Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2021, 02:43   #137
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- To nieważne… jesteś sama i słabniesz… to tylko kwestia czasu.- mówił stojący przed nią elf wyraźnie źle znosząc porażkę swoich planów. I w tym się przeliczył, bowiem ogień wywołany przez wybrankę Dzikuna zaczął się rozprzestrzeniać w całkowicie niekontrolowany sposób, czego dowodem były paniczne kwiki i wierzganie wierzchowca na którym tu Esthe przyjechała.

-Robaczku, robaczku. Z taką twarzą to tylko iluzje mogą pomóc -Pani Ognia zacmokała głośno przez zęby, kiedy jej spojrzenie przesuwało się oceniająco powoli po chuderlaku, a płomieniom wypełniającym jej oczy towarzyszyła litość mówiąca ni mniej ni więcej co „z tego to już nic nie będzie”. W tym samym czasie strzygła uszami, w celu dokładniejszego wychwycenia skąd dochodziły piski zwierzęcia.
W końcu machnęła władczo ręką, mówiąc tonem nieznającym sprzeciwu -Wróć grzecznie do tego swojego Balerona i powiedz mu, żeby następnym razem wysłał do mnie jakiegoś przystojnego elfa, zamiast takiego stracha na wróble. Wtedy porozmawiamy.
Wpełzający na jej wargi drapieżny uśmiech zdradzał prawdziwe zapędy lubieżnego babsztyla. I nie miały one wiele wspólnego z rozmawianiem.

- Ty arogancka, podrzędna iluzjonistko. Nie wiesz do kogo mówisz. Tak jak ty służę komuś ważniejszemu i potężniejszemu niż przywódca miejscowej ruchawki.- pieklił się mentalnie elf zdradzając, co prawda tylko samej Eshte, że kogoś innego jest podnóżkiem. - A ogień nie będzie cię chronił wiecznie przed mymi sługami.

I miał rację. Płomienie słabły tak jak i Pani Ognia, niemniej czułe uszy elfki zlokalizowały kwiki przerażonego konia, jak i szelest od tej samej strony. Pomiędzy kuglarką, a jej wierzchowcem był co najmniej jeden łucznik.

-Oby ten przystojniejszy elf miał też we łbie coś więcej niż słomę.. -powiedziała Pani Ognia do siebie, lecz na tyle głośno, żeby zakapturzony czarownik dobrze usłyszał każde jedno jej słowo. Zresztą, czy w ogóle musiała mówić cokolwiek na głos, skoro ten łajdak siedział w jej umyśle?

Westchnęła teatralnie, po czym zaczęła mówić bardzo powoli, z przesadnym pietyzmem podkreślając każde słowo, jak gdyby miała przed sobą wyjątkowego głupka -Ja. Nie służę. NIKOMU!
I z tym ryknięciem odskoczyła w tył, przez płomienie rozstępujące się przed swoją Panią. Za nimi odwróciła się na pięcie i biegiem ruszyła w kierunku szlachciurskiego koniska. Po drodze zacisnęła dłoń w pięść i potrząsnęła nią jak w przygotowaniu do zagrania w kości.

-Hej Ty, łap! - krzyknęła do elfiego łucznika bezczelnie stojącego pomiędzy nią i szkapą, a następnie zamachnęła się ręką i otworzyła piąstkę. Jednak to nie kości wyleciały spomiędzy jej palców, a garść małych płomyczków rzuconych w intruza.

Atak, wprawdzie nie tak zabójczy jak poprzednie, rozproszył łucznika na tyle, że Pani Ognia przemknęła obok panicznie unikającego płomyczków elfa bez większych problemów, i dopadła wierzgającego ogiera przywiązanego do drzewa. Ucieleśnienie dzikiego ognia, piękna, gracji, inteligencji i w ogóle wszystkiego co najlepsze, podeszło do wystraszonego zwierzęcia i silnie pochwyciło za wodze tuż przy jego pysku, aby obniżyć ku sobie jego głowę. Nie była przestraszona jak wcześniej kuglarka, nie był też zaskoczona. Jedyną emocją łączącą ją z Tamtą Drugą, była wściekłość. Ale i tą wycelowała w inne osoby.

-Spokój, bestio. Czego się boisz, no czego? -mówiła stanowczym głosem nieznającym sprzeciwu. Również ona nie stosowała się do porad cioteczki i zastępowała je własną arogancją oraz, jakże słusznym, przekonaniem o swojej potędze - Widzisz, żebym ja się bała? Uspokój się i jedziemy stąd.

Świst strzały tuż obok głowy uświadomił jej, że nie czas na przekomarzanie się z wierzchowcem. Choć elfom trafienie utrudniał zarówno wszechobecny dym, jak i rozprzestrzeniające się płomienie to nie oznaczało, że zaprzestały próbować ją postrzelić.

Pani Ognia przeklęła sobie pod nosem, po czym syknęła raz jeszcze w końskie ucho -Spokój.
Kilkoma zręcznymi ruchami rozluźniła wiązanie trzymające chabetę przy drzewie. Starając się utrzymać ją w miejscu, co nie było takie łatwe mając do czynienia z wyjątkowo nerwowym zwierzęciem, elfka zdołała wskoczyć na jej grzbiet i usadzić się w siodle. Nie musiała mocno dociskać pięt do boków konia, wystarczyło lekkie muśnięcie i przede wszystkim jego żarliwe pragnienie ucieczki, aby zerwał się do szaleńczego biegu. Cóż, już kolejnego tego dnia.

Co prawda głupie bydlę w ogóle nie słuchało siedzącej na niej elfki, ale też ona sama nie miała czasu się tym przejmować. Musiała wszak się skupić, by utrzymać się na tym nerwowym wierzchowcu. Dobrze że przynajmniej był szybki. Jednak nie wystarczająco. Za Panią Ognia śmignęły strzały i jedna boleśnie otarła się o jej bok.

Czy oni.. Czy te dzikusy.. Czy..
Czy któryś z nich ośmielił się ją tknąć?!

Wybranka Dzikuna nie mogła jednak odpowiedzieć czymś na tą zniewagę, bo… mocy w niej zostało jedynie tyle by zapalić tytoń w fajeczce. To nie tak, że w którymś momencie złość przestała się gotować w ciele elfki, ale pod wpływem tej myśli znów silniej buchnęły jej wewnętrzne płomienie.. a przynajmniej te, które jeszcze się w niej jarzyły po całej tej potyczce. Całe szczęście, że na gniew zawsze miała w sobie wystarczająco energii.

Jednakże sam Dzikun chyba się wtrącił w tą potyczkę mszcząc się za napaść na Panią Ognia, bo miejsce gdzie kryły się elfy uderzyły pioruny rozświetlając blaskiem i wypełniając gromami okolicę.




Ale nie miała czasu zaglądać przed ramię. Zwłaszcza, że czuła ból przy każdym ruchu końskiego ciała, a ten ruszał się dużo i szybko w swojej pogoni do bezpiecznego miejsca. Nawet nie próbowała go prowadzić, wszak nie wiedziała ani gdzie się znajduje, ani w którą stronę powinna się kierować.

Kusiło, bardzo kusiło, puścić jedną dłonią wodze i ostrożnie dotknąć boku muśniętego strzałą, jednak nie chciała dać tej szkapie choćby cienia szansy na zrzucenie Pani Ognia z grzbietu. Zatem krzywiąc się i przeklinając, próbowała tylko zezować na źródło tej drażniącej słabości i lepkości.
Niestety, była tam czerwona plama rosnąca powoli, był ból wywołany ocierającym się o ranę materiałem. Ale nie było już strzał świszczących nad uchem. I co najważniejsze, ten mag nie ględził jej w głowie tworząc swój wizerunek w polu widzenia. Był za to pęd powietrza, chrapliwy oddech rozpędzonego konia… oraz coraz głośniejszy łopot olbrzymich skrzydeł zbliżających się z góry.

Pani Ognia warknęła głośno, jak ranione zwierzę ciągle gotowe do walki. Czy ten chuderlak naprawdę był aż tak uparty, aż tak zdesperowany za kobiecym towarzystwem, że nadal ją ścigał?! I co, teraz nagle mu jeszcze wyrosły skrzydła, siedzenie jej w głowie nie było wystarczające?! A może cały czas chował je pod peleryną? Parszywe, wychudzone kruczysko.

Cierpiała w siodle. Osłabiło ją zużycie mocy i teraz jeszcze ta krew wypływająca z boku. Ale wybranka Dzikuna nie uciekała. A już na pewno nie uciekała przed takimi gównojadami jak ten czarownik! Jedną dłonią mocniej ścisnęła wodze i zarazem pochwyciła końską grzywę, po czym, nie bez kolejnego grymasu wykrzywiającego jej twarz, przekręciła się nieco w siodle, aby spojrzeć na intruza.
-Jeszcze Ci mało?! -krzyknęła, a wolną dłonią przywołała resztkę swojej mocy. Nie było tego wiele, zaledwie na pojedynczy płomyczek nieśmiało dygoczący na koniuszku jej palca wskazującego. Za mało nawet do postraszenia.

- Cieszę że zachowałaś swoją zadziorność. Bałem się że będziesz spanikowana. Nie jestem dobry w pocieszaniu. - usłyszała w odpowiedzi. Głos nie był w jej głowie, usłyszała w swoich uszach ów ironiczny ton i znajomą barwę. To był Ruchacz.
Lawirujący z trudem na swoim gryfie pomiędzy drzewami, z trudem doganiający elfkę na jej tchórzliwym rumaku. Razorbeak miał problemy z przemieszczaniem się tutaj, był za duży a poszycie za gęste.

-Nareszcie! Czy zawsze wszystko muszę robić sama?! -ryknęła Pani Ognia, a ta reakcja nie odbiegała tak bardzo od wybuchów gniewu kuglarki, więc w tym momencie czarownikowi trudno było rozróżnić ulubienicę Dzikuna od swojej „żonki”. Prawda była taka, że ukryta głęboko kuglarka pisnęła sobie z ulgą na jego widok.. ale o tym nie musiał wiedzieć. Jeszcze poczułby się jakimś bohaterem ratującym damę z opresji. Dobre sobie.

Elfka z powrotem pochwyciła obiema dłońmi za wodze i ciągnąć za nie odchyliła się w siodle. Przeklinając z bólu próbowała wysiedzieć w siodle, aby spowolnić trochę to konisko o nieskończonych ( w przeciwieństwie do niej ) pokładach energii.
-No już, spokój. Nie pali się - mówiła do zwierzęcia zgrzytając zębami.

- Gdybyś nie pognała w las jak oparzona i to w środku walki, to może mógłbym zdążyć wcześniej. Nie mówiąc o tym, że trudno cię było znaleźć. Tu las jest gęsty i znad korony lasu mało widać. Gdyby nie pożar pewnie szukałbym cię jeszcze dłużej.- odparł sarkastycznie Ruchacz spoglądając na Eshte z politowaniem i dodał spokojniej.- Jak się czujesz?

-Oh, cudoooownie! -odkrzyknęła Pani Ognia sarkastycznym tonem. Rozdrażnił ją nie tylko swoim pytaniem, ale przede wszystkim sposobem w jaki na nią patrzył. Nie z podziwem na jaki zasługiwała, nie z pożądaniem jakiego wymagała. Nie jak niewolnik na swoją Panią, na swoją BOGINIĘ. Czarownik patrzył na nią jak na biedną sierotkę!
Tak, zgubiła kapelusz i jej ubranie było nadpalone. Tak, z boku intensywnie sączyła się krew i pewnie twarz też jeszcze miała ubrudzoną szkarłatem po tchórzliwych atakach tamtego chuderlaka. Ale nadal była niezwykłym i straszliwym zjawiskiem natury! Nie potrzebowała jego politowania!
Szarpnęła wodzami, trochę w lewo prowadząc konisko, potem znowu trochę w prawo. Jednocześnie stanowczymi komendami starała się dotrzeć do jego spanikowanego rozumu -No żesz stój!

Jej słowa nie podziałały, ale widok gryfa który w końcu zdołał zalecieć mu drogę wystarczył by zatrzymać wierzchowca. Koń stanowczo zahamował i niemal wyrzucił Panią Ognia niczym z katapulty prosto w ramiona Ruchacza. Ostatecznie zdołała się utrzymać na grzbiecie.

- Wygląda na to, że te elfy narobiły ci kłopotu. Mam nadzieję, że któregoś trafiłem. O ile łatwo jest celować jedną, o tyle posyłanie kilku błyskawic nie pozwala na precyzję. - dodał czarownik chwaląc się nieświadomie.

Elfka syknęła głośno i aż zacisnęła mocno powieki, kiedy decyzja zwierzęcia zaowocowała gwałtownym szarpnięciem jej obolałego ciała. Może i w gębie nadal była silna, ale z twarzy wyraźnie odpłynęła jej krew i teraz sączyła się z rany. Siedząc już na względnie uspokojonym koniu, Pani Ognia w końcu mogła sięgnąć ręką do swojego boku, aby lepiej ocenić krzywdę zadaną jej przez któregoś z bezczelnych łuczników.

-Co z tego, skoro te dzikusy były od Ciebie szybsze i zdążyły zrobić TO? -tę samą rękę wyciągnęła ku Thaaanekrryyystowi, żeby mógł sobie, chrzaniony rycerzyk, popatrzeć na jej palce pobrudzone krwią. Ona sama patrzyła na niego z czułością osoby widzącej karalucha -Może następnym razem, zamiast sobie chichotać ze szlachciurkami, skup się na pilnowaniu tego co najważniejsze? MNIE!

- Nie ułatwiasz tego pilnowania znikając w pośpiechu z pola bitwy zanim zdążyłem się zorientować co się dzieje.
- stwierdził czarownik nawykły już do jej wybuchów gniewu. Zszedł z gryfa i podszedł do kuglarki, sięgnął pod płaszcz i z ukrytej pod nim sakwy wyjął fiolkę.
- Wypij to… zatrzyma krwawienie. A potem… trzeba będzie się obmyć.- dodał przyjacielsko.

-Możesz podziękować swoim ulubionym szlachciurkom za takiego konia, który na polowaniu wpada w panikę słysząc byle ryknięcie trolla -mruknęła Pani Ognia spoglądając z końskiego grzbietu na mężczyznę. Pośród wykrzywiania się z bólu i ogólnego poczucia sponiewierania, spojrzenie na świat z takiej wysokości trochę pocieszyło tego aroganckiego babsztyla.

Łaskawie przyjęła fiolkę i uniosła ją pod słońce przebijające się przez korony drzew, by nieco podejrzliwie przyjrzeć się cieczy.
-Ja bym sobie nie pozwoliła wcisnąć takiej tchórzliwej chabety, no ale tamta... - wzruszyła ramionami, jak gdyby samo to wystarczyło za komentarz o uległości kuglarki wobec kaprysów Paniuni. Następnie otworzyła fiolkę i wlała sobie w usta magiczny specyfik.
Ból zelżał jedynie odrobinę, ale za to krwawienie ustało.

- To bardzo drogi rumak, przeznaczony do wyścigów… przez to taki płochliwy, ale za to potrafi gnać o wiele szybciej niż zwyczajne wierzchowce. Niewątpliwie jednak wymaga doświadczonego jeźdźca na grzbiecie.- podsumował jej “żale” Ruchacz, podczas gdy sama elfka zastrzygła niemal uszami. Bądź co bądź Eshte wychyliła się na dźwięk słowa “drogi”. Niestety teraz Pani Ognia była u steru i nie planowała dać się zepchnąć dopóty nie zostanie zaspokojona.

-I niewiele brakowało, a zostałby drogim i martwym koniem -skwitowała elfka ponurym tonem, a następnie machnęła ręką uznając, że ta rozmowa jest poniżej jej godności. Wszak wiedziała lepiej od czarownika i żadne słowo padające z jest ust nie było w stanie zmienić jej zdania.

Oddała mu flakonik, po czym odgarnęła frak odsłaniając koszulinę przemoczoną na boku od jej własnej krwi. Pani Ognia uznawała ranę za zaledwie drobną niedogodność. Tak, ból był drażniący, lecz ponad wszystko bardziej ją drażniła świadomość, że któryś z tych dzikusów rzeczywiście ośmielił się ją skrzywdzić.
-Zemszczę się na nich wszystkich. I na szlachciurkach zadzierających nosy, i na tych parszywych dzikusach. Niech no tylko chwilę.. odpocznę.. -syczała ostrożnie i powoli odklejając materiał ubrania od swojego zakrwawionego ciała. Gdyby tylko miała w sobie więcej mocy, to byle mrugnięciem spopieliłaby te zbędne fatałaszki.

- Może lepiej nie…- stwierdził bez przekonania czarownik ruszając ku swojemu gryfowi łypiącemu łakomie ku wierzchowcowi elfki.
- Na razie znajdźmy miejsce na chwilowy odpoczynek. Trolle okazały się dość zorganizowane i nadspodziewane sprytne. Zupełnie jakby ktoś je wyszkolił lub ktoś nimi kierował.- dodał Ruchacz w zamyśleniu.

-Może ten elfi tyci-czarownik wtargnął też do ich łbów. Złamał tak jednego z łuczników i próbował tej sztuczki też z nami.. -Pani Ognia parsknęła szyderczo, głośno i z taką gwałtownością, że zaraz skrzywiła się z bólu promieniującego z jej boku. Warto było.
-Co za głupi cap. Te jego sztuczki pewnie działają tylko na wyjątkowo słabe móżdżki - nowa myśli sprawiła, że tym razem jej wargi rozciągnęły się w paskudnie złośliwym uśmieszku -Aż dziwne, że nie zdominował myśli wszystkich polujących szlachciurków.

- Jest pewien limit tego ile umysłów można na raz kontrolować. W przypadku trolli pewnie z kilka na raz… z ludźmi bywa już trudniej.
- odparł Ruchacz drapiąc się po podbródku, po czym spytał.- Jaki… tyci czarownik? Ja żadnego nie widziałem. Po prawdzie nie miałem czasu przyglądać się elfom.

-No był tam taki, blady, chudy i wręcz obłąkańczo próbujący sobie schwytać kobietę. Ale czy można mu się dziwić?
-ani krew, ani ból, ani zmęczenie nie były w stanie ostudzić uwielbienia jakie Pani Ognia odczuwała do siebie samej. A o ile kuglarka chełpiła się głównie swoją sztuką, to już ta tutaj wiedźma wpadała w samozachwyt nie tylko nad swoją potęgą, ale także kobiecością.
Powoli zlustrowała Thaaaneeekryyysta spojrzeniem, a jej oczy na moment przesłoniła ciemna chmura niezadowolenia -W sumie wyglądał trochę, jakby ubierał się u tego samego krawca co Ty. Powinieneś go znać.

- Można… zwykle kobiet poszukuje się w miastach i wsiach. Nie w głębi dzikiego lasu. Miał jakiś konkretny powód by cię złapać? Poza twoją urodą oczywiście?
- zapytał Ruchacz w zamyśleniu ruszając przodem na swoim gryfie idącym po ziemi i prowadząc elfkę w głąb puszczy.

-Dużo mielił jęzorem, ale akurat o tym nie wspomniał - stwierdziła elfka wzruszając ramionami w zobojętnieniu. Chuderlak gadał prawie tak samo dużo co Thaaneeekryyyst, a to oznaczało, że ten potok słów płynnie wpadał w jej jedno spiczaste ucho i wylewał się przez drugie. Zresztą, była pewna, że tamten strach na wróble i tak nie miał niczego interesującego do powiedzenia. Co najwyżej wygadywał brednie.
I to właśnie pod ich wpływem Pani Ognia nagle uderzyła otwartą dłonią o łęk siodła.
-Ale za to nazwał mnie agentką Pierworodnego! Mnie! -wydała z siebie głośno prychnięcie pasujące wyjątkowo rozwścieczonej kotce - Głupiec nie mógł się bardziej pomylić.

- Po prawdzie miał rację. I to jest… niepokojące.
- odparł zamyślony czarownik pozwalając swojemu gryfowi wybierać drogą.- Oczywistym jest, że nie jesteś agentką, acz… masz tatuaż od niego. I on naznacza cię jako swoją własność. I… gdyby w Grauburgu inaczej potoczyły się sprawy byłabyś jedną małżonek Pierworodnego i kto wie jaki czekałby cię los.
Ona wiedziała. Widziała to w swojej narkotycznej wizji.
- Tyle że o ile byle mag jest w stanie zauważyć twój tatuaż, o tyle mało kto ma dość wiedzy i doświadczenia by rozpoznać jego naturę. I to… jest bardzo niepokojące.- dodał Ruchacz.

-No i na co mu w ogóle agentka Pierworodnego? Warto mnie porwać z wielu powodów, ale piętno nie jest jednym z nich - odpowiedź nasuwała się sama, a było nią zwykłe szaleństwo kierujące bladym elfem. Brzmiało to dla Pani Ognia bardzo przekonująco, ale mimo to pozwoliła sobie jeszcze na moment odpłynąć myślami. Efektem tego było pstryknięcie smukłymi palcami, które wznieciło pojedyncze iskierki migoczące w powietrzu - Może sam jest jego agentem, co? Zobaczył jak tamten gównojad płacze, bo przysmażyłam mu piękniutką twarz i włosy, więc postanowił mnie schwytać i oddać na łaskę mściwego Pierworodnego. Wspomniał, że służy komuś ważniejszego od tego całego Balerona.

- To możliwe… i prawdopodobne, i bardzo niepokojące. Jeśli jakiś Pierworodny jest w to zamieszany, to… może to być ten sam który pragnie cię zniewolić. Lub inny. I żadna z tych sytuacji nie jest dla nas korzystna.
- przyznał ponuro Thaaneakryyst, gdy wchodzili coraz głębiej w puszczę, co o dziwo… ekscytowało Panią Ognia… i niepokoiło samą Eshte.

-A niech sobie próbują. Ale będą musieli się bardziej postarać, bo póki co ich próby zniewolenia mnie były wprost żałosne - skwitowała Pani Ognia, wbrew wewnętrznym sprzeciwom kuglarki, której wcale nie podobało się takie wywoływanie wilka z lasu. Tamta wcale nie chciała, aby cała armia Pierworodnych i ich sługusów rzeczywiście skupiła się na próbach porwania jej! No tak, ale z własnej woli dopuściła do głosu tego babsztyla. A ulubienica Dzikuna nie czuła strachu.
Za to rozdrażnienie już jak najbardziej. Eliksir zatamował krwawienie, lecz ciągle czuła ból. I siedzenie na końskim grzbiecie nie pomagało w ignorowaniu go.
-Daleko jeszcze? -mruknęła nawet nie próbując ukryć grymasu -Prowadzisz nas z powrotem do Grauburga, czy dokąd?

- Prowadzę nas ku potokowi. Obmyjemy rany, odpoczniemy.
- wyjaśnił czarownik w zamyśleniu. - Już niedaleko.- to mówiąc poczochrał czule pióra na łbie gryfa.

-Mmmm.. spodziewam się, że obmyjesz mnie BARDZO dokładnie - ta lubieżna strona Eshte posiadała niezwykłą umiejętność nadawania swoim słowom wrażenia.. lepkości. Nie tej słodkiej jak miód, co to wprawiała męskie serca w trzepotanie. Lepkości.. perwersyjnej, od której sama kuglarka miała ochotę wskoczyć do wody i mocno się wyszorować. Tego było już za wiele.
Na krótką chwilę lubieżny uśmieszek zniknął z ust elfki, które zamiast tego odezwały się wściekłym sprzeciwem - Nie! Nie dotykaj mnie!
Kuglarka zaskoczyła Panią Ognia tym wybuchem. Wszak jak dotąd to ona wciskała się między słowa tamtej i to zawsze w najmniej ku temu odpowiednim momencie. A może właśnie w tych najbardziej odpowiednich? Wzruszyła tylko ramionami i powiedziała lekceważącym tonem -Oh, cicho siedź. Miałaś swoją szansę.

- Zobaczymy…
- odparł enigmatycznie czarownik, gdy już zbliżali się do celu. Bo nawet kuglarka słyszała chlupot wody. - Aczkolwiek w okolicy mogą kryć się elfy, albo trolle.

Mogło to przerazić Eshte, ale Panią Ognia nie dbała o takie detale jak “przyzwoitość”. Ani o widzów… zresztą niewolnik się ich pozbędzie jak będą przeszkadzali prawda? W końcu była dla niego największą nagrodą, z pewnością chce się na nią rzucić jak dzika bestyjka którą Pani Ognia ujarzmi i zdominuje.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 16-11-2021 o 02:48.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem