Baza Minutemen. Hangar
Matt Henderson załadował na boczne pylony Lightninga dwie rakiety powietrze-powietrze Thunderstrike. Na Columbusa nie było co brać bomb, bo grawitacja wynosiła około ¼ ziemskiej, więc nawet gdyby spadły, to mogłyby nie eksplodować.
- Matt, pamiętasz co masz zrobić, żeby nie mieć kłopotów? Co powiedzieć w razie kontroli? – Iroshizuku kolejny raz upewniała się, że zbrojmistrz będzie miał skuteczny dupochron, gdy ktoś wścibski będzie chciał drążyć sprawę.
-Jasne, Mała – olbrzym się uśmiechnął – Daliście mi zezwolenie UnODir – Unless Otherwise Directed – zastępujące rozkaz ataku. W którym stoi, że oddział wykonuje działania tak, jak sam uważa za słuszne, chyba że dostanie wyraźny rozkaz od przełożonego, że ma robić coś innego – wyrecytował i pokazał na czytniku stosowny dokument.
-Zgadza się. Nie mamy rozkazu, żeby tam lecieć, ale nie mamy rozkazu, żeby nie lecieć. Proste. I zgodne z prawem i regulaminem wojskowym – Iroshizuku pierwszy raz ucieszyła się, że regulamin wojsk New Vermont był pełen dziur i ktoś wprawny w białej taktyce, czyli biurokracji, mógł skorzystać z odpowiednich kruczków na swoją korzyść.
Draconisjanka weszła po drabince do kokpitu, zasiadła w fotelu i zamknęła owiewkę. Włączyła systemy i rozpoczęła procedurę startową. ***
Columbus -Tu Itan-sha. Podlecę na powierzchnię i zrobię zwiad. Uważnie obserwujcie skąd zaczną do mnie strzelać, to będziecie mieli ładnie namierzone i oznaczone cele. Będę przekazywać obraz z kamery. Pozostańmy też w ciągłym kontakcie radiowym – Iroshizuku powiadomiła załogę Leoparda i lancę o swoich zamiarach. |