Wątek: WFRP 2ed - III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2021, 07:33   #97
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Walka tak szybko jak rozgorzała, tak szybko się skończyła. Czwórka napastników leżała w ciemniejącej coraz bardziej kałuży krwi ale na nich nie robiło to już wrażenia. Nie po Wusterburgu. Ingwar otarł miecz o ubiór jednego z martwych po czym go schował. Podszedł do stołu na którym leżał jego pan. Pochylił się nad rannym, jakby się upewniając, czy nic mu się nie stało, po czym odwrócił się do Gudrun, która już zbierała co jej.

-Swojego idźcie poszukać i wracajcie. Ja oporządzę konie. Musimy jechać dalej, tego hultajstwa będzie więcej.

Tupik w tym czasie myszkował wśród zabitych szybko przetrząsając ich sakiewki i kieszenie. Znalazł jakieś drobiazgi. Mały, składany nożyk, jakiś kluczyk, kilka igieł, puzderko pachnące tytoniem, jakąś fajkę, lusterko w drewnianej ramce, woreczek z tytoniem, jakiś żelazny wisiorek zdobiony w kwiatki, woreczki z hubką i krzesiwem, fujarkę i jakąś pięknie wyszywaną chustkę skrytą za pazuchą jednego z martwych. Z wiszących u pasa sakiewek wysupłał trochę szylingów i miedziaków. I jedną koronę.

Eleonora bez wahania wskazała kierunek, gdzie widziała walczącego Semena. Dzięki temu nie musieli iść po jego śladach zataczając łuk. Mogli na wprost. Było szybciej. Wołali go przy tym nie słysząc już odgłosu walki. Eleonora załadowała kuszę i szła pierwsza. Gudrun z wysiłkiem nałożyła na cięciwę strzałę. Ból nie pozwolił by jej w pełni naciągnąć łuku, ale z kilkunastu kroków siły by w strzale było dość, by powalić ewentualnego napastnika. A mogli się przecież pojawić kolejni.

Semena, chwiejącego się, opierającego się o wysoki świerk, ujrzeli po przejście ledwie ze stu kroków, może trochę dalej. Kozak znów był okrwawiony, ale Theophrastus na pierwszy rzut oka dostrzegł, że większość to krew cudza.

-Tutaj - wychrypiał Semen, który też ich dostrzegł - te jebane obszczymury taki ładny ścieg ci porwali, i jeszcze drugą dziurę zrobili. Za grosz poszanowania dla twojej roboty.

Theophrastus dostrzegł to o czym mówi kozak. Ramię, wcześniej obwiązane przez niego gdy tamował kozakowi krwotok po postrzale, znów było sponiewierane. Płaszcz, kolczuga i skórznia przecięte a przez dziurę świeciło krwawiące ciało. A wyżej, nad obojczykiem, też sączyła się kozakowi krew z rany. Mimo to syn północnych stepów stał. Za nim na ziemi leżały trzy ciała. Jeden przestrzelony z bełtu i dokończony toporem. I dwaj inni, zarżnięci równie sprawnie, choć z jednym kozak musiał stoczyć tęgi bój bo śnieg był wydeptany wokół ciała. Wydeptany i zbryzgany krwią. Wrony nad ich głowami już się zwoływały na żer. To musiały być jakieś najgłupsze sztuki, skoro umknęło ich uwadze pobojowisko pod Wusterburgiem.

-Siadaj, tu opatrzę na szybko, żebyś się nie wykrwawił. Resztę zrobimy w chacie, albo na saniach. Siadaj! - Theophrastus pod ramię poprowadził kozaka do ogniska, przy którym obozowały zbiry.

Gudrun uspokojona tym, że Semen wciąż żyje jęła z Eleonorą przetrząsać końskie juki i sakwy. Znalazły w nich wiele rzeczy potrzebnych w podróży, suszone mięso, gomółki sera, chleb, kilka cebul, woreczek z solą, zwój liny wyglądającej na mocną, suche koce, zapasowe ubrania, bukłaki z piwem i winem a nawet trzy flaszki okowity. Jednak najbardziej rzuciły się w oczy… plakaty. Gudrun i Eleonora odwinęły jeden z pakunków, gdy Theo opatrywał nowe rany Semena. A były tu rulony plakatów. Przedstawiających robotników, którzy podnoszą swój czerwony sztandar i biją … panów. Wyciągnęła jedną z wielu kart i pokazała wszystkim. Na równym, czystym pergaminie ktoś nakreślił obraz prostych ludzi zabijających rycerzy i urodzonych. Kopniakami goniących uciekających kapłanów. I tłum idący na fabryki. Wszystko pod czerwonym sztandarem rewolucji znanym im z Wusterburga. każdym końskim juku było ich po kilkadziesiąt, może więcej niż sto. Owinięte w płócienne szmaty, zawinięte dodatkowo w skóry, żeby nie zaszkodziła im wilgoć.



„Koniec władzy panów! Dość ciemiężenia ludu! Koniec danin, pogłównego, podymnego, dziesięciny, snopowego i wszystkich innych! Dość okradania ludu! Zerwij kajdany i stań razem z nami! Razem zwyciężymy i zrzucimy jarzmo niewoli! Do boju bracia! O wolność, sprawiedliwość! Zabijcie swoich panów, przegnajcie precz katabasów, odbierzcie im to, co wam się słusznie należy. Dzisiaj wykuwamy nowe jutro! Do boju! W imię REWOLUCJI!”

Podpis na każdym z plakatów był ten sam. „Głosiciel”. Znali go z burzliwych przemów w mieście. Stał na czele ruchawki z Wusterburga. I jedno trzeba było mu przyznać, potrafił przemawiać. Potrafił porwać ze sobą ludzi. Wusterburg był tego najlepszym przykładem.

-Tego dokładnie sprawdźcie! - powiedział, krzywiąc się z bólu gdy Theo ciasno wiązał mu ramię kozak, wskazując tego który mienił się wysłannikiem Prokuratora K. Gudrun w tym czasie naliczyła osiem koni. Osiem! Zabitych było siedmiu! Błyskawicznie rozejrzała się dokoła, ale nie dostrzegła żadnego niebezpieczeństwa. Raz jeszcze przyjrzała się koniom i ich sakwom. Dopiero wówczas zorientowała się, że jeden był luzakiem. Miał większe sakwy od innych koni. Podeszła doń i je szybko sprawdziła. Niósł zapas wędzonego mięsa i worki z obrokiem dla koni. Skarb! Od razu odwiązała jego cugle wiedząc, że bierze go z sobą. Po namyśle odwiązała zaplątane na nisko wiszących gałęziach cugle pozostałych wierzchowców, które stały blisko siebie, grzejąc się wzajemnym ciepłem. Dopiero w tym momencie w pełni poczuła jak jest jej zimno i jaka jest zmęczona. Eleonora w tym czasie niemal rozebrała wskazanego przez Semena zbira. To był kawał chłopa. Z uznaniem spojrzała raz jeszcze na kozaka. Jednak szybko wróciła do swej roboty, choć widok sztywniejącego, bladego ciała podnosił jej żołądek do ust. Pod koszulą, na rzemieniu, miał płaską sakwę. Otwarła ją zgrabiałymi z zimna palcami i wyjęła kolejny pergamin. Przysunęła się do Theo i Semena, podeszła i Gudrun. Tym razem nie była to żadna odezwa. Ktoś starannym, kaligraficznym pismem skreślił kilka jeno słów i odcisnął pod spodem swój znak w lakowej pieczęci, która czerwieniła się w blasku zimowego słońca.

„Posiadacz tego dokumentu pozostaje w służbie JWP Emmanueli von Liebowitz, Hrabiny Nuln, Księżnej-Elektorki Wissenlandu i Księżnej Maissen. Winien więc otrzymać pomoc wszelaką tak zbrojną jak i materialną w swoich poczynaniach za które JWP bierze pełną odpowiedzialność.”

Czytali dokument kilkukrotnie, po czym bez słowa złożyli powtórnie i schowali do tej samej małej sakwy. Spojrzeli po sobie uzmysławiając sobie głębokość dołu do którego wkroczyli. Oraz możliwości.

W milczeniu wrócili do chaty, gdzie Tupik z Ingwarem już wyprowadzili sanie i konie, gotując się do dalszej podróży. Wynieśli wciąż nieprzytomnego Lorda Erycka i powtórnie ułożyli na saniach moszcząc mu przy okazji posłanie dwoma futrami niedźwiedzimi zrabowanymi z chaty. Więcej nie wzięli nic. Tyle tylko, że Tupik przytargał jeszcze z chaty gar z rosołem i pusty kociołek wraz z dwoma pustymi drewnianymi miskami i łyżkami. Parujący kociołek postawił na koźle i od razu zaczął rozlewać rosół podając go kolejnym chętnym. Nie odmówił nikt.

-Musimy jak najdalej odejść od Wusterburga. - powiedział Ingwar strzelając lejcami i ruszyli. Zastanawiając się co, komu i jak powiedzieć. I co dalej począć. Do Rötenbach mieli jeszcze kawał drogi. A hultajstwa uciekającego z pola bitwy i szukającego łatwego żeru na trakcie mogło być więcej.


***
5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline