Śluza kombajnu, 15.08.2181, 17.26
W śluzie zapadła ciągnąca się pozornie w nieskończoność cisza, szargająca napięte jak postronki nerwy ludzi stłoczonych po wewnętrznej stronie wejścia. Uzbrojony w broń palną szaleniec milczał, być może próbując się przekonać do słów Williamson, a może knując coś jeszcze bardziej obłąkanego.
- Uwaga, przemieszcza się - ostrzegł ściszonym głosem Theodor, który z wszelkich sił starał się dzielić uwagę pomiędzy widok za uszkodzoną pancerną szybą i ekran detektora ruchu - Bardzo powoli idzie w naszą stronę…
- Czy to były strzały? Co się tam dzieje?! - w eterze rozległ się zdenerwowany głos czuwającego na mostku O’Briena, zanim jednak Chloe zdążyła odpowiedzieć pilotowi, przy włazie kapsuły coś się poruszyło.
Kapitan Williamson dostrzegła w półmroku jakiegoś człowieka wyglądającego z wnętrza kapsuły ponad lufą ściskanego kurczowo karabinu. Słabe oświetlenie i odległość nie pozwalały dojrzeć wszystkich szczegółów jego aparycji, ale dowódca kombajnu gotowa była pójść w zakład, że miał na sobie uniform przywodzący na myśl strój wojskowy, aczkolwiek ogromnie sponiewierany.
- Skąd mam wiedzieć, że nie łżesz?! - krzyknął poprzez śluzę rozbitek, a w jego głosie mieszały się nuty ogromnej podejrzliwości, skrajnego wyczerpania i niepewnej nadziei - Możesz być jedną z nich! Może wciągnęliście kapsułę z powrotem? Chcecie wykończyć nas wszystkich?
Mężczyzna w poszarpanym wojskowym kombinezonie przykucnął w progu włazu, wymierzył lufę trzymanego trzęsącymi się rękami Armata M41A w okienko wewnętrznych drzwi.
- Pokażcie się! Niech jedno z was wejdzie do środka! Tylko bez broni! I żadnych numerów albo rozwalę was wszystkich po kolei!