02-11-2021, 22:31
|
#15 |
| Iomedae - Dziedziczka, Światło Miecza, Pani Odwagi. Bogini była znana wszerz i wzdłuż Golarionu, a Jej paladyni i rycerze powszechnie szanowani. W Jastrzębiej Dziupli iomedaeński kult dominował, nawet jeśli tylko i wyłącznie z braku obecności kleru innych bóstw. Harry w obrębie świątyni czuł się nieswojo. Sam oddawał cześć Ketephysowi, elfiemu bogowi łowów i patronowi tropicieli, co poświadczał wisior na piersiach, który skrzętnie schował pod koszulą przed wejściem do świątyni. Kadzidła nie pomagały. Świdrowało go w nosie, aż oczy chciały łzawić.
Posąg Iomedae robił wrażenie, to trzeba było przyznać. Podobnie jak witraż filtrujący światło z zewnątrz, które to z kolei kąpało wnętrze w kolorowych strugach i plamach. Harry podziwiał kalejdoskopową grę świateł z na wpół otwartymi w zachwycie ustami, ale zaraz je zamknął, gdy dym z kadzideł wyrwał z niego kichnięcie. Przystanął wraz z kompanami, zerkając w stronę płomiennorudej i przestępując z nogi na nogę. Przeniósł spojrzenie na towarzyszy, rachując w myślach. Szturchnął w końcu Seelah. Miarkował, że ta najprędzej dogada się z siostrą w wierze.
- Bandaże, igły, nicie, zioła - zaczął wyliczać półszeptem. - Maści znieczulające jeśli mają. I coś na odkażanie. Ja będę tam.
Palcem wskazał na akolitkę opatrującą dwóch mężczyzn, w kierunku której zaraz podreptał. Zamierzał pomóc w zasięganiu języka, z doświadczenia wiedział że opatrywani lubili mielić ozorami, coby zaprzątnąc myśli i nie skupiać się na opatrunkach i działaniach lekarza. Przystanął dwa kroki od nich i chrząknął, wykręcając palce.
- Pomóc? - Harry odezwał się w stronę akolitki z charakterystycznym dlań urokiem. - Matula nauczyła mnie leczenia.
Ostatnio edytowane przez Aro : 03-11-2021 o 12:07.
|
| |