Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2021, 14:34   #64
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Nie wyspał się, kolejny raz. Czarne koty jakieś prześladowały go nawet w myślach i snach… W niedziele miał zamiar po imprezie nie wychodzić z łóżka do południa. Oh, nie!!! Przypomniał sobie. Pogrzeb Petersona był w południe… Szlag by to!!! Marudził zaspany wyciągając stojące pod łóżkiem skarpety.


***


Przez zajęcia szkolne prześlizgnął się jak cień, nie zwracając żadnymi wygłupami uwagi na siebie. No może na chemii specjalnie przesadził doprowadzając do małego wybuchu w probówce i późniejszym smrodzie oparów do złudzenia przypominających te z przyodbytowych gruczołów skunksa, lecz to zostało sklasyfikowane jako wypadek przy pracy. Z swoimi ponadprogramową wiedzą chemiczno-biologiczną Spineli nie afiszował się.

Na przerwach wypatrywał kilku osób. Chciał upewnić się Chase nie potrzebuje już sterydów. Podrzucony pod siłownię poprzedniego dnia zapewne załatwił sobie na piątkowy mecz co chciał, ale wolał się upewnić, bo przecież obiecał, a z dupy z gęby robić nie planował.
Squaw również nie widział, zresztą również jej braciaka, ale to było zrozumiałe. Zapewne byli w szpitalu przy matuli.
No i córka redaktorka, którego wypociny babcia lubiła czytać. Nie bardzo wiedział w jakim towarzystwie się obracała Anastasia. Właściwie zdał sobie sprawę, że poza jej imieniem, może dlatego, że niepopularnym, nie wiedział o lasce prawie nic. Pewnie dlatego przezywał ją sobie Cicha Woda. Chciał z nią porozmawiać o tych zdjęciach i jeszcze czymś, może nawet ważniejszym. Zapewne będzie na jutrzejszym meczu, albo na imprezie, to wtedy zagada.

Bania u Leona spadała mu trochę jak z nieba, podobnie jak stary Peterson. Przez zadawanie się z Dzikiem już był sto dolarów do tyłu. Choć za dilera nie uważał się, to zarobienie paru baksów na imprezie było przyjemnym z pożytecznym. A, choć kieszonkowego nie miał odkąd zaczął pracować w rodzinnym biznesie, to finansowo wychodził na tym znakomicie lepiej. Ojciec dobrze płacił za dobrą robotę.


***


- Serwus stary, tu Bart. - zagadnął do słuchawki. Przez chwilę posłuchał a potem zarechotał rozweselony. - No nie wiem… To może, ale nie obiecuję. Tak, mam joya, a nawet trzy. Słuchaj… - zmienił ton na poważniejszy - masz już to o czym wczoraj rozmawialiśmy? Tak? Okay. To może tym bardziej wpadnę. - zaśmiał się. - Siema!

Odłożył słuchawkę na widełki a telefon zadzwonił od razu.

- Dzień Dobry, tu Anastasia Bianco, jest może Bart? - usłyszał z słuchawce żeński głos.
- Cześć Anastasia Bianco… - odpowiedział nieco zbity z tropu. - wiesz… podpytałem i nikt nie widział żadnych takich zdjęć z ukrycia wywoływanych w sklepie. Ale… jest coś co może cię zainteresować. Być może powiązane… A zwłaszcza, że to o ojca twojego chodzić może… Jutro mogę odebrać cię na imprezę do Leona, to spokojnie pogadamy w aucie po drodze. - zaproponował.

Skąd miała numer do babci i skąd wiedziała, że u niej mieszka? Pewnie zadzwoniła najpierw do domu i ktoś jej powiedział. Do głowy mu nie przyszło, że prozaicznym wytłumaczeniem była książka telefoniczna, gdzie tylko jeden number był Spinelich oprócz oficjalnej linii pogrzebowej. Ten, domu rodzinnego rodu. Po przeprowadzce do macochy, jej linia była na jej nazwisko przecież.

Kilka telefonów. Do kwiaciarni, do pastora, do kopacza grobu. Na koniec do Chaseów przekazać dobrą wiadomość Bryanowi.


***


Wczesnym wieczorem zajął się z ojcem pracą przy zmarłym Petersonie. Na szczęście stary piekarz był drobnym i niewysokim staruszkiem, co ułatwiało niebagatelnie mycie i przebieranie ciała. Uwinęli się prędko, a kiedy skończony był makijaż, nieboszczyk wyglądał jakby drzemał.

- Może być? - Bart podstawił denatowi lusterko. - Nie ma za co panie Peterson. Yep. Niejedna pani starsza na wystawieniu położyłaby się obok pana, gdyby pani Peterson nie czuwała. - zaśmiał się.
- Bart?! - ojciec myjący ręce w zlewie przerwał konwersację.
- Tak?
- Śmierci należy się szacunek. - rzekł poważnie.
- Tak jest! - bąknął syn minami przedrzeźniając mędrkowanie rodziciela.

Nie widział uśmiechu na twarzy odwróconego plecami ojca.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline