Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2021, 07:53   #114
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nuln
18 Pflugzeit, 2524
Marktag, wieczór


Chwila wytchnienia, jaką zapewnił im Ranaldowy Kwartał pozwoliła zebrać myśli i uspokoić skołatane nerwy. W tej „robocie” wszystko poszło nie tak. Porwanie Sotoriusa Bepke było, delikatnie mówiąc, przedsięwzięciem wielce ryzykownym. Wiedzieli to idąc na robotę. Ale zysk jaki położono na drugiej szali przeważał nad zdrowym rozsądkiem, obawami i zwykłą chłodną kalkulacją. Jednak nawet gdyby te kalkulacje przeprowadzili nie mieli prawa założyć, że Orsini wejdzie w paradę owianemu ponurą sławą Oswaldowi. Owszem, jechał po brzytwie, ale zawsze w granicach prawa. Przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalne zlecenia miały właśnie nieoficjalny charakter. Trudno było je wiązać z osobą ich pryncypała. Pilnował tego. Jednak najwyraźniej coś poszło nie tak. Wszystko poszło nie tak! Lupus, najlepszy woźnica jaki kiedykolwiek powoził ulicami Nuln, wywiózł ich spod samych bram sotoriusowego pałacu, ale nie był w stanie zgubić pogoni. Nie całkiem. A gdy już ją zgubili to zaraz musieli pożegnać się z wozem, cackiem nad którym tak rozczulał się Lupus. Potem heca z Grubasem! Znów coś poszło nie tak! Potem znów wykręty z rajcami, którzy wszak widzieli twarze i znali nazwisko DeGroata. Coś znów nie poszło tak jak trzeba. Miała być cicha, szybka robota, odwrót, wymiana i spokojne cieszenie się łupem. A potem okazało się, że Grubas miał ich nagrodę! Miał? Nie miał? Teraz już było to mało ważne, bo jak się nie udusił, to spłonął. I pościg, znów na plecach. Potem zamieszanie z największą obławą miejskich pachołków, jaką widzieli w życiu. I Daria, która wszak miała wiadomości lekko nie świeże! I znów jacyś napatoczeni towarzysze harców Klemensa. Kolejne osoby, kolejni świadkowie. Pasmo niepowodzeń. Ofiara rzucona na ołtarzyk Ranalda zdawała się bardzo na miejscu. Potrzebowali farta. Potrzebowali fury farta z domieszką szczęścia. Już nie by zarobić, ale by się z tego gówna w które wdepnęli wyplątać.

-Rust! Kurwa, ale heca! Słyszałeś o tym kupcu? Porwali gościa wprost spod bramy jego pałacu. - Rozemocjonowany Ezarm „Trzy Oczka” wparował do kapliczki chyba w tym samym celu co Rus z Klemensem bo też rzucił na ołtarzyk monetę. Błysnęło srebro. Rust skinął głową Ezarmowi, który całe swe, przydługie jak niektóry twierdzili, życie spędził sprzedając informacje. „Trzy Oczka” bo niektórzy mówili, że trzecie ma w dupie i wiecznie spogląda za plecy widząc wszystko. Teraz sponiewierany przez życie czterdziestolatek w przepoconym kubraku, który czuć było na milę, przegarniał szponiastymi brudnymi łapami liche, siwe włosy, uśmiechając się chytrze. - Mówią, że jest za nich nagroda. I to jaka! Dają sto karli za same imiona! A jak wskaże się miejsce, gdzie trzymany jest porwany, to ponoć i pół kafla! Kurwa postawiłem wszystkich swoich i wszędzie wyglądają tych chujów, ale na razie cisza. Wiesz coś o tym?

Rust wiedział. Wiedział też, że nie może powiedzieć, że nic nie wie, bo wzbudzi podejrzenia. - Ta. Słyszałem. W mieście wrze! Mówisz pół kafla? Kurwa warto się przy tym pokręcić. Gdzie to porwanie było?

-Hehehe, nie ze mną te numery Rust. Nawet gdybym wiedział bym ci nie powiedział. Wiesz przecież, bez urazy. - Ezarm rozłożył ręce w przepraszającym geście, po czym ciekawskim, wścibskim wzrokiem zerknął na widzianego po raz pierwszy Klemensa, ale wnet się zwinął. Zostawiając za sobą tylko smród skwaśniałego potu.

-Idziemy. - zakomenderował Rust kiedy echa kroków tamtego zgasły w korytarzach i echach rozmów innych tubylców. Po chwili byli już na skąpanych we wczesnym mroku, gwarnych o tej porze, ulicach Nuln. Latarnicy właśnie zapalali latarnie.


***


Dywagacje co uczynić z „paczką” trwały na tyle długo, że Tosse zdążył wyżłobić penisa. Tuż obok trzech innych, które wyżłobił dawniej, krypa wszak była jego drugim domem. Siedzieli o suchych pyskach, bo wszak żaden z nich na robotę nie brał dodatkowych zapasów a co mieli zdążyli już zeżreć w magazynie oswaldowej karczmy i później na łodzi. Sotorius mężnie znosił swą udrękę, w ciszy i spokoju czekając na rozwój wydarzeń. Im się jego spokój nie udzielał. Może winny był temu klimat Trapów, cuchnącej zgnilizną okolicy, która całym swoim jestestwem uzmysławiała im jak nisko upadli? Nad morzem pogniłych barek, tratw, łodzi i wysepek śmieci połączonych byle jakimi kładkami, wzniósł się siwy dym z rozpalanych ognisk i Ranald jeden wie czego. Smród palonego mięsa, które z całą pewnością nie nadawało się już do żarcia, walczył o palmę pierwszeństwa z zaduchem zgnilizny. Gwary sporów, jakieś śpiewy, bijatyki i śmiechy mieszały się kakofonią dźwięków. Trapy budziły się powoli do „życia”. Tosse wiedział, że bal trwać będzie do świtu, który zastanie okolicę uwolnioną od kilku czy kilkunastu łotrów. Po których nie zapłacze nikt. Czekali. Zastanawiając się cichym głosem, co dalej począć. Bo wszak nie mieli pewności, że DeGroat i Löwenstein wrócą z czymkolwiek. O ile w ogóle wrócą. Posłany na czajkę Greger miał ich wypatrywać w Porcie Durnia, jedynym miejscu w którym Trapy stykały się z lądem. Na razie nie wrócił ani on, ani oni.

Z marazmu wyrwał ich odgłos zbliżającej się do wraku pijackiej libacji. Było ich trzech, choć trudno było w rozlewających się nad okolicą ciemnościach pewnym być czegokolwiek. Szli zataczając się i śpiewając jakąś sprośną pieśń, choć nie miała śladu rymu, rytmu ni melodii. Za to bawiła towarzystwo a to chyba było najważniejsze. Obserwowali wszystko skryci za wysokimi, przegniłymi burtami wiekowej łajby. Chcąc nie rzucać się w oczy. Unikać kłopotów.

-Tosse! Ty jebany chuju, wyłaź kurwo niemyta, robota jest! Można zarobić! I to sporo! Karla. Słyszysz to skurwielu w dupę jebany?! Karla można wytargać! Wyłaź sukinsynu z tego barłogu, nie będziemy tu sterczeć do rana! No, kurwa chodź! Nie daj się prosić! - Trójka rozlała się przy burcie krypy siadając gdzie popadnie. Tylko ten, co się darł, dudnił jednocześnie pięścią w burtę łajby wywołując hałas nieproporcjonalny do swej postury. Tosse znał całą ich trójkę. Husy, Tom i Jens „Odpadły”, chory na trąd chyba skurwiel, który wciąż gubił część siebie ku uciesze pozostałych. Robił z nimi na tyle często, że nie miał prawa być na nich zły za to że tak obcesowo nawołują go z dołu, wyraźnie nie będąc na siłach by piąć się na pokład. W zasadzie powinien być im wdzięczny.

Tylko kurwa nie dziś!

Przez krzaki widać było zbliżające się do wraku kolejne sylwetki, ale tym razem bez wątpienia byli to DeGroat, Klemens i Greger. Poznali to po wielkiej sylwetce Gregera. Nie sposób było go pomylić z kimś innym.

-No wstawaj zajebany pijaku, hep! - czknięcie było donośne a dwaj polegujący w krzakach towarzysze pieniacza parsknęli śmiechem, po czym jeden z nich zgiął się w pół i rzygnął. Wprost przed siebie oblewając treścią swe gacie i bose stopy. - Mam dla ciebie niewdzięczna kurwo robotę!

Greger prowadzący chłopaków do wraku był tuż tuż. Właśnie wyłazili z kępy rachitycznych olch. Tosse zaśmiał się w duchu, co też ten wymuskany Klemens czy ważniak DeGroat pomyślą o tej nowej szansie zarobku. Cały, kurwa, karl! Na sześciu!


***

5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline