Star Wars Visions
Pierwsza oficjalna próba przedstawienia uniwersum Gwiezdnych Wojen za pomocą japońskiej animacji. Każdy krótki (ok. 12-minutowy) odcinek przedstawia oddzielną historię, a nawet został stworzony przez inne studio. W teorii super pomysł, w praktyce wyszło tak sobie.
Ci którzy, tak jak ja, liczyli na powtórkę z Animatrixa, zapewne srodze się zawiedli. Historie nie powalają, w dużej części są dość proste, by nie powiedzieć sztampowe. Mało jest nieoczekiwanych zwrotów akcji czy wciągających dialogów, a niektóre historie nie tylko niebezpiecznie zahaczają o granice absurdu, co bez refleksji łamią szlabany i pędzą jak oszalałe dalej. Takim sztandarowym przykładem jest chyba historia o bliźniakach z trzeciego odcinka.
Ale żeby nie było, są również historie udane. Oczywiście nie mogło w niektórych zabraknąć stylu Kurosawy, bo czymże jest serial SW bez chociaż jednego odcinka w stylu Siedmiu samurajów? Tutaj są nawet takie dwa. Ale jest całkiem przyjemna historia kapeli rockowej, opowieść o odbudowie Zakonu Jedi, czy o podzielonej przez Imperium rodzinie. Także można tu znaleźć coś dla siebie.
Mnie osobiście nieco odrzuca jeszcze jedna rzecz, choć czysto plastyczna, więc nie aż taka ważna. Ze względu na różnych autorów, każdy odcinek ma nie tylko zupełnie inną kreskę, ale nawet inny styl. Raz mamy czarno-biały obraz z licznymi cieniami, innym razem kolorową, ale toporną grafikę, by potem przenieść się do pięknej, nowoczesnej kreski, a zaraz potem oglądać bohaterów w stylu chibi. Trochę przez to trudno oglądać to jedną serią.
Generalnie nie polecam. Zwłaszcza odcinków 3 i 6. Reszta jest znośna, a takie naprawdę fajne to 5 i 8. |