W przeciągu ostatnich tygodni i dni praca wrzała w szeregach Minutemen i ich personelu wspierającego, stając się paradoksalnie wręcz intensywniejsza niż w trakcie działań wojennych. Odbudowa, wykończenie i wyposażenie
salvage-wraków mechów; zakup, sprowadzenie i wdrożenie nowego workmecha do zbieractwa i roboty z cargo; wyremontowanie i uzbrojenie Confederate'a (we współpracy z wojskiem i cywilnymi technikami na lotnisku we Forcie Ticonderoga - ta robota była zbyt duża dla zwyczajowej ekipy, a i sam sferoidalny desantowiec miałby olbrzymie trudności z operowaniem z bazy pod Wielką Górą Zieloną... a poza tym, tyle nowych par oczu miałoby oglądać tajną bazę?); przygotowanie skrytek w dżunglowym rejonie Lake Blackmore wraz ze znalezieniem i wstępnym ogarnięciem wraku terraformera nieopodal dawnego "nieoficjalnego" akademickiego obozowiska Rooikat; naprawy pozostałych maszyn; szkolenia i przygotowania bazy pod audyt; negocjacje z generałem Jacksonem; zwiad; zbadanie śladów po atakach niezidentyfikowanych napastników na sadyby Bandytów na Barierze; przygotowanie planów na wypadek wznowienia działań wojennych; przygotowanie planów awaryjnych - przejścia do renegacji lub najemnictwa; śledztwa w sprawach 'Benefaktora' i tragicznego ataku na konwój więźniów; wreszcie zwyczajowe treningi w VR i sprawy życiowe.
Stopniowo jednak sprawy te były załatwiane. Skrytki i 'podkład' pod tajny Camp Blackmore gotowe, Confederate stał wychuchany na lądowisku Ticonderoga Airport (choć kadry dopiero się szkoliły i póki co 'drops' robił w zasadzie tylko za dużą wieżyczkę obronną), SalvageMech był skitrany razem z luźnymi nowymi mechami w Camp Blackmore z paroma ludźmi aby ich pilnowali i czyścili z dżunglowego syfu, odratowana policjantka SHWAT Linda Howl kurowała się i powoli wdrażała do VR jako przyszła MechWarrior (już w zasadzie wzięta jako nowa Minutewoman), inne bieżące sprawy pozałatwiane. Negocjacje i termin audytu póki co się przeciągały, dając ekipie czas.
Czas, tak bardzo potrzebny do zbadania miejsca odbioru przekazu radiowego z Ambassadora, z Magellana na Columbusa. Wstępny zwiad poczyniony przez maszyny aerospace Minutemen wykazały, że rzeczywiście była tam całkiem nieźle ukryta, podziemna baza księżycowa, połączona torowiskiem elektrycznym z jakiegoś rodzaju kopalnią. Całość musiała być pilnowana, ale rezydenci byli bardzo ostrożni i działali według protokołu ścisłej tajności. Mieli także łączność z satelitą typu Starcomm umieszczoną między orbitami, a służącą do komunikacji - i obserwacji Ziaren oraz Magellana. Niestety, satelita ta musiała także wykryć wścibskich i podnieść alarm. Nie było natenczas innych konsekwencji, ale rezydenci na pewno przygotują komitet powitalny.
Kilkanaście godzin później, w południe 23 grudnia 2999 A.D., jakieś półtora tygodnia po ogłoszeniu zawieszenia broni, Leopard w obstawie Lightninga wchodził właśnie w skąpą - ale jednak obecną i przepełnioną dwutlenkiem węgla, a'la marsjańską - atmosferę Columbusa i kierował się do dogodnego miejsca aby zrzucić wybrane mechy lanc Alpha i Bravo.
Zrzut przebiegł pomyślnie. Mechy tąpnęły o zapyloną, martwą księżycową glebę, wzniecając uporczywe tumany w rzadkim powietrzu.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DmiDftrm-4Q[/MEDIA]
Coś wisiało w powietrzu. Było spokojnie, zdecydowanie inaczej, niż przy podobnych rajdach wcześniej. Ktokolwiek siedział w tej bazie, siedział bardzo cicho - ich egzystencja została ujawniona jedynie przypadkiem, a i tak było to raptem uchylenie rąbka tajemnicy. I wiedzieli, że będą mieli nieproszonych gości. Uciekli? Przygotowali się? Czas miał wkrótce - i dobitnie - pokazać.