Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2021, 21:34   #454
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 74 - 2519.02.18; abt (2/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze ptaszarni, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5)



Pirora






https://www.radio.bialystok.pl/src/3...986f2185cf28d9


- Osobiście wolę polowania z ogarami. Ale przyznam, że te ptaki też mają swój budzący szacunek i piękny majestat. Drapieżniki pełne gracji. - blondwłosa gospodyni oprowadzała blondwłosego gościa po ptaszarni. Ta przypominała coś pośredniego między przeciętna szopą a przeciętną stodołą. Tylko w środku były siatkowane boksy z drapieżnymi ptakami a nie końmi. Stała na zapleczu rezydencji, gdzieś przy krańcu sporego ogrodu na jakie mogły sobie pozwolić w mieście tylko najmożniejsze rody. Obecnie jednak ogród jak i całe miasto, był przysypany grubymi zwałami śniegu więc nie bardzo było wiadomo co się pod nim kryje. Jednak były wyżłobione przejścia niczymym płytkie, śnieżne kaniony jakimi można było się poruszać. Dość wąskie więc trzeba było iść gęsiego.

Gdy Pirora dotarła rano do rezydencji przywitał ją starszy, dostojny kamerdyner w liberii w rodowych barwach van Hansenów. Grzecznie zaprosił gościa na coś gorącego do przepłukania gardła i obiecał, że panienka van Hansen zaraz przyjdzie. No i jak Pirora była w połowie swojego grzańca drzwi otwarły się i weszła przez nie córka państwa van Hansenów.

- Dzień dobry Piroro. Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo. To wpadłaś obejrzeć nasze ptaki? No dobrze, to nie mitrężmy czasu. - młoda szlachcianka przywitała się ze swoim gościem z oszczędnym uśmiechem. Po czym nie chcąc tracić czasu poprosiła ją ze sobą. Szła równym i zdecydowanym krokiem zdradzającym sporą witalność i energię. Tak przeszły przez parter rezydencji do jakiegoś tylnego wejścia, wyszły na zewnątrz, przeszły przez ten zawalony śniegiem ogród pełen żywopłotów, z fontanną i jakimiś rzeźbami chyba z marmuru. Aż doszły do jakichś mniejszych budynków typowo gospodarczych a nie mieszkalnych. I jeden z nich okazał się właśnie ptaszarnią pełną pierzastych drapieżników.

- Naprawdę chcesz malować portret tego ptaka? - zapytała gospodyni zatrzymując się ze dwa kroki od wejścia do ptaszarni i dając gościowi wejść i napatrzeć się na te ptaki do woli.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5)



Egon



- Nie uwierzycie jakie jaja. Ma dziś do nas przyjść jakaś ratuszowa mądralińska i robić portrety tych darmozjadów co tu trzymamy. - rano Rolf podzielił się wieściami jak wrócili ze śniadania. Apke go na chwilę zawołał do siebie po śniadaniu i się zastanawiali po co. No to teraz już wiedzieli.

- Po co? Za dwa tygodnie i tak wszyscy będą wisieć albo kołem będą ich łamać. - Stephen wyglądał na tak samo zdziwionego jak koledzy. Zastanawiali się gdzie tu sens? Rolf też nie wiedział. Nawet nie był pewny czy sam Apke to wie. Bo wyczuł, że to nie był jego pomysł tylko przyszedł prikaz z ratusza no i tyle. A skoro całe kazamaty były na garnuszku ratusza to nawet Apke nie mógł sobie tego ot, tak zignorować. Ale dlatego mieli trochę więcej roboty. Właściwie to Andriej miał. Ten co tu sprzątał. Rolf kazał mu wysprzątać jedną z cel jaką wybrał jako “pracownię malarską” jak to rubasznie nazwał. No i ją miał wysprzątać Andriej. A jak ten się pokazał to Egon rozpoznał, że to ten szczurek z jakim go w zeszłym tygodniu poznał Cichy w “Trzech gwoździach”. Szczurek jak go rozpoznał czy w ogóle dostrzegł to nie dał tego po sobie poznać. Zresztą przyszedł na krótko i gadał głównie z Rolfem. Czy to raczej Rolf wyjaśnił mu którą celę ma przygotować. Na ekipę Rolfa zaś spadło przygotowanie więźniów. Dokładniej to zagnać ich do łaźni gdzie mieli wyszorować swoje zakazane facjaty. A, że dla bezpieczeństwa robiono to po nie więcej niż trzech na raz to zajęło to parę tur.

Przy okazji pierwszy raz Egon miał okazję zorientować się ilu mają tu skazańców. Piątkę bandy Szybkiego. Tych co przysłano tu w zeszłym tygodniu. Byli więc jeszcze całkiem sprawni i butni. A Szybki nawet pyskaty. W końcu siedzieli tu nielegalnie. Bez wyroku! I nie omieszkał o tym głośno przypomnieć póki nie dostał pałą przez udo od Rolfa i się zamknął z tym pyskowaniem. No i był też Urlich. Zamrugał w zdumieniu jak zobaczył starego znajomego. Ale Rolf i reszta strażników chyba to co prawda dostrzegła ale wzięła to za nietypową porę odwiedzin strażników no i nowego, postawnego strażnika. Poza nimi było jeszcze dwóch. Jeden co zatłukł swoją żonę i drugi co mu się zbójowania zachciało. Więc zgadzało się to z szacunkami Łasicy o jakich mówiła już wcześniej kto tu siedzi jako zwykły kryminalista. Te poranne sprzątanie i czyszczenie przynajmniej przełamało codzienną rutynę służby. Podobnie po wczorajszym wieczorze Rolf i jego ludzie wydawali się dzisiaj dla Egona życzliwsi.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Drewniana
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze opustoszałej karczmy, jasno, mroźno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5)



Johan



- No to chyba tutaj. - powiedział młodzieniec zadzierając głowę późnym, pochmurnym porankiem gdy starał się ze swoim rówieśnikiem ogarnąć wzrokiem bryłę budynku przy jakim stali. Wyglądało jak tawerna albo karczma. Czyli tak jak powinna. Wieszak z rysunkiem karczmy już pewnie od dawna był pusty to nazwy nie można było być pewnym. A wcześniej ani Sebastiana ani Johana tutaj nie było. Tylko Cichy z Silnym.




https://i.pinimg.com/564x/cf/de/cd/c...6023ea5fd0.jpg


- Trochę pizga. Trzeba by nowe okna i okiennice wstawić tam i tu. Ale pewnie od dawna puste stoi to nie ma się co dziwić. Jakby wyremontować trochę to by mogła być niezła miejscówka. - orzekł w końcu Sebastian jak tak chodzili po tych piętrach i parterach dawnej karczmy. Teraz kompletnie opustoszałej. Oczywiście od ręki to nie repreznetowała sobą zbyt wielkiego standardu. Ale porządne sprzątanie i jakiś remont mogły uczynić z niej całkiem solidny lokal. Nawet jeśli traktować go jako mieszkalny to miejsca dla jakiegoś pół tuzina kultystów czy tam nawet tuzina było sporo.

- A co ich tak pociachało to nie wiem. Jakiś potwór podziemi. Chyba ten co dziwki do tej pory ciachał. No to dorwali go. No ale ich też pociachał. Jakiś duży, jak niedźwiedź albo troll. Gadaj z Egonem, Silnym albo Cichym. Oni tam byli. - po drodze było sporo okazji do rozmowy. Więc dwaj młodzi uczeni mogli sobie porozmawiać o tym czy owym. Sebastian podchodził do sprawy jak po cyruliku można było się spodziewać. Norma i Kornas mieli potężne rany od szponów bestii. Paskudziły się od tego syfu z kanałów. Ale jakoś wracali do zdrowia. Mieli silne organizmy. Kornas to już dzisiaj rano sam siadał i jadł więc no była nadzieja, że wyjdzie z tego na dniach. Norma gorzej to zniosła i o nią młody żak martwił się bardziej.

- A Starszy to nie wiem czy ktoś wie gdzie on jest poza zborami. Może Karlik. Albo Kurt. No ja nie wiem. Jak coś do niego masz to możesz zostawić wiadomość na statku. Albo spróbuj skontaktować się z Karlikiem. To jego prawa ręka i sporo spraw może załatwić od ręki bez pytania się Starszego. - poradził mu jak to można się skontaktować w tygodniu z ich liderem. Wyglądało na to, że niezbyt. Można było zostawić wiadomość a jak już to Karlik wydawał się bardziej osiągalny. Można mu było zostawać wiadomości w “Wielorybie” jednej z portowych tawern.

Poza tym co widać było gołym okiem Johan nie wyczuł swoim wiedźmim wzrokiem czegoś groźnego. Dostrzegł co prawda w kuchni nieco więcej zawirowań fioletowego wiatru śmierci. Ale to mógł być efekt użytkowania kuchni i odbierania życia drobnym zwierzętom jak ryby czy kury czyli dla karczemnej kuchni raczej rutynowa sprawa. Zaś w sprawach czarnej magii Aaron wczoraj się przyznał, że z niego żaden ekspert. I też chociaż coś tam wiedział czy słyszał to sam nigdy na poważnie nie parał się tą dziedziną. Raczej miał praktykę jako magister cienia i w sprawie sprowadzania i pętania demonów to raczej byłby kiepskim pomocnikiem. Jakby Johan miał kłopot z czymś w klasycznym to mógł pomóc bo ten temat mu wychodził w miarę dobrze.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe
Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Pirora



Wizyta u van Hansenów nie zabrała averlandzkiej szlachciance na tyle czasu aby nie wyrobiła się na umówione spotkanie w kazamatach. Okazało się, że Herr Ostermann załatwił co trzeba bo jak pokazała w bramie list od niego to wyglądało, że reszta to tylko formalność. Więcej kłopotów miała z samym pokazaniem listu bo w międzyczasie zerwała się zamieć jaka szarpała papierem i obraniem oraz ograniczała widoczność do kilku kroków. Ledwo co było widać fasady mijanych budynków. Ale jak już dotarła do bramy to było łatwiej. Schroniła się w tunelu wewnątrz wieży bramnej a potem jeden ze strażników zaprowadził ją i Jamesa do wewnątrz. Znów wyszli na tą zawieruchę więc kompletnie nie wiedzieli gdzie ich strażnik prowadzi. Ale doprowadził do jakiegoś wnętrza gdzie nie wiało i można było otrzepać się ze śniegu. Potem poprowadził ich korytarzem do jakiegoś biura czy inszej strażnicy wartowników. Było ich tam czterech w tym Egon. Ale strażnik jaki ich przyprowadził gadał z jakimś grubasem. Właściwie to czego można się było spodziewać. Że nowa portreciska, że będzie robić portrety no i by jej pokazać co trzeba. Też brzmiało jak formalność jakby wszystko już było dogadane wcześniej. Ten co ich przyprowadził odszedł dając znać, że teraz ci tutaj ich przejmują po czym poszedł tam skąd przyszli.

- To będziesz robić portrety tak? Nie wiem po co. I tak zawisnął na jarmarku za dwa tygodnie to po co im robić portrety? - grubas nie bardzo widział sens takiej inicjatywy ale z poleceniami wyżej postawionych nie dyskutował. Poinstruował, że żadnego przemytu, pogaduszek ze skazańcami i ma się słuchać strażników. Coś im się nie spodoba to koniec widzenia. A potem wyznaczył dwóch strażników aby zaprowadzili portrecistkę gdzie trzeba. No i tak trafili do jednej z cel. Pusta i mało przyjemna. W sam raz aby tu trzymać kogoś za karę. Tutaj wprowadzano kolejno więźniów a ona miała ich szkicować. Cały czas był z nią James i obaj pozostali strażnicy. Stali jak kat nad skazaną duszą obramowując portretowanego jakiemu kazali stanąć pod ścianą tworząc w miarę bezpieczny dystans od portrecistki. Więzień by się na nią rzucić musiałby jakoś ich minąć a potem jeszcze jakoś minąć Jamesa.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe
Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Egon



Na tych porannych ablucjach skazańców i sprzątaniu cel zeszło im prawie do południa. Co prawda rola strażnika nawet w tym wypadku nie była taka najgorsza. W końcu cele sprzątał Andriej a więźniowie myli się sami. Trzeba było tylko dopilnować aby nie odwalili jakiegoś numeru i pogonić aby nie zwlekali. A potem można było wrócić do kanciapy i wyprostować nogi po tej ciężkiej pracy. Rolf z kolegami zastanawiał się czy ta od portretów w ogóle przyjdzie. Bo na zewnątrz zerwał się wiatr, zaczęło gęsto sypać ze stalowego nieba więc zrobiła się z tego pełnowymiarowa zamieć. Nie byłoby dziwne jakby nie przyszła. A jakby przyszła to czy wyrobi się przed obiadem czy po i co właściwie z nią zrobić jakby trafiła na sam obiad. No ale przyszła. I ku zaskoczeniu wszystkich strażników okazała się młoda i ładna. A do tego to była Pirora.

Ale Rolf przejął ciężar rozmowy z wysłanniczką z ratusza. Obejrzał papier jaki mu pokazała. Po czym jej oddał i machnął na niego i Stephena aby jej towarzyszyli. Zaprowadzili ją do przygotowanej celi i tam trzeba było brać kolejnych więźniów zaczynając od bandy Szybkiego aby malarka mogła zrobić ich portrety. Zdążyła zrobić ze trzy gdy rozległ się gong wzywający na obiad.

- No to zapraszamy panienkę na obiad. - Stephen niejako przekazał decyzję Rolfa który ostatecznie nie chcąc puścić dwójki obcych samopas po kazamatach a nie chcąc tracić okazji do służbowego obiadu zdecydował się potraktować ich jak dwójkę dodatkowej załogi na obiedzie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; port; tawerna “Chybotliwa”
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe
Warunki: wnętrze tawerny, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Johan



Tawerna nazywała się “Chybotliwa”. I w taką zamieć jaka rozszalała się w środku dnia nawet nie trzeba było pytać dlaczego. Wydawało się, że wszystko od podłogi, przez ściany i sufit trzeszczy i porusza się na falach. Nie było się co dziwić. Budynek był zbudowany na palach i wrzynał się w wody zatoki. Dawało to pewnie całkiem malowniczy efekt i pewną egzotykę lokalu ale jednak w taką zawieję tak teraz wydawało się, że wichura zaraz zmiecie to wszystko gdzieś w lodowate wody tej zatoki. Ale tubylcy chyba byli przyzwyczajeni i nie zwracali na to za bardzo uwagi. Zaś z tego co z dawnych lat pamiętał Johan to i wtedy ten lokal tu stał i przez te wszystkie lata jakoś go nie zwiało do morza.

Zaś po tym jak się rozstał z Sebastianem który wrócił do siebie mógł przejść się po portowych tawernach aby się popytać o tą syrenę. To schodziło trochę czasu by tak pogadać z tym i tamtym w jednym lokalu a potem popytać o to samo w kolejnym. Rybacy i dokerzy chętnie nawet o tym mówili. Dało się odnieść wrażenie, że to modny temat. Więc Johan nasłuchał się o tej morskiej postworze co bezlitośnie morduje nieszczęsnych rybaków. A ci nie mogą przestać wypływać w morze bo muszą z czegoś żyć. A w zimie świeże ryby i owoce morze były jednym z niewielu dostawców świeżej żywności w mieście. Ale jak dotarł do “Chybotliwej” to trochę utknął. Szkoda było wychodzić na zewnątrz w taką zamieć. Wewnątrz się wszystko nieco chwiało i drżało ale jednak było jasno, ciepło i bez tego wiatru co hulał na zewnątrz. A i kiszki już marsza grały bo połowa dnia w końcu była a od śniadania nic nie jadł.

Jak tak sobie siedział przy tym obiedzie słuchając jednym uchem gwaru rozmów i trzeszczenia smaganego falami i wiatrem drewna to miał okazję przemyśleć to co do tej pory usłyszał od różnych rybaków i innych takich ludzi portu jakich znalazł w tej czy innej tawernie. Problem był taki, że chociaż dość łatwo było ich namówić do rozmowy o syrenie to już trudniej było ocenić ich wartość. Zwłaszcza jak to był pierwszy kontakt Johana z tym tematem i nie bardzo miał do czego porównać te wiadomości.

- Ciekawe, że chyba wszyscy zaginieni rybacy handlowali z Brauerem. Ciekawe nie? - tak mu w poprzedniej tawernie powiedział jakiś niziołek. Z tego co wiedział to przynajmniej dwóch czy trzech zaginionych rybaków sprzedawali swoje ryby temu samemu kupcowi rybnemu. A jak znajdowano tylko ich puste łodzie to właściwie nie wiadomo co się z nimi stało. Kto powiedział, że to syrena czy inna mara? Widział to ktoś? No nie. Tylko znajdowano puste łodzie. Dlatego ów niziołek obawiał się o swoje życie bo miał na pieńku z owym Brauerem. Jak po nim też znajdą tylko pustą łódź? I co? Też powiedzą, że to przez syrenę albo co. I wszyscy będą mieli święty spokój. Bardzo wygodne. Tego od ręki Jonas nie mógł zweryfikować bo nie znał żadnego z zaginonych rybaków a i naziwkso kupca było mu obce.

Inny rybak, tym razem tej samej rasy co magister, był święcie przekonany, że któregoś razu jak wypłynął na połów to coś słyszał. Coś innego niż znajomy plusk fal o burty łodzi, przyboju rozbijającego się o brzeg czy skrzek mew. Coś innego. Co to nie miał pojęcia. Ale to było coś innego. Coś obcego. A mając w pamięci los zaginionych kolegów i tego, że to może być ten straszny potwór jaki go wabi o jakich przestrzegał kapłan na ostatniej mszy no to zatkał sobie uszy chlebem, zaczął się głośno modlić i śpiewać psalm do Mananna aby go uchronił przed morskim złem zaciskając dłoń na kupionym ostatnio pod świątynią talizmanie morskiego boga i czym prędzej zaczął wiosłować do portu. I pomogło! Udało się! Wrócił! Czyli żarliwa modlitwa i kupiony talizman pomogły!

- W ten Festag kupię jeszcze jeden i dam na tacę w podziękowaniu za ten ratunek, to naprawdę działa! - mówił z przekonaniem chociaż nie wyglądał na bogatego. Raczej przeciwnie. Ale zdawał się święcie wierzyć, że uciekł kosie śmierci o włos. To znów było dla Johana trudne do zweryfikowania bo rybakowi trudno było określić co właściwie słyszał. Ot tyle, że był to inny dźwięk, jakby pomruk czy może właśnie syreni śpiew którym chciała go zwabić i utopić aby potem żerować na jego ciele. No ale magister nie był pewny czy rybak sam jest pewny co właściwie słyszał i czy na pewno. Tylko to przekonanie, że mu się udało i to dzięki talizmanowi i modlitwie wyglądało na coś pewnego.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline