Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2021, 19:47   #115
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
- Greg! - Rust machnął na ustawionego na czujce kompana. Bezgłośnie, ale ze sporym animuszem w gestykulacji, jakby faktycznie wykrzykiwał do dawno niewidzianego kumpla. Bądź co bądź, ucieszył się, że reszta spółki ma się dobrze. Po zakrętach na drodze nie miał już pewności, czy będzie do czego wracać i czy cały wysiłek z Sotoriusem nie pójdzie w kanał. I jeszcze ten pierdolony Ezarm, jebał go pies.

- Orsini leży. Zwinęła go bezpieka, Oswald. - De Groat zdawał sprawę w żołnierskich słowach. - Martwy punkt, nic nie zrobimy. Przykro mi... Kasy nie będzie.

- Wiesz, że dziś mogliśmy zdechnąć z pięć razy? - Greger ciężko wciągnął powietrze i zdawało się, zrobił się jeszcze większy. - I jeden z nas zginął. Oczko".

- JEDEN Z NAS - podkreślił sykiem.

Rust przystanął w marszu, oparł się na osadzonej w piachu belce z której zwijały sieci i haki. Mógł zachować to na potem, żeby nie powtarzać już całości dwa razy. Ale może tak i lepiej, dzielić porażkę na odbiorców, zamiast rzucać w nich na raz jak ochłapem i czekać, kogo porwie gwałtowność.

- Wierz mi, ta... kabała... To dla mnie więcej niż wzruszenie ramion. Pracowałem dla Orsiniego od wielu lat... - Przejechał poważnie spojrzeniem po rozmówcach. - Zawsze był ostrożny... Zawsze podchodził do spraw szachowo, planował naprzód. I traktował ludzi, którzy dla niego robili z szacunkiem, zawsz....

- Co dalej? - rzucił krótko dryblas, przerywając.

- Jesteśmy z tym sami. Na mieście będzie gorąco, możliwe, że będą nas szukać. Możliwe, że ludzie Oswalda, a jak wyjdzie, że mamy kupca, to i straż i reszta... Jest już cynk o nagrodzie. - Rust skrzywił się. - Kombinować będzie nie tylko straż, ale i półświatek... Będą chcieli tej kasy...

- Ktoś wie, że to my? - przerwał znów.

- Na razie nie - wtrącił Klemens. - Ale widziała nas Daria, widzieli rajcy... Ktoś połączy kropki.

- Wynagrodzić sobie całe to piekło możemy tylko haraczem za kupca, dzielone na sześć. Ale to jest diabelnie ryzykowne. Bez porównania z tym, co graliśmy wcześniej - Rust nie owijał w bawełnę. - Jest duża szansa, że nas zajebią... A ci, którzy dadzą się złapać pójdą na męki. No i nie ma co mówić - nawet, gdyby się udało - w tym mieście nie ma czego potem szukać. To się nie rozejdzie po kościach.

Greger spojrzał spode łba, niby okutany w ponczo skrzyżował ręce pod jakąś derką, którą złapał, by ochronić się od chłodu i wilgoci. Znać było, że duma. Tak zwykle było, gdy przebierał palcami na tasaku. Jak teraz, co miarkowali z podskakującej na boku tkaniny.

- Ja jestem gotów zaryzykować. 2 tysiące... 330 karli to dość na świeży start w lepszym miejscu. - Rust wlał w głos najdrobniejszą półnutę entuzjazmu, ale i tak czuł się nieszczerze. - Ale jeśli działamy z kupcem dalej, to działamy wszyscy. Albo wszyscy, albo nikt.

- Zanim się podzielimy z resztą tym doniosłym ultimatum... - Klemens wskazał na najebańców, którzy wzięli kurs na schronienie szajki.

Nadejście kolędników cofnęło planujących między sieci, w bezpieczny półcień obserwacji. Na początku liczyli, że bydło przejdzie dalej, ale widać znali się z Tossem, bo zrobili przystanek centralnie pod jego kryjówką. Że też, kurwa, sąsiadom zebrało się na wizyty.

- To jakieś lumpy - szepnął Rust poirytowany. - Pójdziemy jak już polezą, nie ma co robić awantury.

- Wyglądają na nieugiętych - odbił Greger. - Zaczynają się rozgaszczać.

- Czekajmy... W końcu pójdą. A jak wejdą na pokład... - Rust westchnął. - Ledwo trzymają się na nogach, chłopaki nie będą mieć z nimi problemu.

Rzuty: 35, 16, 21, 100, 85.
 
Panicz jest offline