Śluza kombajnu, 15.08.2181, 17.37
Ciemne wnętrze kapsuły zionęło nieopisywalnym wręcz fetorem stanowiącym mieszaninę smrodu moczu i fekaliów, wyciekających płynów hydraulicznych, brudnej wody oraz zgnilizny.
Tu i ówdzie na podłodze leżały odkształcone, najpewniej wielokrotnie nadepnięte butami łuski po wystrzelonych dawno temu pociskach. Ich obecność - oraz charakterystyczne poszarpane dziury znaczące część pokładowych urządzeń - dobitnie świadczyły o tym, że wystrzelona w przestrzeń śluzy seria z Armata nie była jedynym wybrykiem Jeremiaha Purcella.
- Nie był… sam - wykrztusił Elenor ocierając usta rękawem i oglądając się w stronę towarzyszy - Jak on tu wytrzymał…
Kapitan Williamson stanęła obok swojego załoganta, sięgnęła po jego latarkę i zajrzała do wnętrza kapsuły podążając wzrokiem za snopem jaskrawego elektrycznego światła.
Specjalista drugiej klasy Purcell nie podróżował w kapsule samotnie i spoglądając na jego współpasażera Chloe zadała sobie w myślach pytanie, czy wojskowy nie postradał już trwałe zmysłów.
Czarnoskóry mężczyzna w ciemnym cywilnym ubraniu najpewniej nie żył od kilku tygodni, oparty plecami o ścianę kapsuły i wpatrzony w przestrzeń mętnymi rybimi oczami. Jego nabrzmiałe, wzdęte od gnilnych gazów ciało dosłownie rozsadzało materiał stroju, a cuchnące potwornie organiczne płyny wylewały się przez popękaną skórę na podłogę kapsuły.
Chloe pomyślała o Jeremiahu Purcellu, przez miesiąc uwięzionym w ciasnym wnętrzu kapsuły razem z rozkładającym się ludzkim trupem, bez dostępu do świeżej wody, toalety, normalnego oświetlenia i nadziei na ratunek.
Przełknęła ślinę czując jak i jej żołądek ściskają kleszcze torsji.