Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2021, 14:46   #68
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
DARYLL SINGELTON, WIKVAYA SINGELTON

Stan ich matki nie poprawiał się, ani nie pogarszał. Ale nie zostali z tym samym. Szybko okazało się, że Debra ma wielu przyjaciół. W szpitalu zaroiło się od kartek z życzeniami powrotu do zdrowia i kwiatów, a do pensjonatu co chwila ktoś przychodził, aby upewnić się, że "dzieciakom Debry" na niczym nie zbywa.

Jednak większość pracy w "Niedźwiedziu i sowie" wykonywali sami, na przemian. A te, które akurat miało wolne, siedziało przy łóżku matki.

Niewiele się zmieniło w ich sytuacji. Nawet, jeżeli Falls potraktował poważnie informacje o Jacku Gunie i sprawdził go - a akurat Daryll był raczej pewien, że tak zrobił - to podejrzany klient nadal przebywał w pensjonacie, jakby nigdy nic. Pojawiał się i znikał, w trudnych do przewidzenia porach, a oni, siedząc na recepcji, zawsze wiedzieli, kiedy Jack Gun przebywa w pokoju.

W końcu przyszedł upragniony przez wszystkich piątek. Przez wszystkich, ale nie przez Singeltonów. Zapadł zmrok, księżyc zaświecił nad górami, a młodzi ludzie pojedynczo lub w grupach, zjawiali się w willi u Leona, na największą bibę u schyłku lata i na początku jesieni. Niestety, tego roku Singeltonów, z wiadomych powodów, miało na niej nie być. I o ile na nieobecność Darylla niewiele osób zwróciło uwagę, to brak lubianej i cenionej towarzysko Wikvayi był dla wielu powodem do krótkiej refleksji.


BRYAN CHASE

Cóż. Kręgielnia w Twin Oaks nie była może najbardziej reprezentatywnym miejscem, ale dla miejscowych była jedną z nielicznych "imprezowni" w tej małej miejscowości. Można się w niej było napić piwa (oczywiście, jeżeli ktoś był pełnoletni), zjeść trochę śmieciowego jedzenia, porzucać kulami do kręgli.

Dan i ekipa byli na miejscu. Właściwie zdominowali dwa z trzech torów. Przy trzecim grali dwaj brzuchaci, podtatusiali górnicy, których Bryan kojarzył z widzenia jako klientów ojca.
Kiedy Bryan dopytywał Dana o to, co zrobią Spineliemu, starszy chłopak tylko uśmiechnął się półgębkiem.

- Nie bój się, młody byku. Ćpunek dostanie tylko tyle, ile mu się należy, nic poważnego. To leszczu. A leszcze to leszcze - dodał nieco bez sensu dopijając piwo. - Tam masz swojego burgera - Dan wskazał głową paczkę z jedzeniem na wynos. - Daj jutro popalić tym ćwokom z Helena City na meczu.

Pobył jeszcze z chłopakami przez chwilę, ale widać było, że Dan co najwyżej toleruje jego obecność. Na ten moment nie miał co liczyć na jakieś większe profity z tej znajomości. Pożegnał się i wrócił do domu, tym bardziej że było już późno.

Nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że całą drogę od kręgielni ktoś za nim idzie. Obejrzał się nawet kilka razy, ale nie zobaczył nikogo, a stara sztuczka z przyczajeniem się gdzieś za rogiem i pczekaniem, aż frajer sam właduje się w jego łapy, też zawiodła.

Dziwne uczucie, że jest obserwowany, nie ustąpiło nawet kiedy brał prysznic w domu, czy kładł się spać. Nie wiedział o co chodzi, ale nie podobało mu się to. Miał jednak swoje sterydy - Dan dotrzymał umowy, chociaż wziął więcej, niż wziąłby Bart Spineli.


BART SPINELI

Rozmowa z Anastasią była nieco dziwna, ale przyjemna. Dziewczyna wyglądała na mocno spiętą, ale w końcu kto, jak nie Bart Spineli, był mistrzem luzu we wszelkiej postaci. I wyglądała na taką, którą można polubić. Trochę cicha i na uboczu, ale chyba sympatyczna.

Tą noc również spędził u babci.

Ale nie była to noc spokojna. Już od wieczora zmiana pogody mocno dokuczyła babci i miał z nią trochę zajęć. Po kolacji - smakowitych ciasteczkach z "przyprawą na bóle życia" poszli spać.

Bart miał sen. Śniło mu się, że jest gdzieś w lesie. Że chodzi pomiędzy wielkimi drzewami całkowicie zagubiony. Trzaskające gałęzie i odgłosy wydawane przez dzikie zwierzęta, powodowały że w tym śnie, czuł się coraz bardziej przerażony. A potem ktoś go gonił. A on uciekał, w coraz większej panice, przez ten cholerny las, ale i tak w końcu ten ktoś go doganiał, a kiedy to się działo, uderzał go w ramię i z krzykiem - gonisz, uciekał w las!

To było tak pokręcone, że aż durne. I Bart nie wiedział, że śmieje się przez sen, jak głupi.


ANASTASIA BIANCO

Rozmowa z Bartem Spinelim, sam fakt, że do niej doszło, i że Bart ją pamiętał, była czymś, co zburzyło stan emocjonalny An na jakiś czas. Odeszły w zapomnienie, na krótką chwilę, sprawy związane z morderstwem w mieście, sprawy związane z faktem, że ktoś ją prześladuje.

No i jeszcze impreza u Leona. Nigdy nie była na takiej "dorosłej" imprezie i czuła nie tylko podniecenie, że stanie się częścią tak ważnego dla młodych ludzi wydarzenia, co i strach, że weźmie w nim udział. Emocje kotłowały się w niej tak silnie, że miała problem ze snem. A kiedy już zasnęła, śniło jej się, że jest myszą, która biega po labiryncie ścigana przez czarnego kota, majaczącego za nią niczym widmo zagłady. Nie widziała samego zwierzęcia, ale czuła jego obecność, która zmuszała jej małe serduszko do panicznego łomotu, a nóżki do ucieczki.

Przez te dziwne majaki nie spała za dobrze, ale kolejny dzień i tak miał być dość luźny, ze względu na mecz zespołu licealnego z Twin Oaks z zespołem licealnym z Helena City.

JESSICA HALE

Spotkanie z Pauliną poprawiło Jess humor. Ploteczki, śmiechy - to było coś, co dodawało jej życiu smaku.

Paulina zawinęła się jednak szybko i znów trzeba było poczekać.

Gdy wrócił tatko, Jessica wdrożyła w życie swój plan. Uśmiechała się, używała każdej sztuczki, którą przez lata zmiękczała serce ojczulka. A potem, gdy wyraźnie poprawiła mu skwaszony nastrój, przeszła "do ataku", którego celem było wyciągnięcie jakiś ciekawostek na temat śledztwa.

Ale jedynym, co osiągnęła było tylko kilka informacji.
O tym, że nie ma żadnych świadków ataku. Ani żadnych podejrzanych. O tym, że lepiej by było, gdyby nie wychodziła po zmroku i nigdzie nie chodziła sama.

Jej ojciec był wyraźnie czymś zmartwiony, przejęty i wkurzony. Jadł niewiele, odpowiadał mimo słówkami, a gdy Jess zaproponowała wspólne, rodzinne oglądanie filmów, ojciec wzruszył tylko szerokimi ramionami, spojrzał tak jakoś dziwnie, i wstał.

Zakładając kurtkę szeryfa wyszedł w zapadający zmierzch.

- Wracam do pracy. Pozamykajcie dobrze drzwi i okna. Włączcie alarm. Dzisiaj w nocy nie będzie mnie w domu.

Matka nic nie powiedziała, a nim reszta rodziny zdążyła zadać jakieś pytania, ojciec zamknął drzwi. Po chwili usłyszeli jego samochód odjeżdżający spod domu.

Dzisiejszej nocy Jess nie mogła długo zasnąć. Może była podekscytowana jutrzejszą imprezą u Leo. Może brakowało jej seksu? Może zjadła coś ciężkostrawnego? A może po prostu bała się o ojca, który jest gdzieś tam, w ciemnościach, polując na niebezpiecznego mordercę?

Z tego wszystkiego miała bardzo ciężkie sny. Ciężkie i pokręcone. Ganiał ją jakiś morderca w masce, z siekierką o paskudnym ostrzu. Jess uciekała przed nim, ale w końcu zaganiał ją do kąta, a gdy miał już porąbać ją na kawałki, ściągnął maskę i Jess zobaczyła twarz Pauliny, a zza jej pleców wyłoniły się dziewczyny z paczki, i pokazując ją palcami wyśmiewały, rechotały, aż ich twarze zmieniły się w coś nieludzkiego, coś okrutnego i żarłocznego.

I wtedy budziła się ze snu, a kiedy zasypiała, ponownie powrócił ten sam koszmar, w nieco innych wariacjach.


MARK FITZGERALD

Kumple zostali obdzwonieni, większość najważniejszych kwestii ogarnięta jak należy. Obejrzał jeszcze coś w tv przed snem i w końcu położył się do łóżka. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, jak rozwiązać sytuacje z Jess. Zerwać? Utrzymywać relację? Impreza u Leo to doskonały "teren łowiecki". Będą tam dziewczyny i z tego co wiedział, niemal każda z nich z chęcią wskoczyłaby mu do łóżka. Mógł przebierać w nich, jak tylko zechciał.

Z tą pocieszającą myślą zasnął w końcu.

Miał jakieś dziwne, popierdzielone sny. Była w nich piłka, która okazywała się odciętą głową, całą we krwi, którą Mark, albo ktoś inny, rzucał sobie razem z innymi chłopakami. Była rzeka, która spływała krwią. Były jakieś osoby, które doskakiwały do innej osoby uderzając czymś, co w sennych majakach było szponami.

I był mężczyzna pozbawiony twarzy. Dosłownie. Jakby ktoś zdarł mu ją czymś z twarzy. Zamiast tego, mężczyzna miał widniejącą jedną krwawą breję, z wyszczerzonymi do niego zębiskami, jak u jakiegoś potwora z horrorów klasy "CH" czyli "chujowe".

Sny te były tak popierdzielone i realistyczne, że Mark obudził się jeszcze przed sygnałem budzika.

Na szczęście impreza u Leo będzie dobrym momentem, aby się odstresować.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline