Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2021, 01:42   #13
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- I co? - zapytał Geronimo zaglądając przez ramię kobiety do środka budynku.

- Idź do końca korytarza prosto, potem skręć w lewo i trzecie drzwi z prawej strony to cel. Wczoraj ktoś tu był, teraz jest czysto, przynajmniej do tego momentu. - powiedziała cicho, wyjmując broń zza paska - Załatwmy to szybko, ubezpieczam.

- Pewnie Max. - powiedział Nico po chwili zastanowienia. Na więcej Ger nie dał mu czasu i znów wziął go pod łapę i razem ruszyli prosto i do wnętrza budynku. Miał o tyle łatwiej, że kurier znał drogę do umówionego miejsca spotkania. Więc wkrótce znaleźli się w tym samym miejscu co przed chwilą zwiedzała Śnieżka. Obaj się rozejrzeli a Xavier puścił Latynosa.

- No tak. Nie ma go. Pewnie wczoraj był a jak nie przyjechałem to się zmył. - niby to wydawało się oczywiste ale dało się wyczuć, że ta perspektywa jakoś niezbyt ucieszyła posłańca.

- To co teraz? - zapytał topornik zwracając się do niego.

- Teraz muszę zostawić walizkę. Chodźcie naprzeciwko. - Nico westchnął i skoro nic już na to nie mógł poradzić to wskazał na drzwi po drugiej stronie korytarza. Tam chyba było dawniej jakieś biuro czy archiwum bo stało kilka biurek i jakieś regały. Oddał walizkę irokezowi aby ten ją zostawił w jednym z biurek. I zostawało chyba się stąd zmyć.

- Swoje zrobiłeś, jeśli typowi zależy będzie sprawdzał… albo zostawił kogoś kto obserwuje budynek z bezpiecznej odległości - Phere próbowała pocieszyć meksa, ruchem ręki wskazując drogę do wyjścia - A na pewno zależy, więc nie przejmuj się. Odejdźmy stąd jak najszybciej zanim się nam tu na łeb obca ekipa zwali. Do tej pory byłeś sam, a teraz w obstawie powłóczący nogami… rozumiesz - uśmiechnęła się pod nosem.

- No tak, tak… Ale do tej pory nie nawalałem. Zawsze był na czas i na miejscu. Dopiero teraz. To pierwszy raz… Mam nadzieję, że nie stracę przez to tej fuchy. Całkiem nieźle płacili. - kurier wydawał się przygnębiony takim obrotem spraw i obawiał się o konsekwencje wczorajszego wypadku.

- To napisz im kartkę. Co się stało. Że miałeś dachowanie i tak dalej. Stąd spóźnienie. - Xavier wzruszył ramionami i powiedział od siebie co można by zrobić.

- No tak! Kartka! To czekajcie, zaraz napiszę… - Latynos się rozpromienił i zaczął się rozglądać po tym biurze. Po chwili oparł swój notesik na jednym z biurek i coś tam nagryzmolił krótkim ołówkiem. Na koniec poprosił aby zostawili tą karteczkę na walizce bo sam wciąż miał problemy ze schylaniem się.

- Patrz go jaki magister docent - Phere prychnęła do Xaviera, patrząc spode łba na meksa. Wyglądało jak początek poważnej pretensji, chociaż kartkę wzięła - Inteligent, notesiki ma i pisać umie. Do tego się nie schyli bo panicza plecy bolą. Ale w drugą stronę to by chętnie patrzył jak się pada na kolana - podeszła do skrytki i wcisnęła pod rączkę biały świstek.
- Najlepiej od razu tuż przed nim… o ile to chica - parsknęła, znowu pokazując dłonią na wyjście.

- No ja też lubię inteligentne kobiety. Jak się taka trafi co wie po co się klęka no to od razu jest dziesięć razy fajniejsza niż taka co nie wie. Chodź tu zdechlaku. - obaj się roześmiali na te kobiece marudzenie o klękaniu ale tym razem to Xavier odezwał się z miną i tonem znawcy.

- O tak, takie klękające to są bardzo fajne. - Nico spojrzał przy tym na albinoskę jakoś tak, że nie było trudno zgadnąć kto mu przyszedł do głowy jak to mówił. Geronimo też spojrzał na nią z zaciekawieniem jakby też się nad tym zastanawiał ale znów zaczął holować ich nowego kolegę przez korytarz szpitala aby dotrzeć do wyjścia.

- A tam u was to macie takie klękające? No i w ogóle. Fajne są czy nie? Te wasze laski? - topornik zapytał gdy dotarli do recepcji i znów mentalnie trzeba było się przygotować aby wrócić na tą zimną, jesienną ulewę. Ale widać było już czekający, czarny Mustang Loli i jej bladą głowę za kierownicą.

- Pewnie, że mamy. Ale widzę, że wy tu też nie takie samo drewno macie jak to na mieście gadają. Tylko całkiem niczego sobie. - Nico jak można było się spodziewać zachwalał uroki swojej dzielni. A sam założył ponownie kaptur i spojrzał znów na blondynę jaka im towarzyszyła uśmiechając się do niej.

- Oj chłopczyku kolorowy widzę że ci głupot nagadali zazdrośnicy z tego twojego barwnego rewiru… pewnie jacyś czarni. Ci zawsze czarno...widzą - albinoska zaśmiała się trzepiąc kuriera w tyłek na rozpęd. Żeby się nie guzdrał - Poza tym jeden dzień niecały nas znasz. Poczekaj do końca tygodnia to sam nie będziesz umiał powiedzieć czemu do cholery wcześniej się u nas nie rozbiłeś. Mamy z Lolą całkiem rozbudowane plany wobec ciebie, ale najpierw wróćmy do domu i załatwmy nasze sprawy. Tu jest za brudno żeby klękać. Szkoda mi spodni. Chyba że się w drodze powrotnej Ger przesiądzie na przód, pokaże ci runnerowe drewno. Chociaż mam nadzieję że to ty będziesz ten twardy i sztywny. Nie obraziłabym się.

- Nigdzie nie będę się przesiadał. - mruknął Ger starając się chyba zachować neutralny ton jakby ta atencja jaką koleżanki okazywały ich gościowi w żywe oczy i bez skrępowania nadal działała mu nieco na nerwy. Chociaż po takich wspólnych, męskich żartach jakie uskuteczniali przed chwilą to tak trochę trudniej mu było się jawnie obrażać jak jeszcze wczoraj to miało miejsce. Nico zaś mruknął coś, że mogą jechać tak jak i teraz chyba nie chcąc go za bardzo drażnić skoro ten go dźwigał i w ogóle jak na takiego mięśniaka był dość koleżeński. Chociaż w tym tanie pewnie mógłby Camino załatwić jednym uderzeniem swojego topora. Więc razem przeszli szybko po tych schodach i na przełaj ulewie aż wrócili do czekającej fury.

- I co? Jak było? Był ten Max? - zapytała kierowca rozglądając się jak zmoknięta trójka ładuje się do środka jej fury.

- Byli wczoraj, dziś żywej duszy - albinoska poczekała aż irokez zapakuje brudasa na przód, a potem oboje zajęli miejsca z tyłu wozu. - Ale zostawiliśmy paczkę w umówionym miejscu, Nico napisał kartę z wyjaśnieniami… czyli załatwione. Za dzień-dwa przyjedziemy zobaczyć czy przypadkiem koleś nie zostawił czegoś do zabrania, a na razie wracamy do domu - poklepała blondynkę po ramieniu. - I wyobraź sobie Geronimo się cham nie chciał przesiąść, czaisz bazę w ogóle? Taki to kolega, a potem się okolica dziwi czemu się chłopa nie ma. Jak niby ma się biedna laska zakręcić za bolcem na stałe jak tu same takie psy ogrodnika i inne zazdośniki? - dodała z bólem.

- Ojej, biedactwo! - Lola ze swojego miejsca nie bardzo mogła objąć i przytulić swoją kumpelę więc tylko poklepała ją po dłoni w geście współczucia i wsparcia.

- Ger jak mogłeś!? Czy nie wiesz, że to grzech odmawiać potrzebującemu? Nie widzisz, że Śnieżka jest w potrzebie? I to ciężkiej do ciężkiej cholery?Zresztą ja też. A ty taki numer odwalasz. - blondynka na ile mogła odwróciła głowę na tylne siedzenie. Miała kumpla z gangu po skosie to łatwiej jej było na niego spojrzeć niż na siedzącą za nią kumpelę.

- Hej! Zejdź ze mnie! Ona tam gadała o zrobieniu mu laski! - Geronimo poczuł się widocznie znów urażony, że obie tak jawnie i bezczelnie skaczą dookoła tego Camino. I pewnie poniekąd także dlatego, że za nim nie. Nico zaś silnie zasznurował usta chyba po to aby się jawnie nie roześmiać. Czarny samochód zaś ruszył z miejsca przed siebie wykręcając z powrotem do wyjazdu na ulicę.

- No to faktycznie by było trochę nie teges. - kierowca trawiła chwilę te słowa gdy spojrzała w obie strony zanim nie wyjechała na ulicę.

- Ha! Widzisz! Słyszysz!? - Xavier spojrzał z triumfalną miną na siedzącą obok niego albinoskę.

- Jakbyś zrobiła mu laskę sama jak ja tu jestem tuż obok to normalnie bym miała ci za złe Lucy. Myślałam, że się kumplujemy. - Lola zrobiła minę pełną wyrzutu i na ile mogła spojrzała w tylnym lusterku na pasażerkę siedzącą za jej plecami.

- Oczywiście że się kumplujemy - Phere nie wyglądała na zmieszaną, uśmiechała się za to wyrozumiale - Dlatego teraz ja chciałam zacząć, a ty byś dokończyła. Żeby była równość i odmiana. Kumplujemy się, nie? No więc się wymieniamy. Na tych wertepach okropnie trzęsie, szkoda takie drążka żeby go zębami rysować. Takie zabawy to wieczorem na stabilnym gruncie. Jak NIEKTÓRZY nie będą się gapić - ostatnie dodała z pretensją do irokeza.

- I będziecie mu wieczorem robić laskę?! Obie?! - Xavier zawył jawnym oburzeniem na tą jawną niesprawiedliwość. Po czym naburmuszył się i zamilkł wpatrzony w boczne okno zalewane ulewą jakby pozostała trójka nic a nic już go nie obchodziła.

- No tak. Na razie to laskę i pewnie niewiele więcej. Niestety. Kiepski stan zdrowia niestety. No ale jak nasz nowy kolega zostanie dłużej i już się wykuruje to mam nadzieję, że będziemy zaczynać od robienia laski ale na tym się nie będzie kończyć. No nic. Może coś sobie odbijemy dzisiaj na cyborgach skoro nas zapraszali. - Lola z sadystyczną przyjemnością drążyła ten temat dalej jaki chyba sprawiał jej przyjemność. Zamknęła się dopiero jak przed nimi było to rozlewisko jakie musieli przejechać poprzednio i wymagało większej uwagi od kierowcy niż stary, zalewany ulewą asfalt jakim jechali do tej pory. Xavier tylko prychnął i dalej dąsał się wpatrzony w boczne okno.

Potrzebowali pilnie już nie jednej rozrywkowej dziewczyny, a dwóch. Jedną co lubi trumny, drugą co ją jarają topory. Albinoska obiecała milcząco kumplowi, że mu taką skołuje, za te wszystkie żarciki. Wypadało aby spuścił ciśnienie, wtedy by mu niesprawiedliwość wewnątrz rodzinna tak nie dziurawiła oczu.
- Racja, dziś cyborgi wieczorem - zgodziła się z kierowcą, wychylając do przodu między siedzeniami. Drugie ramię oparła o ramię meksa. - To polulamy naszego słodziaka, jakąś bajkę na dobranoc mu opowiemy. Nakarmimy, utulamy i spierdalamy, a on niech odpoczywa. Mam tylko nadzieję że u cyborgów nie zastaniemy samych dętek - westchnęła, obracając twarz do pasażera - A ty co, masz jakąś dupę tam u siebie czy wolny spust albo inny strzelec? Żadna kolorowa małpa nie będzie mieć pretensji że cię trzymamy w betach przez parę dni? Bo chyba zostaniesz, prawda? Jak ci się polepszy nie spierdolisz od razu na elo i zapomnisz że istniejemy. Wkurwiłbyś nas tym i serduszka połamał, co nie Lola?

- No. Aby to odregować musiałabym pójść na jakiś gangbang albo inną orgię. Może nawet w ogóle bym się przerzuciła tylko na dziewczyny skoro po facetach nawet jak takie słodziaki to w końcu wychodzą ostatnie chuje i złamasy. To po co się z nimi zadawać? - druga Runnerka gładko przejęła pałeczkę rozmowy i odparła jakby mówiła wszystko na śmiertelnie poważnie. Teraz to nawet Nico spojrzał na nią i na Lucy też jakby się zastanawiał czy to jeszcze się zgrywają czy już nie.

- No mam jakąś. Tu i tam. Koleżankę. I taką wiecie. Nic poważnego. Poza tym miałem wypadek z dachowaniem nie? I starego Schultza na karku. I cholera wie co jeszcze. Zresztą. Jak ten interes wypali to będę miał papierów jak lodu. Same będą za mną latać. - Latynos postanowił odpowiedzieć na pytanie albinoski ale rozkręcił się nieco z tym snucie planów na bliższą czy dalszą przyszłość. A czarny Mustang zaczął wjeżdżać już w dość znajome tereny. Jeszcze kilka przecznic i będzie skręt w lewo prowadzący w stronę ich jeziora.

- Jeszcze wyjdzie że się będziesz musiał przerzucić na busa aby je wszystkie wozić - Lucy parsknęła krótko i pokiwała głową do drugiej blondynki.
- Chyba to dobry pomysł z tymi laskami, w końcu zawsze się okazuje że jesteś chwilówką… a ja się dziwiłam, że mnie nikt nie zaprosił nigdy nigdzie. Chyba jestem za wolna - zaśmiała się, wracając do tyłu bo już dojeżdżali. Otworzyła drzwi gdy czarne auto zatrzymało się na podwórku.
- Załóż kaptur - powiedziała wychodząc na błoto i otworzyła drzwi pasażera, wyciągając zapraszająco rękę.

Wrócili bez przeszkód. Jeszcze trochę gramolenia się z wozu ale Xavier chyba się nadal boczył, zwłaszcza na koleżanki, bo im zostawił pomoc swojemu amantowi. Teraz jednak jak już byli w garażu to Lola mogła opuścić swoje miejsce kierowcy więc i tak nie było tak źle. Zwłaszcza, że taki w miarę spacerowy chód bez wygibasów i nie na czas to Nico już jakoś ogarniał. Wewnątrz w salonie czekali na nich Ash i Skaza ciekawi jak to wyszło z tą walizką i Maxem.

- Jak poszło? Były jakieś komplikacje? - zapytał ich lider widząc człapiącą do salonu trójkę. Xavier był nieco wcześniej to pewnie coś tam zdążył powiedzieć ale Roger chciał jeszcze się upewnić relacji pozostałej trójki.

Tej samej która powolnym, ale sukcesywnym tempem wreszcie dotarła do kanapy. Tam gangerki posadziły meksa i same z ulgą klapnęły na poduchy.
- Nic o czym warto mówić - Śnieżka machnęła ręką - Pusto i czysto. Byli tam wczoraj, koło pięciu luda, ale się zmyli. Nie chciałam latać i grzebać za nimi po okolicy, zostawiliśmy paczkę w wyznaczonym miejscu razem z notką wyjaśniającą skąd opóźnienie. Jak to taki ważny szpej na pewno mają budynek na oku, ale chyba za nami nie jechali. Ani też nie przeszkadzali kiedy nieśliśmy graty i Nico… a na zachodzie jak, bez zmian? - wskazała dłońmi wnętrze salonu i dwójkę pozostałych The Mourners - Ludzie Browna byli? Nikt nie węszył za Nico? Przejeżdżał ktoś od Cyborga?

- Na pewno nikt za nami nie jechał. Widać byłoby światła no i furę. - odezwała się Lola zajmując swoje miejsce obok Latynosa. Ale skoro było coś o prowadzeniu fury to widocznie poczuła się do zabrania głosu.

- Aha. Czyli bez problemów. - Skaza pokiwał głową trawiąc to chwilę po czym sięgnął do kurtki po kolejnego szluga.

- A od Browna tak, byli. Mamy zielone światło. Możemy jechać. Czekają na nas. I nikogo więcej nie było. Więc jak się ogarniecie to zrywamy się na fury i do Ligi. Geronimo i Ash zostają tutaj. Ty też. - skoro ten temat zdawał się być zamknięty to Roger streścił im co się w domu działo jak ich nie było. Na koniec ten trzeci co miał zostać to Nico ale to chyba nikogo nie dziwiło. Widocznie lider Żałobników nie spodziewał się w Lidze kłopotów skoro zdecydował się zostawić ich najlepszego wojownika na miejscu.

Zaczynało się ich wielkie rozdanie, ręce same zaczęły się zacierać na nowe wyzwanie. Jedno było pewne: na nudę nie będą narzekać. Albinoska wstała płynnie, dając znak Loli aby zrobiła to samo.
- Daj nam pół godziny - poprosiła Skazę - Ogarniemy się żeby nie straszyć ludzi i zrobić na start dobre wrażenie. Jak cię widzą… i takie tam mądrości ludowe - rozłożyła ręce nie wspominając że na przygotowanie wystarczy im kwadrans. Drugi miała w planach spożytkować zupełnie inaczej, ale przecież coś wspominała w furze o usypianiu brudasów przed wyjazdem.

- Mhm. Musimy porządnie wyszorować usta i zęby. Bardzo głęboko i dokładnie. - Lola z kamienną miną potwierdziła słowa Śnieżki. Ale zabrzmiało to dziwnie dwuznacznie. Skaza przewrócił oczami i pokręcił głową ale nic nie powiedział. Ruszył na korytarz, Geronimo do kuchni więc spotkanie zakończyło się w dość naturalny sposób.

Latynoski połamaniec został dźwignięty do pionu i wzięty pod dwa boki. Procesja wznowiła marsz, tym razem na górę, do pokoju Mili. Aby była sprawiedliwość.
- Dobrze że się tak dogadujemy i wystarczy nam jedna szczoteczka - parsknęła do pozostałej dwójki, a przez ramię krzyknęła - Ej Ash! Ogarnij nam wodę do mycia jak możesz! Odwdzięczymy się!

- Aha. To potem zejdźcie do mnie. To nastawię. - sani podniósł się i przez chwilę szli we czwórkę. Tylko on zszedł jeszcze niżej, do piwnicy a oni znów zawędrowali do pokoju Loli.

- No? To masz gotową tą szczoteczkę? Sam słyszałeś. Higiena jamy ustnej jest bardzo ważna. - zapytała gospodyni pozwalając gościowi znów usiąść na krawędzi swojego łóżka a sama podeszła do drzwi aby je zamknąć.

- To chyba same będziecie musiały sprawdzić. Coś chyba słyszałem o klękaniu jakieś opowiastki. - połamaniec wyszczerzył się do Śnieżki bezczelnie wspominając ich niedawną rozmowę w wejściu do szpitala.

- Najpierw musiałbyś ustać sam o własnych siłach - albinoska parsknęła, stając nad nim i biorąc się pod boki. Obserwowała go tak, przygryzając wargę do momentu gdy nie opadła na kolana między jego zgiętymi w kolanach nogami. Położyła na nich dłonie.
- Ale tak też sobie poradzimy… i uważaj, dla tej twojej wyszczekanej gęby znajdziemy jakieś twórcze zajęcie - dopowiedziała, robiąc miejsce dla blondynki, a gdy uklękła obok, zaczęły wydobywanie meksa z opakowania. Czas ich gonił, na szczęście tego popołudnia jeszcze nie mieli umierać.
- To co, wolisz górę czy dół? - spytała Loli wskazując najpierw twarz, a potem biodra faceta. Jego ciuchy rzuciły gdzieś w bok, absolutnie ich teraz nie potrzebował. Przynajmniej przez najbliższy kwadrans.

- Chyba już jesteście tutaj umówieni to nie będę się wam wcinać. No chyba, żebym była potrzebna. - zdecydowała Lola i nie mitrężąc czasu cmoknęła ją w policzek a sama usiadła obok ich Latynosa aby zająć się jego górą oddając dół swojej kumpeli. Ten zaś nie wydawał się zniesmaczony czy poszkodowany taką decyzją i podziałem ról. Dało się poznać, że jest gotów stanąć w szranki do takiego zadania. Zajęło im to może chwile dłużej niż przewidziany kwadrans, ale nie narzekali. O dziwo Skaza też nie narzekał kiedy po wszystkim obie Runnerki w samych gaciach wybiegły z pokoju i przebiegły do kostnicy żeby tym razem naprawdę się ogarnąć do wielkiego wyjścia. Na wyścigi i jedna przez drugą szykowały się, a gdy w końcu Roger zaczął walić pięścią w drzwi od łazienki wyszły... robić dobre wrażenie.
Po coś, cholera, wrzuciły na grzbiety najlepsze ciuchy i wymazały gęby tym co im jeszcze z kosmetyków zostało. Jechali przecież do Ligii, musieli jakoś wyglądać. U Skazy wystarczy że wytrzepał paprochy z włosów i przemył gębę. Kobietom zawsze było z tym ciężej.
 
Dydelfina jest offline