Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2021, 04:07   #17
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Pakować go do trumny? - Roger zamrugał oczami a brwi mu podjechały do góry gdy ten pomysł chyba mocno go zaskoczył. Spojrzał ostatni raz na Katy która zrobiła gest jakby łapała całusa od Lucy i przyklejała go sobie do serca. Też więc jej machnął na pożegnanie po czym wyszli na schody prowadzące na dół.

- No nie wiem… Może… Cholera wie… Trzeba będzie z nim o tym pogadać jak wrócimy. Cześć Sugar. - powiedział schodząc na parter i mijając czarnoskórego osiłka jaki pilnował spokoju zarządu Ligi. Znów szli przez ten wielki hal pamiątek po dawnej i obecnej Lidze.

- I Ortega też leci na Dzikiego? No popatrz… A ja myślałem, że ona to na kolorowych tylko… - informacja o zachowaniu przedstawicielki Camino chyba i zdziwiła i rozbawiła lidera Żałobników. Szli w kierunku głównego wyjścia.

- A ta Parkerówna no dobra, to Ash się chyba ucieszy. Znaczy o ile nie spanikuje, nie zaślini się albo zawału nie dostanie z tej ekscytacji. Może coś tam mu pomóżcie w tej sprawie bo z niego to taki trochę odludek. Ah… No i jakoś trzeba by chyba Nico przed nią ukryć. A chcecie ją zostawić na noc? Jak się umawialiście? - szli przez ten pamiątkowy hal gdy Roger próbował poukładać to sobie wszystko w głowie co się im tu właśnie ulało i co pewnie się jeszcze uleje po powrocie do domu.

- Nico zostaje u Loli w pokoju, jest mało mobilny to wiesz… nigdzie nie odejdzie. Z drugiej strony możemy już sąsiadów wyjebać z mojego pokoju. Niech wracają do siebie. Na górze mam kibel, jest jeszcze ciepło to można naszego brudasa tam przenieść żeby nikomu na oczy nie lazł. Będzie miał spokój i wygodnie, mniejszy przypał że ktoś kto łazi po parterze przypadkowo tam wlezie. - Phere układała po swojemu plan, patrząc na reakcję Rogera - Parkerówa idzie do kostnicy, pomożemy Ashowi gdyby sobie nie radził. Chociaż wierzę w niego, to pojeb ale kochany… no i nasz. Chyba zostaje na noc, zamkną się we dwoje w szufladzie na zwłoki czy co. Tylko weź ogarnij Geronimo żeby nie przeszkadzał i fochów nie robił jak z naszym bolcem połamanym. Trochę… chuj, miałyśmy jechać z Milą do Cyborgów. Pojedziemy jutro wieczorem - zadecydowała, idąc do fury.

- No tak, sąsiadów można zwolnić. Chyba ich przekonaliśmy, że lepiej dla nich aby nas nie wsypali. - Skaza skinął głową i szedł przed siebie ale jakby minimalnie zwracał uwagę na otoczenie. Otworzył zewnętrzne drzwi i wyszli na jesienny świat zewnętrzny. Zeszło im w środku u teraz już zaczynał się zmierzch.

- Nico u ciebie pewnie mniej by się rzucał w oczy. No ale nie wiem czy może się ruszać na samą górę. Trzeba by pogadać z nim i z Ashem czy go można przenosić czy co. - o ile Roger w dalszej perspektywie nie miał nic przeciwko aby Latynos wylądował na strychu to nie do końca był pewny czy już teraz jest na to odpowiedni moment.

- A Geronimo no. Włączy mu się jakiś film… Albo my pójdziemy do Cyborgów. Chociaż to bez was to tak sobie. Właściwie to ty się z nimi umówiłaś. Ale chyba jak pójdziecie jutro to się nie obrażą. Możemy powiedzieć, że robiliśmy dla Browna w Lidze to im oko zbieleje. - zaśmiał się na koniec jakby czuł satysfakcję za taki awans w stosunku do bratniego gangu sąsiadów.

- A z tą Parkerówną no może być, że kostnica. No ale jakby jednak nie to trzeba by jej skołować jakieś inne miejsce do spania. Byle nie tam gdzie jest Nico. - podumał jak wchodzili już na parking przed ligowym biurowcem.

- Dobra… to zróbmy tak - Phere ściszyła głos bo już dochodzili do Mustanga - Jak zobaczymy że tej dwójce się dobrze układa w kostnicy to ich zostawimy na parę godzin samych. Może z początku o tej mapie pogadamy, a jak nie… to przynajmniej się Ash zabawi, a my sobie zakolegujemy kogoś użytecznego. No i tak, można powiedzieć o tej robocie, niech nie myślą że są tu największymi kozakami po naszej stronie jeziora. Co do Nico skoro łaził z nami do Huron Medical Center nie umrze wchodząc po schodach, ale spytamy Aarona. Albo jebać to i po prostu jutro jak wstaniemy podskoczymy do Cyborgów, bo przecież jesteśmy w chuj zajęci teraz, nie? - zaśmiała się - Liga, Dziki, piątek w Cylindrze na drinie z Katty. Jaranie skrętów z Bricksem i jowialne z nim nawijki. Tym Bricksem co bije żółwiki Stanowi - zachichotała. O tak, małe płotki świetnie się bawiły w basenie dużych ryb i o dziwo żadna z tych ryb ich jeszcze nie opierdoliła na jeden połyk.
- Kupimy im flaszkę, poskaczemy na Cyborgu obie z Lolą i zobaczysz że szybko zapomną o fochaniu, a kto wie? Może nawet nam w czymś pomogą. Kwestia motywacji.

- Tak, można i tak. - Roger zdążył skinąć głową i machnął już do obu dziewczyn wyglądających do nich z Black Knighta. Dał znak aby Lucy pakowała się na tył gdy on jak zwykle zajął miejsce pasażera obok Loli.

- To co? Możemy jechać? - kierowca zapytała szefa jak się sprawy mają. Jak ten skinął głową zamykając drzwi to odpaliła silnik i z iście detroicką fantazją wyrwała do przodu przez parking a potem z zarzuceniem kupra z parkingu. Kierowała się na północ pewnie podobną trasą jaką tu przyjechali.

- Całowałyście się z Dzikim? I umówiłyście się z Katty na drina w “Cylindrze”? Ale z tą Katty z sekretariatu Ligi? - skoro Amarant siedziała obok nowej koleżanki to skorzystała z okazji aby zapytać o coś co chyba zdążyła porozmawiać z jej kumpelą. Nie było się jednak co dziwić niedowierzaniu widocznemu w jej spojrzeniu i słyszalnemu w głosie.

- No - Phere odpowiedziała krótko, rozsiadając się wygodnie. Też by nie wierzyła w podobne rewelacje jeszcze rano, ale teraz dochodził wieczór i dużo się zdążyło zmienić.
- Skubany potrafi sprawić że ci miękną kolana - przyznała ze śmiechem, spoglądając na Parker - Trochę się obawiałam że z ponownym spotkaniem wyleci ktoś na piątek… to by była lipa, bo byśmy się z Lolą nie mogły pojawić - rozłożyła ręce - Są rzeczy ważne i ważniejsze, co nie? W ogóle mamy nagranie z Dzikim, chcesz obejrzeć? I parę fot, autografy nam dał… plakat. On jest taki cudowny - zrobiła maślane oczy.

- Masz nagranie z Dzikim? - Amarante wydawała się tym bardzo zainteresowana i chyba współdzieliła z Runnerkami fascynację akurat tą gwiazdą Ligi.

- Mówiłam ci! To nie chciałaś uwierzyć! - krzyknęła z przedniego siedzenia kierująca pojazdem blondynka śmiejąc się przy tym wesoło. Czarnulka siedząca za nim nie odpowiedziała bo właśnie miała okazję obejrzeć na własne oczy to nagranie z sekretariatu Ligi.

- Oo jaaa! Naprawdę się z nim całujecie! - westchnęła wcale nie ukrywając swojego wrażenia jakie na niej wywołało to nagranie.

Albinoska pokiwała głową, patrząc na nią tak jakoś weselej. Tak działała magia Ligi, nieważne z którego gangu by się nie było, to ligowe gwiazdy i miłość do nich łączyły wszystkich gangerów ponad ogólnymi podziałami.
- Pogadamy z Katty, kto wie? Może się uda od niej wyciągnąć kiedy Dziki następnym razem pojawi się w biurze żeby i tobie dał autograf - powiedziała z bardzo wymownym uśmiechem, odwracając twarz ku oknu. Okolica szybko się zmieniała, w oddali dało się już dostrzec bryłę domu pogrzebowego.
- Wreszcie w domu - dodała z ulgą w głosie. Ponoć wszędzie dobrze, ale u siebie najlepiej. Teraz tylko wykopać Johnson i Manfreda, po cichaczu przenieść Nico na górę, a potem można świętować pierwszy wielki dzień The Mourners.

Tak jak Lola z fantazją i werwą jechała przez zrujnowane miasto w zapadającym zmroku tak i podobnie wyhamowała. Zatrąbiła triumfalnie przed bramą garażu i czekali tak chwilę aż któryś z chłopaków zejdzie i ją otworzy. Jakoś nawet nie było za bardzo dziwne jak po otwarciu ukazała się masywna sylwetka ich topornika z irokezem. Mila wjechała do środka a on zaczął zamykać drzwi. Pozostała czwórka zaś mogła wysiąść z wozu. A Geronimo dopiero jak się odwrócił dojrzał, że zamiast we trójkę przyjechali we czwórkę. I to go wyraźnie zaskoczyło.

- Jak było? Coś się działo? - Skaza zapytał go bo pierwsze wrażenie było dość dobre. Nic się nie jarało, nic nie wybuchło, nie było widać nowych śladów zniszczeń.

- Nie. Film oglądaliśmy. - odparł Xavier niezbyt precyzując kogo miał na myśli za to wlepiając pytające spojrzenie w tą obcą z ewidentnie innego gangu jaka z nimi przyjechała.

- A wam jak poszło? - odwzajemnił się gdy wszyscy już ruszyli z garażu na korytarz prowadzący do klatki schodowej.

- A nieźle, nieźle. W sobotę jedziemy jeszcze raz. Udało nam się wkręcić na naprawdę wysokie obroty! - roześmiał się na koniec Skaza chociaż z początku zaczął skromnie i oszczędnie. To pobudziło ciekawość Xaviera bo czekał na jakieś dalsze relacje.

Albinoska poczekała aż ich szef skończy, żeby nadrobić zaległości z innego kąta.
- To Amarant, zna rafę od środka i wpadła do nas o tym pogadać - powiedziała, biorąc czarnowłosą pod ramię - Ten wielkolud to Geronimo, nasza siła perswazji w ekipie. Było spoko - zwróciła się do wspomnianego gangera - Ale to zaraz z Ashem przysiądziemy i wszystko opowiemy. Na razie weź skołuj wódę. Gościa mamy, trzeba polać i ugościć. Manfred i Johnson nadal tu są? Jeśli tak można ich już w pizdu puścić do siebie, niech nas nie obżerają za frajer. Gdzie Ash? AAAAASHHH! Rusz dupę do salonu! - na koniec wydarła się na całe gardło.

- Ash jest w salonie. Reszta też. - odparł irokez i już mieli niedaleko bo mijali właśnie parter. Mięśniak skinął głową na przywitanie z gotką a ta odwzajemniła mu się tym samym.

- Dobra, to weźcie Amarant do kuchni, może jest głodna. Ja wygonię sąsiadów żeby zrobić więcej miejsca - albinoska oddała gościa pod opiekę Loli i wyrwała do przodu prosto ku salonowi. Mówiła prawdę, miała zamiar zluzować parę dziwaków, ale też zobaczyć czy przypadkiem nie siedzi z nimi ich brudas. Wypadało również uprzedzisz Asha o wszystkim nim zaczną realizować plan.

- Bardzo chętnie! - Lola nie miała najmniejszych oporów aby zgarnąć nową koleżankę pod swoje skrzydła i razem z Geronimo poszli korytarzem do kuchni. Zaś Skaza i Śnieżka w przeciwną, tam gdzie był salon i towarzyskie serce ich bazy. Na miejscu zastali cały komplet. Ash, Johnson, Manfred i Nico. Siedzieli na sofie, krótkowłosa kobieta na fotelu i faktycznie oglądali jakiś film.

- Co się tak darłaś? - zapytał Ash patrząc z zaciekawieniem na koleżankę.

- Trzeba ewakuować Nico do mnie na poddasze, mamy gościa. - albinoska wpadła do środka jak burza i równie prędko podbiegła do Latynosa. Pochyliła się nad nim, całując zachłannie na powitanie.
- Z Parkerów, laska leci na lodówki dla trupów i trumny - dorzuciła, gdy się odpięła od brudasa i posłała technikowi psotne oczko. Na koniec zwróciła się do sąsiadów - Dzięki za odwiedziny, możecie szurać do siebie. Ale jakby kto pytał to jak ustalaliśmy: Camino przejechał i tyle go widzieliście… dawajcie - przywołała do siebie Skazę i Aarona. - Przenosimy chłopa na oriencie i wracamy tutaj. Lola wzięła Amarant do kuchni.

Właściwie to od całej czwórki jakiejś realnej odpowiedzi Śnieżka się nie doczekała. Nico dał się pocałować a nawet zaczął oddawać pocałunek ale zbyt wiele nie mówił. Manfred i Johnson popatrzyli na nią niepewnie a w końcu na Skazę. Aaron też zamrugał oczami jaky podejrzewał koleżankę o dowcip i wreszcie też szukał wzrokiem weryfikacji u starszego kolegi.

- Tak jak Śnieżka mówi. Wy szurajcie do siebie. Dzięki za odwiedziny ale chyba mamy deal. Wsypiecie na będziemy wiedzieć jak się odwdzięczyć. Ale chyba lepiej nam razem po koleżeńsku to sami widzicie, zjemy coś razem, wypijemy, wyjaramy i będzie pięknie no nie? - Skaza uśmiechnął się do pary przebierańców i na koniec klasnął w dłonie chcąc ich zachęcić do ruchu. Ci popatrzyli na siebie, Johnson skrzywiła usta w grymasie niepewności, Manfred wzruszył ramionami ale więcej ich namawiać nie trzeba było. Wstali ze swoich miejsc.

- No jasne Skaza. To my będziemy lecieć. Musimy nasze roślinki podlać. - powiedział Manfred i ruszył ze swoją partnerką do wyjścia. Akurat wrócił Geronimo to Skaza powiedział aby ich odprowadził do wyjścia. Więc we trójkę zniknęli im z pola widzenia.

- Można go przenieść na górę do Lucy? - Roger wskazał na Latynosa o to o czym mówił jeszcze wychodząc z siedziby Ligi.

- Tak. Ale powoli i ostrożnie. Lepiej aby ktoś go asekurował i pomógł jeśli trzeba. - Ash zdecydował od ręki zerkając na swojego pacjenta z jakim właśnie film oglądali.

- Dobra to idźcie z nim. A ja tu ściągnę dziewczyny jak pójdziecie. - facet z bielmem w oku równie szybko się zdecydował i skinął na dwójkę młodszych gangerów aby pomogli ich gościowi pokonać schody na wyższe poziomy.

- Jasne Skaza, obrócimy na oriencie - Lucy przytaknęła mu, zabierając się za wykonywanie planu. Wzięła brudasa za nieuszkodzone ramię, przełożyła je sobie przez kark i pomogła mu wstać.
- No chodź słodziaku, teraz sobie zwiedzimy stryszek - powiedziała do niego wesoło, ostrożnie nakierowując kondukt na drogę ku górze. Ściszyła głos - I jak się czujesz, jadłeś coś? Zaraz się położysz w poziomie, dostaniesz ciepłą kołdrę, poduchy, coś do picia i komiksy. Na górze jest łazienka, ale jakbyś nie mógł tam dojść to ci zostawię wiadro. Odpoczniesz, a wieczorem ci opowiemy z Lolą bajkę na dobranoc i pomożemy zasnąć. Jeśli będziesz miał siłę i ochotę. Teraz rozumiesz, sprawy biznesowe - przeszła na szept - Gadałam z Marią Ortega, poprosiłam aby znalazła twoją rodzinę i powiedziała im, że jesteś w miarę cały, żyjesz i za tydzień do nich wrócisz. Poza tym nie wiem czy ci to dziś mówiłam, ale taki skołowany nadal wyglądasz zajebiście - cmoknęła go w policzek, przenosząc wzrok na Asha.
- A ty się szykuj do czarowania trumiennej foczki. Leci na lodówy to jej tam pokaż wszystko od środka w tej swojej kostnicy. Ogólnie nawinęłyśmy z Lolą żeś taki naukowiec jak doktor Frankenstein, nasz mózg. Ona była w rafie, zna ją. Trzeba będzie to rozrysować, a ty umiesz w mądre rzeczy. Macie już pierwszy wspólny temat i zaczepkę aby ją wziąć na dół, zapalić świece i najpierw wyciągnąć papier do kreślenia, a potem laskę z ciuchów.

Aaron na ile mógł to pomagał, głównie idąc za nimi i asekurując gdyby im przyszła fantazja ześlizgnąć się ze schodów na dół czy co. Na ile jednak go blondyna widziała to był nieźle zaskoczony i skołowany. Aż odwrócił się w dół schodów jakby chciał sprawdzić czy ktoś za nimi nie idzie czy co. Zaś Nico okazał się bardziej rozmowny.

- Gadałaś z Marią Ortegą? Tą z Ligi? O mnie? Dzięki! - zaśmiał się na koniec też chyba nie mogąc przejść do porządku dziennego z taką sławną na całe miasto osobą. Wynagrodził albinosce tą troskę całując ją w policzek. Ale już doszli do strychu i pokoju jaki zajmowała Lucy.

Wnętrze poddasza przywitało ich półmrokiem i zapachem palonego drewna wydobywającym się z pieca w części użytkowej. Tam też dwójka Runnerów zaprowadziła Latynosa kładąc go na materacu powoli i ostrożnie aby sobie biedak nic dodatkowego nie uszkodził.
- Powinno być okay - Śnieżka popatrzyła na całokształt łóżka, półek i meksa, ale zmarszczyła nagle czoło. Zabrała mu kołdrę i podeszła z nią do szafy skąd wyjęła nową poszwę, równie czarną jak ta używana aktualnie.
- Ash weź zgarnij ze stołu komiksy, a z łazienki wiadro - poprosiła, odświeżając pościel bo wolała nie wiedzieć co w niej robili sąsiedzi, albo gdzie wcześniej łazili, a potem wleźli do wyra.
- Wodę masz na stoliku przy wyrze, postaraj się odpocząć - nadawała pospiesznie, wracając z powrotem pod materac gdzie nakryła typka. Zupełnie jakby była pieprzoną pielęgniarką w jakimś durnym szpitalu.
- Mówię serio, postaraj się odpocząć - powtórzyła kucając przy wezgłowiu. Sapnęła zmęczonym sapnięciem. Chętnie by tu została, zwłaszcza że podobał się jej widok obcych zwłok we własnym łóżku. Odwykła od tego.
- Co do Marii nie ma sprawy, pomyślałam że jeśli masz farta mieć normalną matulę na pewno sie martwi. Ja bym chciała wiedzieć gdzie moje kaszojady się błąkają. Nawet jak już są duże i w miarę samodzielne. Ona dużo może, załatwi to po cichu i bez zbędnych pytań albo dociekań. Będzie okay. Czegoś jeszcze ci trzeba? - poklepała go po dłoni.

- Nie. Dzięki. Wszystko w porządku. - odparł uśmiechnięty Latynos. Po chwili wrócił mózgowiec Żałobników przynosząc wiadro do załatwiania potrzeb i kupkę komiksów jaką położył obok materaca.

-Dobrze, to teraz dupa w poziomie i się relaksuj. Wpadniemy z Lolą wieczorem - dziewczyna wstała.

Schodząc już we dwójkę na dół mieli okazję pogadać. I Aaron faktycznie wyglądał na tyleż zaskoczonego co skołowanego tymi wieściami o ich kobiecym gościu.

- Ale kto to jest? I ja mam z nią gadać? Sam? Tam na dole, w kostnicy? Ale ja nie wiedziałem, że ktoś przyjdzie… Nie mam nic przygotowane. - Ash miał głos i minę jakby mu niespodziewanie stary wpadł na inspekcję warsztatu jak on był w proszku. A przynajmniej zdawał się być bardzo przejęty tą całą sytuacją.

- Amarant, laska od Parkerów którą wystawili do akcji z rafą jak Brown wystawił nas - dziewczyna wyjaśniła cierpliwie, obejmując technika ramieniem i tak schodzili przytuleni powoli w dół - Nie bój nic, pomożemy ci z Lolą. Najpierw ją spijemy żeby się rozluźniła, następnie we czwórkę tam zejdziemy. Pogadamy, nakręcimy i nakierujemy na właściwy tor, a potem was w tej lodówie zostawimy do rana - uścisnęła go mocniej dla otuchy i też dostał pieczątkę z ust prosto na policzek.
- Weź to na luzie, chcesz skocz na szybko tam ogarnąć… kurwa, skarpety wyjmij ze zlewu chociażby - prychnęła - Potem wejdziesz cały na biało do salonu, my ją tam przetrzymamy, zagadamy i polejemy. Jesteśmy jedną rodziną, pamiętasz? Rodzina się wspiera. Będzie okay, już się tak nie spinaj. Bądź sobą, to wystarczy żeby wyskoczyła z majtek.

- Tak? - zapytał i spojrzał na nią z bliska sprawdzając w jej oczach jakoś wypowiedzi. Chyba nie wyszła tak źle. Bo uśmiechnął się, trochę nerwowo ale jednak po czym zatrzymał się, złapał ją za ramiona i nieco potrząsnął.

- Dzięki! To ja lecę na dół ogarnąć to wszystko a wy ją zagadajcie! - zawołał i nagle dostał takiego popędu, że zaczął zbiegać na dół jak strażak do pożaru. Jeszcze z dołu klatki schodowej słychać było tupot jego butów.

Śnieżka uśmiechnęła się pod nosem. Dawno nie widziała Aarona tak zaaferowanego, ale nie dziwne. Przez problemy z opuszczaniem domu miał ubogie życie towarzyskie, tym bardziej obiecała jego oddalającym się krokom, że przynajmniej tej nocy będzie się czuł mniej samotny niż przez większość swojego życia. Zasługiwał na to.
 
Dydelfina jest offline