|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-11-2021, 19:29 | #281 |
Reputacja: 1 | Tupik - Ależ panie Goldenzungen, drogi gościu...! Nie zaprzątajcie sobie głowy... z pewnością wam się wydawało, wszak tam nic nie by... - mistrz wyraźnie zagubił się w sytuacji. Zdecydowanie nie spodziewał się, że niziołek spostrzeże to, co przez moment zadziało się w korytarzu i nie wiedział jak wyjść z tej opresji. Gdy liczne propozycje zabiegów uspokajających, nawet tych zastosowanych za pół darmo nie przyniosły skutku, Semiramidius westchnął zrezygnowany. - Cóż, tak jak rzekłem zawczasu, wasze nazwisko świadczy o niesłychanie mocnej więzi z ziemią, tedy i wasza jaźń wyjątkowo wrażliwa musi być na wszelkie odstępstwa od naturalnego jej oddziaływania. Ściszył głos i nachylił się do gościa. - Słudzy transportowali niesamowicie potentny odczynnik mineralny sprowadzony z dalekich krain. Jest tak mocny, że odczuć jego działanie da się nawet gdy zamknięty jest w masywnej skrzyni. Nie martwcie się jednak teraz powinien być już zamknięty w specjalnie dla niego przygotowanej komorze i nie zaburzy już waszej geopercepcji. Chrząknął niepewnie. - Skoro więc już wszystko jest wytłumaczone i upewniliście się, że nasz kwarc jest najwyższej próby, porozmawiajmy o zakresie zamawianych usług i zapłacie... - zatarł blade chude ręce. Karl Wzbił się w nocne niebo, nadal czując moc krwi tętniącą potężnie w jego żyłach. Gdzieś w oddali na wschodzie, za poszarpanym masywem Gór Krańca Świata mroczne niebo zaczynało się rozjaśniać. Miał może z godzinę do pierwszych promieni świtu. Pognał nad otulonym nocą lasem, po zaledwie paru chwilach dostrzegając wśród zarośli szaleńczą pogoń. Dwa stosunkowo małe, ale zwinne wilki pędziły za spienionym, przerażonym koniem. Uciekające zwierzę miało już na sobie krwawe ślady, ale najwyraźniej zdołało wyrwać się wcześniej drapieżnikom, teraz jednak słabło w oczach i smukłe wilcze sylwetki zdawały się być tuż, tuż. Piegus - Jakie znowu uszy, co wy pleciecie za farm... ?!- mężczyzna chwycił się za bok głowy, dotykając wydłużonej, spiczastej małżowiny. Momentalnie zbladł. - Co to jest?! Odczepcie to! To chyba jakiś żart! - zaczął panicznie szarpać za uszy, z taką siłą, iż mało brakowało, a by ich sobie nie oderwał. Dobre parę chwil zajęło im uspokojenie go. - Ja nie rozumiem... - załkał już spokojniejszy, ale nadal zdruzgotany. - Niedawno były jeszcze normalne, nie pojmuję jak... skąd... Jak ja tak będę... co ludzie... Cóż nie wydawało się, by były sztuczne, wyglądały, jakby miał je od urodzenia. - Ja... - zrozpaczony starał się zebrać myśli. - Do miasta mnie wysłano na targ... Miałem... Mistrz Kleintopf wysłał mnie, bym się rozejrzał, wyszukał nowych smaków, składników, zakupił próbki do lordowskiej kuchni... Piegus 50% szans na znajomość nazwiska d100= 56 porażka Niziołkowi nazwisko obiło się o uszy i to faktycznie w kontekście kuchni, ale nie kojarzył nic więcej. Sądząc po minie Alfa, jemu za to nie mówiło absolutnie nic. W końcu przez prześwit w drzewach zobaczyli w oddali posterunek straży pełniący wachtę przy pomniejszej, bocznej bramie miasta. Strażnicy raczej byli doborowi i prezentowali się porządnie, zapewne płacono im nieźle, więc i niełatwo by ich było przekupić. W niewielkiej kolejce do posterunku ustawiły się 3 grupki. Jedną z nich stanowiła pół-otwarta karoca powożona przez chudego znudzonego jegomościa, w której zasiadały 3 szczebioczące uroczo młode damy, drugą był otyły kupiec przebywający tam pieszo, otoczony przez pięciu podstawiających mu pod nos liczne papiery i zestawienia pomocników, trzecią zaś, w tym przypadku dwuosobową, był zupełnie niepozorny jegomość o orlim nosie i czujnym spojrzeniu, który za rękę trzymał rozpłakaną bladą dziewczynkę, wyglądającą jakby ta zdecydowanie nie chciała tam być. |
09-11-2021, 23:13 | #282 |
Reputacja: 1 | - Kwarc? Zamierzasz drogi mistrzu poddawać mnie mocy zwykłego kwarcu kiedy w zanadrzu chowasz taką potegę ziemi ?? – Tupik wyraźnie się oburzył , gdyby fizycznie mógł zadzrzeć nosa to w tej chwili pewnie wylądowałby mu na czole. – Mi Goldenzungenowi jakiś pospolity kwarc kiedy tam zielona, nieokiełznana moc czeka by mnie obłaskawić? Mowy nie ma ! – po chwili jakby się uspokajając zaczął iść w kierunku wyjścia. - Zapłacę ile trzeba , zielona moc ma być okiełznana i przygotowana do sesji. Wrócę tu za trzy dni i nie chce słyszeć o niczym innym , nie teraz kiedy wiem że wreszcie mam do czynienia z prawdziwą aurą mocy – Na odchodnym przeciągle spojrzał mistrzowi w oczy – Tylko mnie nie zawiedź ! - Ukryta groźba która czaiła się w wzroku Tupika sygnalizowała że temu szlachcicowi się nie podpada. - Hans ! Hans , gdzie jesteś szubrawcze , podaj mi mój płaszcz… - Halfling idąc w kierunku wyjścia rozglądał się wyraźnie szukając swego sługi . – Ach tak wysłałem nicponia po zakupy. Lepiej żeby wszystko załatwił inaczej batem będę ściągał z niego pasy – szedł mówiąc na głos , choć niespecjalnie już głośno. Zdawał się mówić po prostu sam do siebie ignorując otoczenie. Halflinga nikt już nie mógł zatrzymać przynajmniej nie inaczej niż siłą. Na odchodnym raz jeszcze przypomniał właścicielowi przybytku – Trzy dni ! Pamiętaj , dłużej nie będę czekał ! - Ty tam – zawołał do najbliższego sługi przybytku – Sprowadź mi dorożkę. Natychmiast ! Show must go on – jak to śpiewał pewien trubadur w przydrożnej karczmie. Nie inaczej było w przypadku Tupika. Pozostało puki co oddalić się od przybytku i nakreślić plan napadu , zwłaszcza gdy nowe nieznane skarby znacznie podwyższały potencjalny zysk. Była jednak jedna drobna drobniuteńka zagwozdka czy aby coś co świeciło na zielono nie było czasem spaczeniem? Halfling w swoich długich podróżach słyszał już o tym paskudztwie i po prawdzie nie zamierzał z nim mieć do czynienia , jednak jeśli mistrzu zmuszony biegnącym terminem zajmie się opanowywaniem czegoś czego opanować się nie da … Co nagle to po diable jak to mawiali , cóż miał trzy dni na to by się przekonać jak efekt przyspieszonej pracy wpłynie na mistrza… Choć nie wykluczał też że włamu dokona wcześniej, teraz kiedy miał sprawę względnie obadaną pozostawała mu obserwacja zewnętrzna i być może zaproszenie ludzi kislevity do współpracy. Ostatnio edytowane przez Eliasz : 09-11-2021 o 23:16. |
11-11-2021, 08:39 | #283 |
Reputacja: 1 | Wysłał go, żeby kupił składniki do lordowskiej kuchni! Piegus nie mógł uwierzyć w tak szczęśliwy zbieg okoliczności. Oto los otwierał mu drzwi do kuchni, wystarczyło jedynie się przez nie przemknąć. Albo chociaż je zablokować, aby się nie zamknęły. - Wysłał cię tak daleko po sprawunki? Ci zbóje zrabowali ci pieniądze na zakupy? - dociekał, jednocześnie deklarując swoją dalszą pomoc. - Na razie osłoń jednak czymś te uszy. Ludzie mieszańców nienawidzą jeszcze bardziej, niż elfów- w sumie to nie do końca wiedział, czy to prawda, ale tak mu się wydawało. A z brodą i uszami wyglądał na typowego mieszańca. - Gdy będziemy w mieście pomyślimy, co to za historia i co z nią zrobić. - Teraz możesz okazać nam swą wdzięczność, pomagając dostać się do miasta. To pilne. Podgryzając marchewkę zbliżyli się do bramy. Zastał tam więcej niż jedną okazję, na wprowadzenie ich do środka. Przeżuwał obserwując, do kogo by tu najlepiej uderzyć. Nie wiadomo czy będzie szansa zagadać więcej, niż jedną z tych grup. Gdyby był sam, mógłby spróbować porozmawiać z woźnicą i przejechać. Ale we trzech... mogli prosić o pomoc dla napadniętych młodzieńców, którzy zmierzali, by przed śmiercią spotkać się z rodzicem Weitrauba. Czy jednak to je przekona? Urzędnik z kolei... niziołek podrapał się piętką warzywa za uchem. Był tam taki tłum osób, że można byłoby się spróbować wkręcić. Znowu, gdyby był sam, byłoby dużo łatwiejsze. Ale całą ich trójkę przemycić, to już prawie niewykonalne. W końcu samotny mężczyzna z dzieckiem. Piegus nie wiedział, kto to może być i dlaczego liczy na przedostanie się przez bramę. Przez moment zastanawiał się, czy próba przemycenia po jednym z nich w każdej z grup miałaby szanse powodzenia. W końcu się zdecydował. - Gustav, jak nazywa się lord, u którego pracujesz? I nie ruszajcie się chwilę... To imię czy nazwisko miało stanowić część jego planu. Poza tym Piegus postarał się kilkoma ruchami, aby rany odniesione przez obu jego towarzyszy były wyraźnie widoczne. Następnie szybko zbliżył się do pierwszej grupy, trzech kobiet, chowając marchew. - Piękne panie! - wykonał - miał nadzieję - elegancki ukłon. - Zechcą panie pomóc zacnemu młodzieńcowi w rozpaczliwym położeniu - gestem wskazał na mężczyzn. - Dniem i nocą gnaliśmy z Eisental, gdzie pan Weitraub powziął wiadomość o ciężkim stanie swego rodzica. Lord - tu wymienił imię podane mu przez Gustava - gdy się o tym dowiedział, wysłał nas razem z panem Alfem, abyśmy zadbali o jego bezpieczne dotarcie na czas. Mknęliśmy dniem i nocą, nie bacząc na własne wygody. Niestety! - wzniósł oczy i ręce do nieba. - Pół dnia drogi stąd opadła nas banda zbójów. Przeważyli nas liczebnie, skradli konie i uszli. Nie mając wyjścia, podążyliśmy dalej pieszo. I już jesteśmy prawie że na miejscu. Wszakże dopiero do nas dotarło, jak smutny widok sobą prezentujemy. Żaden strażnik nie przepuści nas tą bramą w tym stanie. A nie możemy sobie pozwolić na stratę choćby klepsydry, jeżeli chcemy, by pan Weitraub miał okazję spotkać się jeszcze z bliską mu osobą. - Moi towarzysze już stracili wszelką nadzieję, gdy ujrzałem tę iskrę zesłaną przez bogów. W całym tym rozpaczliwym położeniu widok pięknych panien był dla mnie jak objawienie, jak blask klejnotu. Pomyślałem, że to nie może być przypadek. Że jest jeszcze dla nas szansa. O szlachetne, czy zechcecie nam pomóc? Moja wdzięczność niewiele znaczy, ale oferuję ją na równi z wdzięcznością moich towarzyszy, jak również mojego lorda pryncypała. Piegus gładko snuł swą przemowę. Cóż bowiem miał do stracenia? Nic. Najwyżej mu się nie uda. A dobrze wiedział, że działając bez presji jest się dużo bardziej przekonującym. |
13-11-2021, 21:39 | #284 |
Reputacja: 1 | Arnold Oszołomiona niziołcza dama nie oponowała. Nadal zawieszona gdzieś między jawą a snem zupełnie poddała się jego żądzy, w pełni zatracając w namiętnych chciwych pieszczotach, które w końcu doprowadziły ich do cielesnego spełnienia. Przy okazji dowiedział się o niej czegoś nowego. Gdy wyzbyła się ubrań, zauważył, że między piersiami zawieszoną miała malutką obrączkę, wyglądającą tak, jakby spleciona była z delikatnych gałązek, w rzeczywistości stworzona jednak była z metalu. Niewątpliwie znak zaręczyn albo zaślubin. Gdy na zewnątrz rozległy się ciche kroki, przez moment pomyślał, że to być może niewidzialny obserwator, w rzeczywistości wytłumaczenie było jednak znacznie bardziej prozaiczne. - Otwarte było na dole! - rzucił zdezorientowany topornik, zatrzymując się nagle, gdy jego wzrok uchwycił rozrzucony po podłodze kobiecy przyodziewek. - Rzec mogliście, żeście se kogoś do dupczenia sprowadzili, to bym przecie tak nie wparowywał...! Tupik - Eeee... Wybaczcie, ale nie jestem pewien czy... Trzy dni, ale jak, wy... Ja... Nie sądzę, by dało się ujarzmić... Nie zdołamy tak szybko... Te siły... - dukał zdezorientowany mistrz Semiramidius, próbując nadążyć za pospiesznie opuszczającym przybytek gościem. Widać było, że nawet przez moment zastanawiał się, czy nie nakazać ochroniarzowi zatrzymania niziołka, ale Tupik najwyraźniej wcześniej wywarł na nim zbyt dobre wrażenie i obecnie postanowił nie drażnić tak ważnej osoby. Chwilę później Tupik siedział w już w zamówionej dorożce. Woźnica cierpliwie czekał na podanie żądanej destynacji, grzebiąc sobie z zapałem w zaczerwienionym ropiejącym uchu. |
14-11-2021, 04:29 | #285 |
Reputacja: 1 | Przyjemne chwile... ahh... czegóż więcej chcieć? Czemuż jednak obrączka na sznurku spoczywała? Powinna ją nosić, a tu... hmm... czyżby wspomnienie tego co być mogło, a więcej nigdy już nie będzie? ...a może jednak kogoś miała, ale jednak nie wspominała? Kim on był by się przejmować? Zdecydowanie im obojgu było nad wyraz dobrze!
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 15-11-2021 o 17:54. |
14-11-2021, 11:36 | #286 |
Reputacja: 1 | - Tydzień. Daje Ci tydzień mistrzu Abernusie ! – łaskawie rozszerzył nieco czas na „okiełznanie” zielonej mocy. Celowo zmienił imię gospodarza dając upust swej szlacheckiej przywarze ignorowania wszystkich i wszystkiego poniżej swojego stanu. Wolno mu było i jedynie uwiarygadniało jego pozycję. Dorożkę poprosił o podwózkę w zasadzie na tyle głośno by i ochroniarz przed lokalem mógł usłyszeć. - Na aleję wielmożnych! – jak to się zwykle określało najbogatszą cześć miasta z góry tez zapłacił co należało nie chcąc być naciągniętym na koniec podróży na wygórowane koszta. Nie wiedział czy przywołany dorożkarz nie współpracuje jakoś z tym przybytkiem oszustwa które właśnie opuścił - więc celowo kazał dowieźć się w takie miejsce, wiedząc że później czeka go nieco spacerku... Musiał się przebrać już w zwykłe ciuchy , przecharakteryzować , zjeść coś wypocząć i nabrać sił na wieczorną obserwację przybytku mistrza. Znał już mniej więcej rozkład pomieszczeń ale musiał zobaczyć jak jest pilnowany w nocy. Za dnia kręciło się tam zbyt wiele osób by mógł niepostrzeżenie baraszkować po komnatach a dobrze wiedział że jest tam nie mało do zebrania, przypuszczalnie więcej niż sam zdołałby udźwignąć. Wiedział że mistrz zajęty będzie pracami nad zielonym kamieniem więc całą uwagę skupi na swych badaniach a później zapewne będzie już zbyt wyczerpany by jakkolwiek być czujnym, nie wiedział jednak czy służba na koniec pracy rozchodzi się do domów, czy wartownik na koniec pracy wchodzi do przybytku i tam już zostaje czy też udaje się do siebie. Musiał obejrzeć okolicę by zaplanować alternatywne sposoby wejścia do środka – przez dach? Kominem? Oknem na którymś z wyższych pięter? Dobre przygotowanie do skoku znacznie go ułatwiało i zawczasu pozwalało zmierzyć się z problemami którymi wolał nie być zaskakiwany. Zamierzał poświęcić na to resztę dnia i spora część nocy. Przygotował nawet śmierdzący koc , butelczynę najgorszego trunku i odmienną charakteryzację - ale tylko na nocną obserwację , nikt tak nie rzuca się w oczy jak bezdomny plątający się lub leżący pod budynkiem. Nawet straż omija takich z daleka bo co może z nim zrobić? Przegonić w inne miejsce? Co to zmieni? Zabrać do strażnicy ? Śmierdzącego obszczymura żeby im zaszczał i zarzygał cele? Tupik dobrze wiedział że jedynie z najzamożniejszych dzielnic miasta żebracy i bezdomni są przeganiani w innych się ich w zasadzie nawet nie zauważa. Zwłaszcza w nocy... |
15-11-2021, 21:33 | #287 |
Reputacja: 1 | Piegus Lordem, o którym była mowa, okazał się Heinrich Mach, krewny margrabiego, który rządził Eisental i okolicznym hrabstwem. A przynajmniej tak Gustav niewyraźnie wydukał w rzadkich przerwach w rozpaczaniu nad utraconym ekwipunkiem i powierzoną mu kiesą. Gdy tylko trójka przypadkowych towarzyszy niedoli pojawiła się w zasięgu wzroku oczekujących grupek i broniących bramy strażników, dwójka gwardzistów momentalnie odłączyła się od posterunku i ruszyła w ich stronę żwawym krokiem. Niewątpliwie rozkazano im odganiać wszelkich natrętów i inne męty, a w większości poobijana i poszarpana grupa na takich właśnie wyglądała. Niziołek wszak zadbał o to, by wyglądali jak najżałośniej. Na szczęście strażnicy potrzebowaliby dobrych kilka chwil, by do nich dotrzeć, Piegus miał więc chwilkę, by przekonać do siebie młode damy. Cóż, srogie miny i zaciśnięte na pałkach dłonie żołdaków jasno dawały do zrozumienia, co może ich za moment czekać, gdyby im się sytuacji rozwiązać nie udało. Piegus przekonywanie d20=13 Cóż, początkowa mina, z jaką damy powitały przybyszów, raczej nie wróżyła najlepiej, wyraźnie odwracały się już poirytowane i zniesmaczone do swojego woźnicy, by ten odgonił natrętów, jednak coś w mowie i manierach niziołka najwyraźniej przekonało je, by wysłuchać opowieści do końca. - Oh mon dieu! - zaczęła jedna piskliwym bretońskim zaśpiewem, zasłaniając przejęte lico wachlarzem. - Zaprawdę, przejmująca awenturia was spotkała, iście jak z reiklandzkiego dramatu! - dodała ze współczuciem druga, blada pieguska o rudych kręconych włosach, wyraźnie ignorując niziołka, i składając swoje wyrazy współczucia pod adresem zupełnie zaskoczonego obrotem spraw Alfa. - Toż tak jak mówi wasz sługa... - trzecia, chuda czarnulka również zaszczebiotała pod adresem zdezorientowanego młodzieńca. - Bliźniego w potrzebie nie wolno pozostawić bez pomocy. - chwyciła dłoń czerwonego jak burak chłopaka w swoją, obleczoną w leciutką koronkową rękawiczkę. Nim zdążyło zadziać się cokolwiek innego, strażnicy już byli przy nich. - Szanowne panie... - zacharczeli żołnierskimi głosami i ukłonili się koślawo, jednak nie bez pewnej dozy wyszkolenia w dziedzinie dobrych manier. Spojrzeli pytająco to na panie, to na dziwną trójkę, która podeszła do ich powozu. - Och, to nie tak! - pojęła w mig, o co chodzi ta ruda. - Widzicie to młody pan von Weitraub i jego słudzy. Strażnicy spojrzeli na nich, jakby nie wierzyli w ani jedno słowo, ale tylko pokornie skłoni głowy. - Pan Weitraub wjedzie z nami jako nasz gość! - nim Alf zdołał cokolwiek wydukać, już wciągnęły go do powozu. Od koronek i bogatych perfum najwyraźniej zakręciło mu się w głowie, bo zrobił się jeszcze bardziej czerwony i przybrał jeszcze bardziej głupawą minę. - A oni...? Szanowne damy wiedzą, że nie wolno nam zbyt wielu w te dni... - strażnicy z naciskiem wskazali pozostałą dwójkę... Jedna ze szlachcianek wydęła usta. - To niech ostaną gdzieś tu, przecie się chyba nie zgubią pod nieobecność swojego pana, nie? - To tylko służba i do tego... - rzuciła druga, po czym szepnęła coś na ucho Alfa, czego niziołek nie usłyszał, ale mogło to być coś niezbyt pozytywnego o nieludziach. Młody był tak oszołomiony bliskością dam, że ciężko było powiedzieć, czy nawet zrozumiał, co się do niego powiedziało. - Skoro to więc ustalone... - pospieszyli strażnicy, wskazując następne grupki w kolejce, którym też niewątpliwie się spieszyło. |
18-11-2021, 19:47 | #288 |
Reputacja: 1 | - Panie Weitraub, nie marnuj czasu. Odnajdziemy cię tak szybko, jak tylko możliwe - Piegus zgiął się w ukłonie. Cóż było robić. Alfowi powinno się udać. Teraz już jego los w jego rękach. Można mieć jedynie nadzieję, że dostanie się gdzie trzeba na czas, otrzyma spadek i nie zapomni o tym, kto mu pomógł. Mógł co prawda naciskać, aby zabrali i ich, ale kto wie? Może coś poszłoby nie tak i nikogo by nie przepuścili? - A my - zwrócił się do Gustava - zgodnie z wyborną sugestią panienki, ostaniemy tutaj chwilę. Nabierzemy sił i poczekamy, czy może panicz po nas pośle kogoś? - wypowiedział te zdanie bardziej na użytek strażnika, aby nie pogonił ich od razu od tego wejścia. Powinny być jeszcze inne bramy tylko dla wybranych, ale jak długo trzeba by do nich iść? Nie wiedział. Jeżeli nie wymyśli nic innego, to będą musieli spróbować i takiego rozwiązania. Tymczasem, skoro już tu stali, spróbuje się podpytać pomocników kupca, któż zacz i co tutaj porabiają. Kto wie, może znajomość jakąś uda się zawrzeć korzystną na przyszłość? |
18-11-2021, 21:32 | #289 |
Reputacja: 1 | Arnold Znał się na ludziach i w dużej mierze obejmowało to też nieludzi. To, co robili z Eildith... Nawet jeśli na początku była pod wpływem zaklęcia, albo niezbyt świadoma, to z pewnością odzyskała tę świadomość wiele chwil później, gdy z wielkim zapałem nadal oddawali się przyjemności. A jednak teraz była zamknięta w sobie i milcząca. Niewątpliwie miała wyrzuty sumienia. Unikała jego wzroku. Hans zaś posłusznie poczłapał na dół. Kupiec słyszał łomot w kuchni, więc niezbyt okrzesany topornik pewnikiem grzebał za czymś do wrzucenia na ząb. Gdy zszedł na dół, ten właśnie obgryzał bochen chleba, z zapałem maczając go w smalcu. - Na mheście ghadhajo... - zaczął z pełną gębą. - Ludziska widzieli słupy dymu... - przełknął. - ...tam, gdzie palili zwłoki, pewnikiem nie dalej jak za parę dni się wyda, co tam się poruchało, ktoś parę puści i zacznie się teatrum... Popił chleb potężnym siorbiącym haustem wody z dzbana. - Ale to nie koniec... Narobiło się tu, jak żeśmy się za ładunkiem na północ wypuszczali. Ktoś ubił jakąś szlachetną lalę, i to nie byle jak. Z tego co się gada, rozwleczono ją srogo po całej izbie. Tak to nielicho wyglądało, że święci ojczulkowie nawet jakoweś czarty podejrzewają. - przerwał na chwilę opowieść, próbując wydobyć coś językiem z zęba. - O czym to ja? A no właśnie, jeszcze to smutniejsze, bo trzpiotka się ponoć właśnie do zamążpójścia gotowała. Tedy, wiecie, bardziej taka historia do ludu trafia, gadają o tym pewnikiem już w każdym obejściu... |
21-11-2021, 04:17 | #290 |
Reputacja: 1 | Hans się oddalił... Arnold obrócił się w kierunku swojej niziołczej towarzyszki by ją bez słowa przytulić. Ciepło i troskliwie. Jakby nie patrzeć miał zamiar ją zachować dla siebie, a czego bogowie nie widzą tego im nie żal, nie? Dawał jej ciepło i troskę, bez zbędnych słów przez pewną chwilę by w końcu pocałować ją lekko w skroń.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 21-11-2021 o 05:47. |