|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-10-2021, 11:50 | #451 |
Reputacja: 1 |
|
29-10-2021, 15:34 | #452 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
31-10-2021, 23:47 | #453 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 01-11-2021 o 00:01. |
01-11-2021, 21:34 | #454 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 74 - 2519.02.18; abt (2/8); południe Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze ptaszarni, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5) Pirora https://www.radio.bialystok.pl/src/3...986f2185cf28d9 - Osobiście wolę polowania z ogarami. Ale przyznam, że te ptaki też mają swój budzący szacunek i piękny majestat. Drapieżniki pełne gracji. - blondwłosa gospodyni oprowadzała blondwłosego gościa po ptaszarni. Ta przypominała coś pośredniego między przeciętna szopą a przeciętną stodołą. Tylko w środku były siatkowane boksy z drapieżnymi ptakami a nie końmi. Stała na zapleczu rezydencji, gdzieś przy krańcu sporego ogrodu na jakie mogły sobie pozwolić w mieście tylko najmożniejsze rody. Obecnie jednak ogród jak i całe miasto, był przysypany grubymi zwałami śniegu więc nie bardzo było wiadomo co się pod nim kryje. Jednak były wyżłobione przejścia niczymym płytkie, śnieżne kaniony jakimi można było się poruszać. Dość wąskie więc trzeba było iść gęsiego. Gdy Pirora dotarła rano do rezydencji przywitał ją starszy, dostojny kamerdyner w liberii w rodowych barwach van Hansenów. Grzecznie zaprosił gościa na coś gorącego do przepłukania gardła i obiecał, że panienka van Hansen zaraz przyjdzie. No i jak Pirora była w połowie swojego grzańca drzwi otwarły się i weszła przez nie córka państwa van Hansenów. - Dzień dobry Piroro. Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo. To wpadłaś obejrzeć nasze ptaki? No dobrze, to nie mitrężmy czasu. - młoda szlachcianka przywitała się ze swoim gościem z oszczędnym uśmiechem. Po czym nie chcąc tracić czasu poprosiła ją ze sobą. Szła równym i zdecydowanym krokiem zdradzającym sporą witalność i energię. Tak przeszły przez parter rezydencji do jakiegoś tylnego wejścia, wyszły na zewnątrz, przeszły przez ten zawalony śniegiem ogród pełen żywopłotów, z fontanną i jakimiś rzeźbami chyba z marmuru. Aż doszły do jakichś mniejszych budynków typowo gospodarczych a nie mieszkalnych. I jeden z nich okazał się właśnie ptaszarnią pełną pierzastych drapieżników. - Naprawdę chcesz malować portret tego ptaka? - zapytała gospodyni zatrzymując się ze dwa kroki od wejścia do ptaszarni i dając gościowi wejść i napatrzeć się na te ptaki do woli. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5) Egon - Nie uwierzycie jakie jaja. Ma dziś do nas przyjść jakaś ratuszowa mądralińska i robić portrety tych darmozjadów co tu trzymamy. - rano Rolf podzielił się wieściami jak wrócili ze śniadania. Apke go na chwilę zawołał do siebie po śniadaniu i się zastanawiali po co. No to teraz już wiedzieli. - Po co? Za dwa tygodnie i tak wszyscy będą wisieć albo kołem będą ich łamać. - Stephen wyglądał na tak samo zdziwionego jak koledzy. Zastanawiali się gdzie tu sens? Rolf też nie wiedział. Nawet nie był pewny czy sam Apke to wie. Bo wyczuł, że to nie był jego pomysł tylko przyszedł prikaz z ratusza no i tyle. A skoro całe kazamaty były na garnuszku ratusza to nawet Apke nie mógł sobie tego ot, tak zignorować. Ale dlatego mieli trochę więcej roboty. Właściwie to Andriej miał. Ten co tu sprzątał. Rolf kazał mu wysprzątać jedną z cel jaką wybrał jako “pracownię malarską” jak to rubasznie nazwał. No i ją miał wysprzątać Andriej. A jak ten się pokazał to Egon rozpoznał, że to ten szczurek z jakim go w zeszłym tygodniu poznał Cichy w “Trzech gwoździach”. Szczurek jak go rozpoznał czy w ogóle dostrzegł to nie dał tego po sobie poznać. Zresztą przyszedł na krótko i gadał głównie z Rolfem. Czy to raczej Rolf wyjaśnił mu którą celę ma przygotować. Na ekipę Rolfa zaś spadło przygotowanie więźniów. Dokładniej to zagnać ich do łaźni gdzie mieli wyszorować swoje zakazane facjaty. A, że dla bezpieczeństwa robiono to po nie więcej niż trzech na raz to zajęło to parę tur. Przy okazji pierwszy raz Egon miał okazję zorientować się ilu mają tu skazańców. Piątkę bandy Szybkiego. Tych co przysłano tu w zeszłym tygodniu. Byli więc jeszcze całkiem sprawni i butni. A Szybki nawet pyskaty. W końcu siedzieli tu nielegalnie. Bez wyroku! I nie omieszkał o tym głośno przypomnieć póki nie dostał pałą przez udo od Rolfa i się zamknął z tym pyskowaniem. No i był też Urlich. Zamrugał w zdumieniu jak zobaczył starego znajomego. Ale Rolf i reszta strażników chyba to co prawda dostrzegła ale wzięła to za nietypową porę odwiedzin strażników no i nowego, postawnego strażnika. Poza nimi było jeszcze dwóch. Jeden co zatłukł swoją żonę i drugi co mu się zbójowania zachciało. Więc zgadzało się to z szacunkami Łasicy o jakich mówiła już wcześniej kto tu siedzi jako zwykły kryminalista. Te poranne sprzątanie i czyszczenie przynajmniej przełamało codzienną rutynę służby. Podobnie po wczorajszym wieczorze Rolf i jego ludzie wydawali się dzisiaj dla Egona życzliwsi. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Drewniana Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze opustoszałej karczmy, jasno, mroźno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, zimno (-5) Johan - No to chyba tutaj. - powiedział młodzieniec zadzierając głowę późnym, pochmurnym porankiem gdy starał się ze swoim rówieśnikiem ogarnąć wzrokiem bryłę budynku przy jakim stali. Wyglądało jak tawerna albo karczma. Czyli tak jak powinna. Wieszak z rysunkiem karczmy już pewnie od dawna był pusty to nazwy nie można było być pewnym. A wcześniej ani Sebastiana ani Johana tutaj nie było. Tylko Cichy z Silnym. https://i.pinimg.com/564x/cf/de/cd/c...6023ea5fd0.jpg - Trochę pizga. Trzeba by nowe okna i okiennice wstawić tam i tu. Ale pewnie od dawna puste stoi to nie ma się co dziwić. Jakby wyremontować trochę to by mogła być niezła miejscówka. - orzekł w końcu Sebastian jak tak chodzili po tych piętrach i parterach dawnej karczmy. Teraz kompletnie opustoszałej. Oczywiście od ręki to nie repreznetowała sobą zbyt wielkiego standardu. Ale porządne sprzątanie i jakiś remont mogły uczynić z niej całkiem solidny lokal. Nawet jeśli traktować go jako mieszkalny to miejsca dla jakiegoś pół tuzina kultystów czy tam nawet tuzina było sporo. - A co ich tak pociachało to nie wiem. Jakiś potwór podziemi. Chyba ten co dziwki do tej pory ciachał. No to dorwali go. No ale ich też pociachał. Jakiś duży, jak niedźwiedź albo troll. Gadaj z Egonem, Silnym albo Cichym. Oni tam byli. - po drodze było sporo okazji do rozmowy. Więc dwaj młodzi uczeni mogli sobie porozmawiać o tym czy owym. Sebastian podchodził do sprawy jak po cyruliku można było się spodziewać. Norma i Kornas mieli potężne rany od szponów bestii. Paskudziły się od tego syfu z kanałów. Ale jakoś wracali do zdrowia. Mieli silne organizmy. Kornas to już dzisiaj rano sam siadał i jadł więc no była nadzieja, że wyjdzie z tego na dniach. Norma gorzej to zniosła i o nią młody żak martwił się bardziej. - A Starszy to nie wiem czy ktoś wie gdzie on jest poza zborami. Może Karlik. Albo Kurt. No ja nie wiem. Jak coś do niego masz to możesz zostawić wiadomość na statku. Albo spróbuj skontaktować się z Karlikiem. To jego prawa ręka i sporo spraw może załatwić od ręki bez pytania się Starszego. - poradził mu jak to można się skontaktować w tygodniu z ich liderem. Wyglądało na to, że niezbyt. Można było zostawić wiadomość a jak już to Karlik wydawał się bardziej osiągalny. Można mu było zostawać wiadomości w “Wielorybie” jednej z portowych tawern. Poza tym co widać było gołym okiem Johan nie wyczuł swoim wiedźmim wzrokiem czegoś groźnego. Dostrzegł co prawda w kuchni nieco więcej zawirowań fioletowego wiatru śmierci. Ale to mógł być efekt użytkowania kuchni i odbierania życia drobnym zwierzętom jak ryby czy kury czyli dla karczemnej kuchni raczej rutynowa sprawa. Zaś w sprawach czarnej magii Aaron wczoraj się przyznał, że z niego żaden ekspert. I też chociaż coś tam wiedział czy słyszał to sam nigdy na poważnie nie parał się tą dziedziną. Raczej miał praktykę jako magister cienia i w sprawie sprowadzania i pętania demonów to raczej byłby kiepskim pomocnikiem. Jakby Johan miał kłopot z czymś w klasycznym to mógł pomóc bo ten temat mu wychodził w miarę dobrze. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25) Pirora Wizyta u van Hansenów nie zabrała averlandzkiej szlachciance na tyle czasu aby nie wyrobiła się na umówione spotkanie w kazamatach. Okazało się, że Herr Ostermann załatwił co trzeba bo jak pokazała w bramie list od niego to wyglądało, że reszta to tylko formalność. Więcej kłopotów miała z samym pokazaniem listu bo w międzyczasie zerwała się zamieć jaka szarpała papierem i obraniem oraz ograniczała widoczność do kilku kroków. Ledwo co było widać fasady mijanych budynków. Ale jak już dotarła do bramy to było łatwiej. Schroniła się w tunelu wewnątrz wieży bramnej a potem jeden ze strażników zaprowadził ją i Jamesa do wewnątrz. Znów wyszli na tą zawieruchę więc kompletnie nie wiedzieli gdzie ich strażnik prowadzi. Ale doprowadził do jakiegoś wnętrza gdzie nie wiało i można było otrzepać się ze śniegu. Potem poprowadził ich korytarzem do jakiegoś biura czy inszej strażnicy wartowników. Było ich tam czterech w tym Egon. Ale strażnik jaki ich przyprowadził gadał z jakimś grubasem. Właściwie to czego można się było spodziewać. Że nowa portreciska, że będzie robić portrety no i by jej pokazać co trzeba. Też brzmiało jak formalność jakby wszystko już było dogadane wcześniej. Ten co ich przyprowadził odszedł dając znać, że teraz ci tutaj ich przejmują po czym poszedł tam skąd przyszli. - To będziesz robić portrety tak? Nie wiem po co. I tak zawisnął na jarmarku za dwa tygodnie to po co im robić portrety? - grubas nie bardzo widział sens takiej inicjatywy ale z poleceniami wyżej postawionych nie dyskutował. Poinstruował, że żadnego przemytu, pogaduszek ze skazańcami i ma się słuchać strażników. Coś im się nie spodoba to koniec widzenia. A potem wyznaczył dwóch strażników aby zaprowadzili portrecistkę gdzie trzeba. No i tak trafili do jednej z cel. Pusta i mało przyjemna. W sam raz aby tu trzymać kogoś za karę. Tutaj wprowadzano kolejno więźniów a ona miała ich szkicować. Cały czas był z nią James i obaj pozostali strażnicy. Stali jak kat nad skazaną duszą obramowując portretowanego jakiemu kazali stanąć pod ścianą tworząc w miarę bezpieczny dystans od portrecistki. Więzień by się na nią rzucić musiałby jakoś ich minąć a potem jeszcze jakoś minąć Jamesa. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe Warunki: wnętrze lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25) Egon Na tych porannych ablucjach skazańców i sprzątaniu cel zeszło im prawie do południa. Co prawda rola strażnika nawet w tym wypadku nie była taka najgorsza. W końcu cele sprzątał Andriej a więźniowie myli się sami. Trzeba było tylko dopilnować aby nie odwalili jakiegoś numeru i pogonić aby nie zwlekali. A potem można było wrócić do kanciapy i wyprostować nogi po tej ciężkiej pracy. Rolf z kolegami zastanawiał się czy ta od portretów w ogóle przyjdzie. Bo na zewnątrz zerwał się wiatr, zaczęło gęsto sypać ze stalowego nieba więc zrobiła się z tego pełnowymiarowa zamieć. Nie byłoby dziwne jakby nie przyszła. A jakby przyszła to czy wyrobi się przed obiadem czy po i co właściwie z nią zrobić jakby trafiła na sam obiad. No ale przyszła. I ku zaskoczeniu wszystkich strażników okazała się młoda i ładna. A do tego to była Pirora. Ale Rolf przejął ciężar rozmowy z wysłanniczką z ratusza. Obejrzał papier jaki mu pokazała. Po czym jej oddał i machnął na niego i Stephena aby jej towarzyszyli. Zaprowadzili ją do przygotowanej celi i tam trzeba było brać kolejnych więźniów zaczynając od bandy Szybkiego aby malarka mogła zrobić ich portrety. Zdążyła zrobić ze trzy gdy rozległ się gong wzywający na obiad. - No to zapraszamy panienkę na obiad. - Stephen niejako przekazał decyzję Rolfa który ostatecznie nie chcąc puścić dwójki obcych samopas po kazamatach a nie chcąc tracić okazji do służbowego obiadu zdecydował się potraktować ich jak dwójkę dodatkowej załogi na obiedzie. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; port; tawerna “Chybotliwa” Czas: 2519.02.18; Aubentag (2/8); południe Warunki: wnętrze tawerny, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, gęsto śnieży, b.si.wiatr, siarczysty mróz (-25) Johan Tawerna nazywała się “Chybotliwa”. I w taką zamieć jaka rozszalała się w środku dnia nawet nie trzeba było pytać dlaczego. Wydawało się, że wszystko od podłogi, przez ściany i sufit trzeszczy i porusza się na falach. Nie było się co dziwić. Budynek był zbudowany na palach i wrzynał się w wody zatoki. Dawało to pewnie całkiem malowniczy efekt i pewną egzotykę lokalu ale jednak w taką zawieję tak teraz wydawało się, że wichura zaraz zmiecie to wszystko gdzieś w lodowate wody tej zatoki. Ale tubylcy chyba byli przyzwyczajeni i nie zwracali na to za bardzo uwagi. Zaś z tego co z dawnych lat pamiętał Johan to i wtedy ten lokal tu stał i przez te wszystkie lata jakoś go nie zwiało do morza. Zaś po tym jak się rozstał z Sebastianem który wrócił do siebie mógł przejść się po portowych tawernach aby się popytać o tą syrenę. To schodziło trochę czasu by tak pogadać z tym i tamtym w jednym lokalu a potem popytać o to samo w kolejnym. Rybacy i dokerzy chętnie nawet o tym mówili. Dało się odnieść wrażenie, że to modny temat. Więc Johan nasłuchał się o tej morskiej postworze co bezlitośnie morduje nieszczęsnych rybaków. A ci nie mogą przestać wypływać w morze bo muszą z czegoś żyć. A w zimie świeże ryby i owoce morze były jednym z niewielu dostawców świeżej żywności w mieście. Ale jak dotarł do “Chybotliwej” to trochę utknął. Szkoda było wychodzić na zewnątrz w taką zamieć. Wewnątrz się wszystko nieco chwiało i drżało ale jednak było jasno, ciepło i bez tego wiatru co hulał na zewnątrz. A i kiszki już marsza grały bo połowa dnia w końcu była a od śniadania nic nie jadł. Jak tak sobie siedział przy tym obiedzie słuchając jednym uchem gwaru rozmów i trzeszczenia smaganego falami i wiatrem drewna to miał okazję przemyśleć to co do tej pory usłyszał od różnych rybaków i innych takich ludzi portu jakich znalazł w tej czy innej tawernie. Problem był taki, że chociaż dość łatwo było ich namówić do rozmowy o syrenie to już trudniej było ocenić ich wartość. Zwłaszcza jak to był pierwszy kontakt Johana z tym tematem i nie bardzo miał do czego porównać te wiadomości. - Ciekawe, że chyba wszyscy zaginieni rybacy handlowali z Brauerem. Ciekawe nie? - tak mu w poprzedniej tawernie powiedział jakiś niziołek. Z tego co wiedział to przynajmniej dwóch czy trzech zaginionych rybaków sprzedawali swoje ryby temu samemu kupcowi rybnemu. A jak znajdowano tylko ich puste łodzie to właściwie nie wiadomo co się z nimi stało. Kto powiedział, że to syrena czy inna mara? Widział to ktoś? No nie. Tylko znajdowano puste łodzie. Dlatego ów niziołek obawiał się o swoje życie bo miał na pieńku z owym Brauerem. Jak po nim też znajdą tylko pustą łódź? I co? Też powiedzą, że to przez syrenę albo co. I wszyscy będą mieli święty spokój. Bardzo wygodne. Tego od ręki Jonas nie mógł zweryfikować bo nie znał żadnego z zaginonych rybaków a i naziwkso kupca było mu obce. Inny rybak, tym razem tej samej rasy co magister, był święcie przekonany, że któregoś razu jak wypłynął na połów to coś słyszał. Coś innego niż znajomy plusk fal o burty łodzi, przyboju rozbijającego się o brzeg czy skrzek mew. Coś innego. Co to nie miał pojęcia. Ale to było coś innego. Coś obcego. A mając w pamięci los zaginionych kolegów i tego, że to może być ten straszny potwór jaki go wabi o jakich przestrzegał kapłan na ostatniej mszy no to zatkał sobie uszy chlebem, zaczął się głośno modlić i śpiewać psalm do Mananna aby go uchronił przed morskim złem zaciskając dłoń na kupionym ostatnio pod świątynią talizmanie morskiego boga i czym prędzej zaczął wiosłować do portu. I pomogło! Udało się! Wrócił! Czyli żarliwa modlitwa i kupiony talizman pomogły! - W ten Festag kupię jeszcze jeden i dam na tacę w podziękowaniu za ten ratunek, to naprawdę działa! - mówił z przekonaniem chociaż nie wyglądał na bogatego. Raczej przeciwnie. Ale zdawał się święcie wierzyć, że uciekł kosie śmierci o włos. To znów było dla Johana trudne do zweryfikowania bo rybakowi trudno było określić co właściwie słyszał. Ot tyle, że był to inny dźwięk, jakby pomruk czy może właśnie syreni śpiew którym chciała go zwabić i utopić aby potem żerować na jego ciele. No ale magister nie był pewny czy rybak sam jest pewny co właściwie słyszał i czy na pewno. Tylko to przekonanie, że mu się udało i to dzięki talizmanowi i modlitwie wyglądało na coś pewnego.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
10-11-2021, 18:29 | #455 |
Reputacja: 1 |
|
11-11-2021, 21:58 | #456 |
Reputacja: 1 | Ubentag; ranek; pusta karczma Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 11-11-2021 o 22:01. |
12-11-2021, 15:44 | #457 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2021, 16:38 | #458 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
19-11-2021, 23:00 | #459 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 75 - 2519.02.19; mkt (3/8); południe Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee Czas: 2519.02.19; Marktag (3/8); południe Warunki: wnętrze pracowni malarskiej, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-10) Pirora - Troszkę malowałam ostatnio. Wczoraj była ładna pogoda. Taka zamieć. Wyobraziłam sobie, że tamte drzewa to maszty statku. I tak to starałam się oddać. - Kamila jak zwykle okazała się życzliwą gospodynią jaka dbała o swoich gości. Wyszła do holu jak blodynka weszła do środka i niejako przejęła ją spod kurateli kamerdynera jaki ją tam wprowadził i towarzyszył. Zaprowadziła do tej pracowni malarskiej w jakiej już gościła ją wcześniej. Tu na biurku był skromny poczęstunek. Czyli srebrna taca z porcelanową zastawą i srebrnymi sztućcami. Nawet taki detal jak ta zastawa podkreślał skromnie ale wymownie o bogactwie i potędze gospodarzy. Na to panna van Zee zdawała się jednak nie zwracać większej uwagi i przybysza z dalekiego południa Imperium traktowała przede wszystkim jako koleżankę - artystkę. Jak pokrzepiły się tymi delikatesami Kamila była gotowa zaprezentować gościowi swoje najnowsze dzieło. Od razu rzucały się w oczy różne odcienie bieli uchwycone w dynamicznym ruchu. Skojarzenie z zamiecią jaka buszowała po mieście wczoraj wydawało się naturalne. Dzisiaj jak malarka pokazała przez okno te drzewa jakie ją zainspirowały wczoraj były widoczne całkiem wyraźnie. Ale jak tłumaczyła dorosła córka Gerda van Zee wczoraj ledwo było widać te smagane wichurą kontury. Stąd przyszedł jej do głowy pomysł ze statkiem zmagającym się z tym samym żywiołem. - Ale nie mogę go dokończyć. - zwierzyła się drugiej malarce. Stała ze dwa czy trzy kroki od obrazu który właściwie już mógł uchodzić za ukończony. Z drugiej strony na tak jasnym tle jak zamieć dość łatwo było dodać jeszcze coś w ciemniejszych barwach. - Czegoś mi w nim brakuje. Wpadłam na pomysł aby dodać syrenę. Albo kilka. Tak wszyscy o nich ostatnio gadają. No i podoba mi się ta jaką ty zrobiłaś. Śniła mi się niedawno. Pewnie przez ten obraz. - Kamila zdradziła na czym polega jej ambaras no i poprosiła drugą malarkę o opinię oraz poradę. Za to rano Lange wcale nie potrzebował opinii czy porady gdy się spotkali przy śniadaniu. Akurat Pirora siedziała przy stole ze swoją świtą i dziewczętami Rose. Te wyglądały jakby naprawdę za nią tęskniły i martwiły się czy wszystko w porządku i niej. Zastanawiały się kiedy wróci zupełnie jakby chodziło o jakąś drogą im sercu koleżankę a nie ich panią której były niewolnicami. Miało być tydzień lub dwa ale może i trzy w tym Saltburgu. No ze dwa tygodnie od wyjazdu estalijskiej kapitan to mijało właśnie jakoś na dniach. I właśnie w tą scenę władował im się Dirk wywołując jak zwykle spore ożywienie. - Chyba wygrałem. - powiedział uśmiechając się tyleż oszczędnie co bezczelnie. I położył na blacie stołu coś co wyglądało w pierwszej chwili na jakąś brązową chusteczkę. Ale jak się rozwinęło okazało się, że to kobiece majtki. Wskazał wzrokiem na Magdę jaka już ubrana jak do wyjścia jeszcze o czymś rozmawiała z koleżanką przy ladzie. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa Czas: 2519.02.19; Marktag (3/8); południe Warunki: korytarz lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-10) Egon - Nie wiem po co to było. Za dwa tygodnie i tak będzie po wszystkim. Dobieram. - Rolfowi dalej się zdarzało dziś komentować wczorajszą wizytę malarki z ratusza. Nie mógł zrozumieć po co robić portrety tym co już trzymają pod kluczem. Dziś dzień zapowiadał się rutynowo. Żadnych malarek czy innych gości nikt, nic nie zapowiadał więc od rana było to co zwykle. Siedzenie w kanciapie, spanie i granie w karty. Prawie jak w karczmie. Tylko nie tak wesoło i przestrzeń dość ponura. No i upijać się nie można było. Dopiero jak zbliżała się pora posiłku to było nieco roboty. Bo trzeba było z Katią i jakimś kuchcikiem ruszać od celi do celi aby dać im ochronę gdyby trzeba było. Ale odkąd Egon przyszedł do tej roboty to nie trzeba było. Dzisiaj przy śniadaniu też nie. A niedługo już miał być obiad. Po obiedzie na stołówce to znów była pora obchodu i karmienia więźniów. - A słyszeliście nowinę? - Rolf czekając aż koledzy wykonają ruch w swojej kolejce zagaił ich umiejętnie przykuwając uwagę. Jak tak niewiele się działo to każda rzecz przełamująca rutynę wydawała się interesująca. - Mają wypuścić Szybkiego i jego bandę. - sprzedał im najnowszą plotkę. Stephen i Marcell spojrzeli po sobie trawiąc to przez chwilę. - Ciekawe. Ale ja tak czułem. Jak nie czapa to muszą ich wypuścić. Przecież siedzą tu bez wyroku. - Stephen rzucił kartę na stół wznawiając grę. Mówił jakby się spodziewał takiego kroku a może i mówił o tym wcześniej. - Ciekawe co dzisiaj na obiad. Pewnie coś z rybą. - mruknął Marcell dobierając kartę. Mogło to być. Byli w końcu w portowym mieście to ryby były podstawą wielu posiłków. Najtańsze dostępne mięso. A przecież nikt ani załogi lochów ani tym bardziej skazańców nie rozpieszczałby jakimiś wykwintnymi daniami z prawdziwego mięsa. Dzisiaj Egon miał za co grać w te karty. W końću wczoraj wieczorem jak wrócił przyszedł do niego Silny. Przyniósł jego dolę jaką zgarną od kupców za ubicie kanałowej poczwary. Co prawda po podzieleniu na głowę na wszystkich uczestników zmagań to sumka wyszła o wiele mniejsza no ale nadal był to niezły zastrzyk karli do sakiewki. --- Nagroda za potwora od kupców: 200 PZ; 5 osób = 40 PZ na głowę; Egon +40 PZ --- Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem” Czas: 2519.02.19; Marktag (3/8); południe Warunki: korytarz lochów, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-10) Johan - Jego całymi dniami nie ma. W robocie siedzi. Jak coś od niego chcesz to wieczorem, po robocie. - Silny wyjaśnił nowemu koledze ze zboru dlaczego nie udało mu się spotkać Egona. Przypomniał, że i na ostatnim zborze on i Łasica przyszli na końcu, właśnie z tego powodu. Póki robili w kazamatach to raczej nie należało się ich spodziewać w dzień bo wówczas mieli swoją służbę właśnie tam. A to stawiało udział gladiatora w wyprawie na morze pod bardzo dużym znakiem zapytania. Co prawda w Festag mieli z Łasicą wolne no ale nie było pewne czy rybak w dzień świątynny zgodzi się popłynąć. Raczej w ten dzień nikt nie pracował i połowów też się nie robiło. Jak szedł do tych “Warkoczy” w których często bywał Egon to astrolog miał czas przemyśleć wczorajszą wróżbę. Stawiał pod kątem sprawdzania kupca rybnego o jakim mówił mu niziołkowy rybak. Czy warto się tym zainteresować? Gwiazdy co prawda nie były dość jednoznaczne, konstelacja Dwóch Byków właściwie w ogóle nie była widoczna a one byłyby w sam raz na takie pytanie. Z drugiej strony Wieloryb mrugał wesoło a on był patronem wszelkich wodnych czy raczej morskich spraw. Co mogło sugerować, że jest w tej sprawie jakiś morski trop chociaż astrolog nie do końca był pewny czy chodzi właśnie o kupca rybnego. Właściwie to on sam przecież nie wypływał w morze a jedynie skupował ryby od rybaków. Złoty Puchar zaś był mocno niewyraźny a on zwykle kojarzony był z handlem, pieniędzmi i bogactwem. To by mogło znaczyć, że albo zbyt wiele zysków z tej sprawy o jaką Johan pytał gwiazd nie będzie albo no kupiec nie będzie żywotną częścią jego planów. - Oh to jednak zajął się pan tą sprawą? To cudownie. Jest pan bardzo dzielny. Ta syrena to podobno straszny potwór. Ale na wszelki wypadek kupiłam poświęcone przez naszego kapłana talizmany Mananna. - dziś rano tak jak i w Festag małżonka gospodarza wydawała się wciąż najbardziej zainteresowana sprawą syreny. I była zachwycona, że ich młody gość wziął sobie sprawę do serca i postanowił nią się zająć. - Tak, panienka Pirora. Chyba wczoraj u nas była nieprawdaż? - Mikael spojrzał na swoją blondwłosą córkę jaka śniadała razem z nimi. - Tak ojcze, była tu wczoraj. Pożyczyłam jej jednego z naszych jastrzębi na parę dni. Chce mu zrobić portret. - wyjaśniła szlachcianka okazując szacunek ojcu jak na dobrze wychowaną córkę wypadało. - Biedna sierotka. Taka sama w tym mieście. Jej ojciec nie ma serca taką młodą tu samą zostawić. - pani matka wydawała się współczuć młodej Averlandzce jaka dopiero stała u progu dorosłości a już musiała sama sobie radzić w mieście. - Nie sądzę aby była taka sama. Weszła w niezłą komitywę z Kamilą i jej kółkiem poetyckim. - ich córka nie sprawiała wrażenia aby Pirora zrobiła na niej takie wrażenie, że trzeba się nad nią pochylać i biadolić. - A może ty Froyo zaczniesz w końcu chodzić na jakąś poezję czy tańce. Coś co robią twoje koleżanki. - matka spojrzała na nią jakby chciała nakierować córkę na typowy dla jej wieku i pozycji krąg zainteresowań. - Poezja mnie nudzi. Proza także. Chyba, że coś o bitwach co sprawia, że krew w żyłach krąży szybciej. A tańce? Tak, na jakiś bal mogłabym pójść. Chociaż wolałabym polowanie. - panna van Hansen pokręciła przecząco swoją ufryzowaną blond głową na znak, że mało ma wspólnego z rówieśniczkami. Może poza przyjęciami i balami. I woli rozrywki jakie zwykle kojarzono jako typowo męskie. Matka westchnęła patrząc na nią z wyrzutem i rozżaleniem. - Ale jeśli to was pocieszy to umówiłam się z Madeleine. Pojedziemy do domku myśliwskiego. Na ploteczki i szydełkowanie. Typowo kobiece rozrywki. - powiedziała jakby szła na kompromis i starała się chociaż trochę spełnić oczekiwania swoich rodziców. To sprawiło, że pani matka uśmiechnęła się do niej ciepło. Dopóki nie wspomniała, że Madeleine przecież jest jej najlepszą koleżanką i jest już zamężna a Froya wciąż nie. - Nie widzę dla siebie odpowiednich kandydatów w mieście. Same fircyki. Wśród kapitanów statków trafi się czasem ktoś ciekawy no ale wam się wtedy nie podoba. Jakby się trafił jakiś kapitan co umie władać mieczem a nie tylko językiem i ślinić mi rękę, umie jeździć konno przynajmniej tak jak ja, tańczyć, że wiruje cały świat w głowie, nie jest gołodupcem no i nie wygląda jak połamany staruch tylko chociaż średnio to bym się mogła zastanowić. To byłby ktoś wart uwagi i poznania. - prychnęła nieco zirytowanym tonem Froya pewnie nie pierwszy raz rozmawiając z rodzicami na podobne tematy. I chyba miała dość tej rozmowy bo podziękowała za śniadanie, wstała i wyszła z jadalni. Potem rozmowy przy śniadaniu jeszcze trochę trwały. Państwo van Hansen okazali zrozumienie, że młody astrolog chce się usamodzielnić i znaleźć sobie własny kąt w mieście. Ale póki był u nich to oczywiście był ich gościem. Po śniadaniu miał okazję porozmawiać ze Svenem. Jego obrotny sługa z werwą opowiadał mu o kolejnych zakamarkach miasta jakie wczoraj udało mu się poznać. I z jednej strony Johan nie bardzo mógł być zdziwiony. Pustostanów jakie odwiedził jego sługa było mnóstwo. No ale to były pustostany. Nawet jakby je zająć za darmo albo prawie za darmo to albo trzeba by włożyć mnóstwo karli w remont no albo był jakiś feler. Jak wczoraj, już Sven myślał, że znalazł jakąś odpowiednią kamienice gdy okazało się, że dach przecieka i to tak, że zrobiła się dziura nie tylko w dachu ale do piętra. Lata a może i dekady ściekającej i zamarzającej wody rozsadziły poziomy kamienicy tak, że dopiero sufit parteru był cały ale była na nim ruda plama wieszcząca wodne kłopoty. Ale Sven był dobrej myśli. Na dzisiaj umówił się z kimś co miał mu pokazać jakąś dobre miejsce no i z każdym odwiedzonym kwartałem, ulicą i budynkiem miał lepszą orientację w mieście. W końcu więc coś się znajdzie, to tylko kwestia czasu. No a na razie był w “Warkoczach” gdzie przez przypadek zastał Silnego zamiast Egona.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
23-11-2021, 10:02 | #460 |
Reputacja: 1 |
|