Piegus
Lordem, o którym była mowa, okazał się Heinrich Mach, krewny margrabiego, który rządził Eisental i okolicznym hrabstwem. A przynajmniej tak Gustav niewyraźnie wydukał w rzadkich przerwach w rozpaczaniu nad utraconym ekwipunkiem i powierzoną mu kiesą.
Gdy tylko trójka przypadkowych towarzyszy niedoli pojawiła się w zasięgu wzroku oczekujących grupek i broniących bramy strażników, dwójka gwardzistów momentalnie odłączyła się od posterunku i ruszyła w ich stronę żwawym krokiem. Niewątpliwie rozkazano im odganiać wszelkich natrętów i inne męty, a w większości poobijana i poszarpana grupa na takich właśnie wyglądała. Niziołek wszak zadbał o to, by wyglądali jak najżałośniej. Na szczęście strażnicy potrzebowaliby dobrych kilka chwil, by do nich dotrzeć, Piegus miał więc chwilkę, by przekonać do siebie młode damy. Cóż, srogie miny i zaciśnięte na pałkach dłonie żołdaków jasno dawały do zrozumienia, co może ich za moment czekać, gdyby im się sytuacji rozwiązać nie udało.
Piegus przekonywanie d20=13
Cóż, początkowa mina, z jaką damy powitały przybyszów, raczej nie wróżyła najlepiej, wyraźnie odwracały się już poirytowane i zniesmaczone do swojego woźnicy, by ten odgonił natrętów, jednak coś w mowie i manierach niziołka najwyraźniej przekonało je, by wysłuchać opowieści do końca.
- Oh mon dieu! - zaczęła jedna piskliwym bretońskim zaśpiewem, zasłaniając przejęte lico wachlarzem.
- Zaprawdę, przejmująca awenturia was spotkała, iście jak z reiklandzkiego dramatu! - dodała ze współczuciem druga, blada pieguska o rudych kręconych włosach, wyraźnie ignorując niziołka, i składając swoje wyrazy współczucia pod adresem zupełnie zaskoczonego obrotem spraw Alfa.
- Toż tak jak mówi wasz sługa... - trzecia, chuda czarnulka również zaszczebiotała pod adresem zdezorientowanego młodzieńca.
- Bliźniego w potrzebie nie wolno pozostawić bez pomocy. - chwyciła dłoń czerwonego jak burak chłopaka w swoją, obleczoną w leciutką koronkową rękawiczkę.
Nim zdążyło zadziać się cokolwiek innego, strażnicy już byli przy nich.
- Szanowne panie... - zacharczeli żołnierskimi głosami i ukłonili się koślawo, jednak nie bez pewnej dozy wyszkolenia w dziedzinie dobrych manier. Spojrzeli pytająco to na panie, to na dziwną trójkę, która podeszła do ich powozu.
- Och, to nie tak! - pojęła w mig, o co chodzi ta ruda.
- Widzicie to młody pan von Weitraub i jego słudzy.
Strażnicy spojrzeli na nich, jakby nie wierzyli w ani jedno słowo, ale tylko pokornie skłoni głowy.
- Pan Weitraub wjedzie z nami jako nasz gość! - nim Alf zdołał cokolwiek wydukać, już wciągnęły go do powozu. Od koronek i bogatych perfum najwyraźniej zakręciło mu się w głowie, bo zrobił się jeszcze bardziej czerwony i przybrał jeszcze bardziej głupawą minę.
- A oni...? Szanowne damy wiedzą, że nie wolno nam zbyt wielu w te dni... - strażnicy z naciskiem wskazali pozostałą dwójkę...
Jedna ze szlachcianek wydęła usta.
- To niech ostaną gdzieś tu, przecie się chyba nie zgubią pod nieobecność swojego pana, nie? - To tylko służba i do tego... - rzuciła druga, po czym szepnęła coś na ucho Alfa, czego niziołek nie usłyszał, ale mogło to być coś niezbyt pozytywnego o nieludziach. Młody był tak oszołomiony bliskością dam, że ciężko było powiedzieć, czy nawet zrozumiał, co się do niego powiedziało.
- Skoro to więc ustalone... - pospieszyli strażnicy, wskazując następne grupki w kolejce, którym też niewątpliwie się spieszyło.