Stones przez większość, nie najdłuższej drogi milczał. McMillan ewidentnie nie znał realiów NC a nawet ulicznych zasad. On sam miał go nad wyraz za dużo, wręcz w najmniejszym palcu ciała. Budynek małej firmy ochroniarskiej nie wyglądał tak źle, pomalowany świeżą beżową farbą, jeszcze bez malunków i długich ciemnych zacieków, od kwaśnego deszczu. Richard wyszedł, a podnoszące się do góry lewe drzwi Arrinery pozwoliły mu wysiąść. Kadet spojrzał na Tygrysa nie do końca pewnym pytającym wzrokiem.
-Wysiadaj świeżak, idziesz z nami. Podpatrzysz trochę gadaniny. Gangi nie są tak aktywne w tej okolicy, zresztą każdy mądry cwaniak nasłuchuje częstotliwości szczekaczki, jeśli było jakieś duże zgłoszenie, tak jak przed chwilą zaszywają się w melinach, bo nie chcę trafić na pewniejszy patrol.- stwierdził detektyw, czując jak bardzo chce mu się napić zimnej, gazowanej Coca-Coli.