Oberik przyglądał się kościanej abominacji, zastanawiając się co to mogło być. Włoski lekko zjeżyły mu się na karku niczym w atawistycznym lęku przed nieznanym monstrum. Nie przypominało czaszki z wiciami, którą udało im się niedawno ubić, chociaż mogło pochodzić z podobnego miejsca, podmroku, lub dzikich koszmarów. Nieco zafascynowany, zdjął rękawiczkę i zaczął wodzić przez oczodoły po wnętrzu czaszki, nie mogąc się nadziwić, jak doszło do tego, że jakaś istota została tu uwięziona w kamieniu tak długo, by zostały tylko nagie kości. Czyżby jakiś zawał? Z rozmyślań wyrwała go szpiczastoucha z kąśliwym językiem.
-Jak tak ciebie słucham, to musiała być twoja rodzina po kądzieli. Widzisz ile to miało nosów? Musiało je we wszystko wściubiać. – Zwiadowca obrócił się w stronę grupy, która do nich dołączyła i zobaczył kobolda, który szedł wraz z tymi, którzy zostali na górze. Zabijaliśmy latający łeb z mackami, a co wam zajęło tyle dołączenie do nas? – Oczy Gnaralsona zwęziły się nieco. Nie bardzo wiedział jak umiejscowić w tym wszystkim kobolda, który zachowywał się cywilizowanie, a przecież te na tym poziomie uciekały od nich i stwora, zamiast wbić badaczom kopalni nóż w plecy. Najwyraźniej nadchodziły ciężkie czasy.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |