Szli powoli, brudni, naznaczeni śladami walki. Celahir czuł się trochę lepiej, choć z pewnością jego wygląd , a szczególnie owinięta naprędce kawałkami podartej koszuli głowa i dłoń nie wskazywał na to. Podpierając się na Chloe szedł powoli do domu. Po drodze minęli grupkę podejrzanych typów, którzy jednak zostawili ich w spokoju. Podziękował za to dobremu losowi, kolejna walka z pewnością byłaby już przegrana. W końcu cała kompania wyglądająca jak banda weteranów wracająca z wielkiej bitwy przystanęła obok „Kowadła Dalgrumman'a”. Jego towarzysze o czymś rozmawiali, ale on nie bardzo przysłuchiwał się tej rozmowie. Myślami na chwile odpłynął do dawnych wspomnień, podróży z kupiecką karawaną, prowadzonymi całe noce rozmowami, w których pośredniczył jako rzecznik rodu Elensar. Z zamyślenia wyrwał go ten z różnokolorowymi oczami, który przejął go od kapłanki i napoił gorzałką. -Dziękuję, już lepiej… Naprawdę chyba czuję się lepiej – na dowód swoich słów z trudem stanął przed drzwiami karczmy o własnych siłach.
- Jestem Lilawander - rzekł mag, patrząc na niego. – Celahir Ringeril. Szkoda, że musimy się poznawać w tych okolicznościach… Uśmiechnął się słabo, poszukał parę drobnych monet w kieszeni, by wchodząc rzucić je barmanowi w zamian za piwo i ciepłą strawę. Chociaż nie, gorzałkę i ciepłą strawę – poprawił się w myślach, uśmiechając się do pozostałych. Z pomocą Wolfganga wszedł do karczmy.
Ostatnio edytowane przez 3killas : 03-09-2007 o 15:00.
|