Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2021, 18:59   #33
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Toną serca nasze
Myśli na dno idą
Grzechy niczem węże
Ciała splatają

W plugastwie unurzani

Każdego dnia

Zawodzącenia wznosimy

W Pustkę”
Endecha XXIV
kancjonał kabalarski



Toruk w mocarnym uścisku swym, zamknął świat cały. Ledwo chronometr trisferyczny zawirował i stukotem trzech kul majolikowych, obwieścił zakończenie Muzdaka, a już wichry mroźne dąć jęły i bujać drzewami wysokimi, by je z wszelkich liści ograbić.
Pora torukowa nie tylko chłód, co do szpiku kości przenika niesie, nie tylko deszcze obfite i porywy srogie a mroźne, aleć też licho wszelkie, co po bagniska i mszarach nie przebytych bytuje, ku sadybą ludzkim ściąga.

Tego roku Rubieżany, co osadą najdalej na wschodu wysunięte są, moc złego doznały, ledwo się torukowe dni zaczęły. Każden jeden kum pewność miał, że siła złego wokół sioła się zebrała i żadnygo przypadku w tem być nie może. Grzech jakiś, abo herezja plugawa, źródłem nieszczęść wszelkich być musi.

Kędy Gulgun padł nietomny na środku placu, lament wielgi gromada podniosła. Krzyczał jeden przez drugiego i harmider powstał potężny, jakby rój szerszeni wściekłych buczał. Gniew w tych słowach był, lękiem podszyty i obawą o przyszłość osady całej.

- Stracharkie gusła, chłopaka zabiły!
- Na stos z niemi!
- Na stos!
- Ayther z truchła wyciągnęli! Rab dobrze goda! Maszkarony zara tu bedo i nas pożrą!
- Kumy! Kumy! Na stos z niemi! Razem z truchłem spalić!
- Módlmy się! Pan Pustki na nas pogląda! Krwią trza grzech zmyć!
- Taa jeeest! Oni temu winni! Stracharska krew upuszczona być musi!

Pewnikiem, gdyby nie nadejście naczelnika i świty wojnarów jego, to by gromada wyciągnęła trójcę celebransów z koliby i wnet, by im gardła poderżnęli, by ołtarz kaytulowy nią obmyć i o litość i zmiłowanie Pana Pustki błagać.

Drunga przez tłum zebrany się przedzierał, corylusem swym razy bez pardonu rozdając, by ludziska chybko miejsce mu zrobili.
Spojrzał naczelnik na Gulguna, na twarz jego zakrwawioną. Pojrzła na Aarona, co przy nim klęczał i takoż na Akhmala, co znachorem od lat wielu w Rubieżanach był. Wzrokiem tłum cały zebrany omiótł i ryknął donośnie, jakby głosem swym kciał dusze kumów swych zdusić i do posłuszeństwa przymusić.
- Cichajta! Gęby kumy zawrzeć i po chałupach się skryć! Licho czyrne je wśród nas! Szkody nam czyni i kąsa niczem zwierz wściekły. Świce zapalta, tundurmą każden kąt chałupy okadzijta i o litość Katyula upraszajta.

Ludziska głowy pospuszczali i wnet na placu cisza zaległa. Jeno miliony deszczu kropel o ziemię i strzechy dudniło, co jako werble wojenne brzmiały i dodatkowo aurę bojaźliwą wzmacniały.
Nikt z Drungą dysputy nie rozpoczynał. Każden usta zawarł, jako przykazane było i ku swej chałupie ruszył. Naczelnik posłuch miał, a przetem doświadczenie wielkie. Zaufali mu, więc kumowie, jakby w niepamięć puszczając, że przeta to on sam na plugawy rytuał zgodę dał.

- Arron! Akhmal! Bierta chłopaka i do koliby zanieśta! - rzekł Drunga, kędy się ludziska rozeszli. Po czym sam ku kolibie ruszył, a za nimi cała świta jego.





I wkroczył Drunga do koliby z miną wielce rozgniewaną i brwiami ściągniętymi, jakby chęć ogromną miał, by z miejsca ukatrupić kogoś. Stanął naprzeciw czwórki kumów swych i wściekłe spojrzenie każdemu z nich posłał. Corylusem w klepisko grzmotnął, jakby samym tym gestem chciał furię swoją uwolnić.

- Co wy kuźwa, żeśta tutaj uczynili! - wrzasnął, aż kurz co na krokwiach zalegał, opadł wolno na zebranych.
Trzech wojnarów, co za nim stało sprawiało, że wyglądał on niczem najprawdziwszy Siewca Pustki na wiernych grzmiący, jeno maski należytej naczelnikowi brakowało.

Prym niepodważalny wśród wojnarów wiódł, Haruk, co shytą stał się ledwo co. Po jego lewicy stał Naybool, zwerg przepotężny, któren tak samo wysoki był, co i szeroki. Po jego prawicy zaś Minar, pierworodny naczelnika, młodzian wysoki jak topola i mocarny, niczem zwerg najprawdziwszy.

- Gadać mi tu! - rozkazał naczelnik i choć głos jego już spokojniejszy był i cichszy nieco, to i tak znać było, że furia potężna w nim tkwi i jeno siłą woli jest powstrzymywana - A wy, co tak stoicie? - zwrócił się do raba i zachora, który do koliby nietomnego chłopaka wnieśli - Pod ścianą go złóżcie i obaczcie, co też mu dolega.



Kędy Gulgun na klepisku położony został, Akhmal z kiesy swej woreczek mały wyciągnął, który proszek drobny zawierał, barwy bladoniebieskiej. Pyłem tym jął nacierać skronie młodziana, słowa przy tem szepcząc jakieś. Po zapachu Aaron rozpoznał, że to tundurma z koronkisami zmieszana. Ból ten proszek łagodził i byty złe odganiał.
Znachor oglądać zaczął chłopaka dokładnie, a po minie znać było, że nie w smaku mu, jak rab elbeński się jego pracy przygląda. Nic jednak nie rzekł, jeno każdą kończynę obmacał, następnie głowę całą, a na koniec pod powieki zajrzał.

Oczy chłopaka zamglone straszliwie, jakby, kto w jego czaszce ognisko z mokrego drewna rozpalić próbował. Na dnie tych oczu dojrzał jednak Aaron blask słaby, niemal niewidoczny. Iskierka karminowa w tych oczętach się tliła i raz to gasła, to znowuż jakby bardziej widoczna się stawała.

Akhmal usta chłopaka otworzył i z całej siły w pierś jego pięścią uderzył. Aaron ku swemu przerażeniu spostrzegł, że wątły dym czerniawy z wnętrza młodziana się wydobył i w mig się ulotnił. Znachor zdało się, że nie dostrzegł tego, gdyż znowu do swej kiesy sięgnął i dwa krzemienie wydobył i garść jasnozielonego jariku. Nasypał go na kawałek kory, po czym krzemieniami iskry skrzesał.
W mig płomień gwałtowny się pojawił i nim zniknął, znachor wrzucił coś w ogień. Mgiełka wonny wokół się rozniosła i dymem tym jął on okadzać głowę nietomnego chłopaka. Aaron przyglądał się temu z uwagą i zdało mu się, że kłęby dymu borem gęstym pachnącego i piżmem jakowymś w dziwne kształty się układają. Od tych obrazów falujących, aż mu się w głowie kręcić zaczęło.

- Przepadł on - szepnął ni to do siebie, ni to Aarona, znachor - Ciałem zdrów on, aleć duch jego błądzi kajś daleko.

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 01-11-2021 o 20:49.
Ribaldo jest offline