|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
31-10-2021, 18:20 | #11 |
Reputacja: 1 | Herold to jej wyglądał, jakby się czegoś dziwnego z tej fajeczki nabakał albo wydudnił za dużo trefnej gorzały. Nie lubiła takich ludzi i od razu poczuła do niego niechęć. Bez zbędnych słów przejęła pergamin, na którym wypisane były szczegóły odnośnie zaginionych osób. Przejechała wzrokiem po piśmie i zrozumiała, że czeka ich dużo rozkminkowej roboty. Nie lubiła łazić z miejsca w miejsce, wolała działać bardziej stanowczo, ale teraz musiała to jakoś przeżyć. Zwłaszcza, że taka kasa piechotą nie chodziła, choć nie sądziła, że odnajdą wszystkich żywych. Ostatnio edytowane przez Umbree : 31-10-2021 o 18:33. |
01-11-2021, 05:55 | #12 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 |
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
02-11-2021, 11:14 | #13 |
Keelah Se'lai Reputacja: 1 | Merisiel strzygąc uszami chłonęła każde słowo wypowiedzi przez herolda, sędziwy starzec. Sam też pewnie nie jedno widział w swoim życiu, jednak ich obecność najwyraźniej przyprawiła go o chwilę zadumy. Bądźmy szczerzy, kto to widział taką zgraję podróżnych, czworo ludzi i jeden elf. Zawsze wyróżniała się spośród tłumu. Blada cera oraz włosy, długie uszy, wszędzie wystająca broń. Ciężkie jest życie elfa. Wtem podszedł jeden ze strażników. Jedna informacja przyciągnęła jej uwagę w stronę listu jak i dalszych słów owego strażnika, który wszedł im w paradę. Podczas, gdy wymieniał listę wszystkich zaginionych, usłyszała jedno imię, Oleg, znała jedynie informacje, że ów wymieniony pracował dla lokalnej bandy kłusowników, może by tak popytać w mieście, jednak widząc entuzjazm większości osobników ludzkich w tym jedynej czarnej Seelah, wiedziała, że nie przegłosuje tego. Nawet najbardziej napakowana kobieta w tym mieście rwała się do drogi. Spojrzała w niebo. Kontrakt wygasał za miesiąc. Jest poranek, może do południa się wyrobię - pomyślała dziewczyna wracając wzrokiem do ludzkiej drużyny. Trzy kobiety, dwóch facetów. Nie będą mieć łatwej przeprawy. Reszta widziała, że chcą się rozejrzeć. Białowłosa także chciała to zrobić, ale pokręci się po mieście i zbierze szczątkowe informacje na temat, o którym mówił strażnik, czyli Olega. Natomiast od jego żony niczego nowego się nie dowie.
__________________ I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many. Discord: Adi#1036 |
02-11-2021, 16:54 | #14 |
Reputacja: 1 | Herold pod wpływem słów Amiri skulił się i zmalał, zupełnie, jakby kobieta nie przemówiła do niego, a zdzieliła go pięścią między oczy. W momencie, kiedy członkowie drużyny rozmawiali o tym, czy mogą wyruszyć od razu, starszy mężczyzna wycofał się powoli i wreszcie czmychnął w stronę karczmy o nazwie Siedzący Kaczor, przebąkując i mamrocząc słowa wyjaśnienia. Stracił rezon po spotkaniu rosłej kobiety, zdaje się. Za sugestią Harry’ego, drużyna zdecydowała ruszyć do świątyni Iomedae, aby porozmawiać z wieszczką. Ruszyli więc, żegnani wzrokiem karczemnego awanturnika, Gereletha, który roześmiał się głośno po tym, jak herold uciekł w swoją stronę. W międzyczasie, Łotrzyca Merisiel ruszyła jeszcze w stronę karczmy i do innych zakamarków w Jastrzębiej Dziupli. Zdaje się, że przed wyruszeniem miała jeszcze parę swoich spraw do załatwienia. ~ Świątynia Iomedae mieściła się na zachodniej stronie Jastrzębiej Dziupli, zaraz obok Wielkiego Młynu. Nie była być może imponująca, jednak był to jedyny taki przybytek w promieniu parunastu mil, nie licząc być może paru kapliczek Erastila, które napotkali na swojej drodze. Sama świątynia była nieco surowo wykonana. Pomiędzy zszarzałym już kamieniem można było widzieć okna, skąd dobywał się dźwięk rytualnego śpiewu. Obok wejścia wisiały dwa białe proporce z symbolem bogini. Przed świątynią stał mały tłum wiernych, żarliwie odmawiających modlitwy. Pomiędzy nimi przechadzało się paru akolitów tradycyjnie ubranych w kolory bieli i złota - kolory Dziedziczki. Większość akolitów, którzy służyli Iomedae w tej świątyni była niziołkami, choć tu i ówdzie znalazł się człowiek. Na widok Seelah paladyni i akolici reagowali lekkim ukłonem lub skinieniem głowy. Przed drzwiami świątyni stało dwóch paladynów, którzy jej strzegli. Z początku zdawało się, że podróżnicy nie zostaną wpuszczeni do świątyni, jednak na widok Paladynki strażnicy rozluźnili się i rozstąpili. Strażnicy zdawali się przynależeć do samej świątyni, choć Idir wypatrzył jeszcze parę szarych ubrań należących do straży Konsorcjum, którzy kręcili się tu i ówdzie. Kiedy weszli, do ich uszu doszedł wyraźniejszy dźwięk słów litanii. Ostry zapach kadzidła unosił się w powietrzu już w przedsionku. Wewnątrz, świątynia była urządzona bez zbytecznego blichtru, choć nie mogli nazwać go skromnym. Na samym końcu znajdowała się potężna statua bogini trzymającej miecz, a pod nią ołtarz. Kolorowe szkło wpuszczało do środka promienie, nadając wszystkiemu poblask złota. Po zachodniej stronie świątyni jakaś akolitka zajmowała się ranami krasnoluda i człowieka. Wyglądali na zwykłych robotników po wypadku przy pracy. Praca w Młynie nie należała do najbezpieczniejszych. Zaraz obok niej jakiś skryba zawzięcie skrobał na papierze jakieś notatki. Zdaje się, że właśnie minęła pora codziennej ceremonii. Pomimo to, trzech niziołków zdawało się być pogrążonych w żarliwej modlitwie w jednej z ław po prawej. Przy ołtarzu stała wysoka kobieta o płomiennorudych włosach. Była ubrana w biel, złoto i czerwień, a przy jej pasie znajdował się miecz. Rozmawiała z kimś - było to dwoje mężczyzn, zdaje się, członków straży miejskiej lub też najemników Konsorcjum. ~ Tymczasem Merisiel, udawszy się z powrotem do Hultaja, zaczęła zbierać informacje o człowieku imieniem Oleg. Jej towarzysze lada chwila mieli wybyć z miasta, stąd na zbieranie informacji nie zostało zbyt wiele czasu. Ot, tylko tyle, żeby podejść do osoby, u której usłyszała wzmiankę. Człowiekiem tym, czy też raczej niziołkiem, był Bajzel. Bajzel urzędował w dokach przy promie. Jego twarz zdała się być niemal w całości pokryta krostami, ubrany zaś był w proste łachmany flisaka. Siedział na krawędzi drewnianego doku, który rozciągał się paręnaście kroków w głąb rzeki Łotrzyca, wedle swojego rozeznania w półświatku Jastrzębiej Dziupli, rozumiała, że był drobnym złodziejaszkiem trzymającym się z boku, jednak całkiem sporo widział i słyszał. - Oleg? - zamyślił się. - Wczoraj go widziałem… - zamyślił się dłuższą chwilę. Złodziejaszek dłubał nożem w paznokciach między palcami, żując tytoń. Kiedy chyba stwierdził, że nic nie traci, dając Merisiel tą informację, rzekł: - Słyszałem od kamratów, że ostatnio znaleźli nowe miejsce na skóry. Ot tu, pod Dziuplą zaraz. Nie gadali mi, gdzie dokładnie, ale żem widział, że wychodzili na wschód. Może… Jakbyś się zapytała Krzywego, to powie ci, gdzie dokładnie poszedł. Ale on za darmo nie powie. Złota chcieć będzie albo czego. Krostowaty niziołek potarł brodę i skrzywił się, jakby nagle przypomniał sobie o czymś złym. - Być i może, że dziurę w mieście mieli. Nie wiem. Ale gadał ostatnio z jakimś pokurczem. Mniejszym ode mnie takim, rozumiesz? Może ktoś nowy dał mu jakąś robotę. No i już z niej nie wrócił. Bajzel splunął tytoniem w wodę, mętną od trocin Wielkiego Młynu. I zamilkł, nagle zamyśliwszy się.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
02-11-2021, 22:31 | #15 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Aro : 03-11-2021 o 12:07. |
03-11-2021, 09:36 | #16 |
Reputacja: 1 | Pierwszym przystankiem w ich wycieczce po okolicy miała być świątynia Iomedae. Chociaż Amiri pochodziła z dalekiej Północy, to i jej o uszy obiło się imię tej bogini. Była najwyraźniej dobrze znana i szeroko wyznawana w tej części świata. Sama barbarzynka czciła Goruma, który nad wszystko inne przedkładał siłę i walkę, czyli coś, w czym Amiri była całkiem niezła. |
03-11-2021, 16:18 | #17 |
Administrator Reputacja: 1 | Herold ogłaszał wdzięczność wieszczki, zaś za wszystko miało zapłacić Konsorcjum. Cóż... może i Harry miał rację i warto było odwiedzić przybytek Iomedae? Jakby nie było - najwyżej mogli stracić nieco czasu. Idir z umiarkowanym zainteresowaniem rozejrzał się po wnętrzu świątyni. Prawdę mówiąc widywał juz bardziej okazałe świątynie, ale i niejedną o wiele skromniejszą. Nie był czcicielem Iomedae... Zbyt gorliwym wyznawcą Pharasmy również nie był, ale nie zamierzał narażać się ani bogom, ani ich wyznawcom. Szczególnie w sytuacji, gdy chcieli od głównej kapłanki uzyskać jakąś pomoc - bądź w postaci informacji, bądź w postaci czysto fizycznej. Dlatego też schylił głowę przed posągiem, ograniczając się równocześnie do tego jedynie gestu. W normalnej sytuacji porozmawiałby z kapłanką, ale teraz uznał, podobnie jak Amiri, że Seelah dogada się z najważniejszą w świątyni postacią lepiej, niż którykolwiek z wyznawców innego bóstwa. I nie zamierzał do rozmowy się wtrącać. A nuż kapłanka wyraziłaby zbyt wielkie zainteresowanie religijnością osób towarzyszących paladynce. Czekał cierpliwie na koniec rozmowy, Gdyby jednak "ich" paladynka nie załatwiłaby tego, o czym mówił Harry, miał zamiar kupić te przedmioty - o ile, oczywiście, kwota nie byłaby wywindowana pod sufit świątyni. Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-11-2021 o 16:20. |
03-11-2021, 17:07 | #18 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | Dziekuję Santorine za wspólny dialog.
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
04-11-2021, 10:19 | #19 |
Keelah Se'lai Reputacja: 1 | Białowłosa wróciła do zajazdu popytać o Olega, o którym dowiedziała się od strażnika. Nie miała całego dnia by zapytać każdą osobę jaką napotka. Szukała samotników, przy których może swobodnie rozmawiać i zagłębić się w temat. Na dworze panował chłód, była zima, ale nie sypał śnieg. Powiodła wzrokiem po okolicy, tubylcy, ludzie, niziołki i wszelkiej maści zgromadzonych osobników. Po lewej stronie elfie oczy dostrzegły w dokach siedzącą niewielką postać. Zdecydowanie niższą niż ona sama. Tak z pół człowieka. Przedstawił się jako Bajzel. Urocze. Elfica kucnęła by nie musiał zadzierać głowy. Jednak wiedziała czym się zajmował, więc zajęła pozycję w bezpiecznej odległości. Zadała mu pierwsze pytania przeczesując włosy na długie uszy. Ten powiedział jej iż zna go widział go wczoraj, oraz to, że jego koledzy wiedzieli o nim więcej niż on sam. Podał jej imię. Krzywy. Może on będzie miał dla niej informacje. -Mogę dać mu tyle ile mam przy sobie - rzekła w stronę pokurcza wstając. -Gdzie go znajdę? A zresztą mniejsza - machnęła ręką i poszła widząc, że rozmówca nie był zainteresowany. Elfy zawsze wzbudzały w innych rasach obrzydzenie. Długowieczność to była ich największa zaleta, może tego im właśnie zazdroszczą? Muszę jak najszybciej opuścić to miejsce. Jednak muszę się dowiedzieć kim on jest. Najwyżej będzie to tylko strata czasu - pomyślała dziewczyna i odeszła w swoją stronę.
__________________ I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many. Discord: Adi#1036 |
04-11-2021, 16:47 | #20 |
Reputacja: 1 | Harry, który postanowił podejść nieco bliżej do akolitki kiedy Seelah rozmawiała z kapłanką, zobaczył, że akolitka była zajęta opatrywaniem ran. - Matula nauczyła mnie leczenia - rzekł. Akolitka popatrzyła na Tropiciela. Jej długie włosy opadały na jej twarz, choć w cieniu świątyni udało mu się zauważyć, że długi kaptur dziewczyny skrywał twarz poznaczoną ranami oparzeń. Nie odpowiedziała, pokręciła tylko głową. - Nie usłyszysz odpowiedzi od niej, synu - rzekł skryba siedzący opodal. - Dawien dawna straciła głos. Jeśli jednak chcesz się przysłużyć świątyni, mógłbyś pomóc nam zanieść te skrzynie na tyły. Są całkiem ciężkie, a akolita Valnyr udał się na targ. Zostaw Erisianę samej sobie, nie lubi, jak się jej przeszkadza. Po czym dłonią wskazał parę pakunków, opodal, które wyglądały na całkiem ciężkie. Wyglądało na to, że wewnątrz znajdowało się jedzenie. Skryba wrócił do swojej pracy, nie oczekując odpowiedzi Tropiciela. Ten usłyszał jednak kawałek rozmowy, którą toczyli pracownicy Młynu opatrywani przez dziewczynę. Większość rozmowy dotyczyła pracy i kiepskiej płacy w Młynie, ale w końcu zahaczyli o zdarzenia w Jastrzębiej Dziupli. W międzyczasie, dłonie niemej dziewczyny pracowały z wprawą, zszywając rany jednego z nich. - ... rozwalone, cholera. - Gorzej mieli. Przynajmniej Dziedziczka chroni. - No. A słyszałeś, z wycinki ktoś znowu zaginął. - Pewnie schlali się. - Albo… Albo wiesz co. - E, pieprzenie - rzekł krasnolud. - Wilki to tylko. Słyszałeś, jak wyły? Zima zara minie, a jeszcze wilki podchodzą. - Wiedźma, co ją uwięzili, zaklęła je! Zobaczysz, okaże się tak, jak mówię. - E, bzdury gadasz. Wiesz, co ja myślę? Że to zbóje są po prostu. W lasach się kryją. Albo w ruinach na bagnach. Żadna magia to. - Magia to cycki karczmareczki były. Wiesz. Tam, w Kaczorze… - rozmarzył się tamten. Wreszcie, tor rozmowy ostatecznie zboczył na krągłości dziewczyny imieniem Manni w Siedzącym Kaczorze. ~ Skryba Khovarne, na wieści o tym, że wieszczka Irvine postanowiła użyczyć grupie narzędzia do leczenia, skrzywił się, jakby połknął wyjątkowo obrzydliwe wino. Cóż jednak poradzić, zwierzchnictwo zobowiązywało. - Pierwszy i ostatni raz - sapnął, wręczając Harry’emu pakunek. Wewnątrz paczki zawiniętej starannie w płótno znajdowały się bandaże, małe flakoniki z zielonkawym płynem na odkażanie ran, igła i nici felczerskie i inne utensylia, dzięki którym mniej lub bardziej doświadczony medyk był w stanie sprawnie leczyć rany. Paczka nie była zbyt duża i nie była większa od dwóch kwart piwa, jednak bandaże i wywary powinny wystarczyć na użycie około dwudziestu razy. Mniej lub więcej. Zapewne łatanie wypatroszonych bebechów było kwestią czegoś więcej niż zaaplikowanie bandaży i pryśnięciem zielonkawym plynem, jeśli w istocie patroszenie bebechów miało się wydarzyć. Pakunek zabrała ostatecznie Seelah. Tropiciel spróbował wziąć go, ale okazało się, że niósł już całkiem sporo rzeczy i paka z bandażami była dla niego nieco za ciężka. ~ Idąc ulicami Jastrzębiej Dziupli, kierowali się w stronę północnej bramy. Wyszedłszy przez żelazną bramę wbudowaną w drewnianą palisadę, wyszli na zewnątrz. Przed nimi rozpościerał się krajobraz Doliny Nowiu. Teren wokół Jastrzębiej Dziupli był niemal całkowicie goły, jak na dłoni. Większość drzew i zagajników zostało wyciętych, choć tu i ówdzie parę krzewów i skarlałych drzew wyrastało, zapewne niewarte uwagi drwali, którzy wyprawiali się dalej w las w poszukiwaniu czarnodrzewu. Harry i Amiri wiedzieli, że czarnodrzew był szczególnie ceniony na południu z powodu swojej lekkości i był głównym towarem, który odjeżdżał z Doliny Nowiu. Drewno na wagę złota. Zaraz przed nimi ostało się parę zagajników i mniejszych lasów na północ i na wschód. Teren nie był całkiem płaski - pagórki wznosiły się i opadały, odsłaniając mniejsze lub większe skupiska drzew. Dalej na północ rozciągały się gęstwiny Lasu Nowiu. Była to ciemna, niemal czarna linia wielkiego boru. Czasem linia drzew przerywała prostą i zbaczała nieco bardziej na południe, tworząc kępy i zagajniki, które coraz rzadziej pojawiały się, im bliżej miasteczka. Las na północy robił monumentalne wrażenie. Jeszcze dalej zaś ledwo majaczyły szczyty Taggoret, a po lewej stronie znajdowała się, niewidoczna w tej pogodzie, Turnia Droskara. Pogoda była kiepska. Resztki śniegu i lodu nadal spoczywały na ścieżce, pomimo ostatnich odwilży. Błoto na drodze było rozdeptywane przez drwali ciągnących na wycinkę lub rozchlastywane przez wozy, które od czasu do czasu przyjeżdżały z załadunkiem drewna. Amiri usłyszała odległe wycie wilków, gdzieś na północny wschód od Dziupli. ~ Droga na wschód, w stronę zagajnika, była niemalże taka sama, jak pamiętał ją Harry. Czasem po drodze napotkali robotników, jednak większość, zdaje się, uciekła do lasów na zachód i na północny zachód. Po drodze mijali wycinki i małe składy drewna, teraz opróżnione i opuszczone. Było całkiem zimno, a mżawka roztapiała śnieg, zamieniając go w błoto. Było przedpołudnie, kiedy dotarli ostatecznie do zagajnika. ~ Przedpołudnie, zagajnik na wschód od Jastrzębiej Dziupli Ślady wycinki były widoczne tu i ówdzie, a okolica wydawała się opuszczona. Było to jedno z miejsc, w którym zniknęło paru ludzi, więc wydawało się to być naturalne. Lasek, choć mały, był całkiem gęsty i pewnie dlatego popularny do niedawna wśród dzieciaków z Dziupli. Wycie wilków ponownie zabrzmiało, tym razem bliżej. Pobieżne przeszukanie okolicy przez podróżników wykazało, że od czasu tygodnia nie było tutaj nikogo. Jednak niewiele więcej - ślady rozpuściły się w błocie i jedyne, co znaleźli, to wielkie ślady, które wyglądały na ślady jakiegoś wozu, który odjeżdżał na wschód i zaraz za zagajnikiem odbił na północ. Harry jednak zgubił trop. Wokół śladów wozu były także nieco większe, zdaje się, okrągłe ślady, ale deszcz i zła pogoda rozmyły je niemal całkowicie i tylko dlatego, że były w miarę wielkie, Tropiciel w ogóle je znalazł. Być może mógł znaleźć więcej, gdyby spędził więcej czasu na oglądaniu śladów? Na pewno to była jednak kwestia godziny lub dwóch. Nagle, zza krzaków gdzieś za nimi usłyszeli dźwięk strzały, która przeleciała w powietrze… I drasnęła Zaklinacza w udo! Strzała poleciała dalej i wbiła się w ziemię. Idir zauważył, że strzała, która drasnęła jego udo miała czarny grot, oblany jakimś dziwnym płynem. Poczuł mrowienie rozlewające się po nodze, czując, jak dziwna substancja zaczyna na niego oddziaływać. I ból w tym miejscu. Harry i Merisiel zobaczyli, jak przed nimi, mniej więcej w odległości około 30 stóp, pomiędzy drzewami znajdowały się dwie małe sylwetki podobne dziecięcym, które już napinały łuki...
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |