Humor Marka daleki był od dobrego, a na ten stan złożyły się różne różności - od rozwalonego nosa począwszy, przez problemy z Jess, na wysmarowanym samochodzie skończywszy.
Najgorsze, prawdę mówiąc, było to ostatnie, bo samochodu sam nijak upilnować nie mógł, bo przecież nie mógłby tkwić całymi godzinami w oknie szkolnej ubikacji, by obserwować samochód. Zaszycie się w otaczających parking krzewach również nie wchodziło w grę, podobnie jak wynajęcie paru łebków do pilnowania Mustanga, a zostawienie samochodu w domu byłoby totalnym przyznaniem się do bezradności.
Problem pozostawał, jak na razie, nierozwiązany, bowiem pomysły, jakie Markowi przychodziły do głowy, miałyby pewne trudności w realizacji.
Ranek, ponoć, jest mądrzejszy od wieczora, ale do poranka było daleko, a problem gryzł Marka stale i wciąż, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
By zająć czymś myśli zaczął dzwonić po bliższych i dalszych znajomych by dowiedzieć się, kto i z kim wybiera się na najważniejszą domówkę w okolicy.
Próbował też dodzwonić się do Jess, by dowiedzieć się, czy jego ulubiona cheerleaderka wybiera się również na imprezę u Leo i czy, w takim przypadku, może po nią przyjechać, ale jakoś miał pecha - parę razy próbował się dodzwonić, ale najpierw telefon był zajęty, a potem nikt nie odbierał. I jakoś z planów umówienia się wychodziły nici.
Już miał wrócić do swego pokoju, gdy telefon nagle sie rozdzwonił. Niestety, nie była to Jess, ale ktoś, kogo się Mark nie spodziewał.
- Witam, trenerze - rzucił do słuchawki. Korzystając z tego, że rozmówca go nie widzi, wykrzywił się paskudnie.
- Mecz? W piątek? - powtórzył ze sporą dozą niedowierzania. - Oczywiście, że chciałbym... - "W dupę mnie pocałuj... debilu", dodał w myślach. "Sam sobie pobiegaj po boisku..." - Ale... lekarz KATEGORYCZNIE - podkreślił to słowo - mi zabronił. - Miał nadzieję, że w jego głosie zabrzmiał żal.
- Mi naprawdę zależy na drużynie - dodał, gdy trener zaczął pieprzyć głupoty na temat tego, ze zespół na niego liczy. - I na tym meczu... - dorzucił tonem, miał nadzieję, zmartwionym. - Ale musi pan zrozumieć... muszę słuchać lekarza...
Zakończył rozmowę, a potem raz jeszcze spróbował dodzwonić się do Jess. Bez skutku, postanowił więc zadzwonić raz jeszcze, wieczorem. |