| Oberik, Bran, Sorcane Rok 1489 Rachuby Dolin, Młot - dzień 11, po jedenastych dzwonach;
-49 °F, wiatr, bez opadów; Krasnolud za sprawą magii szybko odzyskał siły witalne, a ból przytłumił się powodując przyjemną ulgę ukojonych nerwów, dzięki czemu słowa wypowiedziane przez Oberika o jego stanie, szybko stały się nieaktualne. Bran: zużywa leczenie ran! (+11 HP, pozbycie się rany)
Oberik uniósł dopiero co rozpaloną pochodnię i omiótł jej światłem wpierw sklepienie, a następnie kolejne zakamarki. Dołączyli do niego Sorcane oraz Bran, oświetlając sobie drogę nikłym światłem zaklętego przedmiotu krasnoluda.
Nie znaleźli żadnego ciała. Albo stwór jeszcze nikogo nie upolował, albo pożerał ich w całości wraz z wyposażeniem, albo... zrzucał niestrawione członki w głąb czeluści, być może do samych Podmroków. Trudno orzec co było gorsze...
Cienie skalnych formacji ożywione przez ogień pochodni wiły się na ścianach i suficie i posadzce, wraz z kolejnymi krokami człowieka pochodzącego z Goodmead. Wyobraźnia niejednokrotnie zmuszała ich do wypatrywania zagrożenia tam, gdzie go nie było. Zdawało się, że w pieczarze tej, prócz starego stanowiska górniczego nic już na nich nie czyhało, aż do momentu gdy zobaczyli to... Lavena, Lotta Rok 1489 Rachuby Dolin, Młot - dzień 11, po jedenastych dzwonach;
-49 °F, wiatr, bez opadów; Kobold potrzebował czasu, by odnaleźć sens często obcych mu słów.
- Lavena Da’naei. - Scorp przytaknął w sposób przyjęty wśród rozumnych ras, jako potwierdzenie.
Stał na skraju przepaści, nie bedąc pewien swojej najbliższej przyszłości. Skulił się niby jakaś jaszczurka.
- Trex utzy wiele. Trex mówi wspólna mowa. Idzie trzy do Trex.
- Zaiste, w sposób wręcz zdumiewający operujesz naszym językiem mój mały przyjacielu - Lavena serdecznie pochwaliła kobolda, nie mogąc odmówić sobie zawoalowanej ironii. - Musisz być niezwykle pojętny i bystry. Jeśli to nie problem, to mógłbyś mi łaskawie odpowiedzieć skąd się tu wziąłeś Trexie? Dlaczego wasz rodzaj zajął tę kopalnię?
- Trex jest taki jak mówi Popostupani Lavena. Dużo od Scorp i od Popostupani Lavena. - pionowe źrenice wpatrywały się badawczo w kobietę - Ja Scorp, nie Trex... - kobold wypowiadał słowa powoli, czyniąc przerwy na zastanowienie i klekocząc przy tym w interesujący sposób - Jak Scorp nie rozumie. Trex wybiera miejsce, lecz mówi “nie gryzie ludzie”. On jest po śmierci smok. Ja słucha... On chce mówi, my w miasto. On chce mówić z kopacze, kopacze ucieka. On chce mówić z was. Was nie ucieka. Ja słucha. Idzie trzy do Trex?
- Ach, teraz rozumiem… - czarownica momentalnie zwalczyła drobne zakłopotanie z powodu pomyłki poczuciem wyższości wobec rozmówcy. - Przyjmij zatem Scorpie me najszczersze kondolencje z powodu eee… Thwipa? Moja przyjaciółka powaliła go, bowiem myślała, że macie niecne zamiary - zerknęła przelotnie i wymownie na Lottę, po czym odchrząknęła elegancko. - Jesteśmy gotowi podjąć pertraktacje z Trexem. Możesz nas do niego zaprowadzić. Rzeknij jednak pierwej, cóż imaginujesz sobie, mówiąc „po śmierci smok”?
Lotta wywróciła oczami słuchając kwiecistej mowy Laveny.
- Idziemy wszyscy, ci na dole także. Wielu was jest razem z Trexem?
- Ależ Moja Droga, to rzecz wiadoma - odparła półelfka, jakby potwierdzała coś oczywistego. - Czymże by był dyplomata bez swej świty? Nawet przed barbarzyńcami wypada zaprezentować się w należyty sposób. Chociażby po to, by ukazać im niewątpliwą przewagę cywilizacji nad ich zdziczeniem.
Kobold zastygł w bezruchu, pokazując sześć palców. Próbował czas jakiś rozeznać się o czym rozmawiają kobiety, przechylając długi pysk na boki. Zdawał się nie być pewien jak je rozumieć. Ostrożnie zrobił krok naprzód, kierując się do górniczego szybu.
- Chodźmy więc - rzekła wiśniowowłosa ruszając za koboldem. - Może ten Trex okaże się bardziej elokwentny i lotny na umyśle.
Pozwoliła oddalić się kawałek stworzeniu i szepnęła jeszcze do Lotty.
- Baczmy jednak na podstęp. Nie zabili górników, więc pewnikiem chcą dyskutować. Ale nigdy nie wiadomo. Leira wie, co tli się w tych ich zwierzęcych łbach. Nie mamy też pewności jak się zachowają jeśli nie przystaniemy na ich propozycję. W końcu nam też musi się to opłacać!
Kobiety ruszyły wraz ze Scorp'em w dół, tą samą drogą, którą wcześniej zszedł Bran jako pierwszy. Eskortując jeńca odnalazły mężczyzn w komnacie obok stojących nieruchomo, jak słupy zastygłego lodu. Oberik, Bran, Sorcane, Lotta, Lavena Rok 1489 Rachuby Dolin, Młot - dzień 11, po jedenastych dzwonach;
-49 °F, wiatr, bez opadów; W skale tkwił kościec. Czaszka o przedziwnej strukturze. Była ona uwięziona w kamiennej ścianie, lekko przechylona, jakby łypiąc na nich martwo. Oczodoły były większe niż te spotykane u ludzi, krasnoludów, czy elfów. Miast jednego otworu nosowego były tam liczne przegrody, których przeznaczenie trudno było wyjaśnić. Ktoś oniegdaj starannie odsłonił ją z okalających skał. Nie drążono jednak w kamieniu dość głęboko, by ją wyjąć. Najpewniej uznano, iż bezpieczniej będzie pozostawić to przedziwne znalezisko. Przypominała nieco czaszki mamutów z tymże na pewno nią nie była. Równiez rozmiar się nie zgadzał - znacznie mniejszy, w rozmiarach człowieka. Czaszka musiała jednakże zostać trafiona kilofem, gdy jeszcze nie ukazała się światu. Nosiła ślad uderzenia i pęknięcia na podłużnym czole.
Lotta, Lavena oraz Scorp podeszli do nich. Mężczyźni z początku nawet nie zauważyli obecności kobolda.
Ostatnio edytowane przez Rewik : 04-11-2021 o 14:43.
|