Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2021, 03:51   #15
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nVYQ-7hUp74[/MEDIA]
Dobre wrażenie było elementem kluczowym nie tylko w Detroit. Należało mieć styl i klasę, a jeśli ich brakowało, wtedy należało sprawiać wrażenie że i tak się je ma w ilościach większych niż pozostało otoczenie frajerów. Bo nikt nie chciał być frajerem, Śnieżka wyjątku nie stanowiła. Szczególnie w dni takie jak ten, w miejscu takie jak samo centrum strefy Ligi, gdzie z mijanych na poziomie parteru gablot patrzyły na nią chłodnym okiem pamiątki po wielkich tego miasta. Tych, których imiona przetrwały na ustach ludzi jeszcze długo po ich śmierci na przykład. To ludzie, fani, detroiccy mieszkańcy z krwi i kości nosili w sobie pamięć bohaterów i zwycięzców. Szła więc dumnie za Skazą i obok Loli, ciesząc się że jednak nie machnęła ręką i nie wskoczyła w to co akurat leżało pomięte w kącie pokoju. Wystarczająco onieśmielał sam splendor budynku, albo olbrzymie gabaryty czarnoskórego wykidajły o słodkim imieniu… a potem nagle trójka The Mourners dostała kroplę cudownego eliksiru jakim była sława Ligii Wyścigów, dla której teraz pracowali. Nagle zamknięte do tej pory na głucho drzwi otworzyły się, groźna mina Sugara zmieniła w całkiem sympatyczną i sensowną odpowiedź. Jego zwaliste cielsko odsłoniło przejście na wyższy poziom, tam zaś oczom Runnerów ukazała się zjawiskowa piękność jakiej imię też znali. Każdy w Det znał Katty… i każdy znał skurczybyka który wszedł chwilę za nimi. Wystarczyło jedno proste słowo, aby serce albinoski zamarło, tak samo jak oddech, a oczy nabrały wielkości kołpaków.
- Dziki? - powtórzyła, próbowała raczej, bo głos uwiązł jej w gardle. Kolana zrobiły się miękkie gdy mrugała. Mara jednak nie znikała, choć nie do końca mara. Raczej sen złoty, cudownie śniony po nocach gdy zasypiała w łóżku pod plakatem gościa którego żywą wersję miała właśnie przed sobą. Czy chodziło o jego aparycję przystojnego łobuza, czy pewność siebie graniczącą z bezczelnością, czy działała magia gwiazdy Ligi… a może chodziło właśnie o cały ten wysokooktanowy koktajl, bo Phere w pierwszej sekundzie zabrakło języka w gębie. Do tego zdradliwie miękkie kolana nie chciały się słuchać i dopiero kiedy Lola zatarasowała mu drogę w białowłosej coś odżyło.
Dziki! Ten Dziki! Idol, bożyszcze, faworyt i mokry sen za przejażdżkę z którym oddałaby ostatnią koszulę i pestkę ze spluwy a potem mogłaby mieszkać ze Szczurami w jakimś kartonie pod mostem.
Pierwszy krok trochę odblokował niemoc, po drugim szła już pewniej.
Skaza? Niby gdzie? Brown? Jaki Brown? Że rafa i zadanie? Pffi tam, nie to się teraz liczyło, tylko…
- O rany, Dziki! To naprawdę ty! - przy trzecim kroku doskoczyła do rajdowca, prawie wpadając Loli na plecy. Jej też nie widziała, bo bladoszare oczy patrzyły jak zahipnotyzowane w jeden, jedyny punkt.
- Heeeej Dziki! - pomachała do niego rączką, zachwyconą i przepełnioną szczerym uwielbieniem twarz podnosząc trochę do góry, bo duża nie urosła.

- Tak, to ja. - Dziki zatrzymał się bo Lola a potem Lucy i tak go skutecznie zastopowały, że właściwie musiałby albo odwrócić się i uciekać albo przebić się przez nie siłowo aby się wydostać z tego blond okrążenia. Jakoś jednak nie wyglądał jakby chciał się natychmiast ewakuować.

- My zawsze byłyśmy twoimi największymi fankami! I jak gdzieś jedziesz to zawsze trzymamy kciuki za ciebie i ci dopingujemy! A jak się rozwalasz to ojej! Zawsze tylko trzymam kciuki, żebyś znów z tego wyszedł cało! - Lola nawijała jak leci, szybko i bez zastanowienia. Nie spuszczała go z oczu i tak jakby chciała się rzucić na niego i objąć i przytulić a jednocześnie jakby zatrzymywało ją przed tym jakieś niewidzialne pole siłowe czy obawa, że miraż zniknie albo on się rozbije w mak od każdego dotknięcia to tak tylko stała tuż przed nim i gestykulowała równie chaotycznie i gorączkowo jak mówiła.

- Jak przy ostatnim wyścigu! Wiedziałyśmy że wygrasz, zawsze wygrywasz! Jesteś najlepszy! Reszta ci może co najwyżej rurę wąchać! - albinoska obok miała chyba podobne odczucia. Podniosła ręce jakby chciała je zacisnąć na skórzanej kurtce rajdowca, ale ścisnęła je i przyciągnęła do piersi, skacząc zaaferowana w miejscu raz czy drugi. - Wiedziałam że wygrasz, Jay nie miała szans! Nie jest nawet w połowie tak zajebista jak ty! A ty ją wziąłeś na ostatniej prostej gdy już się cieszyła że jakimś cudem wygrała, ale nie! Ty byłeś pierwszy! - wyrzucała z siebie nie spuszczając maślanego wzroku z idola - Hej… jestem Śnieżka, a to Lola… i Dziki możemy sobie zrobić z tobą zdjęcie?! Proszę, proszę, proszę! Zgódź się! - przez chwilę się zapomniała, albo przestraszyła że koleś ucieknie, lub je zleje, bo jednak wzięła go za rękę.

- Śnieżka i Lola? No to cześć Śnieżka i Lola. I pewnie, możemy sobie cyknąć fotkę. - Dziki patrzył na nie obie z pobłażliwym uśmiechem. Był od nich wyższy ale jak na mężczyznę to jakimś gigantem nie był. I chyba był oswojony z takim zachowaniem fanów bo wcale nie wydawał się speszony a nawet mu to chyba sprawiało przyjemność.

- Skaza cykniesz nam fotki? Lucy weź mu daj telefon. - Lola nie mogła się doczekać wspólnej fotki z idolem. Klepnęła Śnieżkę aby podała ich liderowi telefon a sama ochoczo stanęła przy rajdowcu wdzięcznie wklejając się w jego bok i kładąc mu dłoń na piersi.

- Dobra. - mruknął Roger dając znać, żeby mu podać ten telefon. - Ale potem mi też zrobicie. - dodał ten symboliczny warunek. W końcu on też raczej nie miał okazji aby tak na żywe oczy i z tak bliska pogadać sobie chociaż na chwilę z którąś z ligowych gwiazd.

Jak we śnie Phere podała telefon Rogerowi. To się nie działo naprawdę, no ni hu hu!
Ale jednak… trzymała Dzikiego za rękę, czuła jej ciepło. Nie był duchem, ani pijackim zwidem, tylko realnym mężczyzną. Zajęła miejsce pod jego drugim bokiem i na krótki moment wstrzymała oddech, ale to też się działo. Nie obudziła się, o nie. Wciąż śniła piękny sen na jawie od którego czuć było zapach skóry, smaru, jakiś naprawdę ładnych perfum i papierosów które nie dusiły, więc też nie zwykłe skręty z machorki.
- To takie niesprawiedliwe… - zanim zdążyła pomyśleć zaczęła gadać - Dlaczego przed wyścigiem nie rzucasz bokserek albo chociaż koszulki czy rękawic? O rany… zabiłabym albo się dała pokroić żeby coś takiego mieć. Jesteś milion razy lepszy niż Patti, każda laska w tym mieście ci powie że to świetny pomysł i w ogóle… i wiesz że prawdziwe albinosy przynoszą farta? - dodała z bezczelnym uśmiechem, a co. Raz kozie śmierć! - Duchy nas lubią, zsyłają fuksa w gratisie, my go przekazujemy dalej. Wystarczy nas pocałować.

- Tak, tak! A zwłaszcza blondynki! - Lola wytrzeszczyła na kumpelę oczy jak ta wspomniała o całowaniu. I to z Dzikim! Ale szybko podłapała temat a jako nieco ciemniejsza z albinosek to podkreśliła wspólną barwę włosów.

- Naprawdę? Nie słyszałem o tym. - rajdowiec zaśmiał się wesoło więc chyba Śnieżce udało się go rozbawić z tymi bokserkami i w ogóle. Gdy zaś wspomniała o tym całowaniu zmrużył oczy zerkając na Milę, potem na Rogera gdy ten już ustawił się do robienia zdjęcia i jeszcze na Kate co wciąż siedziała za swoim biurkiem. Rozłożyła dłonie, uśmiechnęła się do niego albo do nich i czekała na to co się stanie.

- A co mi szkodzi spróbować. Komu by się nie przydał jakiś zapas szczęścia nie? - zapytał raczej retorycznie po czym puścił Lolę koncentrując się na Lucy. Sięgnął dłonią do jej twarzy przesuwając po jej szczęce i policzku palcami zatrzymując je przy jej brodzie. Po czym uniósł nieco jej głowę do góry i nachylił się aby ją pocałować.

Nogi niczym z waty ledwo dawały trzymać bladolicą w pionie, dotyk paraliżował, a twarz Ligowca zbliżała się jakby w zwolnionym tempie. Rozszerzone źrenice wpatrywały się w ten nadciągający cud, ramiona postanowiły wykorzystać możliwe że jedyną szansę w życiu i owinęły się wokół szerokiego karku przyciągając go do niżej gdzie rozchylone usta czekające na zderzenie, a gdy ono nastąpiło wpiły się z uczuciem w te drugie, mieszając gorące oddechy i języki póki trwała magiczna chwila cudów prawie że wigilijnych. Chyba nawet Lucy słyszała dzwonki, albo to w głowie jej dzwoniło, lub szumiało. Na pewno czuła się pijana i jak w bajce z której się nie chce wracać do czarnej dupy rzeczywistości.

Pocałunek szybko zmienił się w pełnowymiarowe całowanie gdy rajdowiec wyczuł, że trzymana przez niego kobieta nie ma żadnych oporów w tej materii. I jest tak chętna do współpracy jakie sprawiała wrażenie. Całował ją śmiało i zdecydowanie, podobnie jak trzymały ją jego ręce.

- Wow! Śnieżka! Całujesz się z Dzikim! Wow! - z bliska Lola przeżywała ten pocałunek jakby sama się całowała z tym gwiazdorem.

- No i to całkiem interesująca metoda na boost tego szczęścia. - powiedział na koniec Dziki uśmiechając się do Lucy i całując ją ostatni raz w usta. Potem spojrzał w bok na rozmaślone spojrzenie drugiej z blondynek. - Co? Ty też chcesz? - zapytał ze zblazowanym uśmiechem.

- No pewnie! - zapiszczała z radości jego fanka dosłownie podskakując z tej radości jak kauczukowa piłka. Ale zaraz się uspokoiła na tyle, że mężczyzna w skórzanej kurce mógł ją objąć i teraz Śnieżka miała okazję widzieć jak kumpela całuje się z ich idolem.

- No zobaczymy co z tego wyjdzie. - powiedział Dziki odrywając się od Loli a ta wsparła się o Lucy jakby miała kłopot z ustaniem na nogach z tego wrażenia i nadmiaru szczęścia.

- A dasz nam autograf? - poprosiła go widząc, że pewnie zaraz odejdzie od nich jak go jeszcze jakoś nie zatrzymają chociaż na chwilę.

- Pewnie. Katty masz coś do pisania? - Dziki zwrócił się do gospodyni. A ta skinęła dłonią i rzuciła mu długopis.

- D… dobrze powtarzać od czasu do czasu, najlepiej często. Więc jak chcesz… albo potrzebujesz farta to zapraszamy. Dla ciebie zawsze się jakiś znajdzie… i to najlepszy! - dysząc z podniecenia albinoska patrzyła ze szczerą fascynacją jak ich ulubiony facet w całym mieście spełnia mokry sen również drugiej blondynki i czuła się prawie jakby to ją znowu pocałował. Obie Runnerki wsparły się na sobie aby utrzymać pion ale oczy wciąż patrzyły w jedynym słusznym kierunku. Jednak przy autografach się stropiła. Odruchowo spojrzała w dół na stworzony po to przez Pana Boga biust, ale ten skrywał się pod skórzanym kombinezonem zapinanym serią posrebrzanych klamer, troczków, pasków i dodatkowo spięty gorsetem. Nie było mowy aby się z tego wyplątać na tyle szybko żeby zdążyć dostać podpis na dekolcie. Lucy z tragiczną miną popatrzyła na Skazę, podczas gdy Lola chętnie podwijała już koszulkę.
- Nie mogę wyjąć cycków. Masz jakiś notes? - wyszeptała na granicy paniki.

- No coś mam. - mruknął Roger chociaż trochę niepewnie. Wsadził smartfon do kieszeni a sam zaczął trzepać się po kieszeniach aby znaleźć ten notes w jakim można by uwiecznić to spotkanie z ligowym gwiazdorem.

- To ja poproszę tutaj! - Lola jak na wzorowego Żałobnika przystało wzięła na klatę to nowe zagrożenie aby dać czas pozostałej dwójce na ogarnięcie tematu. Sama zaś dzielnie wypięła właśnie odkrytą pierś aby stawić mu czoła. Dzikiego to chyba rozbawiło bo roześmiał się, nachylił i zaczął coś pisać.

- To dla Loli. Ja jestem Lola. Właściwie to Mila ale wszyscy mi mówią Lola. A to moja najlepsza kumpela Lucy. Ale wołamy ją Śnieżka. No widzisz dlaczego. Właściwie to jakbyś chciał to możesz się podpisać gdzie chcesz. Tylko powiedz. I tak jak Lucy mówi, jakbyś chciał to my cię ugościmy i w ogóle co najlepsze! - blondynka paplała z tego wrażenia co jej ślina na język przyniosła gdy ich idol podpisywał jej się na sercu. Mówiła szybko jak po speedzie ale ta euforia tak pewnie na nią działała.

- A w ogóle co tu robicie? - zapytał dziki gdy skończył podpisywać dekolt swoje jasnowłosej fanki.

- Mamy spotkanie. - wyjąkał nieco roztargniony Roger wciąż szukając po kieszeniach tego notesu.

- Może to wam się przyda. - Katy podsunęła na biurku trzy kartoniki co wyglądały jak starodawne wizytówki. A biorąc pod uwagę gdzie byli to nawet mogły być jakieś wizytówki.

Złodziejka porwała je w dłoń, patrząc z żywą wdzięcznością na dziewczynę po drugiej stronie blatu.
- Dziękuję… ratujesz nam życie - wyszeptała zduszonym głosem i już doskakiwała do Loli aby ustawić się w kolejce po wymarzone podpisy. Znów się uśmiechała szeroko, drobiąc w miejscu żeby jakoś rozładować radość i nie zacząć skakać pod sam sufit. Albo na Dzikiego… chociaż na nim to by poskakała choćby miała to być ostatnia rzecz jaką w życiu zrobi.
- Musisz mieć wachę żeby się ścigać z tamtymi leszczami, to przyszliśmy po plany rafy żeby nie pakować się na ślepo - powiedziała lekko, czekając aż przyjdzie jej kolei - Jak byś potrzebował pit stopu koło Walled Lake to dawaj do starego domu pogrzebowego. Albo dodatkowego fuksa, dostaniesz co chcesz!

- Walled Lake? To tam na zachodzie? Chyba kojarzę. - Dziki zapytał ale chyba nieźle orientował się, gdzie jest to jezioro o jakim była mowa. Sam jednak wrócił do biurka recepcjonistki aby położyć na nim niewielki kartonik i go podpisać.

- Tak, na zachodzie, to północne Novi. Łatwo trafić. A my jesteśmy na zachodnim brzegu. Łatwo trafić. Dom pogrzebowy jest tam tylko jeden. Ale jakbyś chciał to my z Lucy możemy przyjechać gdzie zechcesz! - blondynka pokiwała energicznie głową gorączkowo chyba szukając czegokolwiek aby to spotkanie z ich idolem nie było ostatnim. W podziękowaniu dostała oficjalną wizytówkę Ligi a na rewersie był podpis ich gwiazdora z dedykacją dla niej.

- Jaka rafa? Jaka jucha? - Dziki zapytał nieco roztargnionym tonem bo właśnie zaczął podpisywać drugą wizytówkę.

- Ta w Zakazanej. Oni przyszli na spotkanie w tej sprawie. Z Farley’em. - Katy wskazała na czekającą trójkę wyjaśniając po co tu są. Czarnowłosy podniósł swoją głowę na nią i ta wiadomość chyba go zaskoczyła. Bo potem spojrzał w bok na tą trójkę a Roger pokiwał mu głową potwierdzając słowa recepcjonistki.

- Grubo. Szacun. To Katy daj fotkę. Albo plakat. Te dla specjalnych gości. - rzucił do sekretarki kończąc podpisywać kolejny kartonik. I podał go Śnieżce. Jak mogła tam przeczytać “Dla przynoszącej słodkie szczęście Śnieżki. Dziki”. A Katy skinęła głową, wstała i podeszła do jednej z szaf jakie miała za plecami. Otworzyła ją i zaczęła coś w niej szukać.

- A ty kawalerze? Jak się nazywasz? - gwiazdor zapytał trzeciego z Żałobników. Jak usłyszał, że Skaza to wrócił do podpisywania ostatniej wizytówki. Po czym wręczył ją nowemu właścicielowi wywołując jego szczery uśmiech.

- Dzięki Dziki! Jesteś najlepszy! - zawołał Roger chociaż pewnie jakby miał iść do łóżka z jakąś gwiazdą Ligii to pewnie w przeciwieństwie do koleżanek nie wybrałby akurat Dzikiego.

- Proszę. - Katy wróciła do biurka z jakimś rulonem podając go rajdowcowi. Ten odebrał go i rozwinął. Najpierw frontem do siebie tak, że sam go mógł zobaczyć. Chyba mu się spodobało bo skinął z zadowoleniem głową i podał go czekającej trójce.

- O w mordę… - szepnął z wrażenia Roger chłonąc wzrokiem podarek. To był plakat. Prawdziwy plakat. I to jeden z tych o jakich krążyły legendy na ulicach. Że dla specjalnych gości, prawie zawsze sponsorów, Liga edytowała specjalne plakaty. Z wszystkimi gwiazdami Ligi a do tego osobiście przez nich podpisanymi. Na plakacie była więc i Jay, i Patti, i Clody. No i Dziki oczywiście. Wszyscy zebrani do kupy pewnie w jakiejś specjalnej sesji zdjęciowej. I patrzący wprost na swoich fanów w dumnych pozach jak na prawdziwe gwiazdy Ligi przystało.

Pierwszym odruchem albinoski było potarcie dostawy nosa i szybkie zerknięcie czy przypadkiem nie puściła farby, nie zdziwiłaby się. Gapiła się to na plakat, to na darczyńcę, aż wreszcie ostrożnie po niego sięgnęła jeszcze przez chwilę podziwiając papierowy cud.
- Szlag… dzięki Dziki. To… lepsze niż koszulka. - pociągnęła nosem, zwijając z pietyzmem plakat z powrotem w rulon który podała Loli.
- Chyba - zaśmiała się nagle i bez ostrzeżenia skoczyła do przodu obejmując rajdowca z całej siły. Wycałowała z wdzięczności jego lewy policzek - Jesteś najlepszy, mówiłam! I taki… kochany! Dziękujemy! Wpadnij do nas, ładnie prosimy! Jak będziesz w okolicy, albo w ogóle! Zawsze mamy piwo dla spragnionego wędrowca. I cholera… uwielbiam cię - przełknęła ślinę żeby się z ciężkim sercem odkleić od swojego idola. Który o dziwo nie był bucem, ale był… miły. Sympatyczny. Nie traktował ich z góry, a przecież był z Ligi!
- Foty - wymamrotała do Skazy, wyciągając rękę po telefon - Jeszcze jedna i… dla Skazy. Rany… mamy plakat od ciebie i z tobą i z resztą i z autografami… - kręciła głową wciąż nie mogą uwierzyć w szczęście.

- Ano teraz już macie. Niech wam dobrze służy. - Dziki łaskawie skinął głową i ustawił się jeszcze raz do kolejnego zdjęcia. Skaza zrobił im we trójkę nim się nie wtrąciła Katy.

- To może ja wam wszystkim zrobię? Będziecie mieli wspólne zdjęcie. - zaproponowała i Roger bez wahania oddał jej smartfon po czym chętnie dołączył do gwiazdora aby sekretarka Ligi mogła im cyknąć fotkę czy dwie.

- Dobrze to powodzenia w tej rafie i w ogóle. Może się jeszcze gdzieś spotkamy. - Dziki wyzwolił się z uścisku swoich fanów i fanek po czym zaczął się zbierać do wyjścia.

- Jasne, powodzenia na torze, nie daj się. Bądź jaki jesteś, najlepszy! Zawsze będziemy kibicować tobie! - Phere cieszyła jeszcze oczy jego widokiem i uśmiechała się wesoło, mimo że w głębi piersi jakiś pieprzony czarnuch wiercił jej wiertarką. Oczywiście że więcej się zapewne nie spotkają, tak jak wątpiła by ktoś jego pokroju skorzystał z zaproszeń szaraków formatu żałobników. Niemniej te kilka minut jakie trójca z The Mourners wyrwała Dzikiemu wlało w nich pokłady całkiem nowej energii. Zupełnie jakby facet podpiął ich do akumulatora i porządnie podładował. Teraz spotkanie zjebów z pozostałych gangów już nie wydawało się takie złe. Przeżyją, tak jak tą pieprzona rafę choćby po to żeby jeszcze raz zobaczyć jak brunet w skórzanej kurtce pierwszy przecina linię mety w kolejnym wyścigu. Było o co walczyć i się starać. Jak w mordę strzelił.

- Czekajcie a zróbcie mi jeszcze fotkę z Katty! - gdy drzwi zamknęły się za facetem w skórzanej kurtce to jakby czar prysł. Trzeba było wrócić do tu i teraz. Czyli iść na to zebranie na jakie umówił ich Brown. Ale zanim to się stało Roger znów okazał trzeźwość umysłu i wykorzystał okazję aby koleżanki strzeliły mu fotkę z tą najpiękniejszą i najsympatyczniejsza sekretarką w mieście. Podał więc im smartfon a sam obszedł biurko i stanął przy niej ustawiając się jakby się nie wiadomo jak kumplowali. Nawet jak z bliska to spotykali się pierwszy raz w życiu.

- To ja też chcę z Katty! - zawołała Lola niesiona wciąż energią jaką zostawił im w spadku Dziki. Kicnęła za biurko i dołączyła do tego zestawu.

Śnieżka wzięła smartfon i skierowała oko kamery na trójkę po drugiej stronie. Z głowy jej wyleciało, że ten konkretny smartfon nie należał do nich, dostali go w sumie na robotę, ale to były pierdoły.
- Say cheese! - powiedziała wesoło, łapiąc Żałobników z uroczą Kat w środku. - A potem ja! I do roboty… ale najpierw cheese!

Z Katty też im wyszła całkiem sympatyczna sesja zdjęciowa. Recepcjonistka z Ligi okazała się z bliska tak życzliwa jak to o niej na mieście krążyły legendy. A przy okazji okazało się, że Roger nagrał to całowanie się obu koleżanek z Dzikim i teraz znów wybuchła fala radości jak się okazało, że mogą sobie to teraz odtwarzać w dowolnym momencie.

- Pogadacie potem z Ashem to on to pewnie jakoś zgra na jakiegoś laptopa czy co on tam ma. - powiedział facet z bielmem w jednym oku mając chyba cichą satysfakcję, że sprawił dziewczynom taką radość.

- No to będziecie teraz mogły się pochwalić i szpanować całowaniem z Dzikim. - zaśmiała się cicho Katty.

Złodziejka zaśmiała się na głos nie mogąc pomieścić całej tej radości. Objęła mocno recepcjonistkę, zostawiając cmoknięcie na jej policzku. Potem przeskoczyła biurko i proces powtórzyła ze Skazą.
- Gery, ty draniu! - wytarmosiła go za poliki z uczuciem, a potem wzięła w objęcia i poczochrała po czarnych włosach - Mamy u ciebie dług… no właśnie dlatego ty jesteś od myślenia - stuknęła czołem w jego czoło wciąż się śmiejąc. Na sam koniec objęła Lolę ramieniem przez pas i złapała uspokajający oddech.
- Jakby ktoś ci tego jeszcze dziś nie mówił, to jesteś prawdziwym aniołem. Dla ciebie też zawsze browara znajdziemy, a jak złapiesz kapcia przy Walled Lake od razu wal do nas. Na rękach cię zaniesiemy gdzie trzeba - rzuciła do Katty zapominając że przecież powinni być zimnokrwistymi zawodowcami… a chrzanić to.
- To… gdzie teraz mieliśmy iść? - dorzuciła pytanie ciągle szczerząc zęby.

- Oj bo się zdziwicie jak kiedyś zapukam do waszych drzwi! - zawołała rozbawiona sekretarka ale jej chyba też zrobiło się miło i przyjemnie od tego dawania i brania ligowych przyjemności.

- A czekają na was na końcu korytarza. Po prawej będą drzwi z napisem “Meeting Room”. To właśnie tam. I powodzenia, wpadnijcie czasem do “Cylindra” to może uda nam się spotkać. - powiedziała chętnie tłumacząc gdzie mają dalej iść.

- Aha. Do “Cylindra”? No tak, to będzie trzeba. To teraz na koniec korytarza? Tego? No dobra. To pójdziemy. No to chodźcie dziewczyny idziemy. - Roger powoli się cofał w ten korytarz co trzeba ale jakoś nie było mu lekko zostawić tak samotnej recepcjonistki.

- Do “Cylindra”? A to dajmy na to jakby jakiejś dziewczynie tak trochę brakowało gambli albo śmiałości aby tam pójść i o ciebie pytać… - Lola za to podchwyciła cenny trop i wywołała zdziwione uniesienie brwi u szefa Żałobników. Bo od kiedy jej brakowało śmiałości?

- Na to nic nie poradzę. Ale jakby taka dziewczyna już zjawiła się w “Cylindrze” i ja też bym była myślę, że mogłabym jej postawi kolejkę albo dwie. - odparła Katty którą chyba rozbawiło to pytanie.

- A jakby to były dwie dziewczyny? - Śnieżka też skorzystała z ciekawego wątku, opierając się na blond podporze zarówno fizycznej jak i mentalnej - Robi jakiś problem? Dla ciebie też mogę skumulować trochę farta.

- No jak takie sympatyczne jak wy to nie. Nie robi żadnego problemu. Wpadajcie kiedy chcecie, chętnie się z wami napiję. Myślę, że w piątek wieczorem powinnam tam być. - sekretarka uśmiechnęła się do nich ciepło i życzliwie zapraszając je właściwie do najpopularniejszego lokalu w mieście. Tam gdzie można było spotkać prawdziwe gwiazdy Ligi. I ich fanki i fanów.

- To jesteśmy umówione na piątek! - Phere przyklepała układ z miejsca, zanim ktokolwiek się rozmyślił. Cieszyła pyszczydło do sekretarki widząc już oczyma wyobraźni ich trójkę przy jednym stole. Jak prawdziwe duże ryby, nie jakieś wyliniałe płotki. Pomachała do nowej kumpeli i już razem z Lolą podjęły marsz za Skazą, chociaż albinosce wydawało się, że nie idzie tylko płynie ponad wykładziną jakby jej ktoś skrzydła domontował.
- O kurwa Lola… czy ty to słyszałaś?- szeptała do drugiej Żałobnicy nakręcona - Mamy bilet wjazdu do Cylindra! I jeszcze z Katty! Tą Katty! Cholera jasna, to się nie dzieje naprawdę. Leciałyśmy z Dzikim w ślinę! Weź mnie uszczypnij bo chyba sama wczoraj dachowałam i mi uszkodziło łeb!

- Jak tak to ja razem z tobą! - Lola potraktowała słowa kumpeli poważnie i może nie uszczypnęła ale trzepnęła ją w tyłek. Tak po koleżeńsku i z ekscytacji na to co tu się działo w ciągu paru ostatnich minut.

- Ojej całowałyśmy się z Dzikim! I umówiłyśmy się z Katty! I to w “Cylindrze”! Rany byłam tam raz czy dwa ale no jej nie mam tam startu by tam łazić. Ale jak będziemy z Katty to o rany! - blondynka już się nakręcała jak to może być w ten piątek wieczorem w najlepszym lokalu w mieście. Ale na razie to było środowe popołudnie i czekała ich wizyta w tym “Meeting Room”.

- Musimy poprosić Asha aby miał oko na Nico gdy nas nie będzie… szlag - Phere trochę skrzywiło. Łypnęła na Lolę poważniej - Ciekawe czy brudasy z Camino go kojarzą. Może o nim słyszeli, albo znają… to by ułatwiło. Jeśli ma gdzieś matkę albo rodzinę na pewno chcieliby wiedzieć że żyje i jest bezpieczny. Ale to trzeba dyskretnie ich wypytać i nie przy wszystkich - wzięła oddech - Po spotkaniu podbiję i zagadam.


- To chyba tutaj. - mruknął Skaza gdy dotarli wedle wskazówek Katty do “Meeting Room”. Mężczyzna z bielmem w jednym oku jakby zastanawiał się chwilę ale wzruszył ramionami i sięgnął po klamkę. Za nimi było to miejsce spotkań. Świadczył o tym spory stół przy jakim swobodnie mogło usiąść pewnie z tuzin osób. A do tego jeszcze było kilka mniejszych i mnóstwo krzeseł wyglądających na całkiem wygodne. Całość pasowałaby do wystroju jakiegoś biurowca sprzed wojny, zupełnie jakby żadnej wojny nie było. Tutaj można było o niej zapomnieć. A do tego nie byli tutaj pierwsi.

- A! I są ci najważniejsi! Teraz możemy zaczynać! - odezwał się dryblas w skórzanej kurtce zdradzającej Runnera. Skaza i dziewczyny znali go z widzenia ale nigdy nie spotkali go osobiście i to z tak bliska. To był porucznik Bricks. Jason Bricks. Dryblas ostrzyżony na wojskowego jeża, gabarytami wplasowywał się gdzieś między Skazę a Geronimo. On właśnie reprezentował Runnerów w Zarządzie. Chodziły słuchy, że nie umiał się podpisać i był strasznym bucem. Ale był też jednym z bliskich kumpli samego Holyfielda a ten chciał mieć tutaj kogoś zaufanego. Jason klasnął w dłonie z zadowolenia po czym gestem zaprosił całą trójkę do środka. Ale zwracał się bardziej do pstrokatego towarzystwa jakie już obsiadało ten główny stół i okolicę. Nawet pobieżny rzut oka dawał poznać, że chyba była tu zbieranina ze wszystkich, większych gangów. Garniaki zdradzały Schultzów, indiańskie elementy i dresy Huronów, para gotów pewnie była od Parkerów, jacyś kolorowi to zapewne od Camino i jeszcze kilka równie barwnych osób. Poza wyścigami Ligii trudno było uzbierać takie kombo aby nic nie eksplodowało.

- To już wszyscy, czy czekamy na jeszcze kogoś? - zapytała młoda Latynoska ubrana jak na Camino to całkiem stylowo. Miała zirytowaną minę. Ale nie było do końca pewne czy to z powodu wejścia trójki Żałobników, zachowania Bricksa czy też coś co zdarzyło się tu przed ich wejściem. Pasowała rysopisem do Marii Ortegi z Camino. I zdaje się była jedyną kobietą w obecnym zarządzie.

- Oo jaa! Ale fura! - Lola sapnęła z wrażenia gdy nie dała rady powstrzymać się aby nie podejść do zawieszonego na ścianie bolidu.
Wyglądał jak kompletny bolid dawnej Formuły 1. Ale w końcu byli w sercu siedziby Ligi jaka była właśnie od wyścigów samochodowych.
Niesiona falą entuzjazmu ze spotkania w recepcji oraz tego z kim i gdzie miała się w piątek spotkać Phere szła z dumnie podniesioną głową, wypiętą klatą, a także z szerokim uśmiechem na białej twarzy. Całą sobą czuła, że tego dnia Duchy jej sprzyjają, zresztą musieli się odpowiednio zachowywać, przecież reprezentowali Browna, Brown reprezentował Hollyfielda, a ten całą Runnerową brać. Wypadało się pokazać od najlepszej strony, jednak warczenie i patrzenie spod byka było ostatnim na co miało się ochotę. Nie w tym miejscu i nie dziś. Albinoska rozejrzała się i gwizdnęła cicho na widok bolidu. Od razu nasuwało się pytanie czy był na chodzie? Niestety dopytanie o to w tej chwili byłoby siarą, a oni mieli swoje role do odegrania. Zgarnęła więc Lolę ramieniem, ciągnąc ją do stołu z zamysłem aby wypytać Katty o to cudo przy piątkowym drinku.
- Siemasz Jason! - wyprzedziła Skazę witając Bricksa machnięciem ręki i jeszcze szerszym uśmiechem. W tym ligowym biurze, wśród zebranych wokół stołu osób mieli na pewno jednego sojusznika. Może i nigdy ze sobą nie gadali, ale pośród obcych piranii byli po tej samej stronie.
- Bylibyśmy wcześniej ale Dziki miał dziś wyjątkowo całuśny nastrój, grzechem było nie skorzystać - dodała z miną tak niewinną że gdyby dokleić jej skrzydła na plecy bez problemu mogłaby robić za anioła ze świętych obrazów. Sięgnęła ku oparciu krzesła, lecz wtedy Lola dała jej po łapie.

- Gdziee?! - fuknęła patrząc na Śnieżkę i złowrogo mrużąc oczy. Obie jednocześnie podniosły zaciśnięte prawe pięści jakby zaraz miały sobie dać po pyskach i to całkiem na poważnie. Mierzyły się wzrokiem jak para rewolwerowców tuż przed sięgnięciem po broń.
W tym samym momencie potrząsnęły kułakami raz, drugi. Przy trzecim potrząśnięciu Lola wyprostowała dwa palce: serdeczny i wskazujący, podczas gdy ręka albinoski wciąż pozostawała zaciśnięta.

- Ha ha! - bladolica zarechotała wystawiając środkowy palec, podczas gdy druga blondynka wzniosła oczy do sufitu wzdychając boleśnie. Zrobiła krok w bok, pozwalając Lucy usiąść z czego ta skorzystała bardzo chętnie. Rozsiadła się i z bezczelnie zadowolonym uśmieszkiem poklepała swoje kolano, na którym tamta przysiadła układając we wdzięcznej pozie, choć kumpeli pokazała język.
- Dla nas spoko, możemy zaczynać, co nie? - Phere posłała Ortedze sympatyczny uśmiech, jedno ramię opierając o oparcie krzesła, a drugim objęła Lolę. Na koniec mrugnęła do Rogera.

Reakcje na pojawienie się runnerowej trójki były różne. Zwłaszcza na niefrasobliwe i naturalne zachowanie obu blondynek. Jednych to chyba rozbawiło innych niekoniecznie. Maria Ortega odwzajemniła krótki uśmiech Lucy ale jak już się runnerowa trójka dosiadła do stołu zaczęło się spotkanie.
 
Dydelfina jest offline