Eleonora, tocząc spojrzeniem po pobojowisku, po wściekle kontrastującej ze śnieżną pierzyną krwi i zalegających trupach, zbledła jeszcze bardziej i bardziej przypominała widmo, aniżeli człowieka. Nie chcąc zawieszać wzroku na żadnym z makabrycznych elementów tła, pomogła Gudrun przeszukać juki i torby przytroczone do końskich siodeł. Przekaz plakatu zrozumiała jedynie z wymalowanego barwnego obrazka, a na pytające spojrzenie łuczniczki pokręciła głową.
-
Ledwie cycata jestem, a co dopiero cytata. Mistrzu Theophrastusie, pan pozwoli.
Zmiarkowała, że medyk najprędzej odczyta im wijące się po szmacianym materiale kształty. Ona sama litery znała ledwo-ledwo, będąc w stanie rozszyfrować jedynie pojedyncze słowa. I to te prostsze.
Rozbierając i przeszukując wskazanego jej trupa, myślami odbiegła gdzieś daleko, woląc skupić się na czymś innym niż śmierdzącym ciałem po którym śmigały jej palce. W myślach nuciła sprośną piosenkę, ułożoną lata temu przez Ferdinanda zainspirowanego krągłą karczmarką. Wyciągnięta spod koszuli sakwa i jej zawartość trafiła w ręce medyka. Eleonora słysząc odczytaną wiadomość nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu.
-
Aha, teraz to jesteśmy sługi jaśnie nam panującej Księżnej-Elektorki.
Przez myśl przeszło jej, że teraz Ingwar wraz z nieprzytomnym Lordem Eryckiem nie byli aż tak im niezbędni. Aczkolwiek im ich więcej, tym lepiej. Przynajmniej chwilowo. Wysłuchała theowego planu, kiwając głową, ale brwi miała ściągnięte.
-
Aktorzyć umiecie? - Spytała z powątpiewaniem. -
Ledwie się niektórzy w siodłach trzymali, a teraz jeszcze więcej krwi z nich uleciało. Na Wiedźmie Wzgórze jest kawałek, więc takie przedstawienie może utrzymamy. Może. _______________________________
58, 89, 20, 99, 30