Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2021, 19:17   #111
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Mnie coś się zdaje, że tego co przyjdzie z pismem i pierścieniem wezmą raz dwa na męki i wydobędą wszystko - mruknął Lupus - Na moje to opcja z jego wrogami lepsza. Każdy z nich chętnie by go wziął żywcem i pogadał odpowiednio, a wiedząc jakie pytania zadawać mogli by sporo ugrać. Tylko trza uważać, by nie trafić na honorowego wroga, co to nas wybije, a jego wypuści, coby potem chełpić się na salonach. - splunął - Tfu, jebane bogacze, gorzej z nimi niż ze skorpionami.

k100: 50, 42, 12, 13, 55

 
Mike jest offline  
Stary 12-11-2021, 19:50   #112
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Uduszony też będzie sporo wart. Nie aż tyle, ale zawsze - zaproponował Tosse dłubiąc kształt penisa w starej, drewnianej burcie.
Miękkie drewno ustępowało pod nozem jak ludzkie ciało.

- Po ludziach rozpytywać nie będę.

rzuty po stronie MG
 
Avitto jest offline  
Stary 13-11-2021, 19:41   #113
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
- Brr… Zimne – Rust skrzywił się nad kuflem. Orsini truchtał w obstawie szpicli i widać było, że nie idzie jako pryncypał, chroniony przez przybocznych, ale skazaniec wiedziony na męki. Kapota, grób, mogiła. Odbicia patrona z kazamatów bezpieki De Groat nawet nie rozważał. Do tego trzeba by małej armii. A teraz było strach otworzyć dziób do kogokolwiek, bo z czarną krechą nad Orsinim wszyscy jego ludzie byli na cenzurowanym i wpadali w kategorię zwierzyny łownej.

Szukać pomocy, rekrutować, kombinować, łazić po znajomkach, którzy wisieli Lupo Orsiniemu grube przysługi… Nie było celu. Oswald i jego smutni panowie gasili najtrwalsze przyjaźnie. Rust wiedział, że Orsini to wie. I wiedział, że nie będzie miał mu za złe, że tak szybko postawił na nim kreskę.

Pomyłki się zdarzały, owszem, ale jeśli to była którakolwiek z tych nieszczęśliwych pomyłek, to można było tylko wyczekiwać szczęśliwego rozwiązania. I liczyć, że kiedy już Orsini wyzwoli się z trybów bezdusznej maszynerii Oswaldowych służb, jego rekonwalescencja będzie krótka. I że na uboczu odnajdzie spokój i ciszę. Do swojej pozycji już nie wróci. Nie w tym zawodzie. Ci, którzy żyli z powiernictwa i cichej służby innym nie mogli liczyć na powrót do zawodu, kiedy rozniosło się, że przeszli przez magiel bezpieki.

- Zimne jak cholera… – W smutnym spojrzeniu, które skrzyżował z Klemensem decyzja była wyraźna. – Starczy. Idziemy, bo się człowiek zaziębi.

* * *

Kobieta, która otworzyła okute żelazem sięgała pukającym może do piersi, a to mimo dających parę centymetrów obcasów. Drobniutka, podlotkowata, z oczami jak u łani, musiała być gotowa na pytanie: Czy zastanę rodziców? Czy jest może ktoś dorosły?

Rust wiedział, że otworzyć mogłoby choćby dziecko, dla goryli w drzwiach nie ma potrzeby. Kiedy weszli w zaułek byli już obserwowani. I najpewniej na muszce. Na wypadek, gdyby coś. I tak poza tym, na wszelki.

- No i co tam? – zagaiła kiwając głową, jak na starych znajomych, których złapiesz przy straganie.

- Czołem. – Klemens zasalutował kpiarsko. – My do nygusa.

- No wchodźcie. – Zsunęła się i puściła gości do środka. Prosta, surowa izba z fotelami, piecem i pryczą. Na fotelach byczyli się dwaj goryle. Czyli jednak byli i na miejscu, tak dodatkowo. Jeden kiwnął na Rusta sponad kart, które wertował. Rust odkiwnął. Znali się. Rust dla koleżeństwa dawał mu się czasem ogrywać w karty na nieduże sumy.

- Coś konkretnego, czy przelotem?

- Przelotem. – Rust rozłożył ręce. – Chłopaki walczą coś u Ewki? Słyszałem, że wpadło dużo sosu Gierojowi, dobra choina posypała.

- Walą, a jak – potwierdził z aprobatą osiłek. – Drugi dzień, pod sernik, więc trochę poleci.

- Grane?

- A nie wiem, ale możesz zastukać – zachęcił. – Pewno nie trybią, ale nastroje morowe.

- A się może złapiem – uśmiechnął się fałszywie Rust. – No, ale tera będziem lecieć.

* * *

Dziewczyna dźwignią, pochylnią czy inną jakąś fidrygałką zwolniła mechanizm w ścianie i puściła przybyszy w głąb korytarza. Pod ziemię, w Ranaldowy Kwartał, gdzie wytchnienie znajdowała alternatywna ekonomia, jak nazywał półświatek Orsini.

Strefa była uświęcona, więc tu pod groźbą wykluczenia z szeregów szanujących się kryminalistów (i sympatyków) nie można było przelewać krwi. Burdy, bitki owszem. Noże nawet, ale mordowanie na uświęconej ziemi było tabu. Czyniło pariasem i wciągało na listę celów do odstrzału u wszystkich szanujących się ludzi honorowych.

Odpocząć, odsapnąć, pohulać nawet – tu można było na spokojnie. Szkopuł w tym, że o ile w obrębie Kwartału byt chroniły niepisane zasady, o tyle zaludnienie sanktuarium honorowymi ludźmi było dla opuszczających przybytek jak znamię na czole. Jeśli komuś ziemia paliła się pod nogami i można było na nim zarobić, można było mieć pewność, że jak tylko wieść się rozniesie, a tu roznosiła się szybciej, niż gdziekolwiek indziej, honorowi znajdą sposób, by to wykorzystać poza murami Kwartału.

Owszem, nie współpracowano ze strażą i władzami – tu były jasne zasady… Choć pewnie niejeden zuch złamał i to sacrum, skuszony okazją. Ale już zachachmęcić komuś łup, sprzątnąć sprzed nosa ustawiony temat, okraść melinę, czy zakatrupić, jeśli się opłaciło – a, to już i jak najbardziej. Nie, nie było honoru między złodziejami.

- Dobra, Klemens, nie przesiadujmy tu za długo. Kawa na ławę. – Rust wstrzymał kompana w bocznej salce przed kapliczką Ranalda. – Jeśli wiedzą tyle, że bezpieka zgarnęła Orsiniego i przez to my mamy kłopoty, to tylko najgorsze gnidy mogą chcieć nam zaszkodzić… Ale i tacy się znajdą.

- Zanim to się rozniesie, chwila minie – przyznał Löwenstein. – Ale wiadomość spadnie w końcu na dno, w odpadki. I tam już nikt nie ma skrupułów. Szczególnie, jak wyjdzie na czym położyliśmy łapy.

- Dokładnie. – Rust wszedł w oświeconą kagankami, pustą przestrzeń kaplicy i przysiadł z druhem w pierwszej ławie. Prosty ołtarzyk, obwieszony dla kontrastu ekstrawaganckimi błyskotkami, które złodzieje złożyli w swej rabunkowej dziesięcinie. Proste ławy, poryte nożami w tuzinach ksywek, haseł i pozdrowień. Zapach kadzideł i wosku przenicowany idącymi z sąsiednich pomieszczeń woniami tytoniu, wódy, potu i tanich, ordynarnie mocnych perfum. – Mieliśmy ustawiony temat, zostaliśmy sami ze skorpionem na dłoni. Ranald świadkiem, duży to hazard, ale… Ja podjąłbym grę.

- Dwa tysiące karli – wyszeptał niemal bezgłośnie.

- Warto – potwierdził Klemens.

- Zwijajmy się do chłopaków – Rust po złodziejsku ucałował pieniążek i rzucił go na stosik pod ołtarzem. – Mam plan, jak sprzedać tego śledzia.

Rzuty: 89, 17, 23, 94, 93.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 13-11-2021 o 19:49.
Panicz jest offline  
Stary 16-11-2021, 07:53   #114
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nuln
18 Pflugzeit, 2524
Marktag, wieczór


Chwila wytchnienia, jaką zapewnił im Ranaldowy Kwartał pozwoliła zebrać myśli i uspokoić skołatane nerwy. W tej „robocie” wszystko poszło nie tak. Porwanie Sotoriusa Bepke było, delikatnie mówiąc, przedsięwzięciem wielce ryzykownym. Wiedzieli to idąc na robotę. Ale zysk jaki położono na drugiej szali przeważał nad zdrowym rozsądkiem, obawami i zwykłą chłodną kalkulacją. Jednak nawet gdyby te kalkulacje przeprowadzili nie mieli prawa założyć, że Orsini wejdzie w paradę owianemu ponurą sławą Oswaldowi. Owszem, jechał po brzytwie, ale zawsze w granicach prawa. Przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalne zlecenia miały właśnie nieoficjalny charakter. Trudno było je wiązać z osobą ich pryncypała. Pilnował tego. Jednak najwyraźniej coś poszło nie tak. Wszystko poszło nie tak! Lupus, najlepszy woźnica jaki kiedykolwiek powoził ulicami Nuln, wywiózł ich spod samych bram sotoriusowego pałacu, ale nie był w stanie zgubić pogoni. Nie całkiem. A gdy już ją zgubili to zaraz musieli pożegnać się z wozem, cackiem nad którym tak rozczulał się Lupus. Potem heca z Grubasem! Znów coś poszło nie tak! Potem znów wykręty z rajcami, którzy wszak widzieli twarze i znali nazwisko DeGroata. Coś znów nie poszło tak jak trzeba. Miała być cicha, szybka robota, odwrót, wymiana i spokojne cieszenie się łupem. A potem okazało się, że Grubas miał ich nagrodę! Miał? Nie miał? Teraz już było to mało ważne, bo jak się nie udusił, to spłonął. I pościg, znów na plecach. Potem zamieszanie z największą obławą miejskich pachołków, jaką widzieli w życiu. I Daria, która wszak miała wiadomości lekko nie świeże! I znów jacyś napatoczeni towarzysze harców Klemensa. Kolejne osoby, kolejni świadkowie. Pasmo niepowodzeń. Ofiara rzucona na ołtarzyk Ranalda zdawała się bardzo na miejscu. Potrzebowali farta. Potrzebowali fury farta z domieszką szczęścia. Już nie by zarobić, ale by się z tego gówna w które wdepnęli wyplątać.

-Rust! Kurwa, ale heca! Słyszałeś o tym kupcu? Porwali gościa wprost spod bramy jego pałacu. - Rozemocjonowany Ezarm „Trzy Oczka” wparował do kapliczki chyba w tym samym celu co Rus z Klemensem bo też rzucił na ołtarzyk monetę. Błysnęło srebro. Rust skinął głową Ezarmowi, który całe swe, przydługie jak niektóry twierdzili, życie spędził sprzedając informacje. „Trzy Oczka” bo niektórzy mówili, że trzecie ma w dupie i wiecznie spogląda za plecy widząc wszystko. Teraz sponiewierany przez życie czterdziestolatek w przepoconym kubraku, który czuć było na milę, przegarniał szponiastymi brudnymi łapami liche, siwe włosy, uśmiechając się chytrze. - Mówią, że jest za nich nagroda. I to jaka! Dają sto karli za same imiona! A jak wskaże się miejsce, gdzie trzymany jest porwany, to ponoć i pół kafla! Kurwa postawiłem wszystkich swoich i wszędzie wyglądają tych chujów, ale na razie cisza. Wiesz coś o tym?

Rust wiedział. Wiedział też, że nie może powiedzieć, że nic nie wie, bo wzbudzi podejrzenia. - Ta. Słyszałem. W mieście wrze! Mówisz pół kafla? Kurwa warto się przy tym pokręcić. Gdzie to porwanie było?

-Hehehe, nie ze mną te numery Rust. Nawet gdybym wiedział bym ci nie powiedział. Wiesz przecież, bez urazy. - Ezarm rozłożył ręce w przepraszającym geście, po czym ciekawskim, wścibskim wzrokiem zerknął na widzianego po raz pierwszy Klemensa, ale wnet się zwinął. Zostawiając za sobą tylko smród skwaśniałego potu.

-Idziemy. - zakomenderował Rust kiedy echa kroków tamtego zgasły w korytarzach i echach rozmów innych tubylców. Po chwili byli już na skąpanych we wczesnym mroku, gwarnych o tej porze, ulicach Nuln. Latarnicy właśnie zapalali latarnie.


***


Dywagacje co uczynić z „paczką” trwały na tyle długo, że Tosse zdążył wyżłobić penisa. Tuż obok trzech innych, które wyżłobił dawniej, krypa wszak była jego drugim domem. Siedzieli o suchych pyskach, bo wszak żaden z nich na robotę nie brał dodatkowych zapasów a co mieli zdążyli już zeżreć w magazynie oswaldowej karczmy i później na łodzi. Sotorius mężnie znosił swą udrękę, w ciszy i spokoju czekając na rozwój wydarzeń. Im się jego spokój nie udzielał. Może winny był temu klimat Trapów, cuchnącej zgnilizną okolicy, która całym swoim jestestwem uzmysławiała im jak nisko upadli? Nad morzem pogniłych barek, tratw, łodzi i wysepek śmieci połączonych byle jakimi kładkami, wzniósł się siwy dym z rozpalanych ognisk i Ranald jeden wie czego. Smród palonego mięsa, które z całą pewnością nie nadawało się już do żarcia, walczył o palmę pierwszeństwa z zaduchem zgnilizny. Gwary sporów, jakieś śpiewy, bijatyki i śmiechy mieszały się kakofonią dźwięków. Trapy budziły się powoli do „życia”. Tosse wiedział, że bal trwać będzie do świtu, który zastanie okolicę uwolnioną od kilku czy kilkunastu łotrów. Po których nie zapłacze nikt. Czekali. Zastanawiając się cichym głosem, co dalej począć. Bo wszak nie mieli pewności, że DeGroat i Löwenstein wrócą z czymkolwiek. O ile w ogóle wrócą. Posłany na czajkę Greger miał ich wypatrywać w Porcie Durnia, jedynym miejscu w którym Trapy stykały się z lądem. Na razie nie wrócił ani on, ani oni.

Z marazmu wyrwał ich odgłos zbliżającej się do wraku pijackiej libacji. Było ich trzech, choć trudno było w rozlewających się nad okolicą ciemnościach pewnym być czegokolwiek. Szli zataczając się i śpiewając jakąś sprośną pieśń, choć nie miała śladu rymu, rytmu ni melodii. Za to bawiła towarzystwo a to chyba było najważniejsze. Obserwowali wszystko skryci za wysokimi, przegniłymi burtami wiekowej łajby. Chcąc nie rzucać się w oczy. Unikać kłopotów.

-Tosse! Ty jebany chuju, wyłaź kurwo niemyta, robota jest! Można zarobić! I to sporo! Karla. Słyszysz to skurwielu w dupę jebany?! Karla można wytargać! Wyłaź sukinsynu z tego barłogu, nie będziemy tu sterczeć do rana! No, kurwa chodź! Nie daj się prosić! - Trójka rozlała się przy burcie krypy siadając gdzie popadnie. Tylko ten, co się darł, dudnił jednocześnie pięścią w burtę łajby wywołując hałas nieproporcjonalny do swej postury. Tosse znał całą ich trójkę. Husy, Tom i Jens „Odpadły”, chory na trąd chyba skurwiel, który wciąż gubił część siebie ku uciesze pozostałych. Robił z nimi na tyle często, że nie miał prawa być na nich zły za to że tak obcesowo nawołują go z dołu, wyraźnie nie będąc na siłach by piąć się na pokład. W zasadzie powinien być im wdzięczny.

Tylko kurwa nie dziś!

Przez krzaki widać było zbliżające się do wraku kolejne sylwetki, ale tym razem bez wątpienia byli to DeGroat, Klemens i Greger. Poznali to po wielkiej sylwetce Gregera. Nie sposób było go pomylić z kimś innym.

-No wstawaj zajebany pijaku, hep! - czknięcie było donośne a dwaj polegujący w krzakach towarzysze pieniacza parsknęli śmiechem, po czym jeden z nich zgiął się w pół i rzygnął. Wprost przed siebie oblewając treścią swe gacie i bose stopy. - Mam dla ciebie niewdzięczna kurwo robotę!

Greger prowadzący chłopaków do wraku był tuż tuż. Właśnie wyłazili z kępy rachitycznych olch. Tosse zaśmiał się w duchu, co też ten wymuskany Klemens czy ważniak DeGroat pomyślą o tej nowej szansie zarobku. Cały, kurwa, karl! Na sześciu!


***

5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 16-11-2021, 19:47   #115
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
- Greg! - Rust machnął na ustawionego na czujce kompana. Bezgłośnie, ale ze sporym animuszem w gestykulacji, jakby faktycznie wykrzykiwał do dawno niewidzianego kumpla. Bądź co bądź, ucieszył się, że reszta spółki ma się dobrze. Po zakrętach na drodze nie miał już pewności, czy będzie do czego wracać i czy cały wysiłek z Sotoriusem nie pójdzie w kanał. I jeszcze ten pierdolony Ezarm, jebał go pies.

- Orsini leży. Zwinęła go bezpieka, Oswald. - De Groat zdawał sprawę w żołnierskich słowach. - Martwy punkt, nic nie zrobimy. Przykro mi... Kasy nie będzie.

- Wiesz, że dziś mogliśmy zdechnąć z pięć razy? - Greger ciężko wciągnął powietrze i zdawało się, zrobił się jeszcze większy. - I jeden z nas zginął. Oczko".

- JEDEN Z NAS - podkreślił sykiem.

Rust przystanął w marszu, oparł się na osadzonej w piachu belce z której zwijały sieci i haki. Mógł zachować to na potem, żeby nie powtarzać już całości dwa razy. Ale może tak i lepiej, dzielić porażkę na odbiorców, zamiast rzucać w nich na raz jak ochłapem i czekać, kogo porwie gwałtowność.

- Wierz mi, ta... kabała... To dla mnie więcej niż wzruszenie ramion. Pracowałem dla Orsiniego od wielu lat... - Przejechał poważnie spojrzeniem po rozmówcach. - Zawsze był ostrożny... Zawsze podchodził do spraw szachowo, planował naprzód. I traktował ludzi, którzy dla niego robili z szacunkiem, zawsz....

- Co dalej? - rzucił krótko dryblas, przerywając.

- Jesteśmy z tym sami. Na mieście będzie gorąco, możliwe, że będą nas szukać. Możliwe, że ludzie Oswalda, a jak wyjdzie, że mamy kupca, to i straż i reszta... Jest już cynk o nagrodzie. - Rust skrzywił się. - Kombinować będzie nie tylko straż, ale i półświatek... Będą chcieli tej kasy...

- Ktoś wie, że to my? - przerwał znów.

- Na razie nie - wtrącił Klemens. - Ale widziała nas Daria, widzieli rajcy... Ktoś połączy kropki.

- Wynagrodzić sobie całe to piekło możemy tylko haraczem za kupca, dzielone na sześć. Ale to jest diabelnie ryzykowne. Bez porównania z tym, co graliśmy wcześniej - Rust nie owijał w bawełnę. - Jest duża szansa, że nas zajebią... A ci, którzy dadzą się złapać pójdą na męki. No i nie ma co mówić - nawet, gdyby się udało - w tym mieście nie ma czego potem szukać. To się nie rozejdzie po kościach.

Greger spojrzał spode łba, niby okutany w ponczo skrzyżował ręce pod jakąś derką, którą złapał, by ochronić się od chłodu i wilgoci. Znać było, że duma. Tak zwykle było, gdy przebierał palcami na tasaku. Jak teraz, co miarkowali z podskakującej na boku tkaniny.

- Ja jestem gotów zaryzykować. 2 tysiące... 330 karli to dość na świeży start w lepszym miejscu. - Rust wlał w głos najdrobniejszą półnutę entuzjazmu, ale i tak czuł się nieszczerze. - Ale jeśli działamy z kupcem dalej, to działamy wszyscy. Albo wszyscy, albo nikt.

- Zanim się podzielimy z resztą tym doniosłym ultimatum... - Klemens wskazał na najebańców, którzy wzięli kurs na schronienie szajki.

Nadejście kolędników cofnęło planujących między sieci, w bezpieczny półcień obserwacji. Na początku liczyli, że bydło przejdzie dalej, ale widać znali się z Tossem, bo zrobili przystanek centralnie pod jego kryjówką. Że też, kurwa, sąsiadom zebrało się na wizyty.

- To jakieś lumpy - szepnął Rust poirytowany. - Pójdziemy jak już polezą, nie ma co robić awantury.

- Wyglądają na nieugiętych - odbił Greger. - Zaczynają się rozgaszczać.

- Czekajmy... W końcu pójdą. A jak wejdą na pokład... - Rust westchnął. - Ledwo trzymają się na nogach, chłopaki nie będą mieć z nimi problemu.

Rzuty: 35, 16, 21, 100, 85.
 
Panicz jest offline  
Stary 17-11-2021, 16:28   #116
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Klemens wyjątkowo milczał podczas powrotnej wędrówki na Trapy. Po części z racji pałaszowania jabłkowego strudla zakupionego po drodze, po części z racji gonitwy myśli pod kopułą. Żałował nieco, że nie ulotnił się pod Herzogsplatz, bo cała afera zaczynała nabierać ponurych barw - nie dość, że mogli liczyć na obławę straży, to i wystawiona na nich nagroda tylko dodawała do obławnych zastępów. Brakowało jeszcze tylko oswaldowej bezpieki, prywatnej gwardii jaśnie panującej Kurfürsten oraz sigmarowej inkwizycji i mogliby krzyknąć "bingo!".

Resztki strudla poszybowały w bok, w środek szczurzej czeredy która zaraz rzuciła się do batalii o słodki ochłap. Piski odprowadziły ich, gdy zagłębili się w alejki Portu Durnia i natknęli na Gregera. Klemens skinął kompanowi, ale do rozmowy się nie wyrywał. Na wspomnienie o "Oczku" splunął jedynie, tfu!, tfu!, i przeżegnał znakiem Sigmara, za nic mając pełne dezaprobaty spojrzenie Gregera. Szlachcic nie rozumiał sentymentu do guślarza, ale nie miał najmniejszej ochoty szukać zrozumienia. Poświęcił moce przerobowe na bardziej palący problem.

Daria wiedziała. Rudowłosa piękność bankowo nie była głupia, ba!, w jej zawodzie bystrość była nie tyle wymagana, co wręcz wskazana. Do tego znała Rusta i wiedziała, że Löwenstein z nim przestawał. Horst Dumgard też go widział, ale ten osobnik do najbystrzejszych nie należał. Rajcy... Rajcy też ich widzieli, ale czy Rip nie wspomniał, że Fochowi było nie po drodze z Sotoriusem, w słowach samego kupca? Klemens westchnął. Lista potencjalnych zagrożeń rosła i puchła w tempie, które mu się nie podobało. Chujowe rozdanie. A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać w Szaraki?

- Znudzą się - oznajmił Klemens, taksując wzrokiem tercet pod krypą. - Poczekajmy.

Szlachcic sięgnął dłońmi ku bryczesom, ciągnąc za sznurki i obracając się na pięcie. Palący problem, nieco bardziej przyziemny i łatwiejszy do rozwiązania, dawał o sobie znać. Klemens podreptał pod drewnianą ścianę parę kroków za nimi, rozsznurował spodnie i... Palący problem zaczął lżeć, wraz z żółtą strugą moczu przyozdabiającą budynek.



_______________________________

49, 84, 87, 24, 1
 
Aro jest offline  
Stary 18-11-2021, 12:38   #117
 
Bielonek's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znany
Czekali. Greger bił się z myślami. Ufał Rustowi. Ufał jak nikomu z tej ich małej szajki. Nie zawiódł się na tym zaufaniu nigdy. Ani na trzeźwości jego oceny. Sam zajmował się bardziej... przyziemnymi sprawami. Ot, kogoś pacnąć, klepnąć gdy wychylał się nadmiernie na nadbrzeżu, czasem sprawdzić pięścią równość zgryzu. Nawet mokra robota nie była mu obcą, w końcu uchował się w slumsach Nuln i musiał jakoś żyć. Sprawy wielkiego świata zostawiał mądrzejszym od siebie nie chcąc zajmować się czymś, w czym nie czuł się najlepiej. Ale teraz sprawy wielkiego świata przyszły do niego i naraz jego zaufanie do Rusta zostało wystawione na próbę. Solidną próbę.

-"Oczko" miał jakąś rodzinę? Jak już będzie po wszystkim, może trzeba było by powęszyć. Wiecie, jego działka i tak dalej... - szeptem dzielił skórę na niedźwiedziu. Wiedział, musiał przecież wiedzieć, że zarobek rozwiewa się coraz bardziej w coś ulotnego. Klemens milcząc wzruszył tylko ramionami. Rust wręcz przeciwnie.

-Trzeba wypłacić jego dolę tym, którzy po nim zostali, ale to sprawa na później. Teraz musimy wyjść z tego z głową na karku. Jak będzie co dzielić, będziemy to dzielić. Na razie nie ma czego. Chyba że grubasa potniesz tym tasakiem i każdy sobie połeć weźmie.

Greger chcąc nie chcąc przyznał rację Rustowi. Nie było jeszcze czego dzielić a banda pijaczków dobijająca się do Tosse w widoczny sposób jeszcze wszystko opóźniała. Rozgościła się wręcz pod wrakiem i niezmordowanie nawoływała Tosse popijając z jakiegoś gąsiora. Greger w końcu się zniecierpliwił. Wyszedł z cienia i ruszył wprost na obszczymurów nie sięgając nawet do broni. Zajęci swoim trunkiem, nawoływaniem Tosse i złorzeczeniem wszystkiemu w koło dostrzegli go dopiero, gdy niemal stał przy nich. Najbliższego z rozmachu kopnął w głowę powalając od razu na ziemię, w zalegający wokół śmietnik. W normalnych warunkach miałby tamtą dwójkę już na karku, nie mówiąc o tym, że pewnie by ich tak nie podszedł. Ale to nie były normalne warunki. To były ludzkie wraki trzymające wartę przy prawdziwym wraku. Niemal jednym ruchem doskoczył do pozostałej dwójki i pierwszego z brzegu wyrżnął pięścią w szczękę. Cios godny mistrza bokserskiego, ale tamte czasy Greger też już miał za sobą. Trzeci zarechotał tylko i powoli rozumiejąc, że jednak dzieje się coś niedobrego zdążył powiedzieć - Ale co ty, brachu!?

Greger złapał go za poły, dźwignął jak szmacianą lalkę i zasunął mu z byka rozbijając nos i usypiając w jednej chwili. Odrzucił przeciwnika i poprawił kopem temu drugiemu, który jedyny został na nogach. Wkrótce cała trójka leżała nieprzytomna. Droga była wolna a oni mieli chwilę na rozmowę z kamratami, bo coś postanowić trzeba było. Obszczymurków zaś wnieśli do krypy wiążąc do masztu pod pokładem i kneblując jakimiś przegniłymi szmatami. Krzywda wielka im się nie stała. Greger sprawdził więzy korzystając z pomocy Ripa, który znał się na tym lepiej, po czym wraz z resztą stanął na przegniłym, podziurawionym tu i ówdzie pokładzie wraku. Musieli się naradzić.

Rzuty: 28, 15, 47, 70, 12
 
Bielonek jest offline  
Stary 18-11-2021, 22:12   #118
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Strasznie niebezpieczna okolica - powiedział Lupus wychylając się zza burty - Jakiś dwóch bandziorów napierdala twoich znajomków. - powiedział do Tossego.
Poczekał aż kompani wejdą na wrak zanim zagadnął półgłosem by kupiec nie słyszał:
- Co tam, żeście się dowiedzieli? Bo my pomału dochodzimy do wniosku, że chyba łatwiej będzie sprzedać grubasa jego wrogom. Łatwiej i bezpieczniej, choć kasy zapewne mniej niż było w planie.

k100: 40, 32, 55, 72, 64

 
Mike jest offline  
Stary 19-11-2021, 00:04   #119
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Plum.

- Co ty mówisz? -
Odkrzyknął Lupusowi Tosse wciągając z pośpiechu nogawice na swoje miejsce i drepcząc ku przeciwległej burcie.
Widząc sajgon na dole zarechotał wrednie, splunął i stanąwszy prościej niż zwykle włączył się do rozmowy.

- Sprzedać, właśnie tak. Ale co, jak wleźć? No trza pod wodę zanurkować i przez dziurę na dolny pokład, a potem to już po drabinie!
 
Avitto jest offline  
Stary 19-11-2021, 11:39   #120
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Rip nie wtrącał się do całego zamieszania przedwcześnie. Nie chciało mu się. Powoli odechciewało mu się wszystkiego , cała akcja nie dość że nie wypaliła to jeszcze zapewne zakończyła mu karierę i w ogóle żywot w tym jakże pięknym mieście – zaśmiał się w duchu doskonale zdając sobie sprawę z tego gdzie jest. Trapy… Jak tu skończył? Nie wiedział, wiedział jednak że nie będzie to jednak miejsce w którym już zostanie, wolałby już zginąć co przy powiązaniach kupca i całej tej nagonce było raczej tylko kwestią czasu.

Obserwował jak Greger obija „przyjaciół” Tesse , a nawet zgodnie z jego prośbą pomógł mu związać gagatków , niemniej z jednym widocznym zastrzeżeniem – nie dotykał się jegomościa z którego odpadały kawałki ciała.

Dziwił się nawet Gregerowi , że on się nie zawahał, ale cóż… Z ostrożnością i w rękawicach obwiązał resztkami lin ze statku pozostałych dwóch, trędowatego nawet nie zamierzał się dotykać a i z jego kamratami uważał, kto wie czy już też nie podłapali tej strasznej choroby.

– Na pewno chcemy ich tu trzymać ? – zapytał wskazując głównie na trędusia , nie zamierzał być nawet w jego pobliżu , ostatnie czego mu było potrzeba to odpadających kończyn.


Gdy tylko nadarzyła się okazja opowiedział kamratom wszystkiego czego się dowiedział od kupca , decyzje musieli podjąć wspólnie i musieli zrobić to szybko, na tym etapie Rip był już tak zrezygnowany że gotów był przystać na każdy plan.

K100: 62, 56, 10, 18, 26

 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172