Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2021, 18:26   #83
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podróż we wskazanym kierunku trwała pięć minut, dziesięć, piętnaście… a poznana parka młodzików jakoś wielce rozmowna nie była. W Fordzie panowała więc dziwaczna cisza.

- Dość daleko od domu się wypuściliście. - James w końcu przerwał milczenie. - To kto ma te urodziny?
- Mmm… moja… sio… sio… siostra - Wyjąkała Becka.
- Na rowerach to wcale nie tak daleko - Bąknął młodzik.
- Zacznijcie się szykować na burę. Wasi bliscy z pewnością się o was martwią.- Lucas powiedział do dzieciaków.
- Wiedzą, że jesteśmy poza bunkrem - Powiedział młody z przekąsem.

….

Po kilku kolejnych minutach jazdy, Becka dała znać, że już. Chociaż w sumie stali pośrodku "niczego". Ot zarośnięty teren wysoką trawą i krzakami, parę drzew, resztki jakiegoś kamiennego muru wysokiego na dwa metry, od jakiegoś gospodarstwa?

Dziewczyna wysiadła, zrobiła kilka kroków przed Forda, po czym… zaczęła gwizdać gwizdkiem. Raz, dwa, pięć, dziesięć. I najwyraźniej na coś czekała. Młody również wygramolił się z auta, i stanął obok dziewczyny.

- Nie podoba mi się to - Mruknął Bob na motorze.

Zachowanie Becki wyglądało na porozumiewanie się za pomocą z góry ustalonych sygnałów. Z jednej strony było to zrozumiałe, z drugiej - można mieć było nadzieję, że dziewczyna nie wpakowała ich w pułapkę. Mimo wszystko James upewnił się, że broń jest gotowa do strzału.

- Może po prostu jeździmy? - zaproponowała Klara - Skoro są na miejscu, to sprawa z naszej strony załatwiona. Dziwni są.
- Może tylko nieufni, co jest dość rozsądne w tych czasach - odparł James. - A jechać nie możemy, bo mamy ich rowery. A bądź gotowa dać gazu - dodał.

Minuta, dwie, trzy… i nagle z krzaków i niskiej trawy, wyłoniła się jakaś zbrojna pannica, po prostu wstając, i pokazując się zebranym. Do Becky i młodego kiwnęła jedynie głową, by ci przesunęli się w bok.


Stojąc przed Fordem w odległości jakiś 10 kroków, przyglądała się towarzystwu…
- Zostańcie w samochodzie - powiedział James. Wysiadł, z bronią w dłoni, lecz lufą skierowaną ku ziemi.
- Witam. James. - przedstawił się. - Przywieźliśmy Beckę i młodego oraz ich rowery. - Skinął głową w stronę paki Forda, nie odrywając jednak wzroku od kobiety. - Mieli małą przygodę, ale to już powinni sami o tym opowiedzieć.
Klara została w samochodzie, w końcu była kierowcą i jakby co wolała być za kierownicą, na posterunku.
Lucas tymczasem uchylił tylko szybę i czekał na reakcję kobiety na słowa Jamesa. Dla pewności jednak odbezpieczył pistolet i obserwował.
- Bez numerów… bo celuje w was kilku snajperów - Burknęła nieznajoma.
- Oni… nnnnas urato...urato… - Jąkała się Becky.
- Uratowali - Wtrącił szczyl.
- ...no… przed baaan...bandzio...rami - Dokończyła w końcu blondynka.
- Ehe… - Mruknęła jakoś bez przekonania zbrojna, obserwując towarzystwo w pojazdach - I co chcecie w zamian? - Dodała.
- Wystarczy nam zwykłe 'dziękuję' - odparł James. - Nie zrobiliśmy tego dla nagrody. A jeśli znasz okolicę, to czy mogłabyś nam wskazać jakieś w miarę bezpieczne miejsce, gdzie moglibyśmy się zatrzymać na parę godzin. Nasza towarzyszka jest w ciąży i czasami potrzebuje paru chwil ciszy i spokoju, a nie telepania się w samochodzie. Bardzo bym prosił…
- W sumie nie nasza sprawa? - Odpowiedziała zbrojna - Miejsc na krótki odpoczynek tu w pobliżu jest wiele. Okolica w miarę bezpieczna…

Widać, pomyślał z przekąsem James, na moment rzuciwszy okiem na Beckę.
- Bardzo dziękuję. - Skinął głową, po czym przeszedł na tył samochodu, by ściągnąć rowery.

Klara otworzyła okno od swojej strony by wychylić głowę.
- Cześć - zaczęła od formalności - te wasze dzieciaki, są mało gadatliwe. Nie powiedzieli skąd się wzięły te nieprzyjemne typy a fajnie by było nie trafić na więcej takich w tej "w miarę bezpiecznej" okolicy. Masz jakiś pomysł, gdzie w tej okolicy szukać paliwa? - zwróciła się do kobiety.
- No cześć - Odpowiedziała Klarze zbrojna, nadal z obojętną miną - A bo to mało gdzieś po kątach jakiś podejrzanych typków? W każdej dziurze się znajdzie paru… no i stąd i określenie "okolica w miarę bezpieczna". Z paliwem nie wiem…
Lucas nie wierzył w historie o snajperach. Młoda była zapewne siostrą dzieciaków które jej zwiały by zdobyć prezent. Wysiadł z auta by rozmawiać twarzą w twarz. Broń natomiast schował do kabury.
-Podsumujmy sytuację dzieciaki zwiały żeby zdobyć prezent. Napadli je bandyci my im uratowaliśmy życie. Zabiliśmy napastników a dzieci odstawiliśmy do domu. Miały rany, psy je pogryzły, są opatrzone. Wiem, że się nas obawiasz ale to zbędne normalni z nas ludzie. Zjadłbym coś na ciepło odpoczął nie pogardzimy chwilą oddechu. Nie zrozum mnie źle ale gdybyśmy mieli złe intencje dzieciaki miałyby lufy przy skroniach a ty jako ich kochająca siostra rzucałabyś broń na ziemię. Tymczasem stoimy tu gawędzimy. Mamy kobietę w ciąży trochę empatii nie zaszkodzi my twojej rodzinie ją okazaliśmy. Walcząc za nią i ponosząc ryzyko. Zacznijmy może milej tę rozmowę? - zapytał z rozbrajającym uśmiechem białych ząbków.
- Dzikie teorie… dzikie… - Kobieta kwaśno się uśmiechnęła, po czym głośno gwizdnęła. A wtedy pojawiły się punkciki celowników laserowych na torsie Lucasa, Boba i plecach Jamesa.
- Ale w sumie… tak trochę masz rację. Ale tylko trochę…

Gdzieś coś w oddali zagrzmiało. Ci co spojrzeli w tamtą stronę, zauważyli ciemne niebo, i nadciągającą, złowrogą burzę.


Ten, kto się choć trochę znał, wiedział co to było. "Joy Buzzer"... zmutowana burza, niosąca zniszczenie i często śmierć, licznymi błyskawicami i deszczem kwasu. Dosyć poważne zagrożenie…

Becka pociągnęła nieznajomą za pasek u spodni na biodrze, a gdy ta trochę pochyliła głowę w bok w jej kierunku (cały czas jednak obserwując Lucasa i pozostałych), nastolatka coś jej szepnęła do ucha.
- Sprawy się trochę skomplikowały, jak widać, i to nie za bardzo na waszą korzyść… - Powiedziała zbrojna kobieta - Jeśli was weźmiemy ze sobą, ryzykujemy zdrowiem i życiem całej NASZEJ grupki…
James postanowił się nie odzywać. Wzruszył jedynie ramionami i zaczął szybko ściągać rowery. Skoro nie mogli liczyć tutaj na schronienie, to musieli jak najszybciej ruszać w drogę.

- Jak nas teraz zostawicie bez pomocy będę zawiedziony. - powiedział z uśmiechem Lucas.
- My pomogliśmy dzieciom. - telepata nie zamierzał nic więcej dodawać, liczył na rewanż. Kobieta miała godność i sumienie albo nie.
- Pomogliśmy dzieciom, ryzykując zdrowiem i życiem całej naszej grupy. Jeśli to Joy Buzzer, teraz nasze jest zagrożone, chociaż moglibyśmy być teraz daleko stąd - wtrąciła Klara. A nieznajoma coś pomarudziła niezrozumiale pod nosem.
 
Kerm jest offline