przerwy jakie robili dla sprawdzenia stanu zdrowia Lorda były dlań upragnionymi chwilami wytchnienia. Gdyby nie musiał wsiadać i zsiadać z czworonoga. Pośladek rwał go przy każdym ruchu i choć nie miał wątpliwości, że bełt usunął cały, obejrzał go przecież starannie i nie dostrzegł żadnego odprysku, obawiał się że mógł sięgnąć aż kości miednicy. To była poważna rana w bardzo niepoważnym miejscu. Poważna rana, przez którą nawet nie myślał o tej, która powstała po jakimś ciosie w głowę. Zabandażował ją jedynie wcześniej sprawdzając czy nie ma pękniętej czaszki. Nie miał. Ale i tak miał dość wszystkiego i w takiej chwili obiekcje Ingwara były ostatnią rzeczą, która była by mu potrzebna.

-Zabije go krew gromadząca się w głowie. Trzeba odbarczyć. - powiedział znużonym głosem odsuwając się od stołu na którym złożony był Lord. - Możesz mnie powstrzymać a wtedy zajmę się swoimi kompanami i swoimi ranami. Ty zaś będziesz go miał na sumieniu. Jeśli ma przeżyć muszę mu zrobić dziurę w głowie i spuścić nadmiar krwi. Robiłem to już nie raz i pewnie będę robił nie raz w przyszłości. Ale nie zależy mi specjalnie, by zrobić to tu i teraz. Choć to kwestia życia i śmierci twego pana. Decyzja należy do ciebie. Mam go otwierać, czy też wolisz poczekać kilka dni i dowieźć do Teoffen trupa?

Ingwar wpatrywał się w oczy Theo dłuższy czas, jakby szukał w nich fałszu, ale znalazł tylko zmęczenie. W końcu poddał się, skinął głową i wyszeptał. - Rób co musisz. Ale ja… nie mogę. Nie mogę na to patrzeć.

-Wyjdź więc. Zawołam cię jak skończę. - powiedział medyk i wrócił do swej pracy. Zmęczony, prawie obojętny ze zmęczenia, ale nadal profesjonalny w każdym calu. Skalpel gładko wszedł w skórę a on przejął rolę krawca.

Tupik siedział przy garze i patrzył na pracę Theophrastusa zmęczonym, obojętnym wzrokiem. Jadąc na koźle sań zabawiał Ingwara rozmową starając się go wybadać, jak najwięcej dowiedzieć się o Teoffen, o samym Lordzie Erycku i wszystkim. Wszystkim byle nie myśleć o ranach. Bywał już ranny, pewnie że tak, jednak nigdy jeszcze nie widział tyle krwi lejącej się z niego samego! Draśnięcie toporem ledwie przebiło mu na piersiach zmyślny pancerzyk, wiedział że ta rana opatrzona jeszcze w obozie, przyschnie na nim jak na młodym psie. Jednak dużo gorzej było z brzuchem. Dokładniej zaś z raną, która powstała po włóczni, którą jakiś klanowy wepchnął mu w podbrzusze. Pamiętał jak w ferworze walki ciosem mieczyka odrąbał drzewca. Pamiętał jak w obozie Theo wyjął mu z brzucha graniasty grot, choć reszty nie pamiętał, bo chyba na chwilę zemdlał. Teraz miał ciasno zawinięty w pasie bandaż, przez który sączyła się ciemna krew. Zaschnięta już teraz, ale ból jaki odczuwał, wpędzał go w otępienie. Pewnie dla tego z radością podchwycił pomysł Gudrun o znieczuleniu. Spokojnie poczekał aż ta się znieczuli przed operacją po czym przywarł ustami do bukłaka i skrzywił się kiedy poczuł pieczenie w ustach. No tak, cios tarczą. Złamane trzy zęby, przecięta warga. Jakim cudem w ogóle dał radę gadać? Gorzałka piekąc spłynęła do żołądka a on pociągnął jeszcze kilka łyków. Solidnych, jak wcześniej Gudrun. Alkohol da otępienie, oddali szarpiącą mękę. Niemrawo zerknął na gar rosołu, który nawarzył. Jakim cudem dał radę to przygotować? Rosół najlepszy jest na rany. Ale on nie pamiętał by go przygotowywał. Czyżby?

Semen tylko chwilę odpoczywał w chacie, po tym jak wspólnie wnieśli rannego Lorda i rozłożyli go na stole. Przyniósł jeszcze drwa na opał i pomógł rozpalić ogień. Przez chwilę obserwował mechaniczne ruchy Tupika, który krzątał się ważąc jakąś strawę, oraz Theo, który sparzał narzędzia, które miał użyć do zabiegu. Widział go już w tej roli i wiedział, że mimo własnej słabości medyk da radę. Albo raczej zrobi wszystko, by ocalić swego pacjenta. Semen czuł, że sam powinien zostać kolejnym, ale kolejka była długa. Gudrun i Tupik też potrzebowali pomocy i przy ich stanie jego rana od noża w boku i przestrzelone na wylot ramię było niczym. Medyk przecie mówił, że kość nie draśnięta i się zarośnie a ręka, jeśli będzie ją ćwiczył, wróci do dawnej sprawności. Na razie owinięta ciasno w obozie bandażem, nie sprawiała mu większych problemów. Jeśli nie liczyć tego, że nie nadawała się zbytnio do czegokolwiek. Dobrze, że zgarnięty z pola walki topór, mimo że wyglądał na broń do walki dwoma rękoma, lekko chodził w jego prawicy. Opuchniętego po ciosie obuchem pyska nawet nie liczył w kategorii ran. Zwłaszcza kiedy spoglądał na wielkie jak kalafior wargi Tupika. Lub słyszał jego seplenienie. Dla tego też, nieudolnie, jedną ręką wyrychtował kuszę i czując się na siłach, wyszedł po chwili na zewnątrz z zamiarem zbadania okolicy. Dokładniej zaś, zbadania okolicy traktu na Wusterburg. Odgłosy, które zdawało mu się że słyszał, nie dawały mu spokoju. Doświadczenie nauczyło go ufać przeczuciu. Lepiej było mile się zaskoczyć, niż zostać zaskoczonym.

Eleonora starała się ze wszystkich sił pomóc każdemu. Byli w ciężkim stanie, że zdawało jej się jakby byli już jedną nogą nad grobem. Co prawda wyszli z rzezi o własnych siłach, ale te opuszczały ich błyskawicznie. Potrzebowali odpoczynku i choć minęło ledwie pół dnia, oni już mieli dosyć podróży. Wiedziała z doświadczenia, że w takim stanie i w takim tempie, droga do Teoffen może im zająć równie dobrze tydzień. Albo i dłużej. Mimo to podziwiała mechaniczną sprawność z jaką rozdzielili swe zadania i przystąpili do ich wykonywania. Jak dobrze zgrany zespół. Jak zespół, który i ona kiedyś miała i była jego częścią. Który znów mogła mieć. Dla tego robiła co było w jej mocy, by im ulżyć. Pomogła Gudrun, pomogła przy wnoszeniu rannego, pomogła Tupikowi z rozpaleniem ognia i naniosła z Semenem drewna. Tylko medykowi pomóc żadną miarą nie mogła, bo już było by ponad jej siły. Kiedy więc Semen zebrał się, by sprawdzić okolicę i ona wyszła razem z nim. Lepiej było go samego nie puszczać, ktoś zawsze powinien być w asekuracji. Tę naukę zapamiętała jeszcze z cyrkowej trupy. Ingwar siedział na odśnieżonej przez siebie ławie pod ścianą chałupy i nie zatrzymywał ich pogrążony w modlitwie. Widać Lord Eryck musiał być dobrym dobrym panem skoro zasłużył sobie na taką miłość sługi.

-Sprawdzę jak się sprawy mają na wysokości - rzuciła do Kislevity, gdy wyszli na zewnątrz, poprawiając zdobyczną kuszę. Miała łuczysko zrobione z kilku różnych rodzajów drewna, masy rogowej i ścięgien zwierzęcych. Najlepsza, jaką miała kiedykolwiek w rękach. Do strzelania na duże odległości. Do zabijania. Zupełnie inna niż te, których używała w trupie strzelając do rzucanych jabłek.

Rozdzielili się. Semen poszedł w las a ona wyszukała odpowiednie do wspinaczki drzewo. W zasadzie wspięła by się na każde, mimo skuwającego gałęzie lodu, ale chciała mieć dobry widok na drogę. Kiedy ruszyła w górę posuwając się od gałęzi do gałęzi, pomysł z naciągnięciem kuszy zawczasu i naładowanie bełtu nie wydawał jej się już tak dobry. W każdej chwili spodziewała się, że dyndająca u pasa kusza wystrzeli i przebije ją na wylot. Widać jednak Ranald miał wobec niej inne plany, bo po jakimś czasie udało jej się bez drugiego pępka wspiąć aż do korony dębu z którego miała doskonały widok na okolicę.

Semen ruszył szerokim łukiem zdając się na swój instynkt. Topór zarzucił na plecy, przytroczony i łatwy do wyciągnięcia, a w ręku miał zdobyczną kuszę. Solidną. Jak na jego strzeleckie umiejętności aż za dobrą. Szedł ostrożnie, nie spiesząc się. Odsuwał grodzące mu drogę gałęzie starając się zachować ciszę, choć każdy krok chrzęścił mu pod butami brodzącymi w głębokim śniegu. Las pachniał żywicą, w górze świergotały ptaki, które widocznie czuły już nadchodzącą wiosnę. Przemykał się ostrożnie skupiony na każdym dźwięku, ruchu, czy zapachu. Dzięki temu pewnie poczuł zapach dymu unoszący się w powietrzu. Przywarł do pnia wielkiej sosny wyczuwając kierunek wiatru. Kiedy upewnił się co do tego wytężając wszystkie siły z napiętymi jak postronek nerwami powolutku, skulony, ruszył.

Eleonora rozglądała się czujnie z korony drzewa, lustrując okolicę rozłożoną pod jej stopami. Widziała chatkę w której się zatrzymali, sanie zaprzężone, stojące w obejściu. Z końskich chrap buchały kłęby pary. Ingwar zniknął gdzieś, pewnie wszedł do chaty. Z komina snuł się niebieski dym zmieszany z parą. Przeniosła wzrok na trakt którym przyjechali i zdało jej się, że dostrzega jeszcze jedną smużkę dymu. Poprawiła się zmieniając pozycję i przez nagie gałęzie dostrzegła ich. Trzech ludzi przykucniętych przy rozpalonym ognisku i znacznie więcej koni uwiązanych do okolicznych choinek. Przez ułamek chwili widziała też skradającego się w ich kierunku z kuszą w ręku Semena. Trójka ludzi i siedem, może osiem koni. Coś tu było grubo nie w porządku! Rozejrzała się jeszcze raz, tym razem szukając dalej i zataczając wzrokiem w koło. I wówczas dostrzegła zrywające się do lotu opodal chaty stado ptaków. Od razu domyśliła się, że coś musiało je spłoszyć. Trójka ludzi, siedem koni. Trójka ludzi…

Semen ruszył na czuja, na węch. Ręka z kuszą wyprzedzała go o pół kroku, delikatnie rozgarniając wyrywające się z zasp śnieżnych krzaki. I wówczas ich dostrzegł. Trzech mężczyzn w grubych płaszczach spod których wystawały skórznie i kolczugi. Przytroczone do pasa miecze i sztylety z pewnością nie służyły do smarowania chleba masłem. Trzech ludzi i chyba z osiem koni. Ten rachunek mu się nie spodobał. Omiótł wzrokiem ich obozowisko i dostrzegł ślady odchodzące w las. Łukiem. Kto by pomyślał?

-Chłopaki szybko się z nimi uwiną. Niepotrzebnie rozpalaliście ogień. - powiedział ktoś niskim głosem.

-Marudzisz. Jest taki ziąb, że każda chwila przy ogniu warta jest złota. - ten z kolei chrypiał.

-Zamknijcie jadaczki obaj. Cieszcie się ciepłem i trzymajcie mordy na kłódkę zamknięte, bo nawet jak nie zobaczą ognia, to nie znaczy że was nie usłyszą. W chacie mógł na nich ktoś czekać. - trzeci mówił tak, jakby nawykły był do wydawania rozkazów. Semen wiedział, że nie może się zdradzić. Powinien się wycofać i ostrzec druhów. Już nawet zrobił krok wstecz, kiedy jakaś gałąź chrupnęła mu pod jeździeckim butem…

Eleonora wiedziała, że musi ich ostrzec, ale miała też świadomość tego, że ranny Semen może nie poradzić sobie z trójką obozującą przy trakcie. Może dwójką, jeśli by miał szczęście i umiał posługiwać się kuszą. Jeszcze raz obrzuciła wzrokiem okolice chaty i teraz już była pewna. Widziała ich, skradających się od drzewa do drzewa. Teraz już niemal przy szopie, do której niedawno z Gudrun wprowadzała wierzchowce. W domu pewnie wszyscy zajęci byli lizaniem ran. Gudrun i Tupik ledwie się trzymali, medyk też był ranny a do walki nie nadawał się wcale. Ingward był zagadką, ale Lord Eryck z całą pewnością nie miał prawa wesprzeć jej nowych towarzyszy w nadchodzącym spotkaniu. A obcy powoli wkradali się w obejście. Z bronią w ręku…

Musiała pomóc Semenowi, musiała ostrzec kompanów w chacie, musiała…


***

5k100 (Tak Mike, Ty też)
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 29-10-2021 o 09:06.
Bielon jest offline  
Stary 29-10-2021, 13:26   #84
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
"Wróg u bram", jak zwykło się mówić. Nadchodzące coraz to śmielszymi krokami niebezpieczeństwo przyspieszało bicie serca. Eleonora przełknęła ślinę. Niebezpieczeństwo nie było jej nieznane, ale tutaj sytuacja wyglądała nieco inaczej. Nadciągający zbrojni różnili się od nachalnych adoratorów z przeszłości, od przygodnych skurwieli czy od szabrowników z ostatnich paru dni. Eleonora nie przepadała za przelewaniem krwi, ale gdy tyłek przyparty był do muru i szło o przeżycie, wybór był tylko jeden. Tak jak tutaj.

Decyzja zapadła prędko. Z matczynych historii o Mater Myrmidii pamiętała wiele, jakżeby inaczej - wszak tileańska patronka i bogini wojny poruszała dziewczęce serca symbolizmem i legendarnymi osiągnięciami. Czasu na analizę zapamiętanych myrmidiańskich mądrości i podciąganie ich pod obecną sytuację za bardzo nie było, ale nawet i szybkie myślenie, na chłopski rozum, prowadziło do tych samych wniosków. Bycie w mniejszości rzadko wychodziło na zdrowie, trzeba było wyrównać matematyczną nierówność.

Szczęknęła kusza, świsnął bełt. Zbrojny pacnął w śnieżną zaspę - z zaskoczenia odskoczył w tył, noga nie znalazła oparcia na skrytym pod pierzyną lodzie. Pocisk z łasiczkowej kuszy śmignął gdzieś przed nim, furkocząc wściekle lotkami. Mógł podziękować Ranaldowi za farta. Mógł, ale to nie boża interwencja oszczędziła jego zdrowie. Eleonora mierzyła w szopę. Bełt rąbnął w niedomkniętą okiennicę, z impetem trzaskając drewnianym skrzydłem o framugę. Spłoszone konie zarżały. Głośno i donośnie. Sygnalizując kompanom Łasiczki, że coś się działo.

Eleonora nie czekała jednak na wsparcie. Każda chwila była cenna, a element zaskoczenia mógł zadziałać tylko na chwilę. Gwizdnęła. Długo i przeciągle, po myśliwsku, jak nauczył ją Edmund. Zbrojni, skołowani i skonfundowani zaczęli szukać źródła dźwięku, omiatając spojrzeniem okolicę.

Łasiczka zarepetowała kuszę.



_______________________________

88, 51, 42, 11, 24
 
Aro jest offline  
Stary 29-10-2021, 15:47   #85
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen nawet się nie zdziwił, że trzasnął patyk. Baa, był nawet wdzięczny że to już. Odwlekanie nieuniknionego zbyt stresowało, a w jego stanie stres nie był wskazany.
Gdy usłyszał gwizd przysiadł i spokojnie wycelował. Jak tylko ruszą szukać kto im paki depcze strzeli. Polecił by swoją dusze bogom, ale po co im zawracać głowę? Zresztą jak mają potrzebę to zajrzą do Semenowej duszy i jak w księdze wyczytają, że strzelał on tylko trochę słabiej niż walczył.
Jeśli miał szczęście to trafi w szyje, jak będzie miał szczęście, to wszyscy staną rzędem, jak te planety w konimikgcyji. tak przynajmniej gadał czarownik zanim go diabli wzięli.


k100: 42, 56, 82, 45, 36

 
Mike jest offline  
Stary 30-10-2021, 10:55   #86
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Zmęczenie i rany coraz bardziej dawały o sobie znać. Tupik przyłapał się na tym że zaaferowany całą ta ucieczką, wydostaniem się z miasta niemal zupełnie zapomniał o bólu jaki dochodził z jego trzewi i z gęby. Na myśl o jedzeniu połamanymi zębami niemal stracił apetyt , z drugiej strony wciąż żył. Tylko jak długo jeszcze?

Trzaśnięcie framugi. Rżenie koni. Na zewnątrz wyraźne zamieszanie –

-Szykujcie się , coś się dzieje - rzucił pozostałym wewnątrz chatki towarzyszom.

Szósty zmysł który uchronił go już nie raz od zasadzki bił na alarm, nie wiedział czemu wcześniej nie wyczuł że coś się zbliża, być może był zbyt otępiały przez spadek adrenaliny i dojście do niego całego bólu i zmęczenia.

- Ingwar pomóż – rzucił krótko po czym obaj w przeciągu chwili zastawili stołem drzwi. Nie chodziło o to by je jakoś zabarykadować – nie było ku temu większych szans, chodziło bardziej o utrudnienie wtargnięcia na raz zbyt wielkiej liczbie osób do środka. Z pojedynczym przeciwnikiem , w przejściu mogli sobie jakoś poradzić, jeśli napastników byłoby zbyt wielu i wszyscy wtargnęliby do środka raczej nie udałoby się im obronić tej placówki. A było o co walczyć.

W swoje dłonie ujął pewnie miecz i tarczę. Oba bardzo wyjątkowe – ale była to opowieść na później. Nie tracił czasu na rozmyślanie nad ich historią , miast tego szybko wszedł w zaułek domostwa, nieco za drzwiami. Była tam idealna wnęka która pozwalała na ukrycie się – de facto przyczajenie bo nie zamierzał tam tkwić zbyt długo. Wiedział że wraz z resztą będzie musiał zatrzymać każdego kto przekroczy próg chaty zanim zdoła to zrobić kolejny napastnik.


K100 : 43, 26, 56, 97, 68

 
Eliasz jest offline  
Stary 30-10-2021, 19:45   #87
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Theo, zajęty, cóż, niemalże wszystkimi, w końcu zwrócił uwagę, że owi "niemal wszyscy" dziwnie patrzą się na jego głowę. Obmacał ją i znalazł coś co imitowało opatrunek. Imitowało dosyć nieudolnie. Nie pamiętał ani rany ani zakładania bandaży. Przy ciosie w głowie nie było to nawet jakieś takie niespotykane... Nie wróżyło niestety niczego dobrego. Obmacał czaszkę. Kości wydawały się całe. Uff. "Wstrząs mózgu" jak mówili profani lub wstrząśnienie mózgu, jak napisane było w podręcznikach. Przy odrobinie szczęścia objawy potrwają kilka dni. Im bardziej się będzie forsował, tym dłużej. Nawet do kilku tygodni. Zaburzenia koncentracji i pamięci, wymioty, zaburzenia równowagi. Wstręt do jasnego światła, hałasów... Zapominanie o takich "drobiazgach" jak poinformowanie bliskich pacjenta o powodach dziwnych dla nich procedur o mało co nie skończyło się przed chwilą jego śmiercią. Ale w sumie nie jest tak źle - wystarczy przez kilka dni unikać silnych bodźców, dużo odpoczywać... Na przykład teraz usiąść na chwilę...

Nagłe hałasy nasiliły odczuwany ból głowy. I nudności. Próba wstania o mało co nie skończyła się upadkiem.
- Mogę ładować kusze - wystękał. I na tym jego rola w tej potyczce się kończyła.

Tak myślał do momentu aż zobaczył jak Gupik próbuje przesunąć stół z Lordem Erykiem von Teuffen pod drzwi i zorientował się że nie jest jedynym skołowanym i na wpół przytomnym członkiem drużyny. Siły na tyle by przesuwać meble nie miał, ale w jednej z kieszeni miał sznurek. Zawroty głowy przeszkadzały w wielu rzeczach ale nie kiedy i tak był na czworakach i montował sznurkowy potykacz przed drzwiami. A jeśli zwymiotuje przy okazji... Cóż, to tylko ulepszy pułapkę.
[5d100=89, 35, 80, 37, 58]

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 31-10-2021 o 09:00.
hen_cerbin jest offline  
Stary 30-10-2021, 20:09   #88
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤNiestety jak widać najczarniejszy scenariusz najwyraźniej się ziścił, Gudrun nie miała wątpliwości, że to zapewne owa grupa którą dostrzegła już wcześniej podczas podróży. Mając więc tylko nadzieję, że Semenowi i Łasiczce nic się nie stało poprawiła na sobie sfatygowane odzienie, wciskając pod obwiązaną bandażem ranę jakowyś materiał.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤPo tym co tego dnia przeszli miała nadzieję, że przynajmniej na chwilę nie będzie musiała znowu zabijać, z resztą po cóż się oszukiwać, w tej chwili nie była dostatecznie sprawna by stanowić dla kogokolwiek realne zagrożenie, toteż chwyciła tylko stalowe wieko od kociołka mogące w razie potrzeby podziałać jako tarcza i wskazując Ingwarowi po tym jak zastawił drzwi garniec z wrzątkiem po gotowaniu ziół, przeniosła palec na ścianę po drugiej stronie drzwi, tak by mężczyzna mógł oblać przynajmniej pierwszego z napastników wrzątkiem, a skryty po drugiej stronie Tupik ewentualnie tylko dobić adwersarza. Z chęcią zrobiłaby to sama, ale zdawała sobie sprawę że niestety nie była w stanie zdobyć się na tak szybką i sprawną akcję. Pozostało więc tylko z nożami na podorędziu i stalowym wiekiem w dłoni wycofać się za murowany kominek.
90, 64, 62, 54, 21

 
M0n jest offline  
Stary 02-11-2021, 10:42   #89
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Gwizd usłyszał wyraźnie. Nie było to pohukiwanie puchacza, nie był to dźwięk wiosennie trelującej sójki. Był to gwizd przeciągły, ludzki. Dochodzący z góry. Ostrzegawczy. Tyle, że on już miał swój cel w którego mierzył. Trójka zbrojnych, okrytych zimowymi płaszczami. Właśnie zrywali się od ogniska ruszając prosto na niego, dobywając przy tym tych swoich ostrzy. Brzęk kuszy zlał się niemal w jedno z krzykiem tego z lewej. Był najbliżej, stanowił największe zagrożenie. Bełt przebił płaszcz, kolczugę, skórznię i ciało obracając biegnącym w tanecznym piruecie. Semen już był w ruchu idąc pozostałym dwóm na spotkanie. Jakoś nie wierzył, że mają teraz szansę się dogadać.

Eleonora zaparta w oblodzonych gałęziach po raz drugi naciągała kuszę ciesząc się, że ostrzegła kompanów. Ciesząc się, że w porę się wspięła na drzewo. Gdyby tego nie zrobiła, zaskoczyli by ich. Naciąg kuszy był mocny, zaparte o konar buty ślizgały się utrudniając jej robotę, ale w końcu jej się udało. Sięgnęła po bełt, ale pierwszego wypuściła ze zmęczonych pracą dłoni. Znów się pośliznęła, więc poprawiła pozycję świadoma tego, że jeśli by zleciała, nie poskładali by jej. Od strony w którą poszedł Semen szczęknęła broń. Walczył. Drugi bełt nałożyła ostrożniej. Czwórka zbirów szturmowała właśnie zatrzaśnięte drzwi do chaty. Wiedziała, że to było złe miejsce na postój. Za blisko drogi…

Tupik w pierwszym odruchu przerażenia szarpnął za stół chcąc nim podeprzeć zatrzaśnięte wrota, ale wnet się zmitygował i wskazał Ingwarowi stojącą pod ścianą ławę. Była nawet lepsza do umocnienia wejścia. Sapiąc z wysiłku dźwignęli ją i na skos zaparli o drewniane drzwi. W ostatniej chwili. Coś w nie solidnie rąbnęło, po czym dały się słyszeć przekleństwa. Napastnicy! Theophrastus runął na kolana i zaczął coś gmerać ze sznurkiem przy wejściu. Nieskładnie. Z rozedrganymi dłońmi. Wciąż mając przed oczyma widok porannej rzezi. Nie chciał znów brać udziału w czymś takim. Nie chciał widzieć kolejnych ran, nie chciał umierać.

-To na nic, wejdą oknami! - krzyknął ostrzegawczo Ingwar dobywając miecza i zrzucając płaszcz, który zaraz nawinął na lewe ramię. Odsunął się od podpartych drzwi i skoczył po gar, który wskazała mu Gudrun, która chwyciła wielką pokrywkę używając jej jak tarczy. Coś trzasnęło i do środka przez wybite okno wpadło lodowate powietrze a wraz z nim jakaś sylwetka.

Eleonora w końcu uniosła ponownie kuszę do strzału. Czterech maleńkich zbrojnych szturmowało właśnie zatrzaśnięte drzwi do chaty. Mierzyła do człowieka. Nie podobała jej się ta myśl. Ale musiała. Musiała? Przez chwilę mierzyła, po czym wystrzeliła powtórnie. Bełt pomknął w dół a ona spoglądała za nim z nadzieją. Może tylko kogoś zrani. Może się przestraszą i uciekną. Może… Nie trafiła. Bełt wbił się w drzwi tuż przed ich nosami. Odskoczyli od drzwi jak oparzeni i rozejrzeli się w koło. Jeden z nich spojrzał za bełtem i była pewna, że ją dostrzegł wskazując na korony drzew. Znów zaparła się i jęła naciągać łęczysko. Buty ślizgały się na gałęzi…

Semen rzucił bezużyteczną kuszą w pierwszego z nacierających po czym wyszarpnął topór i ciął z szerokiego zamachu, by się od nich opędzić. Odskoczyli jak oparzeni, zwłaszcza że ten w którego rzucił kuszą dostał nią w twarz i z rozbitego nosa ciekła mu krew. Ułamek chwili, kiedy Semen przyjrzał się jego obliczu wystarczył, by poznać jednego z pomagierów Prokuratora K. Jednego z jego zaufanych ludzi. Kozak jednak nie zastanawiał się nad tym co on robi teraz w tej leśnej głuszy z dala od miasta, tylko zaatakował tego drugiego biorąc szeroki zamach wielkim toporem. Tamten osłonił się mieczem chcąc głownią zbić stylisko, ale nie docenił wagi broni Semena. Miecz ustąpił, po nim płaszcz, pancerz i bark. Topór wszedł weń głęboko rozrąbując go niemal do piersi. I ugrzązł. Semen po czuł na ramieniu falę gorąca i brzęk stali o pancerz. Wiedział, że dostał, ale nie miał czasu tego roztrząsać. Miast szarpać się z toporem lub cofnąć się skoczył na napastnika i skrócił dystans. Lewą, ranną ręką złapał za jego prawicę z mieczem a drugą sięgnął do noża. Tamten był piekielnie silny, a może to rana nie pozwalała Semenowi na więcej, dość powiedzieć, że sztych miecza nieubłaganie zbliżał się do piersi kozaka. Wiedział, że nie da mu rady w tej próbie sił…

Ingwar chlusnął wrzątkiem w podnoszącą się postać i izbę wypełnił ludzki krzyk. Gudrun cisnęła nożem, ale chybiła. Do izby wskakiwał przez okno kolejny zbrojny z toporem w sękatej garści. Tupik skoczył mu na przeciw i sztychem wbił się w jego odsłonięty bok. Topór zatoczył łuk i byłby roztrzaskał mu czaszkę, gdyby nie Gudrun, która zbiła uderzenie pokrywką czując jak drętwieje jej od ciosu ramię. Zlany wrzątkiem dźwignął się i ryknął - Zabiję was skurwiele! - unosząc jednocześnie solidną buławę do ciosu. Ingwar ciął go z boku i przeciągnął skrwawionym ostrzem po brzuchu wypruwając mu wnętrzności. Tamten coś jeszcze załkał i osunął się na kolana. Gudrun już miała w ręku drugi nóż. Tupik z przerażeniem dostrzegł kątem oka, jak do środka gramoli się kolejny gość, ale sam nad głową miał topór a jego właściciel chciał go chyba rozpołowić, bo wzniósł go do góry do ciosu. Niziołek wiedział, że takiego uderzenia nie wytrzyma jego tarcza, nie miał gdzie uskoczyć i choć zasłonił się tarczą, wiedział że to na nic. Że umrze. Tu i teraz…

Eleonora znów wycelowała wściekła, że wszystko zajmuje jej tyle czasu. Uniosła kuszę widząc gramolących się przez okno do chaty zbrojnych. Teraz celowała nieco uważniej a słysząc wrzaski ze środka zepchnęła swe obawy gdzieś wgłąb siebie. Brzęknęło łuczysko, bełt pomknął w dół i wbił się w plecy ostatniego pchającego się do okna zbita. Ten osunął się na kolana i padł w śnieg. Zaparło jej dech w piersiach, ale niemal odruchowo znów naciągała kuszę. Rozedrgane palce sięgnęły po kolejny bełt…

Semen cal po calu przegrywał walkę o życie. Ostrze miecza już wsparło się na jego płaszczu, już przebiło go, przebiło pancerz i powoli zanurzało się w ciele wywołując potworny ból. Ale wciąż walczył. Druga dłoń w końcu wyswobodziła się z uścisku. Przeciwnik chciał dwoma dłońmi naprzeć na miecz i nadziać kozaka do końca. Palce namacały rękojeść noża a Semen ostatkiem sił wyrwał go i z rozmachem wbił w podbrzusze przeciwnika szarpiąc w górę, masakrując wątpie przeciwnika. Nacisk na miecz osłabł w jednej chwili a sługa Prokuratora K cofnął się z niedowierzaniem spoglądając na tkwiącą mu w podbrzuszu rękojeść noża. Jeszcze jeden kroczek. - Ale jak to? - zapytał zaskoczony, po czym runął na bok. Krew zabarwiła śnieg wokół niego. Semen ostrożnie wyszarpnął miecz ze swego ciała czując falę gorąca spływającą po nim od stóp do głów. Ostrze też było skrwawione, ale on wciąż żył. Czego nie można było powiedzieć o pozostałej trójce. Chociaż nie. Od strony obozowiska, gdzie padł ten przebity bełtem, słychać było chrapliwe rzężenie i szloch. Ten trafiony z kuszy wciąż chyba żył. Semen wyrwał topór jedną ręką, zapierając się o trupa butem i ruszył ku ich obozowisku dokończyć dzieła…

Topór wzniesiony nad głową Tupika … utknął w belce stropowej wybijając w powietrze deszcz drzazg. Zaskoczony napastnik szarpnął trzonek, próbując uwolnić broń, ale Gudrun po raz kolejny cisnęła nożem i tym razem trafiła go pod pachę. Ingwar skoczył i sprawnym cięciem rozpłatał mu szyję. Krew trysnęła na wszystko w koło a topornik runął na twarz, powalając Tupika pod swoim masywnym cielskiem. Theo usłyszał łupnięcie na zewnątrz, jakiś krzyk. Wszystko znów oszalało, jak na polu pod Wusterburgiem. Tryskająca krew, brzęk stali. A on na czworakach ze sznurkiem w garści, który do niczego się przydać nie mógł, bo nikt po zaparciu wrót już ich nie szturmował. Czuł się bezużyteczny i bezradny. Dostrzegł kolejnego napastnika stojącego przy oknie. Jakby szacującego swoje szanse, może oswajającego oczy z mrokiem izby? Dobył swego lekarskiego kozika i jak na polu bitwy wbił go w but stojącego, przebijając stopę najpewniej na wylot. Z góry rozległ się skowyt. Błysnął ciśnięty przez Gudrun nóż i tym razem trafił w twarz. Trzonkiem. Tamten wziął zamach solidną wekierą sycząc z bólu, nie mogąc oderwać nogi od podłoża. Tupik zdążył tylko do połowy wygramolić się spod trupa, ale to mu wystarczyło. Zlany krwią niziołek ciął w odsłonięte udo. „Tętnica” pomyślał medyk widząc strumień tryskającej na ścianę krwi a w chwilę potem na umierającego wpadł Ingwar i zakończył jego cierpienie ciosem miecza.

W izbie zapanowała cisza, przerywana tylko ich chrapliwymi oddechami.

Z góry Eleonora nie widziała co dzieje się w chacie, ale wokół zapadła cisza. Przerywana tylko krakaniem wron, które zerwały się chwilę temu z okolicznych drzew i teraz znów wracały na swe miejsce walcząc o najlepszą z gałęzi. Rozejrzała się po okolicy. Dostrzegła przez gałęzie postać idącego Semena. Zataczał się, ale żył. Ona żyła. Wszystko skończyło się dobrze. Dobrze? Znów pomyślała o zabitym przez siebie człowieku. On mógł mieć inne zdanie.

Semen dostrzegł go leżącego na plecach. Czołgał się do krzaków zostawiając za sobą na białym śniegu krwawy ślad.

-Pomóż mi! - wydyszał widząc zbliżającego się kozaka. Na jego ustach pękały różowe bąble. Bełt sterczał z boku, musiał przebić płuca.

-Czemu? - Warknął Semen podchodząc doń na krok, ważąc w dłoniach topór.

-Ja nie chciałem wam nic robić. To oni! - wychrypiał, zrzucając winę na kompanów. Zakaszlał przy tym i wypluł sporo krwi na swą odzież. - Już po mnie.

-Czemu na nas napadliście? - Semen nie ustępował. Wiedział, że ma mało czasu na spytki.

-Nie wiem. To Brat Subat kazał. - wskazał głową w krzaki. Brat Subat, pewnie ten od Prokuratora K. No bo kto? - Mieliśmy tylko zanieść ducha rewolucji innym. Opowiedzieć. Mieliśmy…

Może i mieli jakieś inne, bardziej wiekopomne plany, ale ostały na trakcie. W kałuży krwi…


***

5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 02-11-2021, 13:42   #90
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Cisza, zapadła błogosławiona cisza. Przerywana jedynie stęknięciami gałęzi, nadwerężanych łasiczkowym ciężarem podczas podróży z powrotem w dół. Buty ślizgały się po oblodzonych konarach, ręce i płuca protestowały, ale dziewczyna w końcu pacnęła w zaległą pod drzewem zaspę. Ścisk gardła utrudniał oddech, zwinięty z nerwów żołądek nadawał wdechom i wydechom drżące staccato. Eleonora chuchnęła ponownie w zmarznięte palce, starając się nie myśleć o potyczce, ale marnie jej to wyszło.

Przemoc nie była jej obca. Nie miała prawa być jej obca - przemierzane szlaki i miejskie alejki obfitowały w przemoc wszelkiej maści, były bogate w okazje do przelewania krwi, ale gdzież jej tam było do zakapiora-nożownika, bezsumiennie i z zimną krwią posyłającego bliźnich ekspresową drogą do Ogrodów Morra. Przez lata zdarzyło jej się skrwawić niejedną osobę w ramach samoobrony; by wyzwolić się od nachalnych zaczepek i zrejterować jak najdalej. Tutaj... Tutaj wybór był binarny. Albo ona i kompani, albo oni.

Chwiejnym krokiem, na chybotliwych nogach, przedarła się przez zalegający śnieg do zatrzaśniętej chaty. Uparcie i zawzięcie unikając spojrzenia w stronę dogorywającego przed Semenem trupa z bełtem w plecach. Bełtem posłanym przez nią. Załomotała w drzwi chaty.

- Żyjecie? - Zdołała wykrztusić.

Następny odgłos, który wyrwał się z gardła Eleonory nie był aż tak przyjemny jak jej głos. Wcale nie był przyjemny, bo wyrwał się wraz z jeszcze niedawno spałaszowanym obiadem gdy mimowolnie spojrzała na zabitego przez nią człowieka zalegającego w kałuży krwi. Tyle dobrego, że dłoń znalazła oparcie we framudze, bo ciało drżało i drgało, opróżniając łasiczkowy żołądek i dodając do unoszącego się smrodu śmierci.



_______________________________

28, 71, 80, 44, 25
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 02-11-2021 o 13:45.
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172