W Chargerze świat był prostszy. Jak łatwo się w nim schronić przed wszystkim, a jedyne czym trzeba się martwić to kolejny wróg do zezłomowania. Jedyne o czym pomyślał to przed odlotem do wyrzutni zamiast dymnych wpakował jakieś ładunki z gazem obezwładniającym. Podebrane z jakiś zapasów sił policyjnych. Ostatnie fale przemocy i walk ulicznych skłoniły kogoś tam na górze to przygotowania się na różne ewentualności i raczej nie obrazi się za wykorzystanie odrobiny tych zapasów wobec wrogów republiki. W próżni raczej to bezużyteczne, ale może uda się coś wstrzelić w bazę i liczyć, że jest tam jeszcze jakaś sztucznie atmosfera, albo rozpylić w tamtejszym systemie wentylacyjnym dostarczającym powietrze ludziom w bazie. Trzeba jakoś w miarę szybko i sprawnie obezwładnić personel patrząc, że w przeszłości pionku tego tajemniczego Kontrahenta mieli tendencje do autodestrukcji i zacierania śladów. Śmiertelne chyba nie jest, ale w sumie cholera wie jak to w kosmosie działa.
Jak wylądowali ruszył czym prędzej naprzód ku odpowiedzi. Wiedzieli o nich tak czy siak, a mech Spencera miał mocny pancerz, a sam pilot chciał się trochę wyżyć po ostatnich wydarzeniach.