Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2021, 18:15   #1
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
[Pathfinder 2e] Szepty pośród drzew


21 Calistril 4721, rano

Choć poranek był mroźny, gwar ludzi i niziołków wypełnił mały rynek Jastrzębiej Dziupli.

Plotki o znikających ludziach zdołały już oblecieć całe miasto z szybkością błyskawicy. Ludzie, krasnoludy i niziołki rozmawiali o tym przez cały ostatni tydzień, jednak zdało się, że nie wpłynęło to na nastroje w mieście. Jeśli mieszkańcy odczuwali strach, to nie dali tego po sobie poznać. A przynajmniej, jeszcze nie.

Z zajazdu Hultaj, który znajdował się zaraz przy ryneczku, wyległy zwyczajne o tej porze postacie. Większość z nich zmierzała to do tartaku przy dokach, to do kwater Konsorcjum Handlu Drewna, wreszcie, w stronę murów miejskich, aby ruszyć do pobliskich zagajników na wycinkę. Byli to flisacy, i drwale, choć czasem między nimi znalazło się też parę urzędników.

Było jednak dość czasu przed rozpoczęciem zwykłego dnia pracy - wielu z nich zatrzymywało się i rozmawiało od czasu do czasu, czasem zatrzymując się przy pobliskich kramach, których było parę na rynku. Parę kupców z południa oferowało jedzenie, przyprawy i błyskotki, ale w jednym z kramów siedział zasuszony starzec otoczony szklanymi fiolami o różnych kształtach. Zdaje się, mistrz sztuki alchemicznej. Powietrze przecinał rytmiczny stukot niedalekiej kuźni.

Pomiędzy nimi byli także podróżnicy, którzy ostatnią karawaną przyjechali do Jastrzębiej Dziupli - wojowniczka Amiri, paladynka Iomedae Seelah, zaklinacz Idir, tropiciel Harry i łotrzyca Merisiel.

Wcześniejsza podróż poszła prawie dobrze - prawie. Podróżnicy przeżyli swoją cześć walk, które były wywoływane częściowo przez dzikie bestie, jakie napotkali na szlaku. Spora jednak z nich była wywołana przez łowców niewolników z Cheliax, którzy grasowali w okolicach zachodniej granicy Andoran. Na szczęście, wszystkim udało się dotrzeć tutaj. Mieli szczęście - nie wszystkim podróżnikom z karawany udało się dotrzeć do Jastrzębiej Dziupli.

Przybycie wędrowców do miasteczka zostało w zasadzie niezauważone. Nieznajomi pojawiali się i znikali na szlaku. Wielu wędrowców, po zaopatrzeniu się w miasteczku, ciągnęło dalej na południe, w stronę Almas, nie chcąc zostać tutaj na dłużej z wiadomych powodów. Niewielu także zadawało pytania co do ich pochodzenia i tego, co zamierzali tutaj robić.

Z ich piątki to Amiri ze swoim ogromnym mieczem ściągała na siebie najwięcej uwagi. Od czasu do czasu ci, którzy wychodzili z karczmy poświęcali im krótkie spojrzenie.

Na środku rynku znajdowała się studnia, a zaraz obok niej - mocno zniszczona statua jakiegoś jegomościa patrzącego w niebo, zdaje się, założyciela tego miasteczka. U jej stóp uwagę zwracał mężczyzna ubrany w pstrokate kolory które kłóciły się z powszechną szarością. Nawoływacz perorował żywo:

- ... bowiem za dekretem naszej umiłowanej wieszczki Irvine z domu Tenevrax, ci, co raz na zawsze przepędzą zło, które zaległo nad Jastrzębią Dziuplą, zostaną nagrodzeni złotem, które jest dowodem miłości i szczodrości naszej pani wieszczki!

Głos agitatora wywoływał różne reakcje. Większość przechodzących ludzi wzruszała ramionami i odchodziła. Jakiś krasnolud podszedł do niego i zadał parę pytań, a potem pokręcił głową i odszedł w swoją stronę.

Przed karczmą stał potężny mężczyzna o rudej brodzie. Był znany wszystkim - był to Gereleth, ongiś podróżnik i wagabunda, który zerwał z dawnym życiem i osiadł już chyba na stałe w Jastrzębiej Dziupli. Olbrzym sączył potężny antał piwa, nie bacząc na wczesną porę i z rozbawieniem przyglądając się krzyczącemu mężczyźnie.

Nieco dalej, na północ od rynku, Harry zauważył paru klęczących ludzi, a przed nimi raczej topornie sklecony symbol Iomedae - drewniany miecz wbity w ziemię. Było ich parunastu - czasem dołączali się do nich inni, kolejni odchodzili.

Symbol i kapliczki bogini wyrastały w miasteczku jak grzyby po deszczu, a do bogini modlili się głównie ci, których dzieci lub krewni zaginęli w lesie na północy.

Podróżnicy stali przed “Hultajem”, czasem tylko widząc znajome twarze. Były to głównie twarze flisaków, którzy zmierzali w stronę doków na kolejny dzień pracy. Spora część z nich zmierzała do kwater Konsorcjum, które znajdowało się na zachód od rynku.

Seelah zauważyła po raz kolejny absolutny brak dzieci na ulicach. Nie było to dziwne - już wcześniej usłyszeli, jak wszystkie prewencyjnie poddano aresztowi domowemu, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona.

- ...sto pięćdziesiąt sztuk złota! - krzyczał tamten. - Sto! Pięć! Dzięsiąt! Ten, kto znajdzie powód i sprowadzi je z powrotem, nasza miłościwie panująca wieszczka Irvine zobowiązuje się na swoje dobre słowo i miłość bogów! Wiedzcie i działajcie, rozumcie i czyńcie! Na pohybel wiedźmom!

Nagle, Idir zauważył kogoś - w stronę pstrokato ubranego herolda zdążał wolnym krokiem przystojny mężczyzna odziany w pancerz i z mieczem przy pasie, zdaje się, człowiek straży miejskiej. Wyglądał, jakby chyba niósł do niego jakąś wiadomość.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 29-10-2021 o 18:53.
Santorine jest teraz online