Astaroth obserwował ze spokojem przygotowania do otwarcia Gengate. Cóż, jeśli to prawda tam właśnie ukryty jest wiatr lodu, artefakt o mocy wystarczająco potężnej, by dać choć cień szansy na realizację jego ambitnego, choć prawie niemożliwego planu. Gdyby wieść o jego zdobyciu rozniosła się wśród mu podobnych być może nie musiałby być sam.
W takiej chwili, gdy zwycięstwo mogło być naprawdę blisko najważniejsze były sojusze. Jego działania byłyby na rękę zarówno paladynom jak i aniołom. Z paladynów miał już sojusznika, Galeana, który choć był demonicznym sługą prawdopodobnie chętnie pozbyłby się jarzma mu pomagając. Drugim paladynem, który mógłby mu pomóc był jego towarzysz od chwili uwolnienia z celi, także opętany przez demona. Obydwu realizacja jego zamierzeń byłaby naprawdę na rękę, każdy z nich odniósłby na niej ogromne korzyści. Galean jednak nie wiadomo, czy nadawał się do czegokolwiek, a Avalanche wolałby najpewniej zostawić stan obecny niż skorzystać z jego pomocy. Wampirom nie ufał w ogóle, a co do aniołów... Jedynym ich przedstawicielem był Thomas, który propozycję przypieczętowania rozejmu dość niegrzecznie odrzucił. Najwyraźniej pod woalem gadki o pokoju, wybaczaniu i przyjaźni knuł swoje plany.
Niestety, eksplozja nie przyniosła żadnych nowych zgonów. No cóż, na falę śmierci, cierpienia i chaosu musiał jeszcze trochę poczekać - oby jak najkrócej. Operacja Rasgan już powinna przynosić swoje pierwsze efekty. Tymczasem pozostawało mu czekać cierpliwie, w międzyczasie realizując swoje plany. Skoro labolatorium zostało otwarte musiał ruszyć do przodu - Cóż Thomasie, skoro tak stawiasz sprawę - powiedział do anioła, po czym schował butelkę do plecaka. Czuł przyjemne mrowienie alkocholu w sobie a humor wyraźnie mu się poprawił. Na wszelki wypadek przygotował szable po czym ruszył przez świerzo otwarte przejście
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett |