Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-09-2007, 20:42   #781
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Ten dzień wcale nie zapowiadał się za ciekawie... Ciemne, ciężkie chmury przysłaniały słońce, a na dodatek zalewały pobliskie miasta kroplami deszczu, jakby chcąc zmyć z nich wszystkie grzechy i niedoskonałości ich mieszkańców.
Z pewnej karczmy dobiegały przechodniów wesołe okrzyki, przyśpiewki bardów oraz bełkotania rozpijaczonych, brudnych mężczyzn, którym towarzyszyły piski jakichś kobiet, zapewne tych lekkich obyczajów.
Na piętrze owego budynku światło świeciło się zaledwie w kilku pokojach wynajętych przez podróżników, czy też innych, podejrzanych typów.
Jeden pokój zajmowany był przez dwójkę młodych ludzi, dziewczynę i chłopaka.
- Brynn, ja... ja nie mogę – oznajmiła, gdy ten objął ją delikatnie w talii. Spojrzała mu głęboko w jego niebieskie oczy, by po chwili odsunąć się od niego i spojrzeć przez okno. Nie była jeszcze gotowa na rzeczy tego typu, nie po tym, co się zaledwie rok temu wydarzyło.

~*~
Kolejna fala wspomnień opanowała umysł młodej szamanki. Taika pokręciła głową, jakby chcąc odrzucić te jakże radosne, a zarazem bolesne wspomnienia. Niestety, nic nie mogła poradzić – ale dlaczego akurat dzisiaj ją ‘zaatakowały’?

Z walki z wspomnieniami wyrwała ją głośna eksplozja i atak mnóstwa kamyczków i pyłu. Ten wybuch spowodował, iż upadła jak długa na ziemię. Gdy już wszystko ucichło, wstała i otrzepała się z kurzu – nie lubiła być brudna.
Poczuła, jak po policzku ciurkiem spływa jej coś ciepłego, jakby...krew! Tak, to z pewnością była krew. Musnęła palcami swój policzek, po czym spojrzała na czerwoną substancję, na opuszkach.
- Ech... – westchnęła, po czym przymknęła powieki i wymamrotała coś pod nosem, co spowodowało, iż rana błyskawicznie znikła.

Dopiero teraz zwróciła uwagę na skamieniałe ciało tego mlecznoskórego mężczyzny i na tego dużego, zakutego rycerza, którego dłoń... teraz wyglądała zupełnie jak miecz. Westchnęła ciężko, spoglądając na jego całkiem masywne ciało, lub też zbroję. ‘Taika, uspokój się!’, zganiła się w myślach, po czym odwróciła wzrok w zupełnie inną stronę...’Teraz trzeba skupić się na drodze!’.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 03-09-2007, 20:42   #782
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Astaroth obserwował ze spokojem przygotowania do otwarcia Gengate. Cóż, jeśli to prawda tam właśnie ukryty jest wiatr lodu, artefakt o mocy wystarczająco potężnej, by dać choć cień szansy na realizację jego ambitnego, choć prawie niemożliwego planu. Gdyby wieść o jego zdobyciu rozniosła się wśród mu podobnych być może nie musiałby być sam.


W takiej chwili, gdy zwycięstwo mogło być naprawdę blisko najważniejsze były sojusze. Jego działania byłyby na rękę zarówno paladynom jak i aniołom. Z paladynów miał już sojusznika, Galeana, który choć był demonicznym sługą prawdopodobnie chętnie pozbyłby się jarzma mu pomagając. Drugim paladynem, który mógłby mu pomóc był jego towarzysz od chwili uwolnienia z celi, także opętany przez demona. Obydwu realizacja jego zamierzeń byłaby naprawdę na rękę, każdy z nich odniósłby na niej ogromne korzyści. Galean jednak nie wiadomo, czy nadawał się do czegokolwiek, a Avalanche wolałby najpewniej zostawić stan obecny niż skorzystać z jego pomocy. Wampirom nie ufał w ogóle, a co do aniołów... Jedynym ich przedstawicielem był Thomas, który propozycję przypieczętowania rozejmu dość niegrzecznie odrzucił. Najwyraźniej pod woalem gadki o pokoju, wybaczaniu i przyjaźni knuł swoje plany.


Niestety, eksplozja nie przyniosła żadnych nowych zgonów. No cóż, na falę śmierci, cierpienia i chaosu musiał jeszcze trochę poczekać - oby jak najkrócej. Operacja Rasgan już powinna przynosić swoje pierwsze efekty. Tymczasem pozostawało mu czekać cierpliwie, w międzyczasie realizując swoje plany. Skoro labolatorium zostało otwarte musiał ruszyć do przodu


- Cóż Thomasie, skoro tak stawiasz sprawę - powiedział do anioła, po czym schował butelkę do plecaka. Czuł przyjemne mrowienie alkocholu w sobie a humor wyraźnie mu się poprawił. Na wszelki wypadek przygotował szable po czym ruszył przez świerzo otwarte przejście
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 03-09-2007, 22:16   #783
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Zig oczywiście wykręcał się od jakiejkolwiek odpowiedzi. Trudno. Ukarzę go, kiedy mi humor wróci - a ten wróci mi tylko wraz ze moim ciałem.
- Musimy w takim razie się stąd wynosić - szepnąłem w powietrze - Ktoś tylko musi wynieść Avalanche'a, chyba, że da sobie radę sam... - spojrzałem krytycznie na rycerza.
Owinąłem się wokół głowy mojego własnego ciała. Drgnęło machinalnie, i niczym zombie ruszyło przed siebie. Nie zamierzałem do niego jeszcze wracać na dobre, gdyż czar którego używałem zapewniał mi większą mobilność - nie oznaczało to jednak, że zamierzam zostawić je tutaj na pastwę losu. Wprawdzie może moje ciało było dosyć cherlawe, ale przyzwyczaiłem się do niego przez te wszystkie lata...

- Vriess, Twoja siostra żyje. Jest gdzieś tu, w podziemiach Rasganu. Pewnie zmierza do Genegate. O ile się nie mylę to tu pracowała... - rzekł do mnie Thomas.
Nie przeczę jak bardzo zadziwiła i zaszokowała mnie ta wiadomość. Po pierwsze, skąd Aniołek o tym wiedział?.. Po drugie, ile w tym było prawdy? Czułem podświadomie, że niedługo się o tym przekonam; co było dla mnie dodatkową motywacją, żeby złamać czar który na mnie spadł - pokazanie się przed Aenis w takim stanie byłoby... Znacznym ciosem dla mojego ego.
- Himer to ja bym się najmniej bał - przydryfowałem na wysokość twarzy Thomasa - Raczej spodziewałbym się takich klątw jak ten które już nas dopadły.
O dziwo poczułem się w sumie dość bezpiecznie. W końcu klątwa i tak już mnie dopadła, więc chyba nie mogło mnie spotkać nic gorszego... Prawda?..
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline  
Stary 03-09-2007, 22:36   #784
 
Vimes's Avatar
 
Reputacja: 1 Vimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znanyVimes nie jest za bardzo znany
No tak, tego się można było spodziewać... Ostatnio im ktoś z poznanych przeze mnie osób wydawał się bardziej martwy, w tym mniej oczekiwanym momencie się go spotykało ponownie. Kobietą siedzącą wewnątrz grobu okazała się bowiem Aenis, siostra Vriessa... Gdy mnie zobaczyła, zalała mnie falą pytań na temat tego, czy nie wiem może gdzie się Vriess znajduje, co się z nim stało itd. itd.
- Wiesz... Może się zdziwisz, ale najprawdopodobniej niedługo go spotkamy... On też próbuje dostać się do Genegate, choć trochę inną drogą. Nie do końca wiem o co chodzi, pomagał jednak ostatnio odbić wampirom jakiegoś więźnia, potem zaś razem z owymi wampirami miał wyruszyć do tego laboratorium. Aaaaa... No i może, cię to zdziwi, a może nie, ale on uważa cię za martwą... - tu uśmiechnąłem się lekko w jej kierunku - ostatni raz widziałem go w siedzibie wampirów , znajdującej się w tunelach pod miastem. - dodałem.

***

Po długim i niezbyt przyjemnym przeciskaniu się przez kilkucentymetrowe tunele, dotarliśmy wreszcie do laboratorium. Tutaj po krótkie dyskusji, pokazowi niebywałej wręcz samokontroli Valglaava, której skutkiem było całkiem spore wgniecenie żelaznej ścianie, dowiedziałem się, że po terenie Genegate grasują jakieś chimery, z którymi miałe m sobie poradzić sam z Aenis, ponieważ Vaglaava naszło na strzelanie fochów... Dowiedziałem się też, że jeśli nie pomogę zostanę wykorzystany w charakterze przynęty, co zdecydowanie zachęciło mnie do współpracy....

***

Coś mignęło kilka metrów nad nami. Jakaś ciemna pokraka... Ponoć głucha i niezbyt bystra, wedłóg tego, co mówiła Aenis, jednak pomimo to wolałem nie mieć z nią bliższego kontaktu... Siostra Vriessa, wyraźnie oczekiwała, że jakoś poradzę sobie z tym paskudztwem... Cóż... Jedyne co przyszło mi do głowy, to zneutralizowanie bestii, tak, żeby ktoś mógł bezpiecznie podejść i ją dobić - mimo wszystko nie byłem wprawnym wojownikiem, a i moje umiejętności zaliczały się głównie do kategorii defensywnych... Zamknąłem oczy, aby dojrzeć szczątkowy umysł chimery. Jeśli inne umysły widywałem zazwyczaj jako bezkresne oceany, to ten przypominał bardziej na wpół wyschniętą, zamuloną kałużę, co wcale dobrze nie wróżyło przyszłości mojego planu... Zwierze mogło być najzwyczajniej za głupie, żeby się powiódł. Mimo to warto było spróbować... Wkładając w to całe swoje przekonanie, umieściłem w tym nędznym umyśle 'myśli', czy też raczej może nie tyle całe myśli co impulsy, do których to ten rodzaj istoty był bardziej przyzwyczajony. 'Pusto'; 'Najedzony'; 'Bardzo'; 'Spać'. Cóż... w przypadku bardziej skomplikowanych istot taka sztuczka powodowała w nich krótkotrwałą wiarę w podane im informację... Niezachwianą wiarę, w imię której ignorowali wszelkie sygnały o jej nieprawdziwości, więc przynajmniej teoretycznie chimera powinna teraz uwierzyć że jest bardzo najedzona i senna, a dokoła nikogo nie ma... Uwierzyć z siłą tak dużą, aby zignorować wszystko, co świadczy np. o tym, że tutaj jesteśmy... Przynajmniej teoretycznie...
 
Vimes jest offline  
Stary 03-09-2007, 23:02   #785
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
Cóż, coś na Agreala powiadasz, drogi Galleanie?... To się jeszcze okaże. Dobrze że Vriess uspokoił troszkę moje stargane nerwy które i tak już dość cierpień przeszły przez tą całą aferę z mym dawnym przyjacielem. Odkąd się zjawił, zaczęły się same kłopoty, Agrael zaczął wariować. A mi coraz łatwiej było wpaść w szał, jak niegdyś i tym razem byłem gotów na jedno kiwnięcie Wampirów, a bym przelał ich plugawą krew, równie plugawą co moja, Galleana czy Astarotha.
I Demonów i Wampirów ludzie się boją, boją się tego co im nieznane, tworząc różne legendy i mity, nie mając żadnego tak na prawdę pojęcia o tym o czym mówią. Gallean równie co i mnie irytował również Vriessa i Wampirów, nie miał zbyt szerokiego grona sprzymierzeńców, a jednak pomimo iż był po przeciwnej stronie barykady jako sługus Kenzela to pozostawał przy życiu na łasce Wampirów, pewnie oni podobnie jak i ja mają jakiś cel w stosunku do niego, a ja sam co sądziłem o wampirach? Cóż, ciche, dystyngowane, krótko mówiąc tajemnicze istoty, ale jak mawiali wróg twojego wroga, jest Twym przyjacielem.

Już miałem najpierw wyciągnąć wszelkie odpowiedzi z gardła Galleana, a następnie wypatroszyć wampiry, bądź w odwrotnej kolejności, gdy usłyszałem pukanie do drzwi, nawołujące nas do dalszej drogi.

-Jeszcze się z Tobą nie rozmówiłem... przyjacielu-Szepnąłem do ucha Galleana, akcentując słowo "przyjaciel" dość ironicznie. Walczyliśmy w dwóch różnych sprawach, pomimo tego że używaliśmy tych samych argumentów pozostaliśmy inni.

Całą drużyną podążyliśmy do bram Genegate. Thomas, w końcu nabrał anielskich wdzięków, a i panie dysponowały niezgorszymi wdziękami, rzecz jasna innej klasy. Wędrując przez ciemne korytarze klanu Ziga. Ciemność wszechobecna mogła wywoływać strach na samą myśl o zagłębieniu się z zgrają wampirów w miejsce gdzie czują się najsilniejsze i mają przewagę. Ale nie imam się żadnych lęków, stworów i dziwów. Ni śmierci, gdyż ona jest niczym, w porównaniu do potępienia, które nie pozwala tak łatwo umrzeć, to było by za proste. Śmierć jest ukojeniem, chwilą, krótką sceną przed wiecznym zatraceniem. Zaś opętanie jest czymś, czego nie można się w żaden sposób pozbyć, bo gdy był jakiś sposób... na pewno już dawno bym nie musiał wysłuchiwać tych krzyków wprost z piekielnych gehenn, i nie musiałbym ciągle widzieć siebie w samym środku czeluści piekielnych, a pośród mnie wijące się góry wiecznie konających ludzi, którzy odpokutują za swe winy.
Me rozmyślenia przerwały nadlatujące nietoperze. Było ich setki, a może nawet i tysiące. Szczur niebios, jak zwali to mawiać prości chłopi, wszakże ślepe, i równie posępne i nieodgadnione dla człowieka co te gryzonie. W sumie jak tak bliżej przyjrzeć się facjatom tych wampirów i ich szczurkowatym oczom, to może faktycznie coś jest w tych ludowych mądrościach? Z resztą ślepe, wijące się dzieci nocy, które podróżowały tam gdzie ich dwunożni panowie, a może to były wampiry? cóż widok całej latającej ławicy ciemnych istot wprawiał w niemałe oniemienie, sprawiając iż wyglądały jak żywe sklepienie niebios. Z chwili na chwilę oddalaliśmy się od miasta, a światło zanikało, w ciemnych tunelach, i z zaniedbanych ścieżek w końcu wkraczaliśmy do zabitych dechami kopalni, która zwyczajnie w świecie popadała w ruinę. Zig usprawiedliwiał dzieło swych pobratymców iż był to efekt pośpiechu, a ja sądzę że nawet jakby mieli i dużo więcej czasu, nie zdołali by zbudować coś monumentalnego, dorównującemu niejednemu dziełu ludzkich rąk. Wszakże czy ktoś słyszał o jakiś zabytkach wampirzych? Przecież łatwiej jest się zagnieździć niczym nietoperz w jaskini i podrożyć tunele.
A same tunele w istocie pozostawiały wiele do życzenia. Ciemne, brudne i w dodatku diabelnie ciasne. Z naciskiem na słowo "ciasne". Czy na prawdę żaden Krwiopijca nie mógł przewidzieć że w obronie ich czterech liter nie pofatyguje się nie kto inny, jak ciężkozbrojny, Upadły Paladyn? Hańba, by rycerz tej rangi
co ja musiał się przeciskać jak jakiś gryzoń przez ciasne szczeliny, Galeanowi widzę że szło łatwiej, zważywszy że szedł za mną to torowałem mu drogę, raz to rozłupując jakiś wystający kamień, to raz zgniatając jakiś inny na ziemi.

Jeszcze ta drabinka... przysięgam, że gdybym mógł to bym wsadził ją komuś... no w miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Chciałbym widzieć tego wampirzego architekta, i niech przy wadze 220 funtów, wzroście dwóch metrów, masywnej zbroi i mieczem na 7 łokci długości spróbuje sobie raźnie zejść po tej, nędznej drabinie, wyjedzonej przez termity.

No zeszliśmy, to teraz miało czekać nas najlepsze... wielkie wrota i zapalenie podłożonych już ładunków wybuchowych.
-Hahaha.. Bueheheh!!...-Usłyszałem głos Agreala w myślach, a wraz z jego głosem ugięły mi się nogi podemną, najpierw zadziornie zlustrowałem wszystkich towarzyszy, a potem dłużej przyjrzałem się Galleanowi, czy nie macał czasem swych posępnych paluchów w tym.
Wyjąłem miecz i bacznie się mu przyjrzałem, nie odbijał się żadną czerwoną aurą ani nic, ale... stało się coś znacznie gorszego! Rękojeść mojego ostrza zaczęła się stapiać, mimo iż nie biło od niej ciepło, ciekły metal owinął się wokół mej pięści i nadgarstka, po czym momentalnie stal ostygła! Nie czułem ręki, a miałem zamiast jej miecz... no świetnie wyglądałem jak golem jakiś, bądź inny wytwór chorej wyobraźni. Krzyczałem i wydobywałem z siebie najbardziej adekwatne bluźnierstwa, jakie mogły się w tej chwili nadać.
Odwróciłem się w kierunku Vriessa, no to jak kto ale chyba on się zna na magii, ale patrzę, coś z nim nie tak, kamienieje!
-No cudownie... -Syknąłem bezradnie przez zęby, zdawało się że Vriessowi również nie było obojętne co się z nim dzieje, no bynajmniej tak się domyślałem po wydawanych przez niego pomrukach.

- To na pewno sprawka demonów! Prędko, chodźmy po Wiatr Lodu, jego moc uchroni was przed nimi!-Tłumaczył dość nieporadnie całe zajście Ranovald.

-Taaak? A czemu wam Krwiopijcy nic się nie dzieje??!!- Zapytałem ściekły na durnowate wyjaśnienie Wampira, jeśli nic nie może zrobić, niech przynajmniej się stuli, bo pewnie i tak nic kreatywnego nie będzie w stanie wymyślić. A broń dwuręczna przymocowana na jednej ręce to żadne ułatwienie na polu walki, wręcz przeciwnie, jedna ręka nie zawsze jest w stanie wyprowadzić szybkich ataków... no mam nadzieję że nie będę miał okazji opanowywać technik wojennych dla kaleków, i że za moment wszystko wróci do normy. A niech diabli wezmą te wszystkie klątwy! pewien jestem że zeszpeci mi to tylko kształt rękojeści. Zlustrowałem Vriessa skamieniałego. Pokręciłem głową, nie wiem co gorsze, być wybrykiem natury, czy posążkiem? Bynajmniej ja się czułem wybrykiem towarzyszy, czując na sobie ich wzrok. Aż z szoku wyprowadził mnie dziki rechot Galleana... śmiejącego się z Vriessowskiej rzeźby. Po prostu wiedziałem ze on maczał w tym palce.

-To... na pewno Ty...Jeniec czy nie, ale odpowiedz za to...-Cedziłem przez zęby opanowując resztę zdrowego rozsądku podniosłem swoją mieczo-dłoń i uderzyłem w kierunku Galleana, który akurat stał koło Ziga. A ja sam wpadłem w zaślepioną nienawiścią amok.
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"

Ostatnio edytowane przez Extremal : 03-09-2007 o 23:16.
Extremal jest offline  
Stary 04-09-2007, 09:27   #786
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Tonight we dine in Genegate! XD

Mijikai; rozglądasz się uważnie wokół okiem inżyniera Oświetlasz reszcie drogę małą kulą ognia.

Charlotte; Vriess zamienił się... w kamień? OO przyglądając się mu uważnie, jako sukkub nie wyczuwasz śladów demonicznej energii na jego zmienionym ciele. To raczej nie była klątwa. Wyczuwasz za to magiczną energię, jakiej zwykle używają ‘śmiertelni’ magowie tego świata.
Wierząc, że nekromanta sam sobie jakoś poradzi ze swoim problemem, zostawiasz go tak, jak utknął.
- Co się tak gapicie? Trzeba iść, no jazda! Dobra przesuńcie się!
Przechodzisz przez tunel wydrążony we wrotach. Wokół jest cicho i ponuro. Tunel pełen bałaganu; trochę gruzu, jakieś belki, zniszczone metalowe konstrukcje...?
Wyczuwasz nieprzyjemne zawirowania energii bijące z tego miejsca. Jest to magiczna energia, pomieszana z czymś bardzo... niemiłym...
Thomas złapał cię za bark.
- Wszystkich proszę o szczególną uwagę i ostrożność, zwłaszcza Ciebie. Mogą tu biegać Chimery Aenis...
Co za Aenis...? – dziwisz się.
To siostra Vriessa, wyjaśnia Thomas.

Thomas;
- Vriess, Twoja siostra żyje. Jest gdzieś tu, w podziemiach Rasganu. Pewnie zmierza do Genegate – ogłaszasz nagle.
Przekroczywszy bramę, rzucasz kulą ognia w kawał ułamanej belki lezący na podłodze. Zapaliła się. Podnosisz, jako pochodnię.
Ruszasz na przód wielkim korytarzem. Jest bardzo długi, ale monotonny. Widzisz w oddali skrzyżowanie – jakiś mniejszy korytarz prostopadle przecina ten, którym idziesz. Gdy docierasz do skrzyżowania, przystajesz i nasłuchujesz. Z prawego korytarza dobiega trzask tłuczonej butelki.
Zerkasz w głąb korytarza. 4 drzwi po prawe, 3 po lewej. Wszystkie zamknięte. Nasłuchujesz znów. Jest cicho.

[załącznik]

Z pochodnią w zębach [tarara zaraz staniesz się legendarnym człowiekiem-pochodnią i stracisz swoje sexi długie włosy!], i mieczem w łapkach, podchodzisz ostrożnie do pierwszych drzwi po prawej. Naciskasz klamkę. Otwierają się do wewnątrz.
Ostatni głębszy wdech, i otwierasz drzwi. Twoim oczom ukazuje się tajemnicza pracownia.

http://quiz2.chem.arizona.edu/alumni...dMain_1902.gif

W zasięgu twojego wzroku nie ma jednak rozbitej butelki, ani na podłodze, ani na stole.

Taika; popadanie w zadumę stojąc niedaleko miejsca eksplozji to nienajlepszy pomysł, jak się przekonałaś, gdy padłaś twardo tyłkiem na ziemię. Jakiś odłamek skalny musiał drasnąć cię w policzek, ale szybko radzisz sobie ze skaleczeniem przy użyciu magii.
Zerkasz na Vriessa [który nie ma mlecznej skóry jak Astaroth ekhym^^ - emgie]. Masz wrażenie, że dopadły go efekty niekontrolowanej magii, nie zaś, jak sugerują wampiry, demoniczna klątwa.
Patrzysz, patrzysz, na Vriessa i Avalancha, ale zostawiając ich sam na sam z ich problemami, postanawiasz skupić się na drodze. Nie ruszasz się jednak z miejsca i czekasz aż reszta przejdzie przez bramę.

Astaroth; przekraczasz bramę za Genghim, Charlotte i Thomasem.
- Cóż Thomasie, skoro tak stawiasz sprawę... – drugi raz na pewno będziesz zapraszał anioła do wspólnego picia, o nie ! XD

Vriess; przyglądając się własnej klątwie „z boku”, zaczynasz zastanawiać się poważnie nad jej pochodzeniem. Jeśli bariery przeciw demonom w tutejszych tunelach nie pozwoliły Astarothowi na teleportację, najwyraźniej działają. W takim razie skąd tu demoniczna klątwa? Od Galeana? Opętańcy nie mogą rzucać klątw, każdy to wie! Wpływ Genegate? Dlaczego dosięgnął tylko ciebie i Avalancha? Genghi podszedł do wrót o wiele bliżej niż wy, a jemu nic nie jest! Charlotte, Astaroth i Thomas są już za bramą, wraz z gnomem, I raczej nic im nie jest. Więc dlaczego akurat wy?

Avalanche;- Taaak? A czemu wam Krwiopijcy nic się nie dzieje??!!- zapytałeś, wściekły, kiedy wampiry oznajmily, że twoja mieczo-ręka to wynik klątwy.
- Demon może wybrac osobnika, którego przeklnie – wyjaśnił speszony Zig. – Jednak nie sądzę, aby... to była wina demonów. Prędzej zaatakowałbyby jednego z nas, w końcu w ciagu ostatnich lat naraziliśmy się im bardziej niż wy.
No dobra. Ale co masz teraz zrobic?! Zamiast ręki masz wielki mieczor, którego ani zgiąc, ani nic. Spaceruje się z czymś takim bardzo niewygodnie, i jest duza szansa, że wbijesz go w plecy delikwentowi idącemu przed tobą, jeśli ten nagle się zatrzyma.

Teorię, iż to demoniczna klątwa, potwierdzają jednak rozbawione uśmieszki Astarotha i Galeana.
- To... na pewno Ty... – warknąłeś do Galeana. - Jeniec czy nie, ale odpowiedz za to...- machnąłeś mieczem w jego kierunku.
Zig, który znalazł się na linii ognia, jednym susem wskoczył na sufit i zawisł na nim, niczym przyklejony do niego stopami i dłońmi. Galean uskoczył do tyłu, twoje ostrze huknęło o jego zbroję, zostawiając wgniecenie i długą rysę.
- Nawet w takim stanie walczysz nieźle... – warknął Galean.
Korzystając z zamieszania, wbiegł przez bramę do Genegate, gdzie naraz otoczył go świetlisty krąg.
- Stare, dobre Genegate, pozbawione barier przed teleportacją! – rzekł głośno i z zadowoleniem.
Powietrze wokół niego zafalowało, jakby od gorąca, i po sekundzie w kręgu stał nie paladyn, a istota ledwo przypominająca człowieka!

http://kiyo.deviantart.com/art/doppl...Shadow-3804168

- Teraz wiesz, Astaroth, dlaczego tam, po zatonięciu galeonu, skoczyłem za burtę – odezwał się dziwnym, zgrzytliwym głosem. – Aby się teleportować, muszę przyjąć wpierw taką formę, a nie chciałem, aby ktokolwiek ją widział.
Stwór znika, a świetlisty krąg wraz z nim.

Charlotte, Astaroth, Vriess, Taika, Avalanche; Po spięciu z Avalanchem, Galean zwiewa, objawiwszy wpierw swoją drugą postać. Thomas poszedł głównym korytarzem po czym skręcił w prawo na odległym skrzyżowaniu. Idziecie jego śladem. Korytarz główny przecięty jest biegnącym prostopadle westybulem, z czego jego lewa odnoga jest ślepo zakończona. Oba miejsze korytarze, prawy i lewy, mają po obu swoich stronach zamknięte drzwi. W lewym jest para zamkniętych drzwi – jedne po lewej, drugie po prawej, w prawym zaś – 4 drzwi po prawej i 3 po lewej, z czego tylko pierwsze po prawej są uchylone. [załącznik]Główny korytarz biegnie dalej, prosto.

Wampiry idą za wami, rozglądając się bacznie.
- Sprawdzimy tam – Sejron i Zig skręcili w lewo, jeden stanął przy jednych drzwiach, drugi przy kolejnych.

Wtem zauważacie, że klamka drugich drzwi po lewej poruszyła się powoli! Na dół, i z powrotem do góry. Drzwi jednak nie otworzyły się.

Akrenthal;
Wyjaśniasz co wiesz o Vriessie. Aenis wygląda na uradowaną.
- Więc udało mu się! – zakrzyknęła z niewłaściwą sobie radością. – Pcha się do Genegate?! A niech to, jeśli zeżre go któraś z moich chimer...! – zaklęła pod nosem.
* * *
Stoicie przed szybem windy. Już miałeś wdrożyc w życie swój plan, gdy...
Nagły, lekki wstrząs zaskoczył was wszystkich. Aenis zaklęła pod nosem, rozgladając się nerwowo. Echo ponioło odgłos stłumionego huku.
- A to co do diabła?! – syknęła.
- Chyba jakiś wybuch gdzieś pod nami – zauważył Valgaav.
- Może to moje chimery – mruknęła. – Albo ktoś poza nami jest w Genegate.
- Jak mogli tu wejśc?
- Są jeszcze 2 bramy poza tą, którą weszliśmy.
- Spieszmy się wiec.
- Val, nie sądzę, aby im chodziło o jajo staożyntego czarnego smoka – pocieszyła.
- Jeśli to słudzy Kanzela, nie pozwolę, by zdobyli Wiatru Lodu! Przyszedłem tu po to jajo, ale nie będę spokojnie patrzył, jak choaci kradną duszę Starfire!
Po chwili wszystko ucichło. Chimera pełzająca wewnątrz szybu windy uspokoiła się i kontyuowała pełzanie.
Próbujesz ją uśpic siłą woli. Chimera przez moment łazi mozolnie po ścianie, aż wciska się w kąt, chowa łapki pod siebie i znów jest nieruchomym kokonikiem.
- To twoje dzieło? – uśmiechneła się Aenis. – Dobra robota! Id dormir criatura mis!!! – wyszeptała, zamknąwszy oczy i złożywszy palce dłoni w dziwny symbol. – W porządku, teraz możemy ruszac dalej.
Podeszła blizej krawędzi szybu i zerknęła w dół. Robisz to samo. Trzy kokoniki siedzą w kcie, w kilkanascie merów niżej.
- Levitation! – Aenis rozlożyła ramiona, wokół niej powstał słaby wir powietrza, a sama czarodziejka uniosła się w powietrze. – Pójdę pierwsza – lewitując, opuściła się w dół szybu.
Zerkasz za nią, speszony.
„Umiesz tak?! – pyta nerwowo Ilaf. – Czy planujesz mniej kontrolowany i szybszy lot w dół?! ;(”
- Bez obaw – pocieszył cię Valgaav, który także już lewitował. – Złap mnie za rękę.
Z jego pomocą dostajesz się do szybu. Czujesz się bardzo nieswojo. Kokoniki na ścianie wygladają, jakby zaraz miały się rozbudzic...
- Drzwi, Val – Aenis wskaząła zamknięte metalowe wrota.
Smok wsunął palce dłoni w szparę we wrotach i rozsunął drzwi na oścież. Wraz z Aenis i tobą wylądował na niższym pokładzie Genegate.
- Zamknij to, jak się obudzą poleza z anami – upomniała Aenis, wiec Valgaav zasunął za wami drzwi windy.

Po lewej widzisz wąski korytarz, z mnóstwem drzwi i dziwnymi rurami przy suficie. 3 drzwi po lewej, 3 po prawej, jedne na końcu korytarza. Po prawej od windy jest ściana z jakąs małą kontrolką, dziwna z niej machina z przełącznikami, chyba nie działa.

http://www.dutchsubmarines.com/pictu...ridor_1987.jpg

- Jak to możliwe, że chimery nie musiały jeść ani pić? – spytał zaintrygowany Valgaav. – Nigdy dotąd nie udało się człowiekowi stworzyć żywej istoty o takich cechach!
- Wykreowałam na ten cel specjalny rodzaj tkanki – odparła z dumą Aenis. – To pewna odmiana tkanki tłuszczowej. Działa niczym bateria – wszczepiałam ją nowo stworzonym chimerom, a one korzystały z niej, stopniowo ją spalając, czerpiąc energię z niej, nie zaś z pokarmu i wody. Kiedy tkanka kończyła się, chimera umierała. Chimery są bardzo niestabilnymi organizmami, nie żyją długo, z reguły po paru latach umierają. Cenniejsze egzemplarze były „ładowane”, przeszczepialiśmy im nowe „baterie”... Wiem, że to brzmi niezbyt miło...
- Jak tworzyłaś te chimery?
- Różnie. Chimerę można stworzyć ze wszystkiego co żyje – z rośliny, zwierzęcia, człowieka, wampira, ogra, z czegokolwiek. Można łączyć ze sobą gatunki drogą transmutacji, ale znalazłam efektywniejszy sposób na masową produkcję chimer na potrzeby wojska. Stworzyłam esencję, która wywoływała pożądane mutacje już w zarodkach. Hodowaliśmy w inkubatorach zarodki danego gatunku, na przykład zbliżonego wielkością do chimery, którą chcieliśmy stworzyć, i podając im esencję, stopniowo tworzyliśmy chimery. Było to bardziej humanitarne niż transmutacja, zdaje się – wyznała.
- Czyli... z zarodka jakiegoś zwierzęcia mogłaś wyhodować na przykład jedno z tych czarnych pokracznych jestestw? – zdziwił się Valgaav.
- Często stosowaliśmy zarodki świń, szczurów, małp – wspominała, i widać było, że zaczyna żałować tego, co czyniła.
- Ludzkie? – szepnął Valgaav.
- Bywało – westchnęła z rozgoryczeniem. – Ale lepsze już to, niż transmutacja dorosłego człowieka, który wie, co zaraz go spotka. Aczkolwiek, wykorzystywaliśmy głównie ciała więźniów i skazańców.
- A wampiry? – wtrącił. – W Rasganie było dużo wampirów, a książę nie żył z nim w zgodzie.
- Wampiry nie mają zarodków w swoim rozwoju – westchnęła. – Rodzą się podczas miłosnych transów, kiedy dusze wampira i wampirzycy opuszczają ciało, by się połączyć. Nadmiar energii wzbudzony podczas takiego połączenia to moc, z której zrodzi się młody wampir, ich dziecko. Dusze rozdzielają się, każda wraca do swojego ciała, a energia młodego wampira podąża za jedną z nich.
- To zabawne, że i wampirzyca, i wampir mogą być „w ciąży”. Choć ta „ciąża” niczym się u nich nie objawia fizycznie.
- Ich z kolei bawi to, że ludzie łącza się ciałami, nie duszami - uśmiechnęła się Aenis. – Żaden wampir nie potrafi wyobrazić sobie, że wewnątrz jego ciała mogłaby egzystować inna, żywa istota! – dodała z rozbawieniem.
- Więc rozmawiałaś z nimi?
- Hm? Z wampirami? A tak, znałam paru. Byliśmy przyjaciółmi.
- Więc nie tworzyłaś chimer z wampirów?
Aenis westchnęła boleśnie.
- Raz się darzyło – westchnęła. – Nie powiedziałam o tym klanowi Narogan, oczywiście. Szlag by trafił! – syknęła. – Nie rozumiesz, Val! To... to była moja praca!... Robiłam to, czego ode mnie wymagano, bo gdybym tego nie zrobiła...!
- Ale podobało ci się to – mruknął potępieńczo. – Jeszcze zanim pracowałaś w Genegate, szkoliłaś się pod kątem tworzenia chimer!
Załamała ręce.
- Teraz wiem, że to co robiłam, nie było w pełni... zdrowe... – przyznała ulegle. – Magia sama w sobie jest czymś, co prawdopodobnie zaburza równowagę tego świata. Ale ona istnieje! Więc musiała powstać w JAKIMŚ celu!...
- Podobnie jak demony, cały chaos i wszelkie zło? – prychnął.
- Val, nie oczyścisz tego świata ze wszystkiego, co tobie wydaje się tu „nie na miejscu”! – poklepała go po ramieniu.
- Walka o przetrwanie, a robienie czegoś tylko dlatego, że możesz to zrobić, to dwie różne rzeczy!
- Więc jak odróżnić, czy to co robisz jest dobre czy złe?
- Bardzo prosto, zależnie jaką skalę odniesienia przyjmiesz! – prychnął. – Spytałaś eksperta w tej sprawie! Chaos we mnie mówi „tak, chimery są dobre”, a biel „to wariatka”!
Aenis zachichotała i potarmosiła go za kłaki.
- Wiesz co, Val, ja słyszę tylko jeden głos, który mówi; „z tego smoko-demona byłaby piękna chimera”.
- Nie jestem już teraz wystarczająco dziwny? – prychnął.
- Słuchaj, transmutacja może być używana w szczytnych celach, jak mówiłam! Można nią leczyć śmiertelne choroby! Wszczepiasz choremu symbionta, który choruje zamiast niego, i umiera, pacjent zaś zdrowieje! Wycinasz trupa symbionta, i cud!
- A co na to symbiont? – uśmiechnął się Valgaav.
- Z reguły nie ma nic do powiedzenia, bo najlepszymi symbiontami są grzyby, porosty, mchy lub gąbki. Można tez wszczepić symbionta, na którym zogniskuje się na przykład zadawany pacjentowi ból.
- I wracamy w ten sposób do dyskusji na temat prawdziwka czy rydza wyrastającego z mojego ramienia, który pomógłby mi opanować ból, jaki mnie dotyka podczas gdy w świecie materialnym ulegam mimowolnie przemianie w czarnego smoka – westchnął zniesmaczony Val.
- Chciałam dobrze! – naburmuszyła się Aenis. – Tylko na taki pomysł wpadłam!
- Demono-smoko-grzyb?! – jęknął w oburzeniu.
Aenis zachichotała niewinnie.
- Z porostem byłoby ci bardziej do twarzy!
- Chyba wolę już znosić te męki, jak dawniej...
Kładzie dłoń na twoim ramieniu.
- Akrenthal...? – zerka ci w oczy. – Czy będąc w Rasganie nie widziałeś może...
- Przestań – ucięła Aenis.
- Proszę cię, to moja sprawa!
Aenis westchnęła i poddając się, machnęła ręką.
- Czy nie widziałeś może młodego kapłana w czarnych szatach, o bardzo charakterystycznych, fioletowych oczach? – spytał poważnie Valgaav.
- A może wiesz coś na temat zarazy panującej w mieście i tych dziwnych masajów, którzy pojawili się w Rasganie zeszłej nocy? – dodała Aenis. – Widziałeś tę tajemniczą łuczniczkę, skaczącą po dachach, o której wszyscy szemrają? A ten białoskóry demon, który podpalił żagle fregaty w porcie... to twój znajomy, Astaroth? Póki co weźmy się tymczasem za poszukiwania – zdecydowała Aenis. – Akrenthal, poszukujemy jaja, które w gruncie rzeczy wygląda jak przezroczysta, błękitna kula, taj wielkości – pokazała palcami, czyli średnica jakieś 20 cm. – Wewnątrz jest czarny zarodek, wygląda jak malutka jaszczurka z pierzastymi skrzydłami. Gdybyś znalazł coś takiego, bardzo ostrożnie się z tym obchodź i oddaj to Valgavowi... po prostu mu to oddaj, zanim wyrwie ci ręce z niecierpliwości – zachichotała.
- Umiem... się... kontrolować...!!! – wycedził przez zaciśnięte zęby Valgaav.
- Dobrze, ślicznie – poklepała go pieszczotliwie po rogu wystającym spomiędzy jego włosów tworzących urocza fryzurę. – Rozdzielmy się. Ja biorę lewą stronę. Aha... i nie dotykajcie niczego, czego dotykać nie musicie – upomniała. – Jeśli rzuci się na was coś żywego; nie biegać, nie wrzeszczeć, stać spokojnie i modlić się, szykując dyskretnie jakiś atak. Thajenki wyznają bogów? – uśmiechnęła się.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 04-09-2007 o 09:29.
Almena jest offline  
Stary 04-09-2007, 20:41   #787
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Exclamation Thomas, Genegate. Jakieś laboratorium.

Thomas spokojnym krokiem podszedł do najbliższego stołu i odłożył pochodnie, następnie podszedłi do blatu z palnikami i zaczyna je odpalać. Słaby huk. Młodzieniec otwiera oczy, leżąc na plecach pod stołem. W pomieszczeniu unosi się siny dym.

Anioł wstał, sprawdzając czy nie jest pokaleczony na twarzy. Sam nie wiedział czy to cud czy fart ale nic mu sie nie stało. Zero zadrapań, ran, nic! Lekko speszony wstaje i przygląda się temu, co wybuchło.
Czarna, spalona plama, pełno szkła i jakiś zielony płyn, który kapie na ziemie.

Oświetlając sobie pomieszczenie kulą ognia, przeszedł się po sali w poszukiwaniu substancji, która niedawno eksplodowała mu przed nosem. W porę pomyślał, że to ogień wywołał wybuch więc zgasił kulę. W pół mroku dojrzał jedną fiolkę z podobnym płynem do tego, który kapał ze stołu. Szybkim ruchem ręki zgarnął go do kieszeni i ruszył po pochodnie.

Przechodząc do drzwi na przeciw kiwnął na powitanie drużynie i złapał za klamkę drzwi, sprawdzając czy są otwarte. Z pochodnią w lewej, mieczem w prawej, kopnął drzwi i wszedł do środka.

Nie interesowało go to, że zachowuje się dziwnie i w ogóle. Chciał po prostu znaleźć więcej tych fiolek z płynem, mógł się przydać!

Gabinet, a raczej laboratorium wyglądało tak samo jak poprzednie pomieszczenie, z jedną drobną różnicą. Jeden ze stołów stał przewrócony do góry nogami a sprzęt w całym gabinecie został praktycznie zniszczony.

Sala był dość dobrze oświetlona, Thomas widział ścianę naprzeciwko. Aniołek uczy się na błędach, szczególnie tych swoich. Podszedł do blatu i odłożył pochodnie. Z mieczem przed sobą ruszył szukać fiolek z zielonym płynem.
W okół porozwalane było pełno różnych probówek z cieczą, która przypominała kolorem tą, która wybuchła mu przed nosem.
Thomas po chwili namysłu zbiera wszystkie probówki i wkłada je delikatnie do kieszeni. Było ich dziesięć.

Anioł wyszedł z pomieszczenia z pochodnią w ręku, zatrzymuje się przed grupa.
-Gen, co powiesz na przeszukiwanie pokoi? Przyda się pomoc- rzucił z delikatnym uśmieszkiem.
Gnom zgodził się i razem podeszli do drzwi.
-Nie krępuj się, otwieraj!- poklepał gnoma po ramieniu, następnie przekazał mu pochodnie, stając z flakonikiem i mieczem za przyjacielem.
Inkwizytor złapał za klamkę i nacisnął nią. Ciche klik oznajmiło, że drzwi są zamknięte.
-Przyjacielu, jak one nie chcą po dobroci to trzeba łopatologicznie.- uśmiechnął się do gnoma, który od razu wiedział, co ma robić.
Gengi rozbiegł się, skinął głową i ruszył w drzwi. [BRZDĘK-ŁUBUDU-JEBUDU] Gnom odbił się od drzwi i z hukiem runął na ziemie pod ścianą.

Thomas pomógł wstać koledze i razem ruszyli do kolejnych drzwi. Gengi łapie za klamkę... Chwila ciszy... Zamknięte. Nagle...

Coś z ogromną siłą uderzyło w drzwi, od których nie dawno odbił się gnom. Thomas zdziwiony i zaciekawiony podszedł do drzwi i wystukał rytm *PUK* *PUKPUK* *PUK*, jednocześnie rozglądając się za zamkiem do klucza.

Cisza, nic nie odpukało. Thomas znalazł wzrokiem zamek. Zbliżył się do niego, chcąc włożyć weń fiolkę. niestety szkło było zbyt wielkie i nie zmieściło się do dziurki.
Thomas zmarszczył brew, zastanawiając się przez chwilę. Taaak, on miał diab... Anielskie pomysły. Odkorkował jedną z fiolek i wlał zawartość do zamka. Następnie odsunął się i rzucił w drzwi kulą ognia.
BUM! Zamek, razem z klamką, zostały dziwnie wykrzywione przez eksplozję, kolejna komnata stała otworem. Anioł już miał zrobić krok do przodu, gdy usłyszał jakiś hałas i brzdęk tłuczonego szkła za drzwiami.

Młodzieniec, z mieczem wysuniętym przed siebie, ruszył w kierunku drzwi. W lewej ręce trzymał kolejną fiolkę. Drzwi były obluzowane, lekki kopniak i uchyliły sie. Oczom Anioła ukazało się kolejne laboratorium z tym, że dwa stoły stały dziwnie przesunięte, na ziemi była plama z porozbijanych fiolek a jeden stół stał obrócony w stronę drzwi.

Thomas wycofał się pod ścianę, z pod której wysadzał zamek. Miał zamiar wysadzić płyn, rozlany na ziemi. Nie chciał znów zostać ogłuszony przez głupią zawartość małej fiolki... Rzucił niewielką kulą.
Kolejne BooM. Gdy płyny eksplodowały zza wywalonego stołu wyskoczyło wielkie coś!

ŁO NIECH TO WIELKI AZGIBAL KOPNIE!!! - wrzasnął Genghi.

Pokraka wpatrywała się w Thomasa, który stał pod ścianą z zniesmaczoną miną.
-Aleś ty piękny! -powiedział z przekąsem ciskając fiolką w pisk chimery, zaraz za fiolką poleciał czynnik zapalający w postaci... kuli ognia.

Fiolka rozbiła się o pierś stwora. Zawartość pojemnika spływa po torsie stworzenia, po chwilo do celu doleciała kula. Wybuch odrzucił chimerę do tyłu, jest w miejscu trafienia jakby przypalona, skóra jej się trochę sfałdowała. Chimera żwawo rusza w stronę Thomasa.

Anioł, speszony, szybko rzucił zaklęcie a w drzwiach pojawiła się jego ściana. Odetchnął z ulgą.
-To co z nią robimy?- spytał reszty, drapiąc się po głowie.
 
Panda jest offline  
Stary 04-09-2007, 21:58   #788
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Bo zupa była za słona...

Różne widziałem klątwy moi mili: klątwy bitewne - w których całe armie schodziły z tego padołu łez i rozpaczy w straszliwych męczarniach, czy też klątwy mikre i ulotne, używane przez magów o słabej woli do posiądnięcia niewiasty która wpadła im w oko. Jednak nigdy jeszcze nie spotkałem się z czymś takim. Oczywiście, dużo było teoretyzacji, ale nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego na własne oczy. Poza tym - zastanawiało mnie, dlaczego użyto tak "słabej" klątwy. Jeśli ktoś chciał nas powstrzymać mógłby nas po prostu zabić. W dodatku czar objął tylko mnie i Avalanche'a... Coś tutaj całkowicie nie pasowało.

Co ciekawsze, nie mógł być to czar demona, bo blokada przeciw demonom działała tutaj bez zarzutu, uniemożliwiając teleportację Astarotha. Chyba ze "nasz" demon blefował, i w ten sposób odwdzięczył mi się za naruszenie jego "przyjaciela". Nie mogłem tego wykluczyć, ale póki nie znajdę na to dowodów, nie zamierzałem z nikim dzielić się takim przemyśleniem.

Niestety, nie przewidziałem, że klątwa rzucona na Avalanche'a zmiękczy nie tylko jego rękę, ale także i mózg. Rycerz rzucił się na Galleana, który mógł być źródłem cennej informacji. Zamiast go jednak przynajmniej dobić, pozwolił sobie na niekompetencję. W rezultacie paladyn... Uciekł. Zanim jednak się wyteleportował zaszła w nim ciekawa przemiana; zdecydowanie, Paladyni nie myją się zbyt często, ale to już była istna przesada. Wszystko wskazywało na to, że teoria Avalanche'a o przejęciu przez demonów kontroli nad jego konfratrami była jak najbardziej prawdziwa.
- Pięknie - syknąłem zbliżając się do rycerza - Teraz będziemy mieli hybrydy i
klątwę na karku, a za kilka chwil także drużynę paladynów na ogonie...

Korytarz którym dalej poszliśmy zakończył się dwoma mniejszymi odnogami zakończonymi drzwiami. wampiry zaczęły sprawdzać drzwi, gdy nagle jedna z klamek zaczęła się ruszać w górę i w dół.
- Do tyłu! - szepnąłem - I siedzieć cicho!
Przedryfowałem przed drzwi.
- Resurgere irrare malleus - przygotowałem w myślach zaklęcie, w razie gdyby osoba za drzwiami nie była zbyt przyjacielsko do nas nastawiona.
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 04-09-2007 o 22:11.
Chrapek jest offline  
Stary 04-09-2007, 23:52   #789
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
-Jeniec czy nie, ale odpowiesz za to...-Rzekłem do Galeana, przystępując ostro do ataku, nienawiść jaka we mnie pulsowała byłą wprost nie do opisania, w jednej chwili zapomniałem o wszystkich wspólnych bitwach i postanowiłem skrócić pyszałka o głowę, raz że zadrwił sobie z nas, a dwa że na pewno przy najmniej oczekiwanej chwili wbije nam nóż prosto w plecy. Zig który szamotał się z Galleanem, czmychnął pod strop tunelu, zaś samo starcie z Galeanem widziałem niczym w zwolnionym tempie, głośno warknąłem, podczas uniesienia dłoni nad swoją głową i wymachnięciem w kierunku potępieńca używając całej swej siły, jednak widocznie nie uderzyłem wystarczająco szybko, Galean czmychnął przed mym ciosem, za to będzie mieć pamiątkę po tym ciosie w postaci przepięknej rysy na swej demonicznej zbroi.
- Nawet w takim stanie walczysz nieźle...-wysilił się Galean, spoglądając na oszpeconą zbroję.
-...Sporo ostatnio ćwiczyłem....- nie ma to jak rozjuszyć trochę przeciwnika, wyprowadzając go tym samym z koncentracji, jednakże nie mogłem powtórzyć ataku, nieść miecz, a machać mieczem jedną ręką, to dwie zupełnie inne rzeczy, nie miałem siły by nawet ścigać go, a ten kierował się ewidentnie do bramy. Chwyciłem i następnie szarpnąłem lewą dłonią mieczo-dłoń i ruszyłem za nim ile mi sił starczyło, szorując swój miecz po kamiennej posadzce.
Niestety me starania spełzły na niczym. Nie dość że on sam uciekł, to jeszcze zdołał przeobrazić się, w swe prawdziwe alter-ego. Myślę że miałby wiele wspólnych tematów z Agrealem... i pomyśleć że ja bym mógł tak samo skończyć.
-Wracaj tchórzu!! Nie skończyłem z Tobą!!!-Wrzeszczałem jak najęty, ciągle biegnąc w jego kierunku, aż nagle znikł.
-No uciekaj.... tylko odwleczesz to co nieuniknione.- Pocieszałem się, mówiąc sam do siebie, choć szczerze mówiąc sam do końca w to nie wierzyłem, Agreal z pewnością nie użyje swej potęgi aby skrzywdzić swych pobratymców. A od samego Galeana emanowana dość potężna moc. Nie mam pojęcia czy byłbym w stanie go pokonać, nawet z normalną dłonią.

-Pięknie...Teraz będziemy mieli hybrydy i
klątwę na karku, a za kilka chwil także drużynę paladynów na ogonie...- Marudził znany mi głos, należący do Vriessa. A ja sam jedynie uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem nikczemnie się śmiać, spoglądając nieruchomo w jeden punkt, pod swoimi nogami a kosmyki moich włosów przysłoniły całą twarz uniemożliwiając towarzyszom i towarzyszkom na zlustrowania mej miny.
-No to doskonale...-Powiedziałem z iście diabelskim uśmiechem, spoglądając wzniośle i majestatycznie na migoczącego Vriessa pod postacią ducha- Jak będzie ich więcej, to będą mieć prawie równe szanse...A ja już zaczynałem się powoli nudzić...-Odparłem przestając się szczerzyć.
-Dobra ruszajmy za resztą... -Odparłem władczo z przyzwyczajenia próbując schować ostrze do pochwy, się wygłupiłem tylko przed resztą drużyny, ale każdy jest sługą swojego ciała.

Przed nami znajdował się labirynt złożony z paru rozwidleń i drzwi, jak już mieliśmy obrać właściwy kurs pokierowany rzecz jasna przez Wampirów, to przed nami ktoś otworzył drzwi, no może otworzył to za dużo powiedziane, bynajmniej ktoś usiłował to zrobić.

-Nie ma co się czaić.-Odparłem szeptem do reszty towarzyszy- Ty za drzwiami, pokaż się!!
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"

Ostatnio edytowane przez Extremal : 05-09-2007 o 00:02.
Extremal jest offline  
Stary 05-09-2007, 12:41   #790
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Wampiry przeszukały dwa pomieszczenia w korytarzu po lewej.
- Sam sprzęt laboratoryjny, ani śladu Wiatru Lodu – oznajmiły.
Każdy z was nieufnie śledził ich poczynania kątem oka, i faktycznie, wampiry zdają się mówić prawdę.

Vriess;
Na widok poruszającej się klamki nakazujesz wszystkim cofnąć się i przejmujesz szlachetnie inicjatywę pierwszego obrońcy.
- Resurgere irrare malleus – szykujesz czar.
Err...? No i...? ^^’ Coś magiczna energia niezbyt się ciebie słucha. Czarowanie w postaci ducha średnio ci jeszcze wychodzi, niestety.

Avalanche;
Hm, patrzcie tylko! Nekromanta, lewitująca błękitna kuleczka, staje w pierwszej linii obrony!
- Nie ma co się czaić. - rzekłeś szeptem do reszty towarzyszy - Ty za drzwiami, pokaż się!!

Wszyscy;[poza Thomasem]
Otwierają się pierwsze drzwi po prawej i wychodzi... Thomas. Zauważywszy podejrzaną, poruszającą się samoistnie klamkę, bierze sobie do serca słowa Avalancha, nie zaś Vriessa.
Wraz z Genghim przeprowadza atak na drzwi, niestety niezbyt udany. Wysadza więc zamek w drzwiach miksturą z fiolki. Wchodzi do pomieszczenia. Czekacie na korytarzu.
- Aleś ty piękny! – usłyszeliście z wewnątrz, poza jakimś słabym wybuchem i trzaskiem szkła.
Thomas wycofuje się z powrotem na korytarz i rzuca magiczną barierę, utrzymując ją w drzwiach.
- To co z nią robimy?- spytał reszty, drapiąc się po głowie.
Z jaką „nią”? – zastanawiacie się przez ułamek sekundy.

Wszyscy [łącznie z Thomasem]
PIERDUT!!!! – o magiczną barierę anioła łomotnął ciśnięty w ogromną siłą stół laboratoryjny, po czym z hukiem runął na podłogę.
Po tym ataku robi się znów cicho. Słyszycie z pomieszczenia ciche, rytmiczne chrupanie, jakby ktoś deptał po potłuczonym szkle.

Thomas, Vriess; stojąc/lewitując naprzeciw drzwi, macie najlepszy widok na całą sprawę. Przez moment widzicie chimerę, która cisnąwszy stołem, przygląda się efektom.
http://fc01.deviantart.com/fs12/i/20...y_sinslave.jpg

Następnie zaś odchodzi w cześć sali, w jakiej nie wiedziecie jej już ze swojego położenia.

Wszyscy; po chwili z ciszy mroku dobiegają was stłumione tupnięcia. Coś idzie w waszym kierunku, prawym korytarzem.
- Oj...! – usłyszeliście jęknięcie Ziga i zerkacie w jego stronę.
Wszystkie 3 wampiry, stojąc na środku skrzyżowania 3 korytarzy, patrzą w głąb głównego tunelu, [nie tam skąd przyszliście, a tam, gdzie was jeszcze nie było]
Zauważacie tam stertę gruzu, zza której wystaje głowa, gapiąca się na was.

http://sinslave.deviantart.com/art/U...color-52159116

Przez moment macie nadzieję, że owa głowa nie ma reszty ciała, ale zauważacie ruch – łapsko, [identyczne kształtem jak u chimery która cisnęła stołem-Thomas,Vriess], opiera się na stercie gruzu i pazurami skrobie starą belkę.

- Widzieliśmy już coś takiego! – powiadomił was Sejron. – Uważajcie, one się regenerują!
- A im więcej ran im zadacie, tym szybsze i groźniejsze się stają! – dopełnił Ranovald.
- Tu jest prosta nawierzchnia – Zig zerknął na podłogę i swoich braci. – Na bruku było gorzej, miały się czegoś zaczepić...
- Tak... – mruknął Sejron i skierował do was – Najlepiej wpierw odciąć im stopy i dłonie! Kiedy stanął się mniej mobilne, możemy je dobić.
- Umierają w pełni tylko utopione – zauważył zmartwiony Zig.
- Tak, ale zanim się zregenerują... – nie dokończył, gdyż chimera zza gruzu zdecydowała się wyjść z kryjówki i ruszyć w waszą stronę. – Zajmiemy się tą! – zdecydowały wampiry.

Z prawego korytarza wyszła zaś, niezbyt spiesznie, druga chimera.
http://fc01.deviantart.com/fs12/i/20...y_sinslave.jpg

Zerknęła wpierw na Thomasa, potem na Charlotte, na Astarotha. Vriessa-ducha zignorowała, ale łypie na jego nieruchome ciało.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172