Spalona kaplica Katana, popołudnie 20 shnyk-ranu
Milcarr nie chciał wstryzmywać się z rekonesansem, póki jeszcze mógł zdać się na zmysł wzroku, bo dekokt wiedźmy wciąz jeszcze działał, toteż przemykając zręcznie od cienia do cienia, dokładnie zbadał wieżę. Nie dawał mu spokoju też napis nad wrotami. Cos podpowiadało zabójcy, że sentencja nie była li tylko religijnym wersetem (który on sam, onegdaj wyznawca katanickiej wiary kojarzył), ale przede wszystkim zaowalowaną wskazówką. Być może do tego jak otworzyć zawarte na głucho drzwi.
Ale o ile nie zwiad chciał uczynić czym prędzej, korzystając z szerszej palety zmysłów, tak samą próbę wolałby odłożyć na później, gdy wieś spowije mrok, a chłopy spiją się w stodole na umór. Miał przy sobie zwój z czarem, który mógł umozliwić wejście do środka, co najważniejsze bez śladów włamania, ale gdyby gdzieś czaiła się inna możliwość, nie odwołujaca się do czarowania, to czemuż miał jej nie spróbować, lub mieć w zanadrzu, jeśliby pergamin na nic się nie zdał.
Obejrzawszy dokładnie wieżę, syknął do elfa:
- Wrócim po zmroku, gdy się tłuszcza spije i ciemności zapadną.