Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2021, 16:23   #33
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Wspólna rozmowa z koboldem

- Cieszę się, że się rozumiemy. - skrzydlaty kobold rozluźnił się nieco po słowach Oberika i przeszedł kilka kroków w ich stronę.
- Nie wiem o jakim stworze mówisz. Jesteśmy tu niewiele ponad dzień i nic nas nie atakowało. Domyślam się jednak, że to zadawniony problem, skoro "nawiedzał"? Zostaje mi tylko podziękować. Być może jest coś co mógłbym dla was zrobić? - smokowaty spojrzał po każdym z członków drużyny. Trudno było zawyrokować, czy to uśmiech pojawił się na jego gadzim pysku. Człowiek zwykle widzi na "twarzy" kobolda martwą obojętność, ale poruszenie łusek, łuk grzebienia, wyraz oczu, rozchylenie pyska, to wszystko nosiło wiele nieodgadnionych znaczeń.
- Tak, to ja umieściłem ów znak. - przyznał, po chwili znów patrząc na Oberika. - Nie chciałem by komuś cos się stało. Koboldom, ale i górnikom. Nie wiem, czy Scorp zdołał wam wyjawić moje imię. Nazywam się Trex. Chciałbym byśmy zapomnieli o, na szczęście niegroźnym, incydencie z górnikami i zawarli współpracę.

Krasnolud obserwował koboldy czujnie. Ich sprzęt mógł okazać się wystarczający do wydobycia czaszki ze skały, choć nadal potrzebowałby kilku godzin. A jednak miał złe przeczucie. Szturchnął delikatnie stojącego obok Oberika i szepnął:
- Coś tu jest bardziej nie na miejscu niż buty wiedźmy.

„Bajdurzy jak jakiś uczony” pomyślała Lavena słuchając przywódcy koboldów „Cóż za obłęd sprawił, iż zwierzę postanowiło naśladować biegłego w księgach człeka?”.
- Bądź pozdrowiony, szanowny Trexie, wspaniały przywódco koboldów - przemówiła z emfazą wiśniowowłosa. - Jam jest Lavena Da’naei, szlachetnie urodzona ambasadorka miasta Termalaine i zarazem słynna w krainach czarownica o niezrównanej potędze. Przysłał mnie tu z poselstwem łaskawie nam panujący Oarus Masthew. Stanowię przeto jego oczy, głos, wolę i rozum. Co należy rozumieć w tenże sposób, iż to wyłącznie ode mnie zależeć będzie wasz dalszy los. Jak zapewne się domyślasz, szlachetny panie, moim zadaniem jest zająć się kwestią waszej kłopotliwej obecności w tejże kopalni turmalinu. Jakże kluczowej dla gospodarki miasta i symbolicznej dla jego historii. Będącej miejscem zapewniającym byt licznym górnikom oraz ich rodzinom, a zarazem stanowiącym w chwili ciężkiej próby schronienie przed bezlitosnym lodowym uściskiem Auril.
Młódka pozwoliła, by urd przyjął do wiadomości jej dotychczasowe słowa i ponowiła przemowę.
- Przechodząc zaś do istoty rzeczy, powiadam wam z całą szczerością, iż wierzę, żeście nie mieli złych zamiarów. Wnoszę tak, albowiem nie podjęliście dotychczas wobec górników, ani nas wrogich działań. Co poniekąd dobrze o was świadczy. Tylko poniekąd, gdyż wciąż przejęliście nielegalnie miejsce, które nie jest wam przynależne. Co w świetle prawa ludów cywilizowanych, tak czy inaczej, stanowi wtargnięcie. Sprawiliście też, że prace w kopalni ustały na jeden dzień, co naraziło miasto na pokaźne straty materialne. I te właśnie występki również muszę mieć na uwadze gdy będę podejmowała swą ostateczną decyzję. O której wspomniawszy, powiadam tak: wysłuchałam, coś miał mi do przekazania szanowny Trexie i przyjmuję do wiadomości twą ofertę. Jednakowoż po jej przemyśleniu z bólem stwierdzam, iż nie jest ona wystarczająca. Ciąży na mnie ogromna odpowiedzialność związana z pełnioną funkcją, dlatego dla dobra miasta w obecnej formie nie jestem w stanie na nią przystać. Co uzasadniam tym, że wasza skromna liczebność oraz liche rozmiary wbrew waszym szumnym deklaracjom nie gwarantują w żadnym razie, że będziecie w stanie zapracować na własne wyżywienie ani tym bardziej spłacić zaciągnięty dług i przynieść miastu odczuwalny zysk. Dlatego z ciężkim sercem, ale jednak zmuszona jestem nakazać wam jak najszybsze opuszczenie niniejszej kopalni... - zawahała się na moment, jakby coś przemyśliwała, był to jednak zwykły blef. - No, chyba że posiadacie gdzieś zgromadzone skarby, jakimi moglibyście się z podzielić. Środki ów potraktowane zostałyby jako kontrybucja na rzecz łaskawie nam panującego gwoli przypieczętowania przedłożonej oferty, finansowe zadośćuczynienie za poniesione przez miasto straty i gest dobrej woli wobec waszego przyszłego suwerena.


Lavena: oszustwo - oblany!
Lavena: przekonywanie -oblany!

Urd zdjął swe spojrzenie z Laveny i spojrzał po pozostałych członkach drużyny. Zaczął mówić bardziej do nich, jak do czarodziejki, choć odnosił się przy tym do jej słów.
- Górnicy uciekli nim zdołałem wytłumaczyć, że z naszej strony nic im nie grozi. Sami porzucili kopalnię, a my nie zamierzamy upierać się w jej zatrzymaniu. Wiemy bowiem, że nie należy do nas. Jednakże zważcie, iż nie mamy alternatyw...

Trex wskazał koboldy wyposażone w kilofy i inne narzędzia.
- Nie próżnujemy też. Wydobycie trwa z ludźmi w kopalni, czy bez. Jeśli pozwolicie nam pracować dla Termalaine, dotychczasowy urobek osobiście przekażę zarządcy, jako gest dobrej woli i dowód naszej przydatności oraz rekompensatę poniesionych strat… zgodnie z tym co zamierzałem uczynić niezależnie od prób negocjacji waszej dyplomatki.

Urd zwinnie obracając się wokół własnej osi, owiódł skrzydlatym ramieniem koboldy stojące po jego lewicy i prawicy.
- Czasu było niewiele, lecz smokowce to niezrównani górnicy. - z tyłu dobiegł nagły i głośny kaszel krasnoluda. Urd jednak kontynuował - Te pokaźne straty materialne, o których mówi wasza dyplomatka zostaną wyrównane z nawiązką. Dajemy Termalaine wszystko co mamy i oferujemy naszą pracę za możliwość zamieszkania tutaj lub w mieście oraz wyżywienie. Wasza odmowa oznacza dla tych koboldów śmierć. Zważcie na to. Nie chcę by doszło do eskalacji konfliktu.

Bran zdał się wielce niezadowolony. Ich rozmówca stąpał po cienkim lodzie kilkukrotnie wspominając o “koboldach jako najlepszych górnikach”.

- Skąd tu przybyliście i dlaczego nie możecie tam wrócić? Gdzie ten urobek? Możemy go zobaczyć? I co to był za stwór? - przy ostatnich słowach brodacz wycelował palec w dziób wiszący przy pasie towarzysza.

- Przybyliśmy spod szczytu, który niegdyś był leżem białego smoka imieniem Cryovain. - Trex podjął najważniejszą kwestię, najwyraźniej uznając że reszta może zaczekać, jednakże rzucił spojrzeniem na ucięty dziób potwora o którego pytali też wszcześniej.. - Jednakże Cryovain, podczas okrutnej zamieci opuścił nas, zmuszony do ucieczki przez starożytną Arveiaturace. Próbowaliśmy przetrwać, długi czas oczekiwaliśmy jego powrotu, lecz zima stawała się coraz dotkliwsza, a niebezpieczne stworzenia coraz śmielej zapuszczały się na tereny niegdyś strzeżone przez Cryovaina. Ostatecznie opuściliśmy swoje dawne miejsce. Koboldy zostały stworzone do górnictwa. To Cryovain dbał o pożywienie dla nas. Teraz gdy jedzenia jest coraz mniej, nie przetrwamy bez współpracy z wami. Proszę, prosimy tylko o skromne posiłki, pozwalające nam przeżyć do końca tej okrutnej zimy. Będziemy żyć tutaj, w kopalni i w zamian przekazywać cały urobek…

Sorcane patrzył na koboldy stojące po przeciwnej stronie przepaści. Tak jak pozostali miał pewne dziwne przeczucia co do Trexa, lecz to o czym mówił przywódca jaszczurów było szczere.
Sam doskonale zdawał sobie sprawę jak ciężkie są warunki w Dolinie Lodowego Wichru i nawet koboldy, istoty znane raczej z bycia utrapieniem dla wszystkich, mogły zarzucić swoje zwyczajne by mieć możliwość przeżycia. Tropiciel sam wiedział do czego potrafiła popchnąć cywilizowane i niecywilizowane istoty sroga zima.
- Myślę że z ich strony to uczciwy układ i powinniśmy się na niego zgodzić. - powiedział cicho.

Lavena zerknęła na towarzyszy i rzekła półgłosem.
- Mamy oczyścić kopalnię. Zakładając, że Oarus przystanie na propozycję tych zwierząt, nic nam z tego nie przybędzie. Dostaniemy tyle samo wynagrodzenia. Jak się nie zgodzi, będziemy bieżeć z powrotem, coby je stąd przepędzić. Tak czy inaczej, nie widzę nic złego w tym, by je nieco przycisnąć i dodatkowo zarobić. To w końcu głupie potwory.

- Chytry, dwa razy traci! Nic ci po tym jak ukryli urobek, a medykowi zapłacisz więcej niż zarobisz! - syknął cicho elf, ale Lavena już zaczęła mówić.

półelfka zignorowała towarzysza i zwróciła się głośno do Trexa.
- Jakem rzekła, jam jest w tym momencie przedstawicielką czcigodnego Oarusa Masthewa - ponowiła swe słowa z naciskiem. - I to ze mną winieneś negocjować. Pojmujesz to Trexie? To wyłącznie ode mnie zależy, czy dobijesz targu, czy też pójdziesz precz, skazując swój lud na sromotę i obrócenie się wniwecz. Toteż proszę dłużej mnie nie zwodzić swą czczą gadaniną, albowiem nie jestem dość naiwna, coby się nań złapać. A również na tyle nieroztropna, by powrócić i przekazać memu zarządcy tak mgliste zapewnienia i puste obietnice. Oczekuję przeto co najmniej pozwolenia na inspekcję, tego coście wydobyli z tuneli, które zajęliście. Gdyż mniemam, że możecie rozmijać się z prawdą co do ilości wydobytych dóbr i wydajności swej pracy. Sądzę również, że i inne bogactwa mogły was skusić do przybycia w dokładnie w te strony i ów miejsce. I co do tego również winnam się upewnić. A wiedzcie, iż ukrywanie tego, coście wydobyli, przed prawowitym właścicielem tego miejsca podchodzi pod grabież. I w taki sam sposób, jak owo przestępstwo, winno być ukarane. Nie bez powodu zabrałam ze sobą zbrojną świtę doborowych wojów, od ręki jesteśmy w stanie ukarać was za wszelkie rażące matactwa i uchybienia. Dlatego dla własnego dobra, upominam was, kooperujcie i spełnijcie me żądania, jeśli nie chcecie sprowadzić na siebie gniewu Termalaine. Posłuchajcie głosu rozsądku i nie rzucajcie cienia nieufności na nasze przyszłe owocne relacje, ani nie czyńcie dyplomatycznego faux pas.


Lavena: zastraszanie - ob!any!

Urd spojrzał na Lavenę nieufnie.
- Chcesz mnie zastraszyć, mimo że oferuję wam wszystko co mam. Nic tym nie osiągniesz, bo nie ma już nic więcej do osiągnięcia. Udam się z wami do Termalaine jeśli potrzebujecie dodatkowego dowodu prawdomówności i chęci współpracy. Oddam się za zakładnika dla dobra reszty smokowców. Przekażę Oarusowi Masthew co należy do miasta i tylko jemu.

Trex wypowiedział kilka słów w smoczym. Koboldy zaczęły wycofywać się ostrożnie, lecz skrzydlaty kobold pozostał na swoim miejscu.
- Pozwólcie Scorpowi przejść do nas. Oddaję w wasze ręce swój los, jakiego jeszcze dowodu potrzebujecie?

Stojący z boku Sorcane chciał rzucić złośliwy komentarz wobec elokwencji pół-elfki, ale dał sobie spokój. Rozwlekłość wypowiedzi zamiast kwiecistości powodowała że mowa czarownicy była żenująca. Gdyby miał wskazać tu kogoś kogo dało się nazwać negocjatorem to nazwałby nim skrzydlatego kobolda. Co innego jednak przykuło jego uwagę już wcześniej. Nie wiedział co dokładnie go niepokoiło w księdzę którą miał przy sobie urd, ale dojrzał okazję by się dowiedzieć o co chodzi…
- Jeżeli chcesz się spotkać z mówcą Oarusem musisz zostawić całą swoją broń oraz magiczne przedmioty! - zawołał Sorcane - Zaprowadzimy cię do niego tylko jeżeli będziesz rozbrojony!

Urd odwrócił się do elfa gwałtownie. Chwilę patrzył na niego, jakby zastanawiając się nad czymś. Po tym czasie sięgnął po prymitywny długi nóż, zatknięty z tyłu za łachmanami. Odłożył go pod nogi.
- Nie mam więcej broni. - rzekł - czy mogę teraz przejść do was?

- O czymś chyba zapomniałeś. - stwierdził Sorcane.

- O czym to zapomniałem? Wybacz, jeśli coś przeoczyłem... - podjął Trex chwytając pieszczotliwie i mimowolnie za wolumin przytwierdzony skórzanymi rzemieniami do pasa.

Na ten gest usta Sorcane’a powoli rozszerzyły się w szczerym, damariańskim uśmiechu. Równie nieprzyjemnym co wiatr na zewnątrz kopalni.

Trex uczynił kilka kroków w tył, w stronę korytarza po jego prawej stronie.
- To tylko pamiątka, księga. Ma dla mnie znaczenie sentymentalne. - powiedział po raz kolejny używając słów niepasujących do kobolda. - Jak miałbym uczynić nią wam jakąś krzywdę? Gdybym nawet zamierzał? - mówił stale wycofując się powoli.

- A jednak… przez tą książkę próbujesz uciekać… a przecież masz ją po prostu tam zostawić. - mruknął Sorcane chwytając za łuk, naciągając strzałę i celując w Trexa.

„Jak zwykle gdy samcy „negocjują” musi dojść do przemocy” przeszło przez myśl Lavenie.
- Ani kroku Trexie, bo cięciwa Sorcane’a zagra żałobny marsz! - rzekła krotochwilnie, wyraźnie rozbawiona obrotem spraw. - Chyba nie chcesz postradać żywota dla jakiejś księgi? Nadal możemy się porozumieć, tylko musisz KO-OPE-RO-WAĆ, pojmujesz? Wolumin zostanie ci zwrócony, gdy powrócisz do swoich. Strasznie dużo z twej strony nieufności, jak na te wszystkie obietnice przyjaźni.

Urd faktycznie, zatrzymał się w pół kroku.
- Tego jednego nie mogę oddać.

- To zostaw to swoim smokowcom i idź z nami. - powiedział spokojnie Sorcane.

- To… także niemożliwe, nie zdam się wam na nic bez tej księgi… To... dzięki niej potrafię zapanować nad resztą koboldów. - mimo usilnych prób kobolda, widać było, że sytuacja jest dlań bardzo niekomfortowa, kręcił pyskiem na boki i skręcał ciałem na boki. - To moje dziedzictwo po Cryovainie.

- Ach, doprawdy? A może to najnowsze wydanie “Chutliwej koboldziej pokojówki”? - zapytała sardonicznie szmaragdowooka, mrugając przy tym filuternie okiem do Trexa. - Po prawdzie to nie dbam zbytnio o tę żałosną kupę pergaminu. Ale wygląda na to, że mój elfi towarzysz jest zapalonym bibliofobem. I cóż na to poradzimy? - wzruszyła teatralnie ramionami. - Może dasz się związać i zakneblować? Wtedy nie będzie musiał obawiać się żadnego czarciego uroku.


Lavena: przekonywanie - zdany!

Trex z dłonią wciąż spoczywającą na księdze spojrzał za siebie, na koboldzie ślepia świecące w ciemności, obserwujących go osobników, po czym znów spojrzał na rozmawiającą z nim kobietę.
- Przysięgnijcie, że książka nie zostanie przez was zabrana. Wtedy… nie widzę innego wyjścia z tego impasu. Zgoda.

“Masko, ale upierdliwiec” westchnęła w myślach młódka.
- Ech, tia, przysięgam - rzuciła od niechcenia, ziewając elegancko. - Klnę się na imię Leiry.

- Przysięgam że nie zabiorę jej. - powiedział elf powoli opuszczając łuk i luzując cięciwę.

- Jeśli to artefakt po smoku to musi być potężny - Lotta pociągnęła elfa za płaszcz, ściszając głos. - Martwi mnie, czy bez Trexa i księgi w pobliżu reszta koboldów nadal będzie taka spolegliwa. Póki co słuchają się, ale patrzą na nas jak na jedzenie. Nie wiadomo co zrobią, gdy zabierzemy im przywódcę. Co jeśli zabarykadują kopalnię? Ludzie nie będą mieli się gdzie schronić w czasie ofiary dla Auril.
Lotta miałą mieszane uczucia co do kwestii współpracy z koboldami. Górnicy nie będą zachwyceni z konkurencji; Dziesięć Miast nie oferowało wielu źródeł zarobku; zwłaszcza w zimie. Z drugiej strony zarządca wspominał, że części górników udało się znaleźć pracę, mimo wszystko… Z trzeciej… w ciężkich czasach walki o jedzenie i schronienie były zwykle kwestią czasu; tu mogli jej uniknąć. Mimo wszystko nie podobało jej się zarówno zostawianie koboldów za plecami jak i zabieranie Trexa ze sobą. Zresztą Lavenie nie ufała tak samo jak i koboldom; jej słowotok nie odzwierciedlał w żaden sposób zarówno zdania drużyny jak i Termalaine. Póki co pchnęła Scorpa w stronę urda.
- Jesteś pewien, że pod twoją nieobecność wszystko tu będzie… bezpieczne? - spytała Trexa. Miała ochotę wypytać kobolda gdzie znalazł skarb po Crovainie i jak nauczył się go używać. Nie chciała robić tego przy chciwej czarodziejce. Z drugiej strony sama na magii nie znała się ni w ząb. Ale to mogło poczekać.

Trex ponownie wydobył z gardzieli kilka smoczych słów, a jeden z koboldów podszedł do kołowrotka i zaczął przeciągać linę w celu przetransportowania Scorpa oraz Trexa.
- Smokowce będą pracowały przy wydobyciu przez cały czas mojej nieobecności. Wiedzą w jakiej znajdujemy się sytuacji i będą chciały wykazać, że są wartościowym partnerem dla mieszkańców Termalaine. - wyartykułował płynnie we wspólnym Trex. - Nie będą sprawiać problemów, ale jeśli taka będzie wasza wola, mogę pozostać na miejscu, mogę też zabrać wszystkie wraz ze mną, lub mogę udać się w tę podróż z jednym z was, podczas gdy reszta będzie pilnować kopalni. Wybór nie leży po mojej stronie, bowiem zależy mi na tej współpracy.

- Rozdzielamy się? - Lotta spojrzała na resztę. By dotrzeć do miasta nie trzeba było wielu osób, ale w kopalni koboldy i tak miały przewagę liczebną.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 17-11-2021 o 16:11. Powód: dołączenie dialogu z dokumentu google
Rewik jest offline