Miejsce: G.Środkowe; wewnętrzna twierdza; dziedziniec
Czas: 2519.X.13 Bezahltag (5/8); popołudnie
Warunki: na zewnątrz jasno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.zimno
Wszyscy
- Przyznaję magistrze von Kutrze. Trudno mi sobie przypomnieć kogoś kto tak usilnie zabiegałby o moją niechęć. - śledcza przyjęła słowa i zachowanie Karla spokojnie. Skinęła głową na nieme pytanie Johansena więc ten oddał mu swój arkebuz. Była to piękna i wykonana z pietyzmem broń o solidnej sile uderzenia zdolna poradzić sobie nawet z opancerzonymi przeciwnikami znacznie lepiej niż długi łuk czy pistolet używane przez Karla. Ale obsługa jej była na tyle zbliżona do strzelania i ładowania broni krótkiej, że ubogi szlachcic nie powinien mieć większych trudności z jej używaniem. Wadą za to było dłuższe ładowanie. Co nadrabiała jednak zasięgiem i siłą ognia. Zachowanie Anthona jednak działało na nią jak płachta na byka. I chociaż zachowała zimny spokój to jednak metalowy magister ją przynajmniej irytował.
- Ci co idą ze mną są pod moją komendą. I mają okazję w tej ciężkiej sytuacji udowodnić swoją prawość i lojalność Sigmarowi i imperatorowi czynami i postawą w walce z wrogiem który zagraża nam od zarania dziejów. Sam Sigmar stawiał odpór przeklętemy Nagashowi i go pokonał. Czerpmy z tego przykładu. Walczmy czynami i z wiarą w sercu a nie pustymi słowami. To właśnie takie trudne sytuacje oddzielają prawość i męstwo od pretensjonalnej gnuśności. Pozostali niech wracają najpierw do obozu a później do Lenkster aby dać świadectwo władzom co tu się dzieje. To nie mniej istotne zadanie niż kontynuacja walki z heretykami. - zakończyła czarnowłosa śledcza patrząc po kolei na każdego z brudnych i zakrwawionych członków ich grupy. Jak skończyła tą krótką przemowę załadowała ponownie swój pistolet. Sprawdziła czy miecz prawidłowo wychodzi z pochwy. Po czym spojrzała jeszcze raz na Jensena i tych co mieli wracać.
- Powodzenia. Niech Sigmar i prawi bogowie wam sprzyjają. Zanieście do Lenkster świadectwo co tu się wydarzyło. - powiedziała do nich poważnym tonem podkreślając jeszcze raz jakie to ważne.
- Oczywiście. Zrobimy jak każesz milady. Wam też życzymy powodzenia. I niech wam bogowie sprzyjają. - Jensen musiał zdawać sobie sprawy, że to może być ich ostatnie pożegnanie. Bo obie grupki czekała ciężka przeprawa i nie było pewne czy ktoś z nich jeszcze zobaczy ponure mury zamku Lenkster. W międzyczasie Alif wzięła od jednego z żołnierzy bandaż i owinęła go sobie wokół stóp i goleni imrpowizując w ten sposób onuce. Od innego pożyczyła tarczę zaś od zabitych wcześniej przy bramie zdechlaków wzięła topór. Nie wyglądał on zbyt elegancko ale do łamania kości i rozbijania czerepów powinien się nadawać. Wsadziła go sobie za pas aby nie przeszkadzał jej w używaniu łuku.
- Powodzenia Karl. Krótko się znaliśmy ale dobrze było u ciebie służyć. Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy ponownie. - Alex podszedł do Karla aby się pożegnać. Też nie było takie pewne czy bogowie zezwolą im jeszcze się kiedyś spotkać. Obecnie jednak słaniał się na nogach i ledwo na nich stał. Więc nie było co na niego liczyć w jakiejś walce. Dlatego Jensen który sam był w ciężkim stanie poprowadził trzech jeszcze bardziej poszkodowanych włóczników w stronę bramy prowadzącej z dziedzińca serca Bastionu ku zrujnowanemu od wieków miastu.
Sam Anthon też mocno oberwał. Czuł ten ból otrzymanych ran. Jeszcze więcej wgnieceń miał na pancerzu ale niewiele z nich zdołało się przez niego przebić. Był już na tyle osłabiony i zdekoncentrowany tymi ranami, że wpływało to też na jego zdolności operowania mocą. Karl był w lepszym stanie. Owszem oberwał parę razu tam czy tu. Już też to odczuwał jako osłabienie swoich możliwości. Ale wciąż jeszcze nie na tyle poważne, żeby uniemożliwiło mu walkę.
- Ruszamy. Czas wygnieść te heretyckie pluskwy. - śledcza dała sygnał i wskazała kierunek. Widocznie zamierzała pójść powierzchnią darując sobie powrót do mrocznych piwnic opuszczonej twierdzy. Wskazała na Allif jaka w ich gronie chyba najbardziej nadawała się na zwiadowcę. Blond elfka skinęła głową i z łukiem w dłoni zwinnie ruszyła trzymając się wewnętrznego muru i jakichś zrujnowanych szop jakie o niego się opierały. Omijała szerokim łukiem dziwne kolumny zbudowane z czarnych nagrobków zrabowanych ze starego cmentarza. Od nich była moc plugawej magii. Anthon widział swoim wiedźmim wzrokiem jak czarna energia promieniuje i wręcz kotłuje się w tym miejscu. Używanie Dhar w tym miejscu musiało być szczególnie łatwe. Za to korzystanie z któregoś z ośmiu kolorów trudniejsze bo wypaczenie sprawiało, że się rwały i zdawały się omijać to miejsce niczym woda opływające kamień.
- Zamknięte. - rzuciła cicho elfka gdy okazało się, że bez przeszkód dotarli pod donżon. Ale drzwi wejściowe były solidne i solidnie zamknięte. A poza jakimiś rozpadającymi się szopami i tymi kolumnami zrobionymi z nagrobków to właściwie był jedyny budynek na tym dziedzińcu. Zbudowany solidnie, naprzeciwko głównej bramy, to była pewnie najstarsza część twierdzy a jednocześnie ostatni przewidywany punkt oporu. Pomimo upływu wieków i górskiej niepogody wciąż spełniał on swoje zadanie bo wystarczyło zamknąć drzwi aby odciąć dostęp do jego wnętrza.
- Okienka za wysoko i za małe. Nie przejdziemy. - Oswald zadarł głowę do góry aby ocenić inne możliwości. Miał rację. Okienka były małe, raczej niewiele większe niż strzelnice. Wpuszczały do środka niewiele światła ale w przypadku obrony można było z nich strzelać do tych na zewnątrz.
- Można by spróbować górą. Mam linę. - Deacher też spojrzała na samą górę. I widać było linę wokół torsu. Jakby dorzuć na blanki linę byłaby pewnie szansa aby się tam wspiąć. Ale trzeba by wspinać się pojedynczo i każdy kto by to robił byłby prawie bezbronny i wystawiony na ataki.
- Albo wyważyć drzwi. W końcu puszczą. I tak wiedzą, że tu jesteśmy. - mięśniak z dwuręczem wskazał palcem na drzwi przy jakich stali. Z tym też miał rację. Gdyby okazać wystarczająco wiele siły i cierpliwości to można było wyważyć lub się przerąbać przez każde drzwi. Zwłaszcza jakby obrońcy nie przeszkadzali. Ale czy tak będzie trudno było zgadnąć.
- Na górze jest klapa. Jak tam się dostać chyba powinno dać się ją otworzyć. Ten potwór co mnie porwał wylądował tam na górze. - blondwłosa elfka dołączyła do tych rozważań. Wskazała na szczyt donżonu do jakiego była szansa dostać się po linie.
- I jakoś da się dostać od spodu. Przez lochy. Tam co mnie trzymali. Nie wiem dokładnie jak ale jakoś tam mnie zawlekli z góry. Właśnie stąd. To jak z Karlem i Jensenem jakoś wyszliśmy na zewnątrz to pewnie dałoby się tam wrócić. - łuczniczka dopowiedziała swoje i okazało się, że coś kojarzyła z czasów swojej niewoli w tym miejscu.
- Tak, ale od spodu to pewnie tam są te szkielety i nie wiadomo co jeszcze. A tutaj jest szansa dobrać się do nich bezpośrednio. - śledcza dumała chwilę nad słowami elfki jednak zdradzała wątpliwości czy powrót do lochów był takim dobrym pomysłem nawet jeśli dałoby się tamtędy wejść od dołu do tego donżonu.