Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-10-2021, 11:50   #451
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); zmierzch


Pirora przeczytała list, od kupca, zmarszczyła brwi, cóż nikt nie mówił że będzie łatwo. W czterech ścianach swojego pokoju popijała wino a Burgund jadła kolację.
- Zostałam portrecistka w kazamatach, tak dla zabawy. - Powiedziała Pirora zastanawiając się nad faktem bycia śledzonym. - Mhmm wydaje mi się że jeden przejął się bardziej niż drugi. Może powinnam przekazać listy jednego do odpowiedniej osoby i drugi będzie wiedział że nie żartuje? - Zastanowiła się na głos. A chwilę potem zwróciła się do złodziejki - Co myślisz?

- Myślę, że Grubson nie ma zamiaru płacić skoro wysłał jakiegoś szpicla. Albo nie wierzy w to, że masz jakieś listy na niego albo nie wierzy, że je opublikujesz. Albo liczył, że jego szpicel doprowadzi go do ciebie. - młoda kobieta o burgundowych włosach siedziała na skraju złączonych łóżek i korzystała z gościny popijając wino.

- To by nawet miało sens. Jakby szpicel go doprowadził do ciebie to mógłby coś zacząc działać. - pokiwała głową dając znać, że widzi jakąś logikę w zachowaniu kupca w obecnej sytuacji.

- A ten drugi to nie wiem co ci napisał. Zgadza się? Czy nie? - zapytała zerkając na blondwłosą gospodynię i wyciągając nogi daleko przed siebie aby się rozciągnąć.

- I jak to zostałaś portrecistką w kazamatach? - na koniec zapytała o coś co Pirora mówiła na początku jakby uznała, że się przesłyszała lub po prostu nie bardzo wiedziała jak ugryźć to oświadczenie.

- Cóż, w takiej sytuacji aż chce opublikować te listy głównie by wywołać zamęt. - Pirora powiedziała z nutą złośliwości. - Ten drugi za to kręci. Oczywiście wypiera się że nic takiego nie istnieje ale nawet jest w stanie odkupić listy. Trochę szkoda. Ten od romansu powinien być bardziej zmotywowany odzyskać swoja korespondencje. Ale może zamiast syren miasto zatrzęsie informacja o zbrodni w afekcie.

- A prace znalazłam normalnie odpowiedziałam na ogłoszenie a że dobrze szkicuje dostałam ja bez problemu. Jutro idę szkicować pierwszą partię kryminalistów. - Pirora pochwaliła się złodziejce.

- Aha. No nie słyszałam aby wcześniej robili komuś portrety w kazamatach. Tylko tych co szukają listami gończymi. - głowa włamywaczki uniosła się i opuściła w powolnym skinieniu. Wydawała się być trochę zdziwiona takim pomysłem ale skoro koleżanka tak to lekko opowiadała to przyjęła to do wiadomości i nie drążyła tematu.

- A z tymi listami to jak chcesz. Jak je upublicznisz to na pewno od żadnego z nich nie dostaniesz kasy. A Grubson był nieźle zmotywowany aby sprawdzić co jest grane skoro wysłał szpicla. Po prostu nie chce płacić za frajer. Dałabyś komuś tak kilka stówek bo ci ktoś jakiś liścik o twoich niecnych sprawkach wrzuci pod drzwi? No ja bym starała się sprawdzić co jest grane i na pewno nie dałabym komuś takiej grubej kasy w ciemno. To byłoby frajerstwo. - łotrzyca wzruszyła ramionami i omawiała temat szantażu dość luźno i na zimno. Jakby chodziło o jakąś historyjkę całkiem z nią nie związaną z dalekiej przeszłości albo z innego miasta.

- Masz racje… zrobimy inaczej. Napiszemy im dwa nowe listy z paroma fragmentami tamtej korespondencji a także napiszemy że cena przy ich braku kooperacji właśnie wzrosła o 50 karli. I dodam że pieniądze są mile widziane ale teatr jaki będzie na scenach naszego miasta po ujawnieniu też mnie zadowoli. - Pirora wpadła na nowy pomysł i zaczęła sklecać list od Pana Gawrona do obu szantażowanych mężczyzn.

- Może po prostu dołącz ten oryginalny list albo jego kawałek jak masz tylko jeden. To wtedy będzie widać, że naprawdę masz te listy. Może to da im do myślenia. - zaproponowała włamywaczka wstając z łóżka i podchodząc do stołu aby nalać sobie jeszcze wina do kielicha. Obserwowała jak gospodyni siada do pisanie ale jako osoba niepiśmienna samo pisanie niezbyt ją interesowało. Koncentrowała się raczej na fizycznych aspektach tej specyficznej wymiany.

- Musisz coś im dać. Coś w rodzaju pewności. Bo no sama się zastanów. Jakby ciebie ktoś szantażował jakimiś listami czy czymś podobnym. No zapłacisz kupę kasy aby mieć spokój. No może to jeszcze jakoś łyknąć się da. Ale skąd wiesz czy ten ktoś odda ci wszystkie listy nawet jakby wszystko poszło jak trzeba. To może hamować takie próby wymiany. Coś tam chyba trzeba by im napisać takiego, że to jednorazowy wyskok i jak zapłacą to dostaną to co chcą no i to koniec. Bo tak to mogą się bać, że będziesz ich ciągnąć co miesiąc no albo za jakiś czas znowu. - wychowanka ulic i tawern a przy okazji dziewczyna z ferajny patrzyła na sprawę oczami łotrzyka. Nawet jeśli z tymi dwoma spotykała się pierwszy raz i to nie bezpośrednio mogła sobie nieco wyobrazić co nimi kieruje.

- Masz trochę racji ale jak mu zacznę zwracać kawałki listów jako dowód to nic mi nie zostanie do oddania. Wolę zrobić mu kopie. - Pirora powiedziała , zabierając się za pisanie.

Włamywaczka uniosła dłonie do góry w obronnym geście i już się więcej nie wtrącała w to pisanie listów. Usiadła na krawędzi łóżka, wyciągnęła skądś któreś dziełko ze sprośnymi obrazkami i zaczęła je oglądać.
 
Obca jest offline  
Stary 29-10-2021, 15:34   #452
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa

- Idziemy na browara do “Piwnicznej”. Idziesz z nami?
- Chodźmy - zgodził się Egon. - Antałek wychylę, zjem też może coś.

Egon wiedział, że urobienie strażników i zaskarbienie sobie ich zaufania było procesem, którego nie można było przeskoczyć w jeden dzień ani w tydzień. Kazamaty były czymś, gdzie trzeba było być cierpliwym. Piwo ze strażnikami było konieczne. Jeśli mieli dopchać się z Łasicą tam, gdzie trzeba, musieli być pewni, że nikt nie będzie ich podejrzewał.

- No? I jak było? Jak ci się podoba nasza Katia?
- Ano, nie narzekam - Egon uśmiechnął się krzywo do strażnika. - Panie, niby kazamaty, a jednak ogrzać się można. Jeśli wiadomo, o co chodzi.

- Oj tak, ona potrafi ogrzać i rozgrzać. Szkoda, że takiej w domu nie mam! - roześmiał się rubasznie Rolf klepiąc po przyjacielsku nowego w ramię. Byli prawie równie wzorstem i masą pewnie też. Tyle, że Rolf miał bardziej sylwetkę zbliżoną do Kornasa niż Egona. Pozostali jednak docenili dowcip i humory im dopisywały.

- Jak ja bym miał taką w domu to bym w ogóle z niego nie wychodził! - odparował kolega i tak sobie dowcipkowali idąc ciemną, zawaloną rozjeżdżonym śniegiem ulicą. Aż doszli do “Piwnicznej”. Gdzie trzeba było uważać na wejście bo była położona w piwnicy więc zaraz za drzwiami wejściowymi były schody w dół. Ale za to było przytulne ciepło. Strażnicy byli tu chyba stałymi gośćmi bo czuli się jak u siebie. Zajęli jeden ze stołów, podeszła do nich kelnerka i zapytała o zamówienie. Kolację już jedli na stołówce i to niedługo przed wyjściem więc większość zamówiła po grzańcu co wydawał się w sam raz na taki zimowy wieczór. Ale Rolf zamówił też bigos i boczkiem i kiełbasą. A na razie siedzieli we czwórkę przy stole.

- A właściwie Egon to skąd ty jesteś? - zagaił go Rolf zerkając ciekawie na siedzącego niedaleko brodacza.

- Ja? Stąd! - odparł Egon.

Co było poniekąd prawdą. Co prawda Egon już jakiś czas mieszkał w Neues Emskrank, jednak o jego przygodach na wschodzie nie było co opowiadać, ponieważ - choć było to dawno - ktoś mógł usłyszeć plotki o Ulrichu Vogel i jego postawnym pomagierze z czasów, kiedy zajmowali się rozbojem. Tymczasem jednak trzeba było zmienić temat z postawnej osoby Egona i zająć kompanów czym innym. O Ostlandzie nie było co wspominać.

- Dobra ta robota w kazamatach. Nie dzieje się nic, ale przynajmniej w miarę ciepło… No, chyba, że na murach ma się zmianę, to wtedy i chuj może odmarznąć! Miałem szczęście, że przynajmniej nie odmarzam na zewnątrz. Rzeknijcie no, kamraci, jak się wam pracuje?

- Tak jak i tobie. Nie najgorzej. Nie jest źle. Robota łatwa i bezpieczna. Może nie ma z tego jakiejś wielkiej kasy no ale za to masz pewną wypłatę cały rok. Pracodawca też pewny bo przecież ratusz nie zbankrutuje jak jakiś kupiec albo nie zamknął na zimę jak portów. No kolegów na mieście z powodu roboty miał raczej nie będziesz ale cóż farbiarze czy kanalarze to mają jeszcze gorzej. - Rolf w paru zdaniach podsumował opinię pozostałych o tej robocie bo pokiwali głowami. Zdawali się do tego podchodzić jak do każdej innej roboty. I za atut uważali przede wszystkim stabilność i dość niskie wymagania w samej robocie. W końcu przez większość czasu było tak spokojnie, że aż nudno. Nawet skazańców coś nie było zbyt wielu więc nie przemęczali się z ich pilnowaniem. Więc robota pod tym względem miała w ich oczach zdecydowanie więcej plusów niż minusów. Zwłaszcza zimą jak port co był sercem tego miasta zamierał i zasypiał snem zimowym a wielu związanych z nim ludzi miało kłopoty z tego powodu bo traciło swoje główne źródło utrzymania. Zaś praca w kazamatach była odporna na takie sezonowe zmiany.

- Tam w głębi kazamatów pewnie trzymają kogoś znacznego, co nie? - zapytał Egon. - Pewnie za pilnowanie ich to niezły byłby grosz. Co? Pewnie jakieś dziwaki i cuda są w głębokich celach, jak zwierzoludzie albo inne diabły, co ich w lesie złapali.

Egon, oczywiście, potrzebował w jakiś sposób dostać się na zmianę, która była obok rogatej wieszczki. Z tego, co słyszał, była też obok Ulricha Vogel, a przynajmniej w jego pobliżu. Musiał się wywiedzieć, jak tam można się dostać.

- Rzeknijcie mi to, kto odpowiada za przydział wart? - zastanowił się. - Stary? Albo kto inny jeszcze?

- Tak, głównie Stary. Ale do bloku specjalnego to się raczej nie dopchasz. Nowy jesteś. Ledwo parę dni. Tam to warty mają ci sprawdzeni co już po parę lat tu robią. - Rolf pokręcił swoją pulchną głową na znak, że nie radzi nowemu robić sobie zbyt wielkich nadziei na objęcie takiej fuchy. Zwłaszcza jak ma tak krótki staż w tej robocie. Pozostali dwaj też pokiwali głową jakby zgadzali się z taką opinią. I żaden z nich chyba nie robił w tym bloku specjalnym bo dla nich też był to niedostępny obszar.

Wyglądało więc na to, że Egon musiał poradzić sobie tym, co miał, czyli wypadami z Łasicą.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 31-10-2021, 23:47   #453
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Johann wrócił do domu podekscytowany. Dużo się działo w tym mieście, widział już że nudzić się nie będzie.

Najbardziej fascynowała go sprawa demona. W końcu czyż nie były one istotami najbliższymi czystej esencji chaosu? Jego mistrz zaczął go uczyć podstaw magii czarnoskięskiej, ale wiedział że to dopiero początek drogi. Kiedy wszedł do swojej komnaty, zaczął niecierpliwie przeglądać księgę podarowaną mu przez Renarda, gdzie znajdowały się zaszyfrowane zaklęcia czarnoksięskie, których jeszcze nie opanował, jak i podstawy języka demonicznego. Powiedział Aaronowi, że chętnie wspólnie by się z nim zajął opracowywaniem rytuału pozwalającego przywołać demona, może nawet tego który opętał nieszczęsnego Gustawa. Oczywiście jak zapewnił kolegę Starszemu mogli o tym powiedzieć, przecież nie będą takich rzeczy przed nim ukrywać, czyż nie?

Umówił się też z Sebastianem, że jutro sprawdzą tę karczmę która miała być nową kryjówką kultystów. Nie mógł tak przecież zignorować polecenia przywódcy. Wiedziony przyrodzoną mu ciekawością spytał się też cyrulika, czy wiedział z jakim potworem zmagał się Egon.

Swojemu słudze Svenowi przekazał natomiast, żeby rozejrzał się jakimś będącym w miarę dobrym stanie domem na obrzeżach miasta, najlepiej takim który ma uregulowany stan prawny. U van Hansenów było wygodnie i luksusowo, ale potrzebował spokojnego miejsca do badań, szczególnie jeśli miał zamiar zajmować się czarnoksięstwem i demonologią. Następnie, zgodnie z obietnicą złożoną Lady van Hansen, ruszył zająć się tajemnicą syreny, w końcu gwiazdy wskazały że może to wcale nie być ślepa uliczka. W tym celu miał zamiar przejść się po portowych tawernach i wypytać siedzących tam wieczorem marynarzy, w razie czego mógł też postawić im piwo, które bardzo dobrze rozwiązywało języki..
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 01-11-2021 o 00:01.
Lord Melkor jest offline  
Stary 01-11-2021, 21:34   #454
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 74 - 2519.02.18; abt (2/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze ptaszarni, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5)



Pirora






https://www.radio.bialystok.pl/src/3...986f2185cf28d9


- Osobiście wolę polowania z ogarami. Ale przyznam, że te ptaki też mają swój budzący szacunek i piękny majestat. Drapieżniki pełne gracji. - blondwłosa gospodyni oprowadzała blondwłosego gościa po ptaszarni. Ta przypominała coś pośredniego między przeciętna szopą a przeciętną stodołą. Tylko w środku były siatkowane boksy z drapieżnymi ptakami a nie końmi. Stała na zapleczu rezydencji, gdzieś przy krańcu sporego ogrodu na jakie mogły sobie pozwolić w mieście tylko najmożniejsze rody. Obecnie jednak ogród jak i całe miasto, był przysypany grubymi zwałami śniegu więc nie bardzo było wiadomo co się pod nim kryje. Jednak były wyżłobione przejścia niczymym płytkie, śnieżne kaniony jakimi można było się poruszać. Dość wąskie więc trzeba było iść gęsiego.

Gdy Pirora dotarła rano do rezydencji przywitał ją starszy, dostojny kamerdyner w liberii w rodowych barwach van Hansenów. Grzecznie zaprosił gościa na coś gorącego do przepłukania gardła i obiecał, że panienka van Hansen zaraz przyjdzie. No i jak Pirora była w połowie swojego grzańca drzwi otwarły się i weszła przez nie córka państwa van Hansenów.

- Dzień dobry Piroro. Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo. To wpadłaś obejrzeć nasze ptaki? No dobrze, to nie mitrężmy czasu. - młoda szlachcianka przywitała się ze swoim gościem z oszczędnym uśmiechem. Po czym nie chcąc tracić czasu poprosiła ją ze sobą. Szła równym i zdecydowanym krokiem zdradzającym sporą witalność i energię. Tak przeszły przez parter rezydencji do jakiegoś tylnego wejścia, wyszły na zewnątrz, przeszły przez ten zawalony śniegiem ogród pełen żywopłotów, z fontanną i jakimiś rzeźbami chyba z marmuru. Aż doszły do jakichś mniejszych budynków typowo gospodarczych a nie mieszkalnych. I jeden z nich okazał się właśnie ptaszarnią pełną pierzastych drapieżników.

- Naprawdę chcesz malować portret tego ptaka? - zapytała gospodyni zatrzymując się ze dwa kroki od wejścia do ptaszarni i dając gościowi wejść i napatrzeć się na te ptaki do woli.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5)



Egon



- Nie uwierzycie jakie jaja. Ma dziś do nas przyjść jakaś ratuszowa mądralińska i robić portrety tych darmozjadów co tu trzymamy. - rano Rolf podzielił się wieściami jak wrócili ze śniadania. Apke go na chwilę zawołał do siebie po śniadaniu i się zastanawiali po co. No to teraz już wiedzieli.

- Po co? Za dwa tygodnie i tak wszyscy będą wisieć albo kołem będą ich łamać. - Stephen wyglądał na tak samo zdziwionego jak koledzy. Zastanawiali się gdzie tu sens? Rolf też nie wiedział. Nawet nie był pewny czy sam Apke to wie. Bo wyczuł, że to nie był jego pomysł tylko przyszedł prikaz z ratusza no i tyle. A skoro całe kazamaty były na garnuszku ratusza to nawet Apke nie mógł sobie tego ot, tak zignorować. Ale dlatego mieli trochę więcej roboty. Właściwie to Andriej miał. Ten co tu sprzątał. Rolf kazał mu wysprzątać jedną z cel jaką wybrał jako “pracownię malarską” jak to rubasznie nazwał. No i ją miał wysprzątać Andriej. A jak ten się pokazał to Egon rozpoznał, że to ten szczurek z jakim go w zeszłym tygodniu poznał Cichy w “Trzech gwoździach”. Szczurek jak go rozpoznał czy w ogóle dostrzegł to nie dał tego po sobie poznać. Zresztą przyszedł na krótko i gadał głównie z Rolfem. Czy to raczej Rolf wyjaśnił mu którą celę ma przygotować. Na ekipę Rolfa zaś spadło przygotowanie więźniów. Dokładniej to zagnać ich do łaźni gdzie mieli wyszorować swoje zakazane facjaty. A, że dla bezpieczeństwa robiono to po nie więcej niż trzech na raz to zajęło to parę tur.

Przy okazji pierwszy raz Egon miał okazję zorientować się ilu mają tu skazańców. Piątkę bandy Szybkiego. Tych co przysłano tu w zeszłym tygodniu. Byli więc jeszcze całkiem sprawni i butni. A Szybki nawet pyskaty. W końcu siedzieli tu nielegalnie. Bez wyroku! I nie omieszkał o tym głośno przypomnieć póki nie dostał pałą przez udo od Rolfa i się zamknął z tym pyskowaniem. No i był też Urlich. Zamrugał w zdumieniu jak zobaczył starego znajomego. Ale Rolf i reszta strażników chyba to co prawda dostrzegła ale wzięła to za nietypową porę odwiedzin strażników no i nowego, postawnego strażnika. Poza nimi było jeszcze dwóch. Jeden co zatłukł swoją żonę i drugi co mu się zbójowania zachciało. Więc zgadzało się to z szacunkami Łasicy o jakich mówiła już wcześniej kto tu siedzi jako zwykły kryminalista. Te poranne sprzątanie i czyszczenie przynajmniej przełamało codzienną rutynę służby. Podobnie po wczorajszym wieczorze Rolf i jego ludzie wydawali się dzisiaj dla Egona życzliwsi.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Drewniana
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze opustoszałej karczmy, jasno, mroźno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5)



Johan



- No to chyba tutaj. - powiedział młodzieniec zadzierając głowę późnym, pochmurnym porankiem gdy starał się ze swoim rówieśnikiem ogarnąć wzrokiem bryłę budynku przy jakim stali. Wyglądało jak tawerna albo karczma. Czyli tak jak powinna. Wieszak z rysunkiem karczmy już pewnie od dawna był pusty to nazwy nie można było być pewnym. A wcześniej ani Sebastiana ani Johana tutaj nie było. Tylko Cichy z Silnym.




https://i.pinimg.com/564x/cf/de/cd/c...6023ea5fd0.jpg


- Trochę pizga. Trzeba by nowe okna i okiennice wstawić tam i tu. Ale pewnie od dawna puste stoi to nie ma się co dziwić. Jakby wyremontować trochę to by mogła być niezła miejscówka. - orzekł w końcu Sebastian jak tak chodzili po tych piętrach i parterach dawnej karczmy. Teraz kompletnie opustoszałej. Oczywiście od ręki to nie repreznetowała sobą zbyt wielkiego standardu. Ale porządne sprzątanie i jakiś remont mogły uczynić z niej całkiem solidny lokal. Nawet jeśli traktować go jako mieszkalny to miejsca dla jakiegoś pół tuzina kultystów czy tam nawet tuzina było sporo.

- A co ich tak pociachało to nie wiem. Jakiś potwór podziemi. Chyba ten co dziwki do tej pory ciachał. No to dorwali go. No ale ich też pociachał. Jakiś duży, jak niedźwiedź albo troll. Gadaj z Egonem, Silnym albo Cichym. Oni tam byli. - po drodze było sporo okazji do rozmowy. Więc dwaj młodzi uczeni mogli sobie porozmawiać o tym czy owym. Sebastian podchodził do sprawy jak po cyruliku można było się spodziewać. Norma i Kornas mieli potężne rany od szponów bestii. Paskudziły się od tego syfu z kanałów. Ale jakoś wracali do zdrowia. Mieli silne organizmy. Kornas to już dzisiaj rano sam siadał i jadł więc no była nadzieja, że wyjdzie z tego na dniach. Norma gorzej to zniosła i o nią młody żak martwił się bardziej.

- A Starszy to nie wiem czy ktoś wie gdzie on jest poza zborami. Może Karlik. Albo Kurt. No ja nie wiem. Jak coś do niego masz to możesz zostawić wiadomość na statku. Albo spróbuj skontaktować się z Karlikiem. To jego prawa ręka i sporo spraw może załatwić od ręki bez pytania się Starszego. - poradził mu jak to można się skontaktować w tygodniu z ich liderem. Wyglądało na to, że niezbyt. Można było zostawić wiadomość a jak już to Karlik wydawał się bardziej osiągalny. Można mu było zostawać wiadomości w “Wielorybie” jednej z portowych tawern.

Poza tym co widać było gołym okiem Johan nie wyczuł swoim wiedźmim wzrokiem czegoś groźnego. Dostrzegł co prawda w kuchni nieco więcej zawirowań fioletowego wiatru śmierci. Ale to mógł być efekt użytkowania kuchni i odbierania życia drobnym zwierzętom jak ryby czy kury czyli dla karczemnej kuchni raczej rutynowa sprawa. Zaś w sprawach czarnej magii Aaron wczoraj się przyznał, że z niego żaden ekspert. I też chociaż coś tam wiedział czy słyszał to sam nigdy na poważnie nie parał się tą dziedziną. Raczej miał praktykę jako magister cienia i w sprawie sprowadzania i pętania demonów to raczej byłby kiepskim pomocnikiem. Jakby Johan miał kłopot z czymś w klasycznym to mógł pomóc bo ten temat mu wychodził w miarę dobrze.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe
Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Pirora



Wizyta u van Hansenów nie zabrała averlandzkiej szlachciance na tyle czasu aby nie wyrobiła się na umówione spotkanie w kazamatach. Okazało się, że Herr Ostermann załatwił co trzeba bo jak pokazała w bramie list od niego to wyglądało, że reszta to tylko formalność. Więcej kłopotów miała z samym pokazaniem listu bo w międzyczasie zerwała się zamieć jaka szarpała papierem i obraniem oraz ograniczała widoczność do kilku kroków. Ledwo co było widać fasady mijanych budynków. Ale jak już dotarła do bramy to było łatwiej. Schroniła się w tunelu wewnątrz wieży bramnej a potem jeden ze strażników zaprowadził ją i Jamesa do wewnątrz. Znów wyszli na tą zawieruchę więc kompletnie nie wiedzieli gdzie ich strażnik prowadzi. Ale doprowadził do jakiegoś wnętrza gdzie nie wiało i można było otrzepać się ze śniegu. Potem poprowadził ich korytarzem do jakiegoś biura czy inszej strażnicy wartowników. Było ich tam czterech w tym Egon. Ale strażnik jaki ich przyprowadził gadał z jakimś grubasem. Właściwie to czego można się było spodziewać. Że nowa portreciska, że będzie robić portrety no i by jej pokazać co trzeba. Też brzmiało jak formalność jakby wszystko już było dogadane wcześniej. Ten co ich przyprowadził odszedł dając znać, że teraz ci tutaj ich przejmują po czym poszedł tam skąd przyszli.

- To będziesz robić portrety tak? Nie wiem po co. I tak zawisnął na jarmarku za dwa tygodnie to po co im robić portrety? - grubas nie bardzo widział sens takiej inicjatywy ale z poleceniami wyżej postawionych nie dyskutował. Poinstruował, że żadnego przemytu, pogaduszek ze skazańcami i ma się słuchać strażników. Coś im się nie spodoba to koniec widzenia. A potem wyznaczył dwóch strażników aby zaprowadzili portrecistkę gdzie trzeba. No i tak trafili do jednej z cel. Pusta i mało przyjemna. W sam raz aby tu trzymać kogoś za karę. Tutaj wprowadzano kolejno więźniów a ona miała ich szkicować. Cały czas był z nią James i obaj pozostali strażnicy. Stali jak kat nad skazaną duszą obramowując portretowanego jakiemu kazali stanąć pod ścianą tworząc w miarę bezpieczny dystans od portrecistki. Więzień by się na nią rzucić musiałby jakoś ich minąć a potem jeszcze jakoś minąć Jamesa.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe
Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Egon



Na tych porannych ablucjach skazańców i sprzątaniu cel zeszło im prawie do południa. Co prawda rola strażnika nawet w tym wypadku nie była taka najgorsza. W końcu cele sprzątał Andriej a więźniowie myli się sami. Trzeba było tylko dopilnować aby nie odwalili jakiegoś numeru i pogonić aby nie zwlekali. A potem można było wrócić do kanciapy i wyprostować nogi po tej ciężkiej pracy. Rolf z kolegami zastanawiał się czy ta od portretów w ogóle przyjdzie. Bo na zewnątrz zerwał się wiatr, zaczęło gęsto sypać ze stalowego nieba więc zrobiła się z tego pełnowymiarowa zamieć. Nie byłoby dziwne jakby nie przyszła. A jakby przyszła to czy wyrobi się przed obiadem czy po i co właściwie z nią zrobić jakby trafiła na sam obiad. No ale przyszła. I ku zaskoczeniu wszystkich strażników okazała się młoda i ładna. A do tego to była Pirora.

Ale Rolf przejął ciężar rozmowy z wysłanniczką z ratusza. Obejrzał papier jaki mu pokazała. Po czym jej oddał i machnął na niego i Stephena aby jej towarzyszyli. Zaprowadzili ją do przygotowanej celi i tam trzeba było brać kolejnych więźniów zaczynając od bandy Szybkiego aby malarka mogła zrobić ich portrety. Zdążyła zrobić ze trzy gdy rozległ się gong wzywający na obiad.

- No to zapraszamy panienkę na obiad. - Stephen niejako przekazał decyzję Rolfa który ostatecznie nie chcąc puścić dwójki obcych samopas po kazamatach a nie chcąc tracić okazji do służbowego obiadu zdecydował się potraktować ich jak dwójkę dodatkowej załogi na obiedzie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; port; tawerna “Chybotliwa”
Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe
Warunki: wnętrze tawerny, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Johan



Tawerna nazywała się “Chybotliwa”. I w taką zamieć jaka rozszalała się w środku dnia nawet nie trzeba było pytać dlaczego. Wydawało się, że wszystko od podłogi, przez ściany i sufit trzeszczy i porusza się na falach. Nie było się co dziwić. Budynek był zbudowany na palach i wrzynał się w wody zatoki. Dawało to pewnie całkiem malowniczy efekt i pewną egzotykę lokalu ale jednak w taką zawieję tak teraz wydawało się, że wichura zaraz zmiecie to wszystko gdzieś w lodowate wody tej zatoki. Ale tubylcy chyba byli przyzwyczajeni i nie zwracali na to za bardzo uwagi. Zaś z tego co z dawnych lat pamiętał Johan to i wtedy ten lokal tu stał i przez te wszystkie lata jakoś go nie zwiało do morza.

Zaś po tym jak się rozstał z Sebastianem który wrócił do siebie mógł przejść się po portowych tawernach aby się popytać o tą syrenę. To schodziło trochę czasu by tak pogadać z tym i tamtym w jednym lokalu a potem popytać o to samo w kolejnym. Rybacy i dokerzy chętnie nawet o tym mówili. Dało się odnieść wrażenie, że to modny temat. Więc Johan nasłuchał się o tej morskiej postworze co bezlitośnie morduje nieszczęsnych rybaków. A ci nie mogą przestać wypływać w morze bo muszą z czegoś żyć. A w zimie świeże ryby i owoce morze były jednym z niewielu dostawców świeżej żywności w mieście. Ale jak dotarł do “Chybotliwej” to trochę utknął. Szkoda było wychodzić na zewnątrz w taką zamieć. Wewnątrz się wszystko nieco chwiało i drżało ale jednak było jasno, ciepło i bez tego wiatru co hulał na zewnątrz. A i kiszki już marsza grały bo połowa dnia w końcu była a od śniadania nic nie jadł.

Jak tak sobie siedział przy tym obiedzie słuchając jednym uchem gwaru rozmów i trzeszczenia smaganego falami i wiatrem drewna to miał okazję przemyśleć to co do tej pory usłyszał od różnych rybaków i innych takich ludzi portu jakich znalazł w tej czy innej tawernie. Problem był taki, że chociaż dość łatwo było ich namówić do rozmowy o syrenie to już trudniej było ocenić ich wartość. Zwłaszcza jak to był pierwszy kontakt Johana z tym tematem i nie bardzo miał do czego porównać te wiadomości.

- Ciekawe, że chyba wszyscy zaginieni rybacy handlowali z Brauerem. Ciekawe nie? - tak mu w poprzedniej tawernie powiedział jakiś niziołek. Z tego co wiedział to przynajmniej dwóch czy trzech zaginionych rybaków sprzedawali swoje ryby temu samemu kupcowi rybnemu. A jak znajdowano tylko ich puste łodzie to właściwie nie wiadomo co się z nimi stało. Kto powiedział, że to syrena czy inna mara? Widział to ktoś? No nie. Tylko znajdowano puste łodzie. Dlatego ów niziołek obawiał się o swoje życie bo miał na pieńku z owym Brauerem. Jak po nim też znajdą tylko pustą łódź? I co? Też powiedzą, że to przez syrenę albo co. I wszyscy będą mieli święty spokój. Bardzo wygodne. Tego od ręki Jonas nie mógł zweryfikować bo nie znał żadnego z zaginonych rybaków a i naziwkso kupca było mu obce.

Inny rybak, tym razem tej samej rasy co magister, był święcie przekonany, że któregoś razu jak wypłynął na połów to coś słyszał. Coś innego niż znajomy plusk fal o burty łodzi, przyboju rozbijającego się o brzeg czy skrzek mew. Coś innego. Co to nie miał pojęcia. Ale to było coś innego. Coś obcego. A mając w pamięci los zaginionych kolegów i tego, że to może być ten straszny potwór jaki go wabi o jakich przestrzegał kapłan na ostatniej mszy no to zatkał sobie uszy chlebem, zaczął się głośno modlić i śpiewać psalm do Mananna aby go uchronił przed morskim złem zaciskając dłoń na kupionym ostatnio pod świątynią talizmanie morskiego boga i czym prędzej zaczął wiosłować do portu. I pomogło! Udało się! Wrócił! Czyli żarliwa modlitwa i kupiony talizman pomogły!

- W ten Festag kupię jeszcze jeden i dam na tacę w podziękowaniu za ten ratunek, to naprawdę działa! - mówił z przekonaniem chociaż nie wyglądał na bogatego. Raczej przeciwnie. Ale zdawał się święcie wierzyć, że uciekł kosie śmierci o włos. To znów było dla Johana trudne do zweryfikowania bo rybakowi trudno było określić co właściwie słyszał. Ot tyle, że był to inny dźwięk, jakby pomruk czy może właśnie syreni śpiew którym chciała go zwabić i utopić aby potem żerować na jego ciele. No ale magister nie był pewny czy rybak sam jest pewny co właściwie słyszał i czy na pewno. Tylko to przekonanie, że mu się udało i to dzięki talizmanowi i modlitwie wyglądało na coś pewnego.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-11-2021, 18:29   #455
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów

- Sama wolę gonitwy za lisem niż polowania, taka forma wyścigów jakie mamy w Averlandzie. Choć nie są mi obce dreszcze emocji jakie towarzyszą pogoni za większym zwierzem. - Pirora podchwyciła małą pogawędkę - Versana van Drassen ma mój obraz “Polowanie” zainspirowałam się po jednym z letnich ognisk jakie czasem się u nas organizuje.

- Tak, ten będzie idealny. Choć zobaczymy czy umie współpracować jako model. Niestety żywe zwierzęta nie są najlepszymi modelami, człowiek zrozumie że powinien przyjąć pewną pozę czy przestać mrugać. - Blondynka powiedziała do starszej kobiety wybierając jednego z ptaków łownych.

- A maluje obrazy wielu istotom więc ptak nie będzie jakimś wielkim odejściem od moich przyzwyczajeń. - Dodała blondynka.

- Ten? Dobrze. - blondwłosa szlachcianka skinęła głową i podeszła do jakiejś szafki. Otworzyła ją i zaczęła przywdziewać jakąś rękawicę na lewą dłoń. Do prawej wzięła coś drobnego. Po czym podeszła do wybranego boksu otwierając go jakimś kluczem. Jeszcze skobel i drzwi boksu były otwarte.

- Jak chcesz go wziąć na rękę to lepiej załóż sobie takie coś. Albo czymś obwiąż ramię. Bo pokaleczy cię swoimi szponami. - zwróciła się do gościa wchodząc do tej dużej klatki i szybko zamykając za sobą drzwi. Ptak zwrócił na nią uwagę obdarzając ją bystrym spojrzeniem.

- A przekupstwo się sprawdza nie tylko wśród ludzi. - rzuciła żartobliwie gdy w drugiej dłoni podała coś pierzastemu drapieżnikowi. Ten przyjrzał się, potem jakby węszył wystawiając dziób po czym złapał nim to coś co chyba było jakimś kawałkiem mięsa i w dwóch ruchach podrzucił i przełknął zdobycz. Rozpostarł nieco skrzydła i zaskrzeczał. Ale jak gospodyni podstawiła ramię w rękawicy to zrobił krok i po chwili miała go już na swoim ramieniu.

- Polowanie na lisa mówisz? No ciekawe, ciekawe. Też czasem robimy. Całkiem ekscytujące. Chociaż nadal wolę klasyczne polowania z ubiciem zwierza. Albo czegoś innego. - wróciła tematem do poprzedniego o czym mówiła Pirora.

- Ostatnio miałam całkiem udane polowanie. Troll nam się trafił. Piękna zdobycz. - uśmiechnęła się ciepło na te wspomnienie a sama pogłaskała łeb ptaka w czułym geście. I podeszła z nim do drzwi klatki.

- I co? Podoba ci się? Nadaje się? - zapytała dając okazję swojemu gościowi obejrzeć ptaka z bliska.

- Jest idealny… - Pirora powiedziała kończąc zakładając rękawicę. - ... uprzedzę że pewnie jego malunek zajmie mi około trzech dni mam nadzieje że nie przeszkodzi to twojej rodzinie w żadnych wyprawach na króliki. Troll powiadasz? No, no… wy północnicy macie o wiele bardziej niebezpieczne zainteresowania… nie bałaś się stając przeciwko takiej bestii ?

- Oczywiście, że się bałam. W końcu to troll. Jeden cios i może zdjąć ci głowę z ramion. - powiedziała wciąż uśmiechając się i głaszcząc palcami łeb skrzydlatego drapieżnika.

- Ale strach to intelektualne ćwiczenie umysłu. Nie jest wstyd się bać. Wszyscy normalni na umyśle którzy zdają sobie sprawę z zagrożenia się boją. To zdrowy odruch. Sygnał ostrzegawczy przed niebezpieczeństwem. Nie jest wstyd ulec strachowi, zwłaszcza jak nie jesteś wojownikiem. Ale dlatego tak dla mnie cenne jest jak ktoś potrafi zmierzyć się z nim. I wygrać. Ktoś taki jest naprawdę wart uwagi i szacunku. - blond szlachcianka zamyśliła się i patrzyła niby na swojego jastrzębia ale chyba go nie widziała gdy popłynęła w tych swoich filozoficznych rozważaniach na temat strachu.

- Oj, przepraszam, rozgadałam się. Proszę, weź go jeśli chcesz. Trzy dni? Może być. Dam ci klatkę i pamiętaj aby przywiązywać mu łapę, nawet do oparcia krzesła jeśli nie masz specjalnego drążka. Wtedy nie będzie latał po całym pomieszczeniu. Dopilnuj aby zawsze miał świeżą wodę do picia. A może jeść jakieś mięso jak i my. Nie musi być dużo, coś wielkości myszy czy udka kurczaka wystarczy. Nie ma co rozpasać łowczą zwierzynę. Robi się wtedy leniwa. - powiedziała zachęcając drapieżnika aby zrobił krok i przeszedł z jednej ręki na drugą.

- A tobie zdarzało się na coś polować? Z bronią w ręku. - zagaiła gdy widocznie temat polowań interesował ją bardziej niż przeciętną szlachciankę i pewnie większość kobiet.

- Oj, nie przeszkadza mi twój monolog, naprawdę miło się słucha kogoś kto opowiada o swojej pasji. Co do mnie nie jestem najlepszym łowcą, ale parę razy udało mi się ustrzelić bażanta. Choć wydaje mi się że nie było w tym tyle emocji co twoje polowania. Choć wydaje mi się że nie żyjesz samymi polowaniami, inne znajome opowiadają że nie obce ci też zamiłowanie do sztuki. - Przyznała malarka - Zaopiekuje się nim i oddam w takim stanie jakim go wypożyczam.

- No tak, sztuka, tak. Wypada aby ktoś na naszym poziomie interesował się sztuką. Ale ja wolę polowania. Jazdę konną. I szermierkę. Coś od czego szybciej buzuje krew w żyłach. Jakieś wyzwania, turnieje i coś ciekawego, gdzie coś się dzieje. No i bale lubię. Lubię tańczyć. - blond gospodyni uśmiechnęła się delikatnie i chętnie opowiedziała o swoich zamiłowaniach. Jednak dało się wyczuć, że sztuka nie jest w centrum jej zainteresowań. Poza jakimś powierzchownym co wypadało komuś o jej pozycji.

- I bażant jest niezły na początek. Twoja kuzynka chyba jednak bardziej zdradza zainteresowania tego typu. Swoją drogą może ty wiesz skąd i gdzie się nauczyła takiego fechtunku? Bo kupcy a tym bardziej ich wdowy to nie kojarzą mi się z regularnym treningiem szermierki. A sądząc po tym co ona potrafi musiała taki przejść. - Froya przy okazji zagaiła o temat starszej kuzynki swojego gościa. Podeszła do jakiegoś regału i otwarła go wyjmując z niego sporą klatkę. Ale i ptak był nie mały więc na niego wydawała się odpowiednia.

- Jeśli jej rodzina była odpowiednio usytuowana finansowo Verssana mogła uczyć się szermierki za młodu. U nas nie jest to jakąś nowością kiedy kupcy szkolą swoje córki by stały na równi z wyżej urodzonymi. Podobno jej mąż nie trzymał jej na smyczy więc może nie wyszła z wprawy. Choć moją daleką kuzynkę poznałam niedawno nie znam jej jeszcze tak dobrze. Ja sama nie uprawiam fechtunku choć pewnie gdybym miała taką zachciankę mój ochroniarz mógłby mnie nauczyć podstaw. Choć nie widzę się w roli walecznej amazonki, raczej wolę potyczki słowne w salonowych dyskusjach i przepychanki finezyjnego tańca w na parkiecie sali balowej. Choć poznawanie nowych rzeczy zawsze jest ciekawe. - Pirora pomagała z klatką przy okazji patrząc jak bezpiecznie zabezpieczyć ptaszysko.

- Dziwne zwyczaje macie tam na południu. Ale twoja kuzynka to chyba nie pochodzi stamtąd? - gospodyni trawiła słowa swojego gościa gdy weszła z klatką do wybranego boksu. Widząc, że Pirora też chce pomóc pozwoliła wejść i jej. Postawiła klatkę na podłodze. Sama zaś wyjęła coś co w pierwszej chwili wyglądało jak skórzany mieszek.

- To czepek. Trzeba mu założyć to się łatwiej nim steruje. Podobnie jak koń jak się mu założy klapki na oczy. - wyjaśniła zakładając jastrzębiowi ten czepek. Gdy to zrobiła podstawiła ramię okryte długą, wzmocnioną rękawicą i ptak po kilku próbach wszedł jej na to ramię. *

- To raczej nowa moda wśród rodzin kupieckich, podyktowana ambicjami. Choć wzrostu mezaliansów jakoś się nie widzimy. Choć wydaje mi się że tutejsi kupcy też potrafią mieć wysokie ambicje. - Wyjaśniła Pirora i zauważyła że obie znają pewną kupiecka wdowę która aspiruje na bycie wpuszczona do towarzystwa. - Ach, robisz to tak naturalnie, jakby robiła to całe życie.

- Bo robię. Od dziecka. Zawsze lubiłam takie sprawy. Nie raz słyszałam, że powinnam urodzić się chłopcem. - odparła Froya uśmiechając się pobłażliwie do tego gderania co pewnie słyszała już nie raz. A jak założyła ten kapturek ptakowi to podstawiła mu ramię w rękawicy. Po kilku próbach ptak wyczuł tą nową podstawkę i przesiadł się na nią. Po czym van Hansen uklękła i wstawiła ramię razem z ptakiem do wnętrza klatki. Tam znów chwilę manewrowała aby z kolei jastrząb przesiadł się na grzędę już w jej wnętrzu. A gdy to się stało wysunęła rękę i zamknęła klatkę. Wstała po czym podniosła klatkę w obu dłoniach i podała je gościowi.

- Proszę. Mam nadzieję, że będzie ci dobrze służył. - powiedziała ściągając rękawicę i podeszła do szafy z jakiej ją wzięła.

- Na pewno się wyjdzie wspaniale. Jak skończe chętnie pokaże ci go jako pierwszej. - Pirora nie ukrywała radości jaką przyniosło jej otrzymanie swojego modela. No i w końcu mogla poznać trochę sławna pannę van Hansen. No ale czas się było zbierać . Gdyż praca portrecisty nie będzie czekać.
 
Obca jest offline  
Stary 11-11-2021, 21:58   #456
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Ubentag; ranek; pusta karczma


Joachim kiwał głową Sebastianowi na jego uwagi na temat stanu karczmy. Młody cyrulik wydawał się mieć głowę na karku. On sam nie lubił tracić zbyt wiele czasu na tak… przyziemne sprawy jak jakieś remonty.

- Tak, mi też wydaje się że to miejsce się nada na nową siedzibę zboru. Wymiana okiennic to oczywista sprawa, uważam że powinniśmy też sprawdzić czy mamy jakiś sąsiadów co mogliby sprawiać kłopoty. No i ważne żeby piwnica była dość duża na nasze spotkania i rytuały, jakieś tajne przejście z niej jako droga ucieczki tez pewnie by nie zaszkodziło….

- A dziękuje też za informacje co do Starszego i Karlika. Jak często mamy spotkania zboru, raz w tygodniu?

- Tak, raz w tygodniu. Zwykle w Angestag. Tak jak ostatnio. - przyznał Sebastian rozglądając się po różnych zakamarkach tego opustoszałego budynku.

- Piwnic tu chyba nie ma. A przynajmniej żadnej nie znalazłem. Ale jak będzie to tylko dla nas to miejsca jest aż nadto. Trochę zależy czy mamy tu się spotykać niby przypadkiem, otworzyć karczmę czy też zrobić jeszcze co innego. - cyrulik machnął ręką na filary podtrzymujące galeryjkę na piętrze.

- Hmm, otwarcie karczmy przyniosło by pewnie dochód ale czy nie ściągnęło by zbyt dużej uwagi? - zadumał się Joachim, poklepując filar.
- Może lepszy byłby tutaj jakiś magazyn. I piwnicę pewnie należałoby zrobić jak nie ma - zastanawiał się nad oficjalnym przeznaczeniem dla budynku.
Pójdziemy sprawdzić sąsiadów? - dodał po chwili.

- Jak otworzysz karczmę albo coś podobnego to nie będzie dziwne, że ktoś tu przychodzi. Także i my. Ale będą się tu kręcić różni obcy. No a jak zrobisz sklep czy budynek mieszkalny no to na odwrót. - Sebastian wzruszył ramionami dając znać, że to jedna z tych sytuacji gdy kij ma dwa końca. I mocno zależy na co komu zależy bardziej.

- A przejść się możemy. Zobaczymy kto tu mieszka. - zgodził się bo właściwie już zbyt wiele do oglądania tutaj nie było. Znów wyszli na zaśnieżoną ulicę zasypywaną porannym gradem. Kamienica naprzeciwko wejścia do opuszczonej karczmy też wyglądała na pustą. Nieco po skosie jednak paliły się światła i było zrobione przejście w śniegu to pewnie ktoś tam mieszkał. Zaś po prawej i po skosie był jakiś sklep na parterze a na górze mieszkania kolejnej kamienicy.

- Od czego chcesz zacząć? - zapytał młody cyrulik naciągając mocniej czapkę i kaptur aby uchronić się od chłoszczących grudek spadających z nieba.

- Może sprawdźmy najpierw ten sklep? - zasugerował czarodziej, szybko przechodząc pod gradem i pukając do drzwi.

Młody cyrulik zgodził się z kolegą i obaj ruszyli do tego budynku po skosie do opustoszałej karczmy. Jak znaleźli się w środku okazało się, że to sklep z ubraniami. Gdzie urzędował jakiś pulchny mężczyzna z rzedniejącymi włosami. A dominowały w nim ubrania na zimę i na morze. Różne płaszcze, czapki, rękawiczki, sztormiaki i tego typu rzeczy. Raczej nastawione na rybaków i marynarzy więc na niezbyt zasobną kieszeń. Gospodarz zwrócił na nich uwagę bo zapowiedział ich dzwonek o jaki uderzyły otwierające się drzwi i o tej wczesnej porze pośród padającego gradu byli jedynymi klientami w tym sklepie.

- Dzień dobry, taka pogoda to się ciepłe stroje przydadzą, rozejrzę się. - zagaił z uśmiechem Joachim.
- A przy okazji zastanawiamy się nad kupnem domu obok, czy to spokojna okolica?

- “Czerwonego koguta”? - zapytał sprzedawca zerkając przez okno na wskazany przez obu gości budynek. A gdy zaczęli oglądać wiszące na stojakach ubrania pokiwał głową zgadzając się na to.

- Tak, tu jest spokojnie. Spokojna okolica. - potwierdził domysły młodszego od siebie klienta.

- Czyli żadnych kłopotliwych sąsiadów nie ma, ani jakiś szczególnie wścibskich? - Zapytał się czarodziej, biorąc w ręce solidny podszyty lisim futrem płaszcz.

- Wścibskich? Nie chyba nie. Nie bardziej niż gdzie indziej. - tym razem pytanie zaskoczyło sprzedawcę i chyba nie do końca był pewny jak odpowiedzieć.

- Ktoś w ogóle interesujący tu obok mieszka? I po ile ten płaszcz podszyty futrem lisa? - Joachim uśmiechnął się, licząc, że jako klient wzbudzi sympatię rozmówcy.

- Za ten to będzie 12 monet. - możliwość zakupu zwróciła uwagę kupca. Odwzajemnił uśmiech i zachęcająco machnął dłonią. - Prosze przymierzyć i zobaczyć jaki wygodny. I solidny a wcale nie ciąży. - dodał przyjaznym tonem. - A interesujący to na przykład kto? - zapytał chyba znów trochę nie wiedząc o co właściwie pyta młody klient.

- No, mnie interesują spokojni sąsiedzi - dodał czarodziej. - Tak, płaszcz chyba wezmę…

- No to powinieneś być zadowolony. Tu sami spokojni. Ten “Kogut” to kiedyś no wiadomo, jak to karczma, trochę hałasów wieczorami było ale już od lat stoi pusty to teraz spokój i cisza. - odparł sklepikarz czekając czy sfinalizują tą wymianę płaszcza. Na niego jakiś szlachcic by pewnie nie spojrzał drugi raz ale dla kogoś o nie tak wysokim statusie to był całkiem dobry płaszcz.

- To dobrze słyszeć. A płaszcz wezmę, przy takiej pogodzie się przyda. - Czarodziej skinął głową i zadumał się, czy gdzieś tu w okolicy nie znalazłby też kwatery dla siebie. Jeszcze chwilę przeszli się dookoła z Sebastianem, stwierdzając że lokalizacja raczej nadaje się na siedzibę kultystów.

**********************************************

Karczma Chybotliwa

Rozmowa z ludzkim rybakiem

- Ciekawa historia, myślę że modlitwy do Mananna nie zaszkodzą… - Joachim starał się nie okazywać sceptycyzmu słysząc historię opowiadaną przez rybaka.
- Czy miejsce w którym to usłyszałeś te dziwne dźwięki to mniej więcej to samo miejsce, gdzie ginęli rybacy? - spytał się.

- Kto go tam wie. Jedną z łodzi znaleziono niedaleko. Inną chyba całkiem gdzie indziej. A jeszcze była jedna czy dwie ale nie wiem gdzie je odnaleźli. No i wiesz jak to na morzu. Zależy ile czasu dryfowały to i tam je znaleźli. Znaczy, nie musiała ich ta morska poczwara zeżreć tam gdzie znaleziono puste łodzie. - starszy rybak wzruszył ramionami i zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią. Ale widocznie nie było zbyt łatwo porównać mu to z innymi historiami o zaginionych rybakach i ich pustych łodziach.

Joachim spojrzał nieco sceptycznie na rozmówcę. Ograniczenie lokalizacji gdzie ginęły łodzie na pewno by pomogło.

- I mówisz, że ciał nie znaleziono? A powiedz, jakbym ci zapłacił, to byś potencjalnie zabrał mnie na poszukiwanie tego potwora który porywa marynarzy?

- No nie znaleziono. Jak taka morska wiedźma ich zaczarowała, utopiła i zjadła no to nie ma żadnych ciał. Same puste łodzie zostają. - mężczyzna wzruszył ramionami na znak, że dla niego to oczywista zależność.

- Ale jak to zabrał na poszukiwanie potwora? To ile byś zapłacił? - zapytał po chwili sceptycznego milczenia sondując temat ewentualnego zarobku.

- A ile wyciągasz przeciętnie z jednego dnia połowu? - spytał się Astromanta, nie będą pewien jaka suma byłaby właściwa.

Rybak zastanawiał się dłuższą chwilę. Wyglądało jakby bił się z myślami. Nerwowo stukał palcami w stół nawet pewnie nie do końca zdając sobie z tego sprawę. W końcu przemyślał sprawę bo się odezwał ponownie.

- Za 20 monet mogę cię tam zabrać. - podał swoją cenę patrząc przez stół na reakcję młodszego rozmówcy.

- Dobrze, tyle mogę zapłacić, to ustalimy dogodny termin. - Joachim skinął głową.
- Ile osób może się zmieścić w twojej łodzi, jakbym chciał kogoś jeszcze wziąć do pomocy?

- To zależy. - odparł rybak z trochę niewyraźną miną. Jakby zastanawiał się czy nie podał za niskiej ceny albo czy w ogóle dobrze zrobił zgadzając się na taki rejs.

- Ja jedną osobę to mogę zabrać i powiosłować. No może dwie. W ogóle to by pewnie i cztery jeszcze weszło no ale to już musieliby wiosłować sami. - powiedział jak to wygląda obsada jego łodzi pod kątem takiego rejsu.

- Jak tam faktycznie jest jakiś potwór morski, to wziąłbym jakiegoś zbrojnego do pomocy… Który dzień w tym tygodniu by ci pasował na wyprawę?

- Tak, można kogoś wziąć. Najlepiej jakby też wiosłował. A dzień to no kiedy ci pasuje. Tylko byś musiał mi powiedzieć dzień wcześniej bo ja to inaczej wypływam jak jeszcze ciemno. No i pogoda by musiała być spokojna. Bo jak duże fale to nie ma co wypływać. - rybak zastanawiał się chwilę nim odpowiedział. Wyglądało jakby dzień jako taki nie był dla niego tak ważny jak pogoda od jakiej byli uzależnieni wszyscy rybacy. No i aby klient uprzedził go z dzień wcześniej, że następnego chce wypłynąć.

- Dobrze, to datę sobie potwierdzimy jeszcze dogodną… rozumiem, że wieczorami ciebie mogę tu znaleźć. I masz jeszcze jedno piwo na mój koszt - Joachim uśmiechnął się do rozmówcy. Planował na tę wyprawę wziąć przynajmniej swojego ochroniarza Gunthera, a może i też Egon by się zgodził lub któryś z jego ludzi, co właśnie słyszał że bestię groźną upolowali? Im wprawdzie były chyba bliżej do Khorna niż do jego patrona, a podobno te dwie Potęgi Chaosu nie przepadały za sobą, no ale przecież mieli tutaj działać jako jeden zjednoczony kult... a jakby faktycznie natrafili na jakaś niebezpieczeną kreaturę, jak zrozumiał ze swojej wróżby, to nie zaszkodził by ktoś osłaniający go podczas tkania zaklęć...

Rozmowa z niziołkiem

- A ten Brauer to ma jakąś tu reputację, czy po prostu zwykły kupiec? - poruszył też ten wątek.

- Pewnie, że ma! Szachraj i kanciarz! Zawsze niedoważa nasze ryby a jak ktoś chce sprzedać gdzie indziej to nasyła swoich synalków! Teraz pewnie po prostu zaczęli topić ciała a wszyscy myślą, że to jakaś syrena! - niziołek był bardzo zbulwersowany taką możliwością. I zdawał się święcie przekonany, że tak właśnie jest i to ów Brauer stoi za zniknięciami tych rybaków.

- Myślisz, że byłby do tego zdolny? - Joachim przechylił głowę i sceptycznie popatrzył na rozmówcę. Możliwe że tamten po prostu miał na pieńku z Brauerem…

- A dlaczego nie? - odparł niziołek pytaniem na pytanie. - Ktoś ci się stawia, zaczyna wozić połów do kogoś innego, to tracisz dostawcę a więc i karliki. No to bierzesz i łapiesz delikwenta, wywozisz gdzieś na morze, albo po prostu tam podpływasz, wywalasz za burtę i tyle. W takiej zimowej wodzie to chwila wystarczy i każdy tonie nawet jak umie pływać. I odpływasz. I masz to co widać. Puste łódki bez rybaków i nikt nic nie wie. A ta baja z syreną to idealna. Ludzie sami dostarczą przykrywkę i nikt nie będzie cię podejrzewał bo przecież to syrena ich załatwiła. A powiem ci coś bo widzę, że młody jesteś ja tu pływam już 20 lat i nigdy, żadnej syreny tu nie widziałem. Nawet nie słyszałem żeby ktoś widział czy cokolwiek z syrenami wspólnego. A teraz jak Brauer zaczął tracić dostawców nagle jakaś syrena się objawiła? Wygodne nie? - niziołek pokręcił głową i dalej trzymał się swojej wersji wydarzeń. I według niego nie było w tym nic ponadnaturalnego, zwykłe porachunki nieuczciwego kupca.

- Interesujące, nie spodziewałbym się takich metod po kupcu, ale może zbadam tę sprawę. - Joachim złożył ręce w zadumie. Może powinien jutro rozmówić się jutro z tym całym Brauerem…. choć przecież gwiazdy nie wskazywały w swym objawieniu na coś tak banalnego…

- Bo go nie znasz. Wszyscy co go nie znają myślą, że to tylko kupiec rybny. - niziołek wyjaśnił mu, że niewiedza młodszego mężczyzny wcale go nie dziwi jeśli nie miał wcześniej do czynienia z tym Brauerem.

- Dziękuje za te informacje, może mi się przydadzą... - czarodziej skinął głową, powoli kończąc rozmowę i zastanawiając się czy to fałszywy trop czy jednak go zbadać.


*************************************
Po powrocie do szlacheckiej rezydencji gdzie gościł, uprzedził Gunthera o potencjalnej wyprawie na morze i ponownie poszedł na górny balkon by przyjrzeć się przed snem układowi gwiazd. Tym razem chciał postawić wróżbę, czy warto iść tropem tego kupca Brauera.

Rano przy śniadaniu na które starał się wstać choć nie był rannym ptaszkiem, wspomniał van Hansenom, że zajął się sprawą syreny i ma już pewne tropy w tej sprawie. Podziękował im też serdecznie za gościnę, zaznaczając jednak że docelowo poszuka sobie własnej siedziby w mieście. Spytał się, czy mieli okazję poznać Lady Pirorę, która wywarła na nim pozytywne wrażenie.

Następnie miał zamiar poszukać Egona by omówić ewentualne wsparcie w polowaniu na rzekomą "syrenę" oraz ewentualnie odnaleźć kupca Brauera.

Swojego sługę Svena planował zaś zapytać jak idą poszukiwania lokum dla niego zgodnie z wydanymi dyspozycjami. W sumie mógłby też poprosić go o dowiedzenie się czy jest jakieś miejsce przy murach miejskich, gdzie łatwo by było przemknąć się tak by straż się nie zorientowała.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 11-11-2021 o 22:01.
Lord Melkor jest offline  
Stary 12-11-2021, 15:44   #457
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa


Pirora i Egon


Pirora rozpoznała Egona, takiego wielkiego człowieka trudno było przeoczyć. Niemniej nie zaszczyciła go spojrzeniem w końcu w tym świecie się nie znali. I wraz z Jamesem podążała za strażnikiem.
- Cóż dużo ludzi robi wiele rzeczy które nie mają sensu. - Skomentowała blondynka. Jak tylko doszła do miejsca gdzie miała szkicować nie traciła czasu i przygotowała sobie szkicowniki oraz papier. Kiedy wprowadzili pierwszego Blondynka siedziała już na Wyższym taboreciku gotowa do pracy.

Egon skubał brodę w zamyśleniu, kiedy tylko Pirora przyszła. Młoda dziewczyna stanowiła kontrast wśród brudnych murów kazamatów i ciurów z lochów, którzy zostali już urobieni przez Łasicę w apetycie na młode dziewczęta.

Pierwszy skazaniec posłusznie usiadł na krześle, na które niemalże wniósł go Egon. Zdało się chciał coś jeszcze powiedzieć, ale brodacz tylko uniósł pałę i tamten zamilkł w pół słowa.

Na ten moment, założył wielgachne ramiona na tors i czekał rozwoju sytuacji. Szkice i malarstwo dla niego to była jakaś abstrakcja bez większego znaczenia. Ale domyślał się, że dziewczyna mogła planować jakiś przekręt lub mogli wykorzystać to, aby z Łasicą wymknąć się ponownie.

Postanowił na ten moment czekać. Spodziewał się, że może mieć większe pole do manewru potem. Pozostawało grać rolę strażnika.

Pirora zdążyła po kolei zrobić trzy portrety bandy Szybkiego. Zostało jeszcze dwóch. Dotąd szło to całkiem sprawnie i prawie rutynowo. Stephen i Egon przyprowadzali kogoś i sadzali go na stołku. Pirora zabierała się za swoją robotę. Jak skończyłą dwójka strażników zabierała delikwenta, wpychała go z powrotem do jego celi i brała następnego po czym wszystko się powtarzało. Przy trzecim to już była prawie rutyna. A jak zabierali tego trzeciego to rozległ się gong na obiad. Stephen zwrócił się do malarki i jej ochroniarza, że zapraszają ich na obiad do stołówki.

Egon, odprowadzając gości na obiad, zapytał:

- Do obiadowania potrzebny jestem jeszcze, czy mogę iść? - Egon szukał okazji, w której mógłby po raz kolejny wyskoczyć gdzieś z Łasicą.

Stephan odwrócił się ku niemu ze zdziwioną miną. - No jak zamkniemy tego gałgana to idziemy po tamtą dwójkę a potem na obiad. - wskazał na tego ostatniego z bandy jakiego prowadzili do jego celi aby zamknąć go z jego towarzyszem. Mówił jakby zdawało mu się, że nowy kolega czegoś tu nie zrozumiał.

- A, na obiad - mruknął Egon, raczej niekontent z rozwoju wypadków. - Myślałem, że my obiadować nie będziemy. No dobra. Pójdźmy na ten obiad.

No to poszli na obiad. Dwóch strażników zamknęło z powrotem ostatniego z trzech sportretowanych w celi po czym wrócili do celi w jakiej urządzono pracownię do szkicowania portretów. I wspólnie z malarką i jej ochroniarzem powędrowali korytarzami na stołówkę. Na stołówce widok dla strażników nie był niczym niezwykłym. Ot, jak co dzień schodził się personel z całych lochów, głównie właśnie strażnicy, aby zjeść główny posiłek dnia. Panował więc gwar rozmów. Ale dwie nowe postacie jakie przechodziły pomiędzy stołami wzbudzały zaciekawione spojrzenia. Nawet jak się rozniosło po obiekcie o wizycie jakiejś szkicowniczki od portretów to większość personelu dopiero teraz mogła ją zobaczyć na własne oczy. I korzystali z tej okazji jak to zwykle gdy pojawia się ktoś nowy czy coś co przełamuje codzienną rutynę.

- O, a kogóż my tu mamy? Jakaś ślicznotka nas odwiedziła. Co ci podać kochanie? - przy ladzie z wydawanym posiłkiem stała Łasica. Pirora rozpoznała ją od razu chociaż dlatego, że zdążyły się nieźle poznać w ciągu ostatnich dni i tygodni. A i na zborach włamywaczka zjawiała się w podobnym, roboczym stroju i z resztkami charakteryzacji tylko już bez rudowłosej peruki jaką miała teraz. No ale mimo to charakteryzacja miała całkiem udaną. Wyglądała na kobietę o szczuplejszej, wręcz chudszej twarzy, jakąś taką szarą i zmęczoną. W sam raz do zwykłej robotnicy czy kuchcika. Głos też wydawał się bardziej piskliwy więc może jak ktoś ją znał to mógł rozpoznać ale jak nie to już niekoniczenie jakby spotkał ją bez tej charakteryzacji. A na razie jako kucharka wskazała na wystawione składniki obiadu, niezbyt wyszukane i te z “Żagli” albo “Warkoczy” były o wiele przyjemniejsze i do oglądania i jedzenia. Ale były i nie trzeba było chodzić z burczącym z głodu żołądkiem.

Egon stał w kolejce po jedzenie z pozornie znudzoną miną. Jeśli ta cała sprawa ze szkicami miała być jakimś wybiegiem kultystów, o którym nie wiedział, to chciał, żeby stało się to do końca tego dnia - przynajmniej będzie w stanie im pomóc w jakiś sposób.

- Nowa portrecistka, miło mi. - Pirora odpowiedziała kuchareczce. Łapiąc za miskę miała zamiar dołączyć do zgrai zatrudnionej w więzieniu gawiedzi, choć pewnie jedzenie będzie podłe ale nie należy marudzić. James szedł za przykładem młodej kobiety czasem tylko łypiąc ostrzegawczo na innych strażników ostrzegawczo.

- Jakbyś musiała za potrzebą to daj znać. Pokażę ci gdzie się chodzi. Bo nas, kobiet to tutaj jest mało. Może jeszcze tylko Leosia. - Łasica w zgrabny i naturalny sposób przekazała drugiej kultystce pretekst pod jakim mają szansę się spotkać. Wskazała w kierunku jednej z niewielu jeśli nie jedynej kobiety siedzącej wśród strażników. Też chyba strażniczki.

Przy stołach zaś panował spokój. Strażnicy i obsługa jedli swój obiad który może nie wylądowałby na szlacheckim stole. Ale ostatecznie nie był jakiś paskudny. Raczej mało wyszukany i podany w prostej zastawie i sztućcach. Dla Egona był w sam raz, nie widział w nim nic zdrożnego. Może nie tak ciekawie podany jak w “Warkoczach” przez takie urokliwe warkoczyki no ale nie był taki najgorszy.

- I co? Jak tam idzie robienie portretów tych gamoni? - zapytał Rolf siedzący przy sąsiednim stole. Pytał tonem dobrego i życzliwego gospodarza co dba o swoich gości. Reszta strażników też zachowywała się całkiem poprawnie. Chociaż dwójka nowych na stołówce w naturalny sposób budziła ciekawe spojrzenia.

- Cóż nie wiem ile to zajmowało poprzednim portrecistom ale wydaje mi się, że idzie nam w miarę sprawnie. Ja przynajmniej jestem bardzo zadowolona z aktualnej porcji jaką wykonałam. - Pirora zwróciła się do Rolfa wielce uprzejmie robiąc mała przerwę w miej.
- Wszyscy są skazani na śmierć?

- Nie było wcześniej żadnych portrecistów. Nie wiem po co im coś bazgrać jak już tu i tak siedzą a za dwa tygodnie będzie po ptokach. I tak, wszystkich to czeka. Ale nie współczuj im, to niezłe gadziny, zaszlachtowaliby cię gdyby tylko mieli okazję. Słusznie im się stryczek należy. - grubas dalej chyba był zdziwiony po co tu przysłano kogoś do robienia portretów kogoś kto wkrótce zawiśnie na szubienicy albo wykituje na szafocie ku uciesze gawiedzi. I kompletnie nie współczuł tym skazanym.

Wielki wojownik tymczasem jadł w milczeniu. Zdawało się, że to do Pirory należało podjęcie decyzji, co dalej. Dla samego Egona pozostało zgrywanie strażnika, co dotychczas robił.*

- To faktycznie dziwnie skąd taka decyzja by zaczęli to robić… hmmm może zaczynają robić archiwum skazańców i chcą mieć twarz do opisu zbrodni i nazwiska. - Pirora zastanowiła się głośno nad tą nową rzeczą jaką urząd miasta każe im robić. - Ilu w ogóle trzeba zrobić portrety?

- Nie aż tak dużo. Może z dziesiątkę. Jak trzy już zrobiłaś to chyba wyrobisz się z resztą. - Rolf wzruszył swoimi pulchnymi ramionami dając znak, że aż tak wiele roboty to malarki chyba tu nie czeka. Potem już była okazja porozmawiać ze sobą i zjeść w spokoju obiad. Na koniec jeszcze trzeba było odnieść miski i sztućce do obsługi czyli do Katji. Ta przyjmowała je z tak życzliwym i ciepłym uśmiechem z jakim wydawała posiłki. Większość obsługi też kończyła lub już skończyła posiłek to zrobił się tumult gdy co chwila ktoś wstawał od stołu, odnosił brudne naczynia do lady albo już wychodził ze stołówki w swoją stronę. Także Rolf i ta strażniczka jaką wcześniej wskazała Łasica. Obiad miał się już ku końcowi.

Egon wstał i zaniósł gary na swoje miejsce. Pozostawało dokończyć tą sprawę z portretami.

Wspólnie ze strażnikami Rolfa wrócili do już znajomej celi. Ale oni poszli dalej i znów został z nimi tylko Stephan. Wkrótce Egon z kolegą wznowili przyprowadzanie kolejnych więźniów a Pirora ich portretowanie. Szło to dość rutynowo. Po dokończeniu bandy Szybkiego przyszła kolej na Vogela. Ten wyróżniał się gabarytami dorównując Egonowi. Potem jeszcze dwóch innych. I to był koniec tego portretowania skazańców. Podobnie dzień miał się ku końcowi i zaczynał się na zewnątrz wczesny, zimowy zmierzch.
 
Obca jest offline  
Stary 13-11-2021, 16:38   #458
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Przedpołudnie

Egon stwierdził, że co jak co, ale w tej robocie pieniądze były za darmo. Stać i pilnować paru drabów, żeby się raczyli łaskawie umyć? Zastanawiał się, czemu wcześniej po prostu nie podbił o zatrudnienie w kazamatach.

Jeśli Ulrich rozpoznał go (a widać było, że tak), to facjata Egona pozostała niewzruszona.

Sam na razie nie miał żadnych pomysłów, jak pogadać z Ulrichem, więc po prostu zamierzał robić to, co robią inni strażnicy. Być może okazja nadarzy się po drodze.

O okazję nie było tak łatwo. W końcu Vogel szorował się przy swojej misce a dwóch innych w swojej. Zaś kilka kroków dalej Egon z kilkoma strażnikami dozorował ich aby nie robili żadnych głupot. Trudno było w takich warunkach złapać moment aby zostać chociaż na chwilę sam na sam z Urlichem skoro wszystkiemu leniwie ale jednak przyglądali się Rolf i pozostali. W końcu czas tego szorowania się dobiegł końca i Rolf zarządził powrót do cel. Dwóch strażników miało iść przodem, trójka skutych więźniów w środku a za nimi znów dwójka skazańców.

* * *

Aubentag; popołudnie; kazamaty
Egon i Pirora



- To teraz pójdziemy do bloku specjalnego. - powiedział Stephan gdy wrócili z Egonem po zamknięciu ostatniego ze sportretowanych skazanych. Po czym robił za przewodnika po tych ponurych lochach a brodaty kolega oraz portrecistka ze swoim ochroniarzem ruszyli za nim. Przeszli jakieś korytarze aż dotarli do kolejnego który zdawał się niczym nie wyróżniać i był zakończony mocnymi drzwiami. Stephan jednak podszedł do bocznych które były uchylone. Jak je otworzył okazało się, że to kanciapa strażników. Siedziało ich tam czterech z czego jeden chyba spał na pryczy.

- Przyszła ta portrecistka. - oznajmił Stephan cofając się nieco aby malarka mogła się tam pokazać.

- Aha. To będziesz portrety heretyków robić? No dobra. Ale one są niebezpieczne. Odmieńcy. Więc trzymaj się z daleka aby czegoś nie złapać. Jak coś odwalisz to kończymy widzenie. - powiedział odpowiednik Rolfa przedstawiając warunki widzenia i sprawdzając czy dziewczyna z jaką rozmawiał to zrozumiała i traktuje poważnie.

- Dobra, dobra - rzekł Egon. - Ja się zajmę sprawami, jakby coś się stało. Argumenty mam, jakby jakiś z tamtych wątpliwości miał - tu Egon strzelił palcami, żeby było wiadomo, o jakie argumenty chodzi.

Egon rozglądał się tu i ówdzie. Wcześniej nie był w bloku specjalnym i zastanawiał się, czy być może znajdzie kratkę ściekową, na której Łasica naznaczyła swój znak. Jeśli miałoby się okazać, że kratka była w bloku specjalnym, to znaczyłoby, że czeka ich znacznie mniej roboty, bowiem wystarczyłoby wyprowadzić wieszczkę do niej i po kłopocie.

Pirora czuła lekka ekscytację w środku ‘specjalnego skrzydła’ kazamat. W końcu będzie mogła zobaczyć wieszczkę z północy która ekscytował się cały zbór.
- Ach na pewno wkroczycie zanim cokolwiek się stanie i mogę czuć się bezpieczna. - Portrecistka odezwała się do obu strażników przechodząc przez drzwi dzielące niebezpieczne skrzydło od zwykłego skrzydła.

- Dokładnie tak panienko. Gieorgij was zaprowadzi. - szef zmiany wskazał na jednego ze swoich ludzi. Sam zaś podszedł do drzwi prowadzących do środka zamkniętej strefy i je otworzył kluczem jaki był jednym z kilku na wspólnym kółku. Za nimi widok nie był przesadnie porywający. Taki sam korytarz z mocnymi drzwiami po obu stronach jak i do tej pory mijali.

- To chodźcie. - powiedział Gieorgij wskazując głową aby iść za nim. Cała czwórka ruszyła do wnętrza właśnie otwartego korytarza. Na samym korytarzu zaś Egon nie dostrzegł żadnych włazów ani innych wejść jakie mogły sugerować zejście na niższy poziom. Szef strażników i jeden z jego ludzi zostali obserwując wizytujących. Tak samo jak to wcześniej opisywała Łasica na zborze tyle, że przy rozwożeniu posiłków.

- Tu trzymamy jedną heretyczkę. Nie wydaje się zbyt groźna ale i tak trzeba uważać, odmieńce potrafią być strasznie podstępne. - uprzedził ich Gieorgij gdy otworzył drugie drzwi po lewej. Ledwo parę kroków od wejścia i obserwujących ich strażników. Jak je otworzył na środku zastali jakąś młodą dziewczynę. Nie wyglądała jakoś groźnie. Raczej jak kolejna mieszczka czy nawet żebraczka. Pewnie przez to zaniedbane ubranie jakie miała na sobie. Stanęła na środku celi i patrzyła na nich przestraszonym i niepewnym wzrokiem.

- No to maluj ją. My tu poczekamy. - rzucił Gieorgij do Pirory zachęcając ją gestem aby weszła do środka.

- Będę pilnował - rzucił krótko Egon.

Heretycy w jego przekonaniu byli takimi samymi ludźmi jak on i w istocie, jego przynależność do kultu potwierdziła jego wcześniejsze domysły. Wolał “pilnować” Pirorę, ponieważ dwóch kultystów mogłoby przekonać uwięzionych do współpracy. Za dużo było tu oczu, żeby porywać się na coś niebezpiecznego, ale kto wie? Może nadarzy się okazja.

- Dziękuje panie Egon, - Powiedziała ale zanim szlachcianka weszła do środka odwróciła się jeszcze przez ramię do głównego strażnika. - Czy mogę wydawać im polecenia? W sensie żeby odgarnąć włosy albo ustawili głowę prosto? To chyba nie są zakazane komunikaty? Chyba że mam to mówić panu Egonowi i on to zrobi. - Spytała Pirora niewinnie i grzecznie.

- Jak coś będziesz potrzebować to Gieorgij ci powie co można a co nie. Masz się do nich nie zbliżać. Ta druga jest przykuta do pryczy i zakneblowana. I tak ma to zostać. Ona jest szczególnie niebezpieczna. Więc będziesz musiała sobie jakoś z tym poradzić. - odparł szef grupki strażników chyba poważnie traktując sprawę. Potem mieszana grupka z blond rysowniczką weszła do tej pierwszej skazanej.

- To ustaw sobie co ci potrzeba. - Gieorgij zwrócił się do rysowniczki dając jej nawet sołek aby mogła na nim usiąść.

- A ty siadaj na pryczy. I nie pyskuj. - mniej przyjaźnie zwrócił się do więźnia. Ta posłusznie pokiwała głową i usiadła na skraju pryczy jak trusia. Na pierwszy i drugi rzut oka wcale nie było widać po niej żadnych mutacji. Gieorgij oparł się ramieniem o ścianę przy wejściu na korytarz a Stephan o boczną plecami. I zdawali się czekać aż malarka ponownie rozstawi swoje przybory po czym walnie kolejny dzisiaj portret.

- I jak? - zapytał szef strażników gdy drzwi do celi z pierwszą ze skazanych z bloku specjalnego zamknęły się. Po kolei wszyscy wyszli z celi na korytarz nim Gieorgij zamknął drzwi na klucz.

- W porządku. To teraz idziemy do tej wiedźmy. - powiedział podwładny i dało się wyczuć jak napięcie między strażnikami rośnie.

- To idźcie. Załatwcie to szybko i spadajcie. Jak jakies problemy to zaraz tam wpadniemy. - powiedział szef straży chyba po to aby dodać im wszystkim otuchy. Gieorgio zaś pokiwał głową i poprowadził grupkę w głąb korytarza. Kilka par drzwi dalej. Znów wyjął pęk kluczy i otworzył drzwi wcześniej zaglądając przez mała kratkę do środka. Z wnętrza dobiegał półmrok i cisza. Dopiero lampa zaczepiona a haku przy wejściu rozświetliła celę. To była mała cela, dla jednej, góra dwóch osób. W oczy wpadała prycza, jaką można było złożyć na ścianę. Na niej leżała postać w spódnicy. Kostki i nadgarstki miała przykute metalowymi obręczami do tej pryczy. Postać była kobietą. Ale kobietą o niebiesko - fioletowej skórze z daleka zdradzającą parszywą mutację. Do tego na głowie miała uformowane dwa, długie rogi jakie pewnie gdy stała dodawały jej wzrostu. Ale teraz nie stała. Leżała a nawet chyba spała przykuta do swojego posłania. W ustach miała knebel jaki uniemożliwiał jej mówienie. Całość wyglądała dość żałośnie. Chociaż wśród tych więźniów nie było chyba nikogo kto by prezentował się godnie, mężnie, dumnie czy pięknie. Siedzenie w lochu zdecydowanie temu nie sprzyjało.

- To ona. Słyszałaś szefa. Walnij ten portret i spadamy stąd. Nie podchodź do niej. Ona jest najniebezpieczniejsza z nich wszystkich. Nie mogę się dzoczekać aż ją zaprowadzimy na szafot i spłonie w cholerę. Jeszcze dwa tygodnie i spokój będzie. - chociaż kobieta z rogami nie prezentowała się jakoś szczególnie groźnie jak tak leżała przykuta i zakneblowana to jednak strażnik zdawał się być nerwowy w jej obecności. I chyba na powazenie wolał jak najszybciej stąd wyjść po załatwieniu sprawy.

Egon założył ręce na pierś i z obojętną miną spoglądał na wieszczkę. Cóż, zostały tylko dwa tygodnie na wyrobienie się z tym wszystkim. Jeśli mieli ją ratować czym prędzej, to lepiej by by było, gdyby zaczęli jakiś konkretny plan tu i teraz.

- Niby jak ma ją portretować, jak jest przywiązana? - zauważył Egon. - I knebel ma. Ja tam na tej sztuce to gówno się znam, ale jak bym tak portretować miał, to bryndza.

- No niestety pan Egon ma rację co do knebla, zniekształca twarz ale rozumiem że to dla bezpieczeństwa. - Pirora poparła brata kultystę ale nie upierała się nie wolno było przedobrzać. Przygotowała swoje przybory i zaczęła rysować kobietę, głównie twarz bo w końcu musiał to być portret. starała się mocniej naciskać rysik by kartka pod spodem też łapała kontury twarzy.

- Nie mędrkuj młody. To wiedźma. Jak jej zostawić wolną gębę to nie wiesz nawet co potrafi. Z nią nie ma żartów. Nie ma co się nad nią litować. - Gieorgij odparł jak najbardziej poważnie ale bynajmniej nie miał zamiaru zrezygnować z procedur bezpieczeństwa. I chyba chciał przestrzec nowych przed niebezpieczeństwem które na pierwszy rzut oka nie było widoczne. Rogata kobieta jak tak leżała przykuta do pryczy wyglądała jakby spała więc nie sprawiała groźnego wrażenia.

Pirora zastanawiała się jaki by tutaj fortel wykorzystać by jedno z nich mogło sam na sam zostać z wiedźmą. W połowie rysunku wstała i podeszła do tutejszego strażnika.
- Pan wybaczy ale muszę udać się do wychodka, wiem że to trochę przedłuży pracę ale będę wdzięczna za doprowadzenie mnie do tego miejsca w końcu nie mogę sama się tutaj poruszać.

Egon popatrzył na Gieorgija.

- Gdzie ten kibel niby jest? - zapytał. - W bloku specjalnym nie byłem jeszcze.

Miał nadzieję, że strażnik weźmie ze sobą Pirorę i przynajmniej na parę chwil Egon da znać kobiecie, że uwolnią ją wkrótce.

- Tutaj nie ma, tam dalej jest. Musisz wrócić. Stephen weź ją zaprowadź. - Gieorgij nie robił z tym kłopotow i okazał wyrozumienie dla potrzeb naturalnych młodej rysowniczki. Wskazał na czarnowłosego strażnika i ten skinął głową dając znać aby blondynka poszła za nim.

- To chodź, zaprowadzę cię. - rzekł Stephen i wyszli na korytarz. Tam od razu widać było tych dwóch co wciąż czekali przy wejściu do bloku specjalnego.

- Już koniec? - zapytał szef tutejszej zmiany widząc, ich powracających. Sądząc po jego tonie i minie to chyba byłby zdziwiony jakby już był koniec bo z tą pierwszą mutantką dłużej zeszło.

- Nie, ona musi za potrzebą. Idę ją zaprowadzić. - wyjaśnił Stephen i strażnicy skinęli głowami przepuszczając ich. A jej przewodnik prowadził ją dalej korytarzem aż zatrzymał się przy jednych z mijanych drzwi. Gestem dał jej znak aby weszła do środka.

Tymczasem Egon został sam z Gieorgijem. Który oparł się plecami o ścianę i czekał na powrót rysowniczki. - Długo tu robisz? - zapytał zerkając na niego.

Egon pokręcił głową.

- Od niedawna jestem właśnie - rzekł, po czym jego wzrok powędrował z powrotem do rogatej. - Ty, czemu ona niby taka niebieska jest? I takie rogi ma? Pierwszy raz coś takiego widzę.

Po czym podszedł nieco bliżej i nachylił się nad nią, niby to zainteresowany nowym dziwem, które znalazł w kazamatach. Gdyby tylko mógł na parę chwil rozmówić się z kobietą i przekazać jej, że pomoc nadciąga - może to by podniosło ją nieco na duchu i dało im nieco szersze pole do pomocy jej.

Tymczasem jednak Egon lustrował pokryjomu wzrokiem stan kajdan i łańcuchów.

To były nie tyle łańcuchy co obręcze przymocowane na stałe do krawędzi pryczy w pobliżu narożników. I na oko gladiatora to wyglądały całkiem solidnie. Gieorgij pozwolił mu się zbliżyć pewnie rozumiejąc ciekawość nowego ale tylko na chwilę.

- Lepiej się cofnij, jej trzeba cały czas pilnować. Dajemy jej ziółka aby spała. Jak śpi to robi mniej problemów. Ale już sobie pooglądałeś to się cofnij. - powiedział strażnik machając przyzywająco ręką do siebie aby nowy się wycofał spod pryczy.

- I nawet nie wiesz jacy tu trafiają czasem odmieńce. Zaprzaństwo widoczne gołym okiem. Bo jak u tej drugiej to jeszcze początkowe stadium, wydaje się normalna. Ale nie. Też ma swój brudny sekret pod koszulą. A ta tutaj sam widzisz. Skaza po całości. - strażnik mówił jakby miał okazję już widzieć tutaj sporo. I prezentował popularny pogląd, że fizyczne mutacje są tylko fizycznym objawem zepsucia duszy i mrocznych praktyk w dobitny sposób pozwalającym zidentyfikować winnego. Do tego jeszcze był pogląd, że to albo dobrzy bogowie tak karzą oznaczając współwiernym heretyków albo to ci plugawi bogowie robią to samo chociaż w odmiennym celu. Tak czy inaczej każdy odmieniec zasługiwał na oczyszczający ciało z grzechu stos.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 19-11-2021, 23:00   #459
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 75 - 2519.02.19; mkt (3/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.02.19; Marktag (3/8); południe
Warunki: wnętrze pracowni malarskiej, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-10)



Pirora



- Troszkę malowałam ostatnio. Wczoraj była ładna pogoda. Taka zamieć. Wyobraziłam sobie, że tamte drzewa to maszty statku. I tak to starałam się oddać. - Kamila jak zwykle okazała się życzliwą gospodynią jaka dbała o swoich gości. Wyszła do holu jak blodynka weszła do środka i niejako przejęła ją spod kurateli kamerdynera jaki ją tam wprowadził i towarzyszył. Zaprowadziła do tej pracowni malarskiej w jakiej już gościła ją wcześniej. Tu na biurku był skromny poczęstunek. Czyli srebrna taca z porcelanową zastawą i srebrnymi sztućcami. Nawet taki detal jak ta zastawa podkreślał skromnie ale wymownie o bogactwie i potędze gospodarzy. Na to panna van Zee zdawała się jednak nie zwracać większej uwagi i przybysza z dalekiego południa Imperium traktowała przede wszystkim jako koleżankę - artystkę.

Jak pokrzepiły się tymi delikatesami Kamila była gotowa zaprezentować gościowi swoje najnowsze dzieło. Od razu rzucały się w oczy różne odcienie bieli uchwycone w dynamicznym ruchu. Skojarzenie z zamiecią jaka buszowała po mieście wczoraj wydawało się naturalne. Dzisiaj jak malarka pokazała przez okno te drzewa jakie ją zainspirowały wczoraj były widoczne całkiem wyraźnie. Ale jak tłumaczyła dorosła córka Gerda van Zee wczoraj ledwo było widać te smagane wichurą kontury. Stąd przyszedł jej do głowy pomysł ze statkiem zmagającym się z tym samym żywiołem.

- Ale nie mogę go dokończyć. - zwierzyła się drugiej malarce. Stała ze dwa czy trzy kroki od obrazu który właściwie już mógł uchodzić za ukończony. Z drugiej strony na tak jasnym tle jak zamieć dość łatwo było dodać jeszcze coś w ciemniejszych barwach.

- Czegoś mi w nim brakuje. Wpadłam na pomysł aby dodać syrenę. Albo kilka. Tak wszyscy o nich ostatnio gadają. No i podoba mi się ta jaką ty zrobiłaś. Śniła mi się niedawno. Pewnie przez ten obraz. - Kamila zdradziła na czym polega jej ambaras no i poprosiła drugą malarkę o opinię oraz poradę.

Za to rano Lange wcale nie potrzebował opinii czy porady gdy się spotkali przy śniadaniu. Akurat Pirora siedziała przy stole ze swoją świtą i dziewczętami Rose. Te wyglądały jakby naprawdę za nią tęskniły i martwiły się czy wszystko w porządku i niej. Zastanawiały się kiedy wróci zupełnie jakby chodziło o jakąś drogą im sercu koleżankę a nie ich panią której były niewolnicami. Miało być tydzień lub dwa ale może i trzy w tym Saltburgu. No ze dwa tygodnie od wyjazdu estalijskiej kapitan to mijało właśnie jakoś na dniach. I właśnie w tą scenę władował im się Dirk wywołując jak zwykle spore ożywienie.

- Chyba wygrałem. - powiedział uśmiechając się tyleż oszczędnie co bezczelnie. I położył na blacie stołu coś co wyglądało w pierwszej chwili na jakąś brązową chusteczkę. Ale jak się rozwinęło okazało się, że to kobiece majtki. Wskazał wzrokiem na Magdę jaka już ubrana jak do wyjścia jeszcze o czymś rozmawiała z koleżanką przy ladzie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.19; Marktag (3/8); południe
Warunki: korytarz lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-10)



Egon



- Nie wiem po co to było. Za dwa tygodnie i tak będzie po wszystkim. Dobieram. - Rolfowi dalej się zdarzało dziś komentować wczorajszą wizytę malarki z ratusza. Nie mógł zrozumieć po co robić portrety tym co już trzymają pod kluczem. Dziś dzień zapowiadał się rutynowo. Żadnych malarek czy innych gości nikt, nic nie zapowiadał więc od rana było to co zwykle. Siedzenie w kanciapie, spanie i granie w karty. Prawie jak w karczmie. Tylko nie tak wesoło i przestrzeń dość ponura. No i upijać się nie można było. Dopiero jak zbliżała się pora posiłku to było nieco roboty. Bo trzeba było z Katią i jakimś kuchcikiem ruszać od celi do celi aby dać im ochronę gdyby trzeba było. Ale odkąd Egon przyszedł do tej roboty to nie trzeba było. Dzisiaj przy śniadaniu też nie. A niedługo już miał być obiad. Po obiedzie na stołówce to znów była pora obchodu i karmienia więźniów.

- A słyszeliście nowinę? - Rolf czekając aż koledzy wykonają ruch w swojej kolejce zagaił ich umiejętnie przykuwając uwagę. Jak tak niewiele się działo to każda rzecz przełamująca rutynę wydawała się interesująca.

- Mają wypuścić Szybkiego i jego bandę. - sprzedał im najnowszą plotkę. Stephen i Marcell spojrzeli po sobie trawiąc to przez chwilę.

- Ciekawe. Ale ja tak czułem. Jak nie czapa to muszą ich wypuścić. Przecież siedzą tu bez wyroku. - Stephen rzucił kartę na stół wznawiając grę. Mówił jakby się spodziewał takiego kroku a może i mówił o tym wcześniej.

- Ciekawe co dzisiaj na obiad. Pewnie coś z rybą. - mruknął Marcell dobierając kartę. Mogło to być. Byli w końcu w portowym mieście to ryby były podstawą wielu posiłków. Najtańsze dostępne mięso. A przecież nikt ani załogi lochów ani tym bardziej skazańców nie rozpieszczałby jakimiś wykwintnymi daniami z prawdziwego mięsa. Dzisiaj Egon miał za co grać w te karty. W końću wczoraj wieczorem jak wrócił przyszedł do niego Silny. Przyniósł jego dolę jaką zgarną od kupców za ubicie kanałowej poczwary. Co prawda po podzieleniu na głowę na wszystkich uczestników zmagań to sumka wyszła o wiele mniejsza no ale nadal był to niezły zastrzyk karli do sakiewki.


---


Nagroda za potwora od kupców: 200 PZ; 5 osób = 40 PZ na głowę; Egon +40 PZ

---




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem”
Czas: 2519.02.19; Marktag (3/8); południe
Warunki: korytarz lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-10)



Johan



- Jego całymi dniami nie ma. W robocie siedzi. Jak coś od niego chcesz to wieczorem, po robocie. - Silny wyjaśnił nowemu koledze ze zboru dlaczego nie udało mu się spotkać Egona. Przypomniał, że i na ostatnim zborze on i Łasica przyszli na końcu, właśnie z tego powodu. Póki robili w kazamatach to raczej nie należało się ich spodziewać w dzień bo wówczas mieli swoją służbę właśnie tam. A to stawiało udział gladiatora w wyprawie na morze pod bardzo dużym znakiem zapytania. Co prawda w Festag mieli z Łasicą wolne no ale nie było pewne czy rybak w dzień świątynny zgodzi się popłynąć. Raczej w ten dzień nikt nie pracował i połowów też się nie robiło.

Jak szedł do tych “Warkoczy” w których często bywał Egon to astrolog miał czas przemyśleć wczorajszą wróżbę. Stawiał pod kątem sprawdzania kupca rybnego o jakim mówił mu niziołkowy rybak. Czy warto się tym zainteresować? Gwiazdy co prawda nie były dość jednoznaczne, konstelacja Dwóch Byków właściwie w ogóle nie była widoczna a one byłyby w sam raz na takie pytanie. Z drugiej strony Wieloryb mrugał wesoło a on był patronem wszelkich wodnych czy raczej morskich spraw. Co mogło sugerować, że jest w tej sprawie jakiś morski trop chociaż astrolog nie do końca był pewny czy chodzi właśnie o kupca rybnego. Właściwie to on sam przecież nie wypływał w morze a jedynie skupował ryby od rybaków. Złoty Puchar zaś był mocno niewyraźny a on zwykle kojarzony był z handlem, pieniędzmi i bogactwem. To by mogło znaczyć, że albo zbyt wiele zysków z tej sprawy o jaką Johan pytał gwiazd nie będzie albo no kupiec nie będzie żywotną częścią jego planów.

- Oh to jednak zajął się pan tą sprawą? To cudownie. Jest pan bardzo dzielny. Ta syrena to podobno straszny potwór. Ale na wszelki wypadek kupiłam poświęcone przez naszego kapłana talizmany Mananna. - dziś rano tak jak i w Festag małżonka gospodarza wydawała się wciąż najbardziej zainteresowana sprawą syreny. I była zachwycona, że ich młody gość wziął sobie sprawę do serca i postanowił nią się zająć.

- Tak, panienka Pirora. Chyba wczoraj u nas była nieprawdaż? - Mikael spojrzał na swoją blondwłosą córkę jaka śniadała razem z nimi.

- Tak ojcze, była tu wczoraj. Pożyczyłam jej jednego z naszych jastrzębi na parę dni. Chce mu zrobić portret. - wyjaśniła szlachcianka okazując szacunek ojcu jak na dobrze wychowaną córkę wypadało.

- Biedna sierotka. Taka sama w tym mieście. Jej ojciec nie ma serca taką młodą tu samą zostawić. - pani matka wydawała się współczuć młodej Averlandzce jaka dopiero stała u progu dorosłości a już musiała sama sobie radzić w mieście.

- Nie sądzę aby była taka sama. Weszła w niezłą komitywę z Kamilą i jej kółkiem poetyckim. - ich córka nie sprawiała wrażenia aby Pirora zrobiła na niej takie wrażenie, że trzeba się nad nią pochylać i biadolić.

- A może ty Froyo zaczniesz w końcu chodzić na jakąś poezję czy tańce. Coś co robią twoje koleżanki. - matka spojrzała na nią jakby chciała nakierować córkę na typowy dla jej wieku i pozycji krąg zainteresowań.

- Poezja mnie nudzi. Proza także. Chyba, że coś o bitwach co sprawia, że krew w żyłach krąży szybciej. A tańce? Tak, na jakiś bal mogłabym pójść. Chociaż wolałabym polowanie. - panna van Hansen pokręciła przecząco swoją ufryzowaną blond głową na znak, że mało ma wspólnego z rówieśniczkami. Może poza przyjęciami i balami. I woli rozrywki jakie zwykle kojarzono jako typowo męskie. Matka westchnęła patrząc na nią z wyrzutem i rozżaleniem.

- Ale jeśli to was pocieszy to umówiłam się z Madeleine. Pojedziemy do domku myśliwskiego. Na ploteczki i szydełkowanie. Typowo kobiece rozrywki. - powiedziała jakby szła na kompromis i starała się chociaż trochę spełnić oczekiwania swoich rodziców. To sprawiło, że pani matka uśmiechnęła się do niej ciepło. Dopóki nie wspomniała, że Madeleine przecież jest jej najlepszą koleżanką i jest już zamężna a Froya wciąż nie.

- Nie widzę dla siebie odpowiednich kandydatów w mieście. Same fircyki. Wśród kapitanów statków trafi się czasem ktoś ciekawy no ale wam się wtedy nie podoba. Jakby się trafił jakiś kapitan co umie władać mieczem a nie tylko językiem i ślinić mi rękę, umie jeździć konno przynajmniej tak jak ja, tańczyć, że wiruje cały świat w głowie, nie jest gołodupcem no i nie wygląda jak połamany staruch tylko chociaż średnio to bym się mogła zastanowić. To byłby ktoś wart uwagi i poznania. - prychnęła nieco zirytowanym tonem Froya pewnie nie pierwszy raz rozmawiając z rodzicami na podobne tematy. I chyba miała dość tej rozmowy bo podziękowała za śniadanie, wstała i wyszła z jadalni.

Potem rozmowy przy śniadaniu jeszcze trochę trwały. Państwo van Hansen okazali zrozumienie, że młody astrolog chce się usamodzielnić i znaleźć sobie własny kąt w mieście. Ale póki był u nich to oczywiście był ich gościem. Po śniadaniu miał okazję porozmawiać ze Svenem. Jego obrotny sługa z werwą opowiadał mu o kolejnych zakamarkach miasta jakie wczoraj udało mu się poznać. I z jednej strony Johan nie bardzo mógł być zdziwiony. Pustostanów jakie odwiedził jego sługa było mnóstwo. No ale to były pustostany. Nawet jakby je zająć za darmo albo prawie za darmo to albo trzeba by włożyć mnóstwo karli w remont no albo był jakiś feler. Jak wczoraj, już Sven myślał, że znalazł jakąś odpowiednią kamienice gdy okazało się, że dach przecieka i to tak, że zrobiła się dziura nie tylko w dachu ale do piętra. Lata a może i dekady ściekającej i zamarzającej wody rozsadziły poziomy kamienicy tak, że dopiero sufit parteru był cały ale była na nim ruda plama wieszcząca wodne kłopoty. Ale Sven był dobrej myśli. Na dzisiaj umówił się z kimś co miał mu pokazać jakąś dobre miejsce no i z każdym odwiedzonym kwartałem, ulicą i budynkiem miał lepszą orientację w mieście. W końcu więc coś się znajdzie, to tylko kwestia czasu. No a na razie był w “Warkoczach” gdzie przez przypadek zastał Silnego zamiast Egona.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-11-2021, 10:02   #460
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Marktag; ranek; tawerna “Pod pełnymi żaglami”

- Dzień dobry, herr Lange, miło pana widzieć w dobrym zdrowiu. Widzę że w odróżnieniu ode mnie ma pan nadmiar wolnego czasu by się bawić i wygrywać zakłady. - Pirora uśmiechnęła się przekornie i sięgnęła do sakiewki kładąc na zdobywczej bieliźnie kelnerki dwie złote monety na jakie się umawiali.

- Dosiadasz się na śniadanie czy pędzisz za swoimi ważnymi sprawami? - Zapytała zanim jego odpowiedź każe towarzystwu przy stole zrobić mu trochę miejsca. Mogłaby wprawdzie zrobić mu przytyk że był wczoraj w karczmie i nie wpadł się przywitać ale sama nie wiedziała jak by to się skończyło. Wróciła z Kazamat bardzo późno i kiedy Irina przygotowywała ją do snu ona zaczęła pierwsze szkice swojego obrazu jastrzębia.
Koniec końców dziewczyna padła nieprzytomna na łóżko zasypiając zanim jej glowa dotknęła poduszki, a dzisiaj może i miała relaks u Kamili i noc z oficerem Kellerem i Beno.

Czekała ją jeszcze szybka wizyta w ratuszu z szkicami, chwilowo poprawiała je na stole odpowiadając na pytania dziewczyn.

- No skoro tak ładnie zapraszasz to mogę spocząć na chwilkę. - odparł wesoło blondwłosy oficer bez skrupułów zgarniając dwie zdobyczne monety w dłoń. Po czym dosiadł się naprzeciwko Pirory. Gwizdnął na palcach w stronę szynkwasu aby przywołać którąś z kelnerek.

- A jak tobie czas leci? - zagaił obserwując całą kobiecą gromadkę siedzącą na ławie po drugiej stronie stołu.

- No zajęta ostatnio, takie tam nudne spotkania z tutejsza szlachtą, zbieranie przysług wyświadczenie ich, wczoraj to wogóle cały dzień w kazamatach spędziłam. - Powiedziała wskazując na portrety skazańców jakie trafiały do skórzanej torby. - Nudy, ale powiedzmy że przeżyłam. Po śniadaniu jadę to oddać do ratusza a potem socjalizować się z koleżankami z wyższych sfer. A u ciebie?

- Nudy na pudy. Szkoda strzępić języka. - uśmiechnął się zblazowanym uśmiechem i odwrócił się w stronę nadchodzącej kelnerki. Do niej też się uśmiechnął, zamówił sobie grzańca i śniadanie, ona przyjęła zamówienie, odwzajemniła uśmiech i spojrzała na Pirorę i jej towarzyszki czy czegoś sobie jeszcze życzą.

- Dobrze, że cię nie zamknęli na dobre w tych kazamatach. Słyszałem, że troszkę trudno stamtąd wyjść inaczej niż na szafot. - odparł zerkając na zrobione wczoraj portrety. A raczej ten który był na wierzchu.

- I się socjalizujesz z koleżankami mówisz? No ciekawe, ciekawe. Cieszę się, że ci się powodzi. Porabiasz coś w Konistag wieczór? - pokiwał głową i zagaił obdarzając siedzącą naprzeciwko blondynkę psotnym spojrzeniem.

- Mhmmm w Konistag … muszę oddać jastrzębia do Froyi van Hanssen, ale myślę że to raczej w godzinach dziennych, bo wybacz mój brak wiary w twoją pomysłowość, ale śmiem wątpić byś chciał mi zaproponować rozrywki w świetle dnia na świeżym powietrzu. - Jej mały żart wywołał cichy chichot wśród siedzących koło nich niewolnic, które znając naturę znajomości szlachcianki i najemnika również musiały wątpić być najemnik chciał zabrać Pirorę na rozrywki które nie skończyły by się na sodomii w sypialni. Z drugiej strony napomknięcie na temat intymnych zabaw na świeżym powietrzu mogły tylko uskrzydlić wyobraźnię mężczyzny. - Powiesz co masz na myśli czy po prostu mam być gotowa na jakąś godzinę?

- Tak, jeden z moich podwładnych się żeni. No i zaprosił mnie. Pomyślałem, że skoro już tu jestem to możesz mieć na to ochotę. I może na nieco rozrywki po godzinach w bardziej kameralnym gronie. - blondyn odparł z prostotą uśmiechając się swobodnie i bezczelnie. Wbił widelec w kawałek kiełbasy i wsadził sobie do ust przeżuwając go więc zamilkł na chwilę czekając na odpowiedź szlachcianki.

- No proszę, wesele najemnika, nie spodziewałam się. Chętnie się z tobą wybiorę będzie wesoło. Mhm… nie znam się na zwyczajach to to wesele gdzie się tylko przychodzi i się bawi czy to gdzie przynosi się jakiś prezent dla młodej pary? - Pirora wolała się upewnić apropo zwyczajów gdyż uczestniczyła w różnych weselach w rodzinnym księstwie jak w sąsiednich i zwyczaje różniły się i to mocno. Niemniej dobrze wychowaną damą jaką była wolała się upewnić że zna etykietę miejsca do którego się wybiera.

- Prezentem ja się zajmę, nie przejmuj się tym. To jeden z moich poruczników. Zbrzuchacił pannę no to teraz “jej rodzina bardzo nalegała” jak to jakoś tak zgrabnie ujął. No bywa. Ale mój podwładny, zaprosił mnie no to nie wypada mi nie przyjść. A jak przyjdziesz ze mną to tym bardziej może być ciekawie. Zabawa zaczyna się o zmierzchu. Ale na 3-ci dzwon są zaślubiny w świątyni Maanana. Więc przyjadę po ciebie przed. Obym nie musiał czekać. - Lange nie tracił swobody ducha i wypowiedzi. Mówił o tym weselu jakby to było coś co przyjemnie przełamywało rutynę i nie spodziewał się jakiegoś ambarasu z tym związanego.

- Heh, dał się złapać rodzinie panny? A ja myślałam że najemnicy są bardziej przezorni. - Blondynka zaśmiała się na tą zabawną informacje, w końcu sam Lange wspominał kiedyś o pannach które zbałamucił i jak się wymknął z ożenku. Dodała też żartobliwie apropo jego uwagi że nie lubi czekać. - Trzeci dzwon, no dobrze pewnie będę obudzona wtedy już.

- Ano pewnie w sezonie to by zawinął się na statek i dalej by brzuchacił panny w innych portach. No ale jak port teraz zamknięty no to go zdybali. - Dirk rozłożył dłonie na boki i westchnął. Ale było to westchnienie pełne zrozumienia dla podwładnego jakby nie widział w nim zdrożnego a wręcz przeciwnie. Niestety dał się złapać i teraz musiał się ożenić nawet jeśli na początku zimy nie miał takich planów.

- A jak u ciebie? Froya van Hansen mówisz? Bardzo dobrze się znacie? - zapytał patrząc na nią z nieco kpiącą miną. Zwłaszcza, że w kontekście dopiero co omawianego wesela i jego powodów zabrzmiało to dość dwuznacznie.

- No tak w głąb lądu tylko śnieg, bandyci i wygłodniałe wilki to faktycznie ożenek nie jest taki zły w porównaniu. - Blondynka pokiwała głową jakby rozumiała tą męsko-najemniczą logikę.

- A Froye van Hanssen dopiero poznaje lepiej, wiem o paru jej zainteresowaniach ale nie powiedziałabym by połączyła nas jakaś wielka przyjaźń. Pożyczyła mi jednego z jastrzębi bo potrzebowałam ptasiego modela do obrazu. Choć wydaje mi się że mogę być dla niej nudna, nie uprawiam szermierki, nie poluje na trolle toteż nasze zainteresowania niekoniecznie tworzą wspólne tematy.

- Aha. Interesujące to co mówisz. Byłem ciekaw czy to prawda co o niej mówią. Ale rzadko mam okazję rozmawiać z kimś kto by ją znał osobiście. - Lange pokiwał głową gdy rozmówczyni chociaż częściowo zaspokoiła jego ciekawość względem tutejszej blond szlachcianki. Sam zdążył już prawie skończyć swoje śniadanie.

- I będziesz malować obraz jastrzębia? - zdziwił się trochę albo podejrzewał, że za tą wzmianką kryje się coś jeszcze.

- Owszem, znaczy już zaczęłam choć chyba jej rozpuszczę tego ptaka, zależy mi na złapaniu na kanwach bardziej brutalnej natury tego ptaka. Dlatego kiedy pracuje daje mu surowe soczyste kawałki mięsa. Te ptaki są majestatyczne same w sobie ale jak rozrywają zdobycz na strzępy nagle stają się brutalnymi drapieżnikami. - Pirora w dość obrazowy sposób opisała jej proces pracy. - Dam ci zobaczyć jak skończę.

- Brzmi obiecująco. - odparł z oszczędnym uśmiechem po czym odsunął od siebie już pusty talerz. Wytarł sobie usta serwetką po czym obrzucił spojrzeniem damskie towarzystwo siedzące po przeciwnej stronie stołu.

- Dziękuję paniom za urocze towarzystwo przy śniadaniu. Ale na mnie już pora. - powiedział wstając i biorąc swój kożuch w rękę po czym od razu zaczął się w niego ubierać. - To przyjadę w Konigstag przed trzecim dzwonem. - wskazał na siedzącą blondynkę dając znać do kogo mówi. Poprawił sobie futrzany kołnierz kożucha i nagle się uśmiechnął jakby przypomniał sobie coś zabawnego.

- A znajomość z Magdą polecam. Zwłaszcza nocną. Nie można narzekać na nudę. - uśmiechnął się bezczelnie półgębkiem i odwrócił się ruszając do wyjścia.

- Ooo taaak wypominaj dalej przegrany zakład a zobaczysz ile ktoś może czekać na przygotowująca się na wesele szlachciankę. - Blondynka pokazała Dirkowi język w dziennym przekomarzaniem się.

- No możesz jeszcze doprowadzić do remisu. Powiedzmy do Konigstag. Jeśli nie zbraknie ci odwagi. - odwrócił się jeszcze zanim odszedł na więcej niż dwa kroki. Wyjmował z kieszeni rękawice aby je założyć i popatrzył na nią kpiąco nie mogąc przestać się puszyć, że udało mu się wygrać ten zakład.

- Chyba, że… - uniósł brwi do góry jakby właśnie coś mu przyszło do głowy. Zakładając jedną z rękawic wrócił do stołu i zatrzymał się przy nim.

- Chyba, że weźmiemy kogoś nowego na tapetę. Kobietę oczywiście. Tylko liczę na uczciwe zasady. Tak abyśmy oboje ją znali albo nie. - powiedział stawiając propozycję kolejnego zakładu.

Malarka wstała by określić swoją pozycję mimo że najemnik nadal górował nad nią wzrostem i posturą ale szlachcianka spojrzenie miała harde. - Będzie jak będzie, choć nie mamy żadnych wspólnych… lepiej poznanych znajomych. Widzimy się w Konigstag, a teraz wybacz mam co robić. - Taka zabawa w odprawianie tego łobuza jej pasowała, choć wiedziała że Dirk jeśli nie będzie chciał nie da jej mieć ostatniego słowa.

- Aha. Rozumiem. Masz ważne sprawy do zrobienia. Mhm. Czyli tchórzysz? No tak, wiadomo, jesteś tylko kobietą, no nawet rozumiem. Trudniej kobiecie uwieść inną kobietę. No tak, tak rozumiem. No trudno. Fajnie było, że tak chociaż raz z tą Magdą mnie się udało. - zrobił kpiącą minę patrząc na nią przez szerokość stołu i kiwał swoją blond głową na zrozumienie tej kłopotliwej sytuacji blondynki. Zaczął zakładać drugą rękawicę wznawiając te przygotowania do wyjścia.

- Bo tak sobie pomyślałem o takiej elfiej znachorce. Widziałem ją. Śliczna dziewczyna. Czarnowłosa. No ale wiadomo. Elfka. Nie miałem z nią jednak przyjemności poznać się bliżej. I sobie pomyślałem, że o nią moglibyśmy powalczyć. Powiedzmy do przyszłego Festag. No ale rozumiem, to za wysokie schody dla averlandzkiej szlachcianki, no i wiadomo, elfy się wożą i w ogóle się puszą i patrzą z góry. No a jeszcze obie jesteście kobietami no wiadomo, że miałbym łatwiej. - rzucił od niechcenia kończąc ubierać drugą rękawicę. Jeszcze wyjął zza pasa futrzaną czapkę z ładnym piórkiem i jakimś zdobieniem z przodu po czym znów zaczął się cofać w stronę wyjścia nie spuszczając z Pirory tego bezczelnego, kpiącego uśmiechu.

- Ciemnowłosa elfia znachorka? Mówisz o Ilsalerie? - Pirora odwzajemniła teraz kpiący uśmiech Lange jakby wiedziała coś czego on nie wie. A może i wygrała tą propozycję zakładu zanim w ogóle przyjęła zakład. - No mogłabym przyjąć ten zakład ale to by było takie nieuczciwe z mojej strony by ci odbierać te uczciwe wygrane pieniądze…- odpowiedziała słodziutko jakby to teraz ona chwaliła się niczym kot który paradował z ubitym kanarkiem.

- O. To jednak ją znasz? Tak Ilsa. Urocza dziewczyna. Aż szkoda znać ją tylko z widzenia nieprawdaż? - blondyn zatrzymał się i ucieszył się, że trafili na wspólny grunt. Jakoś nie tracił pewności siebie nawet wobec tego, że przeciwniczka też nie traciła rezonu. Beno siedziała wciąż na swoim miejscu i wodziła wzrokiem to na nią to na niego jakby ten pojedynek już się zaczął. I zapowiadał się bardzo ekscytująco.

- Czy panna Pirora uważa przyszły Festag za dogodny termin? - zapytał jakby naprawdę umawiali się na prawdziwy pojedynek na prawdziwą broń. Ale mówił jakby zdobycie Ilsarielle było dla niego tylko formalnością.

- Dziewczyna? Ona jest starsza niż my wszyscy przy tym stole razem podliczeni. - Pirora zaśmiała się na na to określenie, - Półtora tygodnia no no, chojnie dajesz mi czas bym mogła też zająć się swoimi sprawami. - Malarka odpowiedziała zaczepna kąśliwością.

- Ale nie jest zgrzybiałą staruchą i wygląda w sam raz aby być trofeum. - Lange machnął dłonią zdając sobie sprawę z długowieczności elfiej rasy jednak w tym przypadku nie stanowiło to żadnej przeszkody skoro czarnowłosa uzdrowicielka wyglądała na kobietę w kwiecie wieku.

- A więc termin do przyszłego Festag. Myślę, że taki dowód w postaci zdobytej flagi powinien być wystarczająco czytelny i chyba ufamy sobie na tyle aby nie posądzać się o inne zdobycie tego fanta. - poklepał się po kieszeni gdzie schował majtki Magdy co miało być w jego mniemaniu wystarczającym dowodem na podobne zdobycie Ilsarielle.

- Pfff, nie dość że szelma to jeszcze złodziej.- zachichotała blondynka drwiąco w stronę najemnika. - Idź już, bom sama muszę się zbierać nie wszyscy mamy tyle wolnego czasu żeby ganiać sobie po mieście i balamucic elfki. - Blondynka zrobiła aktorski przesadny gest ręką odprawiający herr Lange i zaczęła zbierać swoje portrety ze stołu.

Blondyn pożegnał się machając nonszalancko swoją futrzaną czapką po czym odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. I tym razem zniknął za drzwiami. Zaś Beno korzystając z okazji odwróciła się do siedzącej obok blondynki.

- Naprawdę chcesz to zrobić? Znasz tą elfkę co on mówił? - zapytała z zaciekawieniem na twarzy.

- Znam, powiedzmy że jest moją mhmm lekarką, przynajmniej jesli chodzi chodzi o kobiece przypadłości. A ty czy chcę... no nie wiem czy nie skomplikowałoby mi z nią to relacji choć najwyżej przegram znowu zakład w odróżnieniu od Herr Lange ja napuszam się takimi zdobyczami niczym paw. Więcej przyjemności czerpie z samego aktu a nie późniejszych przechwałek. Choć mogłabym utrzeć mu nosa w tej grze. - Szlachcianka skończyła pakować portrety i przewiązała je listem. Oraz podała z listem upoważniającym Juliusa i Irinę do odwiezienia ich do ratusza, oraz odebrania jej wynagrodzenia.

- No to co wy dzisiaj porabiacie? - Zapytała Benno i Ajnur siadając jeszcze na chwilę, najwidoczniej jej bardzo zajęty czas był tylko na pokaz dla pana Lange.

- Kończymy majtki. - powiedziała Beno tak po prostu i uśmiechnęła się z tego drobnego, słownego psikusa.

- Troszkę martwimy się z Ajnur o naszą kapitan. Jest dla nas taka dobra i w ogóle. Postanowiłyśmy coś dla niej zrobić. Więc uszyłyśmy dla niej bieliznę. Już ją prawie skończyłyśmy, mam nadzieję, że będzie gotowa jak wróci. Ona ma tego sporo ale chciałyśmy aby miała też coś od nas i pokazać jej, że ją lubimy i doceniamy. No a niewiele możemy jej kupić czy co to wymyśliłyśmy tą bieliznę. - brunetka wyjaśniła z prostotą o co jej chodzi z tymi majtkami a jej koleżanka o migdałowych oczach chyba się domyśliła o czym mowa bo też się uśmiechnęła i pokiwała głową twierdząco.

- A z tą elfką to nie chodzi o tą co tu była? Alane? Bo ona jest blondynką a Dirk mówił, że ta znachorka to jakaś czarna. - służka upewniła się czy dobrze kojarzy te elfki o jakich mowa. W końcu jedną miała okazję poznać ale tej drugiej nie.

- Szczerze ta bielizna to doskonały pomysł. Nie tylko dajecie jej coś praktycznego, ale także pokazujecie czego się nauczyliście od Iriny. Na pewno kiedy wróci będzie zachwycona. I nie martwcie się na pewno wróci. Choć pogoda jest taka że może jej się zejść ciut dłużej, a do tego czasu ja się wami zaopiekuje tak jak obiecałam Rosie. - Pirora zapewniła sobie że nie mają co się bać o swoją przyszłość bo zamierza dotrzymać obietnicy danej pani kapitan i zaopiekować się jej niewolnicami. Dodatkowo była zadowolona że obie wykorzystywały już zdobyte umiejętności.

- Cóż w mieście jest wielu przedstawicieli tej rasy, Alane ma wielu znajomych. Nawet jeśli nie mieszka w mieście na stałe. Być może w naszym gronie pojawi się więcej znajomych z tych kręgów. - blondynka wyjaśniła Beno i Ajnur.

- Bardzo dziękujemy za pomoc i opiekę. I myślisz, że taka bielizna by się jej spodobała? Mam nadzieję. Trochę trudno nam było wymyślić coś innego. - brunetce wyraźnie ulżyło na taką reakcję blond szlachcianki.

- Ale elfy to słyszałam, że są takie wyniosłe i patrzą na nas z góry. Chociaż ta Alane wydawała mi się całkiem sympatyczna. A Dirk tak mówił o tej drugiej jakby to była dla niego tylko formalność. - wróciła do rozważań o tym zakładzie kto pierwszy zdobędzie elfkę. Wydawała się nim żywo zainteresowana i podekscytowana.

- Wydaje mi się że herr Lange poszerzył swoje horyzonty, a teraz testuje nowe wody. Owszem przedstawiciele tej rasy potrafią wydawać się wyniośli, ale tak naprawdę to my wyszukujemy się u nich tych cech bo nie umiemy z nimi rozmawiać jak no z ludźmi. Jeśli przestaniemy ich traktować jak jakieś obce istoty to nagle okaże się że wielu z nich ma bardzo podobne zainteresowania co my. Nooo, my tu gadu gadu a moje sprawy się same nie załatwią. Muszę się zebrać a wy pracujcie dalej nad prezentem dla Rosy. - Pirora wstała i poszła się przygotować na wizytę u Kamili van Zee.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172