Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2021, 01:08   #11
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację

Dom pogrzebowy; wt; noc; pokój Loli

Plan zostawienia brudasa w spokoju był całkiem niezły, wystarczyło kolesiowi pozwolić zdychać po tym, gdy już Aaron sprawdził mu puls, reakcję źrenic na światło i czy założone opatrunki wciąż go trzymają w kupie. Leżałby sobie tak grzecznie, nieruchomo. Niezaczepiany i zdrowiejący. Teoria do praktyki miała się jednak nijak, chociaż Phere i tak była dumna z siebie oraz Loli, bo wytrzymały chyba ze dwie godziny siedząc na wielkich pufach w rogu pokoju gdzie jedynie obserwowały. Czas mijał, a one jakoś magicznie i w sposób niebywały przybliżały się do pacjenta. Czy tam ofiary.
Centymetry po centymetrach zmniejszały dystans, niby to wstając po browara, albo zdjąć z półki coś do okrycia gdyż noc zrobiła się chłodna. Z puf przysiadły na parapecie, potem na sofie, aż wreszcie obie zaległy po dwóch stronach nieruchomego ciała, przyglądając się jego poruszającej się powoli klatce piersiowej. Albinoska przyznawała przed sobą bez cienia zażenowania, iż ten konkretny brudas całkiem nieźle się prezentował nawet w formie nieprzytomnej dętki. Gdyby jeszcze należał do odpowiedniego gangu kto wie?
- Fajne ma te dziary, ciekawe kto mu je robił - mruknęła puszczając dym ze skręta do góry i podała go Loli. Mogły się gapić do woli, bo meks leżał w samych gaciach, nakryty kocem od pasa w dół dzięki czemu czarne kreski tatuaży odcinały się ładnie na jego ciemniejszej niż u gospodyni skórze.

- No niezłe, niezłe. Ciekawe jak ma na imię. Albo ksywę. Może o nim coś słyszałam? Albo ktoś od nas? I czy mówi po naszemu. Ale pewnie tak. Skoro załatwia interesy poza swoją dzielnią. Które bardziej ci się podobają? - Lola przyjęła skręta od kumpeli i też widocznie zabijała czas jak mogła. Zrobiło się już późno. Mogła być północ albo nie. Ale było blisko niej. Po całym dniu pełnym wrażeń dawało się już odczuć tą późną porę. Blondynka zaciągnęła się szlugiem i wystudiowanym ruchem wydymała dym przez nozdrza jak smok. Na koniec podniosła w każdej ręce po innych kajdankach. Metalowe, policyjne klasyki kontra czarne i skórzane na nieco dłuższym łańcuszku łączącym obie obręcze.

Bladolica ziewnęła w zwiniętą pięść, a potem pogłaskała jeden z tatuaży. Ten który brudas miał centralnie ma mostku pośrodku piersi.
- Ten jest super - szepnęła przy tym, uśmiechając się sennie do dziary. Był to krzyż od którego odchodziły promienie jak na świętych obrazach, wewnątrz zaś znajdowała się postać kobiety w chuście na głowie kojarząca się z Maryją. Tylko że ta Matka Boska miała w skrzyżowanych ramionach dwa dymiące z luf glocki, zupełnie jakby dosłownie przed chwilą sprezentowała komuś łaskę wiecznego spokoju. W ramiona krzyża wkomponowano parę kości i kart, u dołu kieliszek chyba tequili oraz dwie teatralne maski: smutną i szyderczo wesołą.
- Naprawdę mam nadzieję że z tego wyjdzie - dorzuciła ze szczerością na którą bez męskich świadków mogła sobie pozwolić - Szkoda go, Duchy go lubią, inaczej by tam zginął.

- No. Kto wie? Może zostanie Runnerem? Przecież mamy trochę kolorowych nie? Słyszałam kiedyś o jednym. On też był z Novi. Z kręgielni. Od Guido. Przygarnęli go. Właściwie to Paul. Białas od nas. Podobno inni Runnerzy chcieli go rozwalić jako brudasa no ale on z Paulem właśnie wyratował Guido i jego paczkę. To Guido zakazał go ruszać. Ich obu. A potem już zostali na stałę. I niezłe z nich obu numery były. - Lola rzuciła kajdanki na łóżko i z lubością zaciągnęła się skrętem gdy opowiadała stare historie z dzieciństwa. Po czym popatrzyła na dłoń koleżanki błąkającą się po nagim, męskim torsie.

- Wiesz tak czy siak trzeba się jakoś zapakować do wyra. I spróbować zasnąć. - powiedziała zerkając na śpiącego. Aaron mówił, że morfina miała przestać działać o północy. No to jakoś teraz. Ale nie był pewny czy to oznacza, że się pacjent przebudzi. Czy będzie spał dalej.

- Guido… ten co miał tego Anioła Miłosierdzia? Tę rudą… piegowatą. - albinoska zadumała się i zaraz westchnęła smutno. - Ja bym wolała żeby to on nas zapakował, ale chyba się na to na razie nie zanosi - Po chwili drgnęła, podnosząc psotne oczy na Lolę. Jej ręka z torsu przeszła na wytatuowany brzuch i zniknęła pod kocem. Delikatnie wsunęła palce pod materiał bokserek. Działała po omacku i na czuja, poruszając rytmicznie dłonią w nadgarstku.
- Ciekawe czy mu ciągle hydraulika działa. Jak sądzisz i co obstawiasz? - dodała z prawdziwie szczerą zadumą - Ash kiedyś mówił że jak ktoś zasłabnie to pomaga masaż serca, tylko nie pamiętam po której stronie ono niby było…

- Tak, ten od tej rudej i piegowatej. - druga z blondynek potwierdziła domysły koleżanki ale trochę roztargnionym tonem. Bo już dzieliła uwagę między dół gdzie działała jej rączka a górę gdzie można było oczekiwać jakiejś zmiany na twarzy masowanego mężczyzny.

- No ja bym chciała aby mu coś wreszcie zaskoczyło i zaczęło działać. Bo mam wobec niego mnóstwo planów. I wolałabym je zrealizować tej nocy. No ale jak bym chciała to pewnie nic z tego nie wyjdzie więc obstawiam na głos, że nic z tego nie wyjdzie. - Lola westchnęła teatralnie na znak, że jej życzenia i szacunki rzadko się spełniają. I z tego co wiedziała sąsiadka z drugiej strony łóżka to miała w tym sporo racji. Sama przesunęła się nieco bliżej krawędzi łóżka tak, że jej twarz znalazła się bliżej Latynoskiej twarzy. I zaczęła pieszczotliwie wodzić po niej palcem stymulując właściciela także od tej strony. Ale na razie jakoś nie było widać zauważalnej reakcji.

- W takim razie obstawię że jednak się uda i nam nasza śpiąca królewna zaskoczy - Phere odbiła zakład żeby miał sens i były jakiekolwiek emocje. Pracowała sumiennie pod kołdrą, wychylając głowę żeby jej usta znalazły się przy uchu brudasa.
- Heej, jest tam kto? - mruknęła wesoło - Żyjesz czy tylko nam tu zawalasz wyro i się zaczniesz rozkładać za moment? No dawaj chłopie… taki duży, a tak się pieści jakby jakimś rozpieszczonym frajerem był co łokieć sobie zdarł.

- No. Widzisz jakie cię dwie białe blond ślicznotki obsługują? Co pewnie nie macie takich tam u siebie na dzielni co? Może zrobimy jakąś wymianę? My cię tu a ty nam przywieziesz jakąś jedną czy dwie to byśmy miały dla naszych chłopaków by scen nie odstawiali po kątach co? - Lola nawijała po swojemu ze swojej strony opierając w końcu brodę o swoje ramię. Zerkała na boczny profil Latynosa. I nagle urwała i znów podniosła głowę jak kot co gdzieś w pobliżu usłyszał szelest myszy. Bo pod powiekami mężczyzny gałki zaczęły się poruszać jakby coś zaczynało się dziać. Do tej pory leżał jak śnięty i nic się właściwie nie działo. Tyle, że oddychał miarowo.

Phere wciągnęła powietrze jak łowczy pies. Coś się działo, wreszcie!
- Chyba się nie boisz dwóch białych lasek, co? Samych z tobą w jednym wyrze - mruczała mu w najlepsze do ucha nie przestając zabawiać pod bokserkami - Nie masz się czego wstydzić, przecież czuję. Taki kozak jak ty by nas obie rozjechał, gdyby wreszcie przestał omdlewać. Łyknął kielona, zapalił blanta i zakasał rękawy… no dawaj, pokaż jaki z ciebie chojrak. Czy działasz równie dobrze co wyglądasz. Chyba nie chcesz abyśmy tu takie smutne i samotne leżały, co?

- No. Taki duży chłopak no chyba nie obawia się dwóch małych dziewczynek co? Obiecujemy nie zrobić ci krzywdy. A z tymi kajdankami to takie tam żarty były. Nie masz się co obawiać. Chociaż troszkę szkoda. Strasznie je lubię. Narobiłam już sobie nadziei. - blondynka spojrzała tęsknie na leżące w zasięgu ręki kajdanki aby dać znać jak bardzo poświęca się dla tej sceny. Nawet swój komfort i preferencje byle tylko gość zajmujący jej łóżko poczuł się swobodnie i jak u siebie.

I jakoś tak zaraz potem ten gość zamrugał oczami i zaraz je przymknął. Podniósł rękę jakby chciał zasłonić oczy przed światłem. Ale Lola ją złapała i przycisnęła z powrotem do łóżka.

- Tą nie ruszaj. Miałeś wybity bark. Masz oszczędzać tą rękę. Lekarz tak powiedział. - mówiła wolno i stanowczo. Nie puszczając jego ramienia. Ten coś jęknął i odwrócił głowę przymykając oczy jakby raziło go światło i zaczął podnosić drugą aby pewnie odsłonić oczy od światła.

Jednak żył, chyba nie tak tragicznie z nim było bo sam się poruszał. Przynajmniej ręce. Jeszcze sprawdzić nogi i będzie komplet czy nie oberwał po kręgosłupie przy wypadku, ale po kolei.
- Możesz mieć zawroty głowy i czuć się słabo - Phere uniosła się na łokciu żeby osłonić twarz brudasa przed światłem lampki. Mówiła powoli i wyraźnie - Miałeś wypadek, mocno oberwałeś. Dostałeś morfinę. Chcesz pić?

Facet zamrugał oczami gdy własne ramię i sylwetka albinoski odgrodziły go od światła. Ale mrugał nimi dalej jakby miał problemy ze zogniskowaniem wzroku. Nie odzywał się tylko wodził dookoła spojrzeniem. Lucy widziała, że z początku patrzył właśnie na nią. Ale nie była do końca pewna czy ją widzi. Przynajmniej wyraźnie.

- Oj chłopie, żebyś ty wiedział co już do tej pory mogłabym zrobić z takim gołym byczkiem w moim łóżku… Już byśmy pewnie byli po. - Lola westchnęła ponownie znów dając wyraz żałobie za straconym czasem. Wstała jednak i zapaliła nocną lampkę jaka dawała ciepły, pomarańczowy blask zamiast jasnego jakie waliło z żyrandola. Zaś sama podeszła do pstryczka wyłączając go. Tam gdzie nie sięgał krąg światła z lampki tam panował przytulny półmrok. Gospodyni zaś podeszła do stołu i przygotowała coś do picia bo wróciła do łóżka z pełnym kubkiem kompotu jaki został z kolacji.

- Po pierwszej turze, czy po dogrywce? - albinoska dopytała z zainteresowaniem, poprawiając się na łóżku. Wróciła też ręką z powrotem na pierś z tatuażami.
- Widzisz ile mojej biednej kumpeli smutku przysporzyłeś? Jeszcze wyjdzie że sama ją będę musiała pocieszyć żeby mi tu deprechy nie dostała… a teraz bądź grzecznym kafarem i napij się - pomogła mu unieść głowę aby druga blondynka mogła mu przytknąć do spierzchniętych warg kubek.
- Pij, to kompot. Nic trującego ani palącego. Zwykły, regularny kompot. Wódę dostaniesz jak się lepiej poczujesz - mówiła spokojnym tonem jak do dziecka. Albo rannego - Musisz pić bo zanim stąd wyjdziesz nieźle się napocisz.

- Po pierwszej turze to na pewno. Po dogrywce to zależy jaki zawodnik. Chociaż jak jestem z jakąś koleżanką albo w ogóle we trójkę to te tury bywają dłuższe. - blondynka chętnie podjęła wątek który widocznie lubiła i usiadła obok wezgłowia łóżka. A widząc, że latynoskiej ofierze wypadku trzeba pomóc złapała go z drugiej strony pomagając koleżance podnieść go do pionu. Wtedy podała mu kubek i ten pił chciwie i chętnie. Dość szybko osuszył cały kubek.

- Widzę, że cię suszy. Wiesz jak nas suszy jak tak czekamy na ciebie cały wieczór? Normalnie nic ciepłego w buzi nie miałyśmy do zwilżenia. Okropność, naprawdę nie polecam. Nic fajnego. - pokręciła głową znów dając wyraz swoim żalom i cierpieniu jakie musiała dzisiaj znosić jej hedonistyczna dusza która nie miała dzisiaj nic ciekawego do zabawy. Zwłaszcza od tego kloca co jej właśnie jej własne łóżko zawalał. I to w takim prowokującym ubraniu co go już niewiele miał na sobie. Widząc jednak, że chce mu się pić dała gestem znak koleżance aby go tak podtrzymywała a sama wróciła do stołu ponownie napełnić kubek. Zaś facet trzymał się jakoś w pionie chociaż wciąż mrugał oczami. Jednak rzadziej niż wcześniej przy mocniejszym świetle. I trochę jakoś leciał to w jedną to drugą stronę jakby był narąbany i miał kłopoty z balansem.

Blondynka na łóżku westchnęła równie ciężko co narzekała blondynka przy stoliku.
- I co my z tobą mamy zrobić, co? - spytała go choć nie spodziewała się odpowiedzi. Też pokręciła głową. Przynajmniej już nie był nieprzytomny, szło ku lepszemu.
- Jak nie zaczniesz kontaktować to przegram zakład - dodał konspiracyjnym szeptem prosto w brudasowe ucho - Chcesz szluga, obciągnąć ci, coś do żarcia, albo procha? Rozumiesz co mówimy?

W międzyczasie gospodyni z pełnym kubkiem wróciła do łóżka ale zatrzymała się też ciekawa wyników tego eksperymentu. Ich pacjent wciąż mrużąc oczy spojrzał na nią niemrawym wzorkiem.

- No dobra. To masz tak poza konkursem. Rany, żebyś ty wiedział co ja tu i z kim w tym łóżku robiłam. Zwłaszcza jak gość już był w samych gatkach. - pokręciła głową jak matka na swojego syna co pierwszy raz budził się na kacu po imprezie. Ten przyjął kubek od niej i znów chciwie się do niego dossał. Ruch podtrzymującej go blondyny zwrócił uwagę Loli. Zrozumiała aluzję gestem i skinęła głową na znak zgody uśmiechając się z miną kota słyszącego dźwięk otwieranej lodówki.

- Ale na nas już pora. Już późno, sam zobacz. Środek nocy. A miałyśmy strasznie ciężki dzień. Nie uwierzysz ale jakiś patałach co się dorwał do fury lepszej niż powinien rozpiździł nam się tuż pod oknem. Długi i ciężki dzień. To mam nadzieję, że się nie pogniewasz jak będziemy już się kładły spać co? - Mila tłumaczyła jak to zwykle tym obłożnie chorym albo tym co ich nie było opowiada się co się tu i tu działo jak ich nie było właśnie albo byli dętką. Facet jakby zmrużył oczy ale w jej kierunku. Jak krótkowidz co próbuje dostrzec co się dzieje na granicy jego widzenia. Jak z bliska widziała Lucy upił już z pół kubka gdy się chyba zaczął orientować, że ta co teraz gada chyba zaczyna się rozbierać. Znaczy albinoska nie miała żadnych wątpliwości w tej kwestii bo na własne oczy widziała to całkiem wyraźnie jak koleżanka ściąga z siebie ciuchy jakby nikogo więcej tu nie było a ona grzecznie kładła się spać do swojego łóżka. Bez ubrań.

Na podłogę poleciał skórzany gorset, siatkowa podkoszulka na ramiączka, spodnie i bielizna - wszystko w słusznie czarnym kolorze. Skarpetki blondynka zdjęła zanim się położyły, więc tu odpadał problem.
- Ropziździł to pół biedy, ale mówię ci najgorzej to mnie zmęczyło taszczenie go takiego bezwładnego do vana, potem po schodach… a potem jeszcze opatrywanie. Dawno tyle się nie nabandażowałam, aż mi ręce odpadają - Phere wylała trochę swoich smutków czekając aż Lola usiądzie i przejmie od niej latynoski pakunek. Wtedy sama pozbyła się ubrań, a że miała raptem spodnie i podkoszulkę, poszło błyskawicznie.
- Mówię ci, padam na twarz. Najchętniej bym się położyła… no a przynajmniej na plecach i dała im odpocząć - dodała wracając na poprzednią pozycję. Teraz we dwie podtrzymywały gościa póki nie skończy pić.
- I jeszcze tak zimno… dobrze chociaż że mamy dziś ciepłą wkładkę. Pal licho plany… przynajmniej grzeje. Jakiś plus musi być - dodała z bólem, odgarniając jakiś paproch z pokancerowanego czoła.

- No właśnie. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. To się lepiej połóżmy. Nie ma się co przemęczać. To był długi dzień dla nas wszystkich. - Lola niczym prawdziwa, troskliwa pielęgniarka pomogła Latynosowi zająć horyzontalną pozycję. Chociaż pielęgniarki zwykle pracowały w jakichś fartuchach albo innych ubraniach a nie tak bez niczego. Latynos dał się położyć bez oporów. Ale zerkał to na jedną, to na drugą harpie u swojego boku jakby nie do końca dowierzał co tu widzi i słyszy.

- No to chyba jeszcze buzi na dobranoc. Żeby dobrze się spało. - powiedziała gospodyni z pełnym przekonaniem jakby to była standardowa pielęgniarska recepta dla pacjentów. Przynajmniej u niej w łóżku.

- Tak, dobranoc Lola - Lucy podjęła grę, wychylając się żeby pocałować kumpelę w policzek. Wracając na pozycję po swojej stronie meksa zawisła nad nim, patrząc mu z bliska prosto w oczy.
- Dobranoc byczku - życzenia skwitowała pocałunkiem, chociaż nie takim grzecznym jak poprzedni. Przyssała się do jego ust, a potem grzecznie wróciła na bok, obejmując go ramieniem w pasie i udem w biodrach.
- Spokojnej nocy - dokończyła, układając głowę na ramieniu materaca z konkurencyjnego rewiru. Nie wiedziała kiedy usnęła, ale to był dobry sen.
Dom pogrzebowy; śr; poranek; pokój Loli


Reszta nocy minęła spokojnie i bez ekscesów. Po pełnym wrażeń dniu Phere zasnęła błyskawicznie, rozłożona wygodnie na nieswoim wyrze i przykryta całkiem ciepłą kołdrą. Jakoś nie myślała o tym, że obcy może się obudzić przed nimi i narobić kłopotów. Widziała na własne oczy w jakim jest stanie - mógł leżeć, wegetować i tyle.
Pomimo obcego łóżka zaopatrzonego w obce osoby, albinoska spała dobrze. Nic się jej nie śniło, nie budziła się przy głośniejszym pierdnięciu albo poruszeniu żywego materaca bo i ten nie ruszał się zbytnio. Dopiero rano przypomniał o sobie, gdy zaraz po przebudzeniu gangerki musiały wpierw zaprowadzić go do toalety, a potem zatargać z powrotem do łóżka. Następnie podzieliły się obowiązkami: Lucy zajęła się asyście Ashowi przy sprawdzaniu stanu brudasa, a Lola kołowała mu żarcie.
- Masz jakieś prochy na ten ból? - bladolica spytała ich technika, chociaż gapiła się na Latynosa. Gdy przyszedł zarzuciła na grzbiet koszulkę aby nie chodzić z cyckami na wierzchu.

- A co? Boli go coś? - Ash widocznie domyślił się po co o to pyta. Też posłał połamańcowi uważne spojrzenie. Jego wczorajsza diagnoza okazała się całkiem trafna. Jak facet do rana nie odwali kity to ma niezłe rokowania na przeżycie. Do rana kity nie odwalił. No i wciąż poruszał się niezdarnie nawet jak go we dwie prowadzały w tę i we w tę. Ku wielkiemu rozczarowaniu i zniecierpliwieniu Loli która od serca mu życzyła by znów mógł fikać i brykać bo z takiego połamanego to wiele pożytku nie było. Satysfakcji i radości też nie. Tylko trzeba było koło niego chodzić, chuchać i dmuchać i na tym się na razie kończyło. Jednak coś tam rano już zaczynał kontaktować. Z początku bełkotał coś niemrawo i to po kolorowemu ale dało się zrozumieć “Nico”. Pewnie jego imię. Więc może nadal był w niezbyt lotnym stanie no ale wedle Asha miał niezłe rokowania. Jak coś tam mu się nie urwało w środku albo we łbie to parę dni i ten szok po wstrząsie mózgu i kraksie powinien mu stopniowo zejść.

- Dawniej bym go wysłał na tomograf mózgu i reszty albo chociaż x-ray. A tak to go mogę tylko łapami zbadać. Nic poważnego nie ma złamane, opuchlizny ma ale dość małe jak przez dzień czy dwa nie zejdą będzie można się martwić. Na razie trudno powiedzieć czy to od uderzeń w kraksie czy to w środku coś. Zostaje nam czekać. - zawyrokował ich technik gdy rano, znaczy jak wstał po tej nieprzespanej nocce, obadał pacjenta. Więc potwierdziło się coś co obie koleżanki widziały już w nocy i rano gołym okiem i ręką. Za to jak jeszcze szli we trójkę korytarzem do łazienki to Lola odstawiła istną, gderliwą komedyję.

- Chyba się starzeję. Albo jestem chora. No kto to widział. Żebym ja przespała goła we własnym łóżku, z gołą ślicznotką i gołym byczkiem na raz. I nic! Jedno buzi na dobranoc. I spanie. I żadnych numerków ani nic. No skandal. Stracę reputację na dzielni jak się to rozejdzie. Będą się ze mnie śmiali i wytykali palcami. Straszne. I dla kogo ja się tak poświęcam i umartwiam? Dla… Jak ci tam było? Ninio? Czy jakoś tak? - brzmiało trochę jakby po przebudzeniu blondynka zorientowała się, że przespali grzecznie całą noc w jej łóżku, na golasa ale poza tym przespali. I sobie uświadomiła jaką szansę na fajną zabawę ją ominęła. To gderała tak jak szli przez korytarz posadzić ich pacjenta i gościa na klopa i resztę porannych ablucji. Teraz jak się spotkali z Ashem też musiała sobie odbić straty z poprzedniej nocy.

- A słuchaj Ash bo w nocy sprawdzałyśmy mu tą hydraulikę tam na dole. No i powiem ci, że nie wyglądało to jakoś imponująco. Właściwie w ogóle nie wyglądało. To też przez tą rozwałkę i ten łeb? Przejdzie mu? - Lola usiadła przy stole ciesząc się, że może zjeść coś ciepłego co zrobili ich sąsiedzi. Jako kucharze sprawdzali się nie najgorzej. Pytali czy mogą wrócić do siebie ale Ash zdecydował, że trzeba poczekać aż Skaza zdecyduje a ten chyba jeszcze spał bo do późna przeglądali te papiery z walizki.

- No na razie to jak ma to uszkodzenie mózgu to może mieć kłopoty z balansem ciała i koordynacją. To wpływa na całe ciało. Ale jeśli wcześniej nie miał kłopotów z hydrauliką jak to mówisz to jak ten szok mu zejdzie to i wszystko powinno wrócić do normy. - powiedział technik uśmiechając się trochę rozbawiony pytaniem i zaangażowaniem koleżanki. Albo jej motywami jakie żywiła wobec nowego wcale się z tym nie kryjąc.

- Mhm, mam nadzieję, że nie ma problemów z hydrauliką. Bo jak ma to niech Skaza go zabiera do siebie i sam z nim się zaprzyjaźnia. - mruknęła blondynka przez chwilę trawiąc jego słowa ale dając sobie na razie na luz.

- Daj spokój Lola, nie będzie tak źle - albinoska poklepała współczującą gangerkę po ramieniu i tak się obie łączyły w bólu - Pojedziemy potem do Cyborga i jego chłopaków to sobie odbijesz ten przymusowy post żebyś tu nie wyschła ani w depreche nie wpadła. - mówiła do swoich, ale kątem oka obserwowała brudasa. Ile z tego co gadali rozumiał? Mówił w cywilizowanym języku czy tam szczekał po swojemu?
- Karmić, poić, myć, rączki załamywać, cyckami plecy masować żeby się nie porobiły odleżyny - westchnęła, a potem zaśmiała się wbrew powadze sytuacji. - Trochę jak z kaszojadem. Przecież lubisz kaszojady Lola. - nachyliła się nad rannym - Rozumiesz nas?

- Oj no właśnie, masaż cycków, masaż cyckami, tego właśnie mi trzeba. Masz rację, może u Cyborgów jakoś sobie odbijemy. Hmm… Myślisz, że trzeba by wziąć jakieś kajdanki, kneble i inne takie? Tak na wszelki wypadek. - druga z blondynek miała minę jakby jej niezmiernie ulżyło, że ta pierwsza okazuje jej tyle współczucia i zrozumienia. No i wspólnotę interesów. Zamyśliła się na głos jakby na porządku dziennym przeszła do rozwijania punktu planu zahaczenia o Cyborgów chociaż wcale nie było jeszcze wiadomo czy w ogóle będą albo w jakim stanie i nastroju. Obserwowała z zaciekawieniem jak koleżanka podchodzi do ich poszkodowanego i mówi do niego i to takie ciekawe rzeczy mówi.

- Skaza mówi, że jak to kurier i załatwia interesy po całym mieście to powinien gadać po naszemu. - Ash też obserwował reakcję Latynosa siedzącego dość sztywno na jednym z krzeseł w kuchni.

- Ja trochę mówię po ichniemu. Ale trochę. - zaoferował się Manfred do roli improwizowanego tłumacza.

- Ja też znam kilka kluczowych słówek. - pochwaliła się szybko Lola. - Hej Nico! Lubisz Tetas? - zawołała buńczucznie tonem ulicznej zaczepki i wymownie złapała się za przód swojej podkoszulki.

- A co to jest tetas? - zapytał Ash który nie był tak edukowany w sztuce języków obcych.

- Cycki. - mruknął Manfred i uśmiechnął się obserwując to wszystko z perspektywy parującego kubka.

- Si. Tak, lubię. - odparł Latynos nieco chyba skołowany tym naporem pytań i zdań z każdej strony.

Pierwszy poważniejszy kontakt został nawiązany. Zdechlak reagował, a dodatkowo miał całkiem rozsądne odruchy i preferencje jak na faceta. Bo co to za facet co cycków nie lubi.
- Będzie żył, ale zejdźcie z niego. Niech złapie oddech i dotankuje - Śnieżka zwróciła się do reszty, a potem przysiadła na stole obok brudasa pochylając plecy żeby ich oczy znalazły się na podobnej wysokości.
- Boli cię coś chico? Chcesz jeszcze jeść albo się położyć? - zadała powoli trzy proste pytania, dotykając jego twarzy i delikatnie przekręcając ją w swoją stronę.

- Boli. Ramię i w boku. I plecy. I głowa. I wszystko mi się rozmywa. - mówił z wyraźnie obcym akcentem ale takie proste słowa były zrozumiałe. Widocznie znał angielski chociaż w stopniu pozwalającym na swobodną komunikację. Widząc, że pacjent coś wreszcie zaczął reagować Ash wstał i podszedł do niego. Poprosił aby ten mówił czy go coś boli czy nie. I tak dotykał go przy łokciu, palcach, plecach sprawdzając gdzie dokładnie go boli. Na koniec machał mu w różnych odległościach dłonią i palcami sprawdzając ostrość widzenia.

- Jesteś otłuczony od kraksy. Ale nie masz nic złamane. Dam ci paracetamol. Powinno ci ulżyć. Te opuchlizny i reszta powinny ci zejść same w ciągu kilku dni. Podobnie jak dezorientacja i kłopoty z widzeniem. To od wstrząsu mózgu. Przywaliłeś w kierownicę przy zderzeniu. No i nos od tego masz złamany to pewnie będziesz musiał oddychać ustami przez jakiś czas. Wszystko jednak powinno zacząć wracać do normy w ciągu paru dni. Jak nie to będziemy szukać co tam masz w środku schrzanione. Rozumiesz co mówię? - oznajmił w końcu technik i medyk w jednej osobie. Mówił podobnie jak wczoraj i dzisiaj wcześniej dziewczynom ale teraz zwracał się do pacjenta. Ten pokiwał głową, że rozumie.

- Dzięki. A gdzie jestem? Kim jesteście? - zapytał podnosząc głowę najpierw na Asha i Lucy co stali najbliżej. A potem na pozostałą trójkę. Tak z rana i bez skórzanych kurtek rzeczywiście mogło nie być takie oczywiste kim są. Zwłaszcza jak się widziało zarośniętego hipisa w kwietnej sukience i kobietę w koszuli jakby się urwała od Schultzów.

Bladolica rzuciła szybkie spojrzenie medykowi. Musieli podejść do sprawy na spokojnie żeby im brudas nie zszedł zaraz, gdy się dowie gdzie jest i kto mu pomaga. Z miłą miną pogłaskała policzek meksa wierzchem dłoni.
- Jesteś w Novi - powiedziała po prostu - Północny brzeg Walled Lake, rozjebałeś się nam wczoraj koło domu więc cię wyciągnęliśmy z błota zanim się nie utopiłeś. Zawlekliśmy tutaj, odratowaliśmy, a furę schowaliśmy żeby naszym chłopakom z rewiru nie rzucała się w oczy. Tamta dwójka - wskazała laskę w garniturze i faceta w kiecce - To nasi sąsiedzi, też pomagali. Cywile. My do śniadania nie zakładamy skorup, zresztą rano jeszcze a może nie pamiętasz, ale spałyśmy z tobą bez nich - wskazała Lolę i siebie - Bez innych ubrań też, ale byłeś taka dętka że chyba nie kontaktowałeś do końca. Chcesz jeszcze pić albo zajarać? Twoja papierośnica została na dole w kostnicy, ale mamy normalne skręty. Z zielskiem, a nie gówniany tytoń… to co Nico, za nowy dzień którego udało się dożyć? - wyciągnęła w jego kierunku pomiętą kartonową paczkę. - Poza tym nie ciesz gęby, wisisz mnie i Loli porządny wyścig na swoim drążku. Dawno już nad jakimkolwiek złamasem żeśmy się tak nie trzęsły jak nad tobą. - popatrzyła na Aarona - No nie tylko my, ale już ustaliliśmy z kumplami, że jak coś to my ci obciągamy czy tam dajemy się klepać po tyłku.

- Ee… Co? - wytatuowany Latynos przyjął to wszystko dość spokojnie. Chociaż widać było różne odcienie tego spokoju. Zaklął coś niemo jak się dowiedział gdzie jest i kogo ma przed sobą. Potem wodził wzrokiem po osobach o jakich mówiła bladolica blondynka. Manfred uniósł trzymany kubek w geście pozdrowienia i zrobił “v” z palców na hippisowski znak pokoju. Johnson i Aaron skinęli głowami. Lola pomachała mu wesoło rączką. On też im skinął chociaż dość machinalnie gdy wciąż słuchał tego co mówiła albinoska. No ale końcówka to wyraźnie go zaskoczyła. Bo spojrzał na nią zadzierając głowę do góry jakby uznał, że się przesłyszał albo coś źle zrozumiał czy tam ona się przejęzyczyła.

- No wiesz, Ash mówi, że jesteś jeszcze nie teges to możemy zacząć dość skromnie. Od zwykłego obciągania. No może jakieś rodeo się pojedzie jakbyś miał siły. Ale mam nadzieję, żeś jest taki ogier jak to o was południowcach mówią bo mamy ze Śnieżką mocne postanowienie to sprawdzić. - Lola na luzie i wesoło chętnie doprecyzowała Latynosowi o co chodziło jej kumpeli. Do tego sugestywnie zademonstrowała gestem ten manewr miłości oralnej o jakiej obie mówiły. Więc teraz Nico na nią wybałuszył oczy. W końcu więc podniósł wzrok na Aarona jakby liczył, że on powie coś innego.

- Nie patrz tak na mnie. Laski się na ciebie nakręciły i tyle. Mam nadzieję, że ich nie rozczarujesz bo nie chciałbym tu jakichś dymów pod dachem. A w ogóle to masz jakieś fajne koleżanki tam u siebie? Najfajniej jakby lubiły kostnice i trumny. No ale ostatecznie mogę jeszcze to negocjować. - dla pozostałych co brali udział w wieczornych dyskusjach przy kolacji to co mówił Aaron nie było pewnie zaskoczeniem. Ale dla poturbowanego Latynosa owszem. Obdarzył go spojrzeniem jakby właśnie się zorientował, że znalazł się w domu wariatów. Wśród wariatów.

- Że co? - zamrugał ponownie oczami i popatrzył na tą pstrokatą piątkę co każde wyglądało jak z innej bajki. I jeszcze mówiło co innego. Więc już chyba nie wiedział co mówić albo pytać.

- Jesteś głodny? Właśnie skończyliśmy śniadanie. - Johnson zlitowała się nad nim i powiedziała wreszcie coś znajomego i standardowego wskazując kciukiem za siebie skąd oboje przyszli z Manfredem. Latynos z ulgą pokiwał głową, że tak.

- No nie dacie się poznęcać… wiecie co? - albinoska prychnęła z udawaną pretensją na gości i pokręciła głową. A tak się dobrze bawili cudzym kosztem nawet go nie bijąc albo krzywdząc.
- Dobra, zejdźmy z chłopaka bo nam tu zaraz zemdleje albo zejdzie na serce - popatrzyła po zebranych, wstając. Okręciła się żeby ustawić się po boku brudasa i przerzuć jego nie wybite ramię przez swój kark. Pociągnęła do góry asekurując żeby nie upadł.
- Lola kopnij się po żarcie, ja go zaprowadzę do pokoju. Za dużo tu ludzi, a on niby potrzebuje spokoju. Potem go pomęczymy, na razie żarcie, picie, proch od Asha, szlug i lulu - puściła blondynce oczko.

- Dobra to wezmę też coś i dla nas. To my zjemy u mnie. - Lola podchwyciła szybko pomysł koleżanki i ochoczo zerwała się z miejsca podskakując do kuchni gdzie już urzędowała krótkowłosa rozdając na talerze co tam z kumplem upichcili rano.

- Tylko tam się nie rozkręcajcie za bardzo bo Skaza pewnie będzie chciał z nim pogadać. - usłyszała jeszcze wychodząca ze swoim latynoskim ładunkiem albinoska. Po czym znów musiała odbyć kulawą pielgrzymkę do pokoju Mili i tam mogła złożyć pacjenta z powrotem do łóżka z którego wcale nie tak dawno na raty wstawali.
Teraz należało brudasa zapakować z powrotem w bety, ostrożnie pomóc najpierw usiąść a potem przekręcić i położyć. Żeby mógł zjeść gangerka podłożyła stertę poduszek pod jego plecy aby usiadł zamiast leżeć płasko.
- Nie bój się, nic ci nie zrobimy. Jesteś bezpieczny… i Nico? Ładnie, to imię czy ksywa? Ja jestem Śnieżka - nawijała spokojnym głosem, moszcząc gangusowi koc na kolanach i poprawiając poduchy. Gdy wreszcie skończyła wstała żeby pozbyć się własnych łachów.
Z absolutnie niewinną miną przeszła pod stolik przy oknie zgarniając z niego plastikową tacę.
- Zjesz i pójdę do Asha po ten paracetamol, a zanim się z powrotem położysz w poziomie sprawdzimy czy żaden szew nie puścił, albo czy bandaże nie przeciekają - wróciła na łóżko, siadając obok Latynosa i położyła plastikową tackę na jego kolanach.
- Nie przejmuj się, to żebyś wyra nie ujebał - dorzuciła pogodnym tonem - Jak ci nie będzie szło to cię nakarmię, nikt nie zobaczy. Żadna siara, żebyś się widział wczoraj gdy się wyjebałeś. W pierwszej chwili myślałam że już regularny trup. Masz farta chłopie. Jak stąd do samiuśkiego Miami.

- Dobra. Śnieżka tak? No widzę. Pasuje ci. - pacjent znów miał minę trochę skołowanego i chyba nie dowidział czegoś co się dzieje dalej niż kilka kroków od niego. Bo jak albinoska odeszła od łóżka to wodził za nią wzrokiem i mrużył oczy przekrzywiając trochę do tego głowę jakby właśnie nie widział jej wyraźnie. Dopiero jak była przy nim to patrzył dość zwyczajnie. Ale i tak znów się zdziwił jak już z bliska przekonał się, że wróciła do łóżka bez żadnych ubrań. W dość naturalny sposób wzrok zawiesił się mu na jej piersiach i na tym co miała pomiędzy udami. Akurat na ten moment wtarabaniła się Lola z kolejną tacą i śniadaniem dla całej trójki.

- O! Już zaczęliście? O. I znalazłaś tacę? Całkiem o niej zapomniała. To poczekaj postawię to tutaj. - przywitała się wesoło kładąc pełną tacę na taboret przy łóżku co robił za coś w stylu nocnej szafki. I teraz można było z niej sięgać aby się najeść.

- To poczekajcie bo widzę, że mam nieodpowiedni strój. Ale zaraz to naprawię tylko zamknę drzwi aby nam nikt nie przeszkadzał. - dorzuciła słodko i wróciła do tych drzwi zamykając je na zamek. A potem poszła w ślady Śnieżki z tym dobieraniem odpowiedniego kostiumu do tego śniadania i usiadła obok niej.

- A to.. Zawsze jecie śniadanie… W takim stroju? - zapytał ich gość chyba wciąż mając nieco problemów z nadążaniem za tą wartką akcją jaką serwowały mu obie nagie gospodynie.

- Zależy od okazji. Musi być odpowiednia, tak jak okoliczności i nastrój - Phere podniosła miskę z jajecznicą i czymś co przypominało pikle. Widać Johnson i Manfred nie krępowali się korzystać z domowej spiżarni. Nadziała kawałek jajka na widelec, tak samo jak gruby plaster ogórka. Dmuchnęła parę razy zanim podstawiła porcję żarcia meksowi prosto pod nos.
- No nie gadaj że nigdy cię żadne gołe laski nie karmiły z rana - parsknęła wyraźnie nie dowierzając w podobną historię - Co wy tam na tym swoim rewirze robicie o poranku? Byś się kręcił w porządnej ekipie to i porządnie by ci śniadania podawali. Albo obiady. Spisałbyś się to nawet na kolację załapał. Od czasu do czasu... taki milutki chico chyba by nie miał z tym problemu, co Lola? - popatrzyła z uwagą na kumpelę.

- No! Właśnie. Tak jak Śnieżka mówi. Poranne karmienie, obciąganie, szybki numerek na dobry początek dnia aby człowiek czuł radość i chęć do życia. Samo zdrowie. - Mila wzięła swój talerz aby samej się obsłużyć z tym śniadaniem ale nie przeszkadzało jej to w pełni poprzeć zdanie kumpeli. I dało się wyczuć, że klimat rozmowy jej odpowiada i chętnie może tak tokować dalej. Latynos zaś patrzył to na jedną białą to na drugą jeszcze bielszą blondynkę jakby wciąż nie mógł uwierzyć w to co się tu dzieje. I od przebudzenia rano i tam w kuchni no a teraz tutaj w pokoju.

- Dobra chyba mogę to sam zrobić. - powiedział w końcu dając znać, że po tych paru pierwszych gryzach jajecznicy sam jest gotów spróbować się nakarmić.

- To co? Karmiły już cię gołe laski przy śniadaniu? - Lola powtórzyła pytanie kumpeli widocznie ciekawa jak się obie wpisują w historię śniadań ich gościa.

- Zdarzało się. Było miło. Ale nie tutaj. Nie u Runnerów. Serio jesteście Runnerami? Wszyscy no i wy dwie też? - uśmiechnął się pozwalając sobie na pewną nonszalancję. Ale chyba ciężko mu było uwierzyć że trafił do siedziby gangu z jakim jego gang w najlepszym razie miewał okresy zawieszenia broni i chwilowo neutralne stosunki.
 

Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 09-11-2021 o 05:08.
Dydelfina jest offline