Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2021, 15:48   #133
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
" Obywatele Nowego Vermontu.

Trwa wojna.

Przed 80 laty nasi Przodkowie wypędzili na pogranicze krwiożerczych grabieżców - ludzi żerujących na ciężkiej pracy uczciwych ludzi.
Potomkowie tamtych Bandytów powrócili w Dniu Fundacji, mordując w Newport naszych obywateli.
Byłem tam. Ja i tysiące innych Vertmontczyków.
Widzieliśmy rzeczy w które nie jesteście w stanie uwierzyć… że człowiek wobec człowieka może dokonać takiego okrucieństwa.
Na naszych oczach ginęli od kul nasi bliscy. Rodzice, dzieci, przyjaciele. Bandyci nie mieli dla nikogo litości. Ci którzy nie zdołali uciec byli torturowani na ulicach na oczach swoich bliskich. Widziałem moich sąsiadów posiekanych na ochłap karabinową salwą. Dzieci których głowy roztrzaskiwano o mury. Starszych którym przestrzeliwano kończyny by konali w męczarniach wykrwawiając się.
Dla mieszkańców Newport Bandyci nie mieli litości.
Dla was też nie będą mieć.
Nie miejcie złudzeń. Cisza na froncie czy rozejm nie będzie wynikać z tego że Czerwona Wstęga ma dość. Oni tylko będą w danej chwili za słabi by nas zaatakować.
Każdy dzień ciszy to dzień w którym Czerwona Wstęga zbiera siły by znów się nam rzucić do gardeł.
Nie mają oporów przed oszczerstwami i kłamstwem. Swoje sromotne porażki oszukańczą propagandą przedstawiają jako zwycięstwa. Oskarżają Nowy Vermont o nieudolność, a sami nic by nie zdziałali bez wsparcia piratów. Oskarżają nas o wykorzystywanie słabszych, a sami zagnali wszystkich jeńców do łagrów każąc im pracować do śmierci z głodu lub zmęczenia.
Oskarżają nas o okrucieństwo, a sami posyłają swoich żołnierzy do walki szprycując ich psychotropami by zabić w nich ostatnie ludzkie odruchy.
Gwałcą i mordują, a gdy przybywamy by wymierzyć im sprawiedliwość za ich zbrodnie - ujadają jakbyśmy to my byli agresorami.
Pamiętajcie. Cokolwiek usłyszycie, cokolwiek zobaczycie… to ich samozwańczy król Ernest Kwame Mwabutsa i jego Armia Czerwonej Wstęgi rozpętali wojnę. To oni wymordowali tysiące naszych współobywateli w Newport. To oni splądrowali nasze porty. To Czerwona Wstęga spaliła nasze pola.
To Mwabutsa i Czerwona Wstęga budują swoje nowe królestwo na naszej ziemi którą skąpali w naszej krwi, krwi Vertmontczyków.

Wiem że wielu z was czuje strach. Boi się nuklearnej zagłady którą może przynieść dalsza wojna. Mwabutsa zajął nasze ziemie i teraz grozi że jeżeli nie pozwolimy mu na nich zostać to zmiecie nas z powierzchni ziemi. Jest jak zbir który zajął część naszego domu i grozi że jak się zbliżymy to nas zabije.
Naprawdę myślicie że jak ugniemy się przed jego żądaniami to zostawi nas w spokoju?

Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wszyscy. Mamy rodziny i przyjaciół. Kochamy swoich bliskich i opłakujemy ich stratę. Czujemy gniew i strach.
Ale Minutemanów nie czyni ani broń, ani mechy, a patriotyzm.
Minutemanów czyni gotowość do walki i poświęceń za swoich bliskich i za swój kraj bez względu na strach i przeciwności losu.

Każdy może być Minutemanem.
Jest nim człowiek który na ochotnika chce dołączyć do armii by bronić swój kraj. Jest nim człowiek który racjonuje żywność i jej nie marnuje. Jest nim każdy kto nie wierzy w kłamstwa Czerwonej Wstęgi. Jest nim każdy kto szkoli się by w razie ataku ochronić siebie i bliskich. Jest nim każdy kto pomaga ludziom w potrzebie. Jest nim każdy kto swoją pracą przyczynia się do wzmocnienia naszego społeczeństwa i naszej ojczyzny.
Minutemanem jest każdy kto w moment jest gotów ruszyć z pomocą drugiemu człowiekowi i stanąć w jego obronie.

I to wam obiecuję jako Minuteman.

Cokolwiek by się nie działo czy przeciw jakim trudom byśmy stanęli, będziemy walczyć za wolność waszą i naszą, za Nowy Vermont.


Julian ćwiczył to przemówienie w kokpicie Warhammera i przed resztą pilotów przez okrągły tydzień zanim w ogóle zajął się jego nagraniem by można było wyemitować je w radiu. Był zdenerwowany, choć wiedział że w razie konieczności będzie mógł nagrać się ile razy tylko chciał aż będzie dobrze.
Ostatecznie wystarczyły trzy razy. Za trzecim dał się ponieść roli Zbawcy Narodu i włożył w słowa tyle emocji że wyszło nie do poznania.
Zgrało się to z akcją przecięcia komunikacji z okupowanymi Ziarnami, więc mógł spokojnie patrzeć na to jak sytuacja się rozwinie.
A rozwinęła się nie po jego myśli. Zamieszał w kotle, wszczął dyskusję, ale już “chwilę” potem przekonał się że najpłomienniejsza mowa nie była w stanie nic zdziałać wobec kogoś kto miał teraz realną władzą nad Nowym Vermontem.
Zawarto rozejm.
Oddano Middlebury.
Essex zostało oddane w lenno starszemu bratu Highborna.

Kurwa.

Dla Jacksona była to ciężka piguła do przełknięcia. W Nowym Vermoncie non stop trwała polityczna walka którą całkowicie podczas wojny zignorowali. Duże odległości pomagały sterować obywateli czujących się względnie bezpiecznie, bo to oni ostatecznie byli bardziej wartościowi niż niedobitki z przejętych Ziaren.
Tak czy tak - Julian czuł się zdradzony przez naród dla którego walczył. Szybko jednak to błocko wykrystalizowało się w nienawiść do polityków. Nie znosił tej swołoczy przed wojną, w trakcie jego niechęć przeniosła się na Spencera, jednak teraz ta uraza znów zapłonęła żywo jak nigdy dotąd.
Na początku poparł pomysł Rooikat by podczepić się pod dowódcę Border Patrol - dla ochrony przed politycznymi zakusami “pacyfistów”, jednak rozejm znacząco zmieniał kontekst i tło sytuacji. Ba. Pomimo zerwania standardowej łączności między Ziarnami Bandytów a Ziarnami Vermontu ktoś z polityków dowiedział się o akcji Asagao i zdołał to nagłośnić.

- Nie wiem jak wy… - powiedział pewnego razu w sali odpraw w towarzystwie samych pilotów - Ale sądzę że to nie rządzący dobili targu z Bandytami albo z Benefaktorem… a Gołębnik. Sypnięto im po cichu kasą, dano wsparcie… teraz rozbroją Vermont by można tu było wjechać z zewnątrz i robić swoje interesy. A ci pożyteczni idioci w zamian za szmal zrobią wszystko by udupić każdego kto mógłby ten “rozejm” lub “interesy” zachwiać. Wytrą sobie ryje dbaniem o pokój. Kto wie czy by zrobić lachę swoim przyjaciołom nie poślą nas jeszcze przed sąd polowy.

Zamilkł na chwilę. Dwójka z nich już się odłączyła woląc walczyć na własną rękę. Oni woleli pozostać w Green Mountain do końca, trzymając się Nowego Vermontu. Jackson czuł jednak że prędzej czy później podążą za Doe i o ile praktycznie wynik tego będzie ten sam to fakt że długo się opierali i starali się negocjować z rządem będzie bardzo znaczący dla całej “Sprawy”.

- Mam pewien plan…

***
Plan był zgoła prosty. Przeciągać negocjacje i szarpaninę z rządem jak długo się dało, a tymczasem przygotować skrytkę i zalążek bazy operacyjnej “na wszelki wypadek”. Dzięki przeciekom z WSI wiedzieli że ten pieprzony audyt odbędzie się tak czy tak - opozycja naciskała na niego tak usilnie jakby od tego zależało ich życie.
Dla Juliana było oczywiste że “ktoś coś komuś obiecał”. Rooikat zadeklarowała się że przygotuje bazę na przyjęcie audytu, więc Julian skupił się na zajęciu się skrytką od czasu do czasu robiąc za advocatus diaboli odnośnie przygotowań biolożki. Ursula okazała się zadziwiająco dobra w te klocki, lecz Juls miał wrażenie (może błędne, może nie) że nie miała dotąd styczności ze zdeterminowanymi urzędasami przychodzącymi z konkretnym zadaniem uziemienia projektu. Z ludźmi którym “zapłacono” za to by najmniejszą nieścisłość wyolbrzymić do rozmiarów katastrofalnych. Nie żeby Julian miał z takimi do czynienia, był jednak dobry we wczuwanie się w coś takiego. A że znał bazę i jej funkcjonowanie całkiem nieźle to był w stanie “wtykać nosa” we wszystko co mu tylko przyszło do głowy - od pierdół w stylu kwestii sanitarnych i gospodarowania zasobami, po łańcuch dowodzenia i decyzyjności, kończąc na ochronie danych personalnych. Durne kwestie pokroju tego czym czyszczono kible można było na papierze wyolbrzymiać do rozmiarów niegospodarności, a od tego już mały krok do defraudacji środków publicznych. Jak jeszcze ktoś się dobierze do tego z czego finansowano projekt Minuteman to było olbrzymie pole do “interpretacji”. Szczególnie że organizatorzy w większości nie żyli, kryli się, albo miał z nimi kontakt tylko Pan Ishida.
Mając na uwadze te wszystkie rzeczy Jackson naciskał na to by wyposażyć zaufane osoby w sprzęt do nagrywania i mieć non stop czuwanie na audytorów. Powód był prosty - jakikolwiek by nie był wynik politycznej operacji przeciw Minutemanom mogli wypuścić nagrania do Ziaren. Stanowiłoby to świetną podkładkę do podważenia jakichkolwiek opinii o ich operacyjności i do stwierdzenia że siły polityczne próbują rozgrywać obrońców Vermontu do swoich własnych interesów.
Drugą rzeczą było zapytanie do ComStaru czy są w posiadaniu technologii która pomogłaby wybudzić Pana Ishidę ze śpiączki. Ich mentor cieszył się potężnym autorytetem i dotąd skutecznie izolował ich od tego typu rzeczy. Nawet nie w pełni sił mógłby im znacząco pomóc, bo póki co mógł co najwyżej stanowić wygodne wytłumaczenie pewnych decyzji które zachodziły w bazie. Wszak jak przesłuchać kogoś kto nie jest w stanie nic odpowiedzieć?

Wracając do kwestii skrytki. Dzięki wielkiej ładowności Leoparda i zasilaniu fuzyjnemu istniała możliwość wykonywania długich lotów ze sporym ładunkiem. Było trochę “spraw do załatwiania”: reperacja Confederate’a, misji na Columbusa, zwiadach, gnojeniu Bandziorów nad Lake Vermint czy “ściganie Renegatów”, więc transportowiec miał zapisane kilka solidnych kursów podczas których można było się gdzieś zatrzymać “do chłodzenia napędu”, “odpoczynku” lub dokonania zwiadu. Postoje te mogły służyć do przykrycia zrzutu zabezpieczonych zapasów i umieszczenia ich w skrytce. Trzeba było jednak najpierw namierzyć odpowiednie miejsce.

W ramach jednego ze zwiadów Jackson udał się pod wskazane przez Rooikat koordynaty. Warhammer miał problemy z przedzieraniem się przez gęstą dżunglę, jednak zamontowane przed bitwą o Middlebury dłonie okazały się niezwykle pomocne przedzieraniu się przez tropikalny las.

To co znalazł na miejscu… było tym czego potrzebowali.
Przed stuleciami Amerigo nie nadawało się do życia. W dobie wielkiej ekspansji Ludzkość wystrzeliła w kosmos setki okrętów, które miały przygotować takie bogate planety do życia. Te kosmiczne kolosy wykorzystując szczytowe zdobycze techniki zaczynały procesy chemiczne i fizyczne w atmosferze i glebie. Przetwarzały dostępne pierwiastki i związki w takie które sprzyjały rozwojowi odpowiednio zmodyfikowanych roślin, które mając już minimalne potrzebne do życia warunki mogły przejąć postępującą terraformację.
Właśnie jeden z takich okrętów znajdował się w sercu dżungli.
A przynajmniej jego wrak.
Przez stulecia metalowy kolos zapadł się w ziemię i został przykryty zielonym gąszczem. Idąc wzdłuż kadłuba Jackson mógł podziwiać zarówno kunszt Dawnych Ludzi jak i niszczycielską siłę Natury. Powłoka statku pokryta była próchnem, zielenią, mchem i porostami czyniąc z niego coś na kształt starożytnego kurhanu. Dopiero po dłuższych oględzinach zdołał odnaleźć włazy do jego wnętrza. O ile zautomatyzowane maszyny nie potrzebowały w swoim środku miejsca którego potrzebowali ludzie, to konieczne były przynajmniej hangary dla ciągników, dronów i akceleratorów atmosferycznych, które okręt musiał rozmieścić w pewnej odległości od miejsca swego lądowania. Potężny szperacz Warhammera przeciął wieczny mrok panujący w przepastnym wnętrzu. Przez moment Julian myślał że oto wkroczył do jakiejś jaskini. O ile poszycie okrętu było iście pancerne - wykonane z takich materiałów by ochronić wnętrze podczas wejścia w atmosferę to już same wnętrzności były wykonane z mniej odpornych materiałów. Fauna i flora zrobiły swoje przez stulecia zarastając pusty brzuch kolosa, pokrywając powierzchnie rudo-burą warstwą osadu. Podstawowe skany dały Julianowi jako taki obraz tego co kryje się pod pół-biologiczną masą. Najwyraźniej szkielet pozostawał nietknięty i tylko on uchronił całość przed zapaścią. Dało się też odnaleźć włazy i niewielkie tunele, które zapewne służyły budowniczym do ostatnich prac wykończeniowych i diagnostycznych we wnętrzu kolosa. Wątpliwe było, by elektroniczne wnętrzności machiny przetrwały próbę czasu, jednak w dłuższej perspektywie gdyby je zeksplorować to można z pomocą mechów dodałoby się co nieco odzyskać, albo nawet przywrócić do funkcjonowania?
Póki co najważniejsze było że odnalazł sekretne, ciężkie do wypatrzenia z nieba miejsce, w którym mogliby zorganizować swoje obozowisko na podobieństwo tego które mieli w Hartford podczas oblężenia. Julian jeszcze raz omiótł światłem całe wnętrze.
Przez moment życzył sobie by to wszystko z Vermontem szlag trafił i by mogli przenieść się do tego miejsca.

***

Dżungla nie była przyjaznym środowiskiem. Jeżeli cokolwiek mieli tam pozostawić trzeba to było zabezpieczyć w odpowiednich zasobnikach. No i rozplanować trasy tak by móc to wszystko zrzucić w okolicy.
Była to poważna operacja logistyczna jeżeli miała być zachowana w tajemnicy - obejmowała nie tylko zorganizowanie transportu, ale także konserwantów, zabezpieczenia, maszyn i odpowiedniej dokumentacji. Julian większość swojego czasu zaangażował właśnie w to przedsięwzięcie, planując, płacąc i zlecając odpowiednie protokołowanie wszystkiego, by dało się to wszystko podpiąc pod “straty w walce”, np podczas potyczek z tymi którzy nie złożyli broni. Za namową Hadriana zorganizował zakup jednego SalvageMecha. Tego typu maszyna była w stanie nie tylko wykonywać sporo prac przeznaczonych dla IndustrialMechów, ale gdyby coś się zadziało - znacząco podniosłaby możliwości logistyczne ich zespołu.
Oprócz zapasów trzeba było także zdecydować które maszyny zostaną w kryjówce zawczasu zmagazynowane. Wychodziło na to że miały tam trafić Charger, Kintaro (zdobyty na Panzerowcach i odrestaurowywany pod Green Mountain), SalvageMech a także Marauder. MAD miał zostać odstawiony do hangaru ponieważ Heisenberg postanowił przesiąść się do zdobycznego Challengera. Po dłuższym zastanowieniu postanowił nie włączać póki co Maraudera do tej akcji. Jego zniknięcie mogło spowodować zadanie zbyt wielu pytań, kiedy “nowsze” maszyny nie zwracały takiej uwagi Vermontczyków co te znane z czasów Pierwszych Minutemanów.

Pozostawało też ubrać zgrabnie w słowa wszystkie zasługi za które powinni być im Vermontczycy wdzięczni, a którym można by było okładać po głowach tych którzy chcieli ich spacyfikować. Trochę tego było, a siedząc czasem podczas przelotów w kokpicie i nie mogąc się zająć czym innym układał kolejne akapity “odezw do ludu” w których wyrzekał się sprzedajnych pacyfistów, którzy w ramach pokoju są gotowi sprzedać własny kraj, odebrać wolność własnym obywatelom, nie mówiąc już o pozbawieniu ich broni przed którą drżą Bandyci.
Przez takich ludzi Bandyci zdołali zinfiltrować Newport i doprowadzić do Masakry.
Minutemani nie mieli zamiaru pozwolić by to się powtórzyło.
 
Stalowy jest offline