Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2021, 10:55   #31
Balzamoon
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Okolice Podgórza, 7 Lamashan 4708 AR, popołudnie.

Kiedy Berenika i Maakor wyszli za miasteczko widać było że tygrys zaczął się uspokajać. Przez chwilę biegał dookoła idących by po chwili zniknąć w pobliskich krzewach. Tylko poruszające się od czasu do czasu gałęzie krzaków świadczyły że dotrzymuje im kroku. Druid, podobnie jak jego zwierzęcy towarzysz, najwidoczniej znacznie lepiej czuł się poza zabudowaniami, gdyż na jego ustach zagościł zadowolony uśmiech.
- Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie że nie za bardzo mnie lubisz. - spojrzał na dziewczynę pytająco.
- Cóż, nie powiem abyś zrobił na mnie najlepsze pierwsze wrażenie - kobieta przyznała otwarcie. - Co nie znaczy, że cały czas będę miałą takie odczucie. Odbiję też piłkę, ty z kolei wydajesz się nie bardzo przepadać za Ganem.
- Zupełnie nie mam pojęcia dlaczego odniosłaś takie wrażenie. Zapytałem go spokojnie i bez złośliwości czy jest naiwny. Wielu pół-orków nie grzeszy inteligencją, on wypowiada się składnie ale wolałem się upewnić. Podobnie jak było z tym że uznaliście że miałem do was pretensje o nie przyciśnięcie pracodawcy co do warunków kontraktu. Po prostu wolałbym wiedzieć dokładnie na czym stoimy, ale też nie będę o to kruszył kopii. Żadnego o to żalu nie miałem. Przyznam że większość czasu rozmawiam z Rawghem więc może moje zdolności krasomówcze nieco zardzewiały, bo on nie wyraża jakichkolwiek uwag. - uśmiech nie schodził z błękitnych ust.
- Taaa, zdecydowanie - zaklinaczka mu posłała sceptyczne spojrzenie. - Nie ujmując twojemu przyjacielowi ale zwierzęta raczej nie dają dużego pola do popisów oratorskich. Żebyś jednak nie myślał, że jestem ślepa doceniam przemilczenie tego, iż wysłałam za nim wściekłego ojczulka. -
- Jakby się nie zabierał za przyrzeczoną innemu to by może nikt za nim nie ganiał z mordem w oczach, a ty nie wylądowałabyś na podłodze karczmy. Zauważyłaś że bard jest dość potężny i nie mówię tu o wielkości przyrodzenia? - nieco spoważniał.
- Ym, nie TAM akurat nie patrzyłam - zaklinaczka powiedziała zażenowana odwracając spojrzenie gdzieś w dal. - I NIE, nie zauważyłam tego o czym mówisz. Ale nie wiem czy to bardzo dziwne skoro tutaj albo się siedzi w mieście albo trzeba mieć czym poprzeć swoje podróże. Jak nie towarzystwem to własnymi umiejętnościami. -
- To pitaxiańczyk, a nawet ja wiem że tam się źle dzieje. Może to ta moja nieufność ale powiedziałbym że jest szpiegiem. Na moje oko przynajmniej jeden z jego pierścieni jest magiczny i przysiągłbym że szybkość z jaką smyrgnął na schody przekraczała ludzkie czy nawet elfie możliwości. Dodaj do tego powód naszej wyprawy i robi się nieciekawie. - pokręcił głową.
- A ja się martwiłam, że natrafimy na kuroliszka w lesie… Nie przejmowałabym się aż tak bardzo tym wszystkim. Może że potrafi więcej może być niepokojące, ale też nie jednego uciekiniera z miłosnych objęć widziałam gonionego przez właśnie rodzinę. Nie pierwszy raz też byłam częścią takiego przedstawienia i nawet kilka razy skończyło się to śliwą pod okiem. Często się to zdarza. Potrzeba zaspokojenia chuci jest mocna w młodzikach. - ostatnie słowa Berenika powiedziała jakby była do dobre kilka lat starsza. - Jak zauważyłeś każde z nas w ten lub inny sposób jest obeznany z magią to może będziemy mieć więcej szans przeciwko magicznym sztuczkom. -
Przy ostatnich słowach kobieta złapała go za bok i przyciągnęła do siebie.
- Będzie doobrze. Nie przejmuj się tak albo w tej gonitwie myśli zgubimy trop i nici będą z polowania. -
- Akurat ta potrzeba jest mocna i w starszych. - mruknął bardzo cicho druid obrzucając spojrzeniem sylwetkę towarzyszki, ale głośno powiedział. - Możliwe że nasza znajomość magii czy to objawień czy wtajemniczeń nam pomoże. - bynajmniej nie odsunął się od uścisku zaklinaczki.
- Tropów jeszcze żadnych nie mamy, za blisko miasteczka. Jeszcze z pół miarki na świecy najmniej zanim skręcimy w las. Jak mówiłem czas rykowiska, więc rozejrzymy się za jeleniami. Jeżeli się uda to odstrzelimy jakąś mniej udaną łanię. Masz zamiar używać czarów czy kuszy? - zapytał.
- Ha! Obu - zaklinaczka się wyszczerzyła i odsunęła aby odczepić swoją kuszę od plecaka. - Potrafię sprawić, żeby pociski którymi strzelam były potężniejsze. Hmm jeśli by to poprawnie zobrazować to tak jakbym zwiększają ich gęstość przez co lecą z większym impetem i mocniej się wbijają w ciało. Co prawda niespecjalnie długo jeszcze umiem utrzymać ten efekt, za bardzo mnie dłonie bolą.
- Czy ten czar wymaga słów? -
- Taaa temu lepiej jak już zagonimy zwierzynę w dobre miejsce. -
- Zazwyczaj polujemy z Rawghem w ten sposób że ja zakradam się i staram się zranić zwierzynę z procy a on ją dogania i dobija. Jak dobrze się skradasz? - uśmiechnął się do niej.
Na twarzy kobiety pojawiło jakby zrozumienie.
- Nie będę przynętą ani wabikiem - wypaliła po czym dotarło do niej co właśnie powiedziała i ponownie z zażenowaniem dodała - Ee znaczy niespecjalnie się w tym szkoliłam czy coś… z odrobiną szczęścia może na żadną wybitnie trzaskającą gałązkę nie nastąpię. -
- I znowu myślisz o mnie jak najgorzej. Chodziło mi o to że jeżeli nie potrafisz się skradać to lepiej będzie żebyś ukryła się w zaroślach a ja postaram się nagonić zwierzynę na twoje pole ostrzału. Jeżeli zdołamy je ubić to dobrze jeżeli poranimy to ułatwi to Rawghowi jej dopadnięcie. A jeżeli chodzi o bycie przynętą czy wabikiem, to chyba muszę cię uświadomić że nią jesteś czy tego chcesz czy nie… dla każdego humanoidalnego samca. - druid zawzięcie starał się utrzymać poważny wyraz twarzy przy ostatnich słowach.
Berenika spojrzała na undine z zaskoczeniem. Chwilę wpatrywała w niego się bez słów aż cmoknęła ustami.
- No zdecydowanie ci zardzewiały twoje umiejętności krasomówcze jeśli to miał być komplement. Bawisz się ze mną czy to faktycznie komplement? -
- Miał nim być. - przyznał zakłopotany undine. - Cóż mogę powiedzieć, jestem bardziej zaznajomiony z zalotami zwierząt niż ludzi, ale wątpię żebyś doceniła gryzienie w szyję jako dowód że mi się podobasz. - wzruszył bezradnie ramionami.
Kobieta podświadomie przetarła dłonią kark rumieniąc się odrobinę. Była również zakłopotana.
- A. am… Dziękuję, miło mi, ale… khm chwilowo nie szukam jednorazowych uciech, a, e… nie żeby czegoś ci brakowało ja po prostu… Na Caydena co ja gadam. Przepraszam robię niezręczną sytuację - im dalej kobieta brnęła w tę rozmowę tym bardziej zaczynała bełkotać. Straciła cały swój rezon i temperament który pokazała choćby nie tak dawno w karczmie. Szukała czegoś innego niż Maakor na czym mogła by zawiesić spojrzenie, ale uporczywie co chwilę widziała jego twarz szukając w niej reakcji na swoje słowa i zachowanie.
Ten tylko westchnął i pokiwał głową z wyraźnym smutkiem.
- Rozumiem. Zostaje nam zatem zmienić temat. - powiedział, starając się nadać głosowi jak najbardziej neutralne brzmienie, co tylko spowodowało że nie zabrzmiały szczerze. - Co sądzisz o reszcie naszej grupy? Temujin i Dresden? Bo wiem że z Ganorskiem ci po drodze. -
Zaklinaczka potrzebowała dłuższej chwili aby uspokoić swoje emocje. W końcu pokiwała głową.
- Khm, no łatwo lubić Gana, ciągle się uśmiecha, tam nic specjalnego. - powiedziała machając dłonią. - A reszta? Detektyw dużo myśli i mało mówi, ale wydaje się w porządku, a Temujin jest przecudną istotką i należy go chronić. Na pewno po tym zleceniu skoncentruję się na tym aby mu pomóc wrócić w ten lub inny sposób w jego okolice. To takie smutne być odciętym i zagubionym pewnie tęskni za swoimi. Pomimo tego co mu się przytrafiło kompletnie mnie urzekło, że znalazł się w tym całym zamieszaniu bo chciał zaimponować kobiecie która mu się podoba. -
Berenika rozmarzyła się na moment. Widać, że biedny gnom został już przez nią kompletnie zaszufladkowany.
- Czyli inaczej mówiąc, nie ważne w jak wielkie kłopoty się wpakował, kogo okradł i jak głupio będzie wyglądał tłumacząc się z tego, ważne że chciał sobie poużywać? - upewnił się, zupełnie już skołowaciały druid.
Zaklinaczka zdębiała. Wpatrywała się w Maakora wielkimi oczami aż się skrzywiła.
- No w sumie jeśli to tak ująć… To nie wygląda to najlepiej - przyznała z ociąganiem i niechęcią. Kopnęła kamień nieopatrznie alarmując tygrysa.
- Cholera - burknęła z niezadowoleniem. - Dopytam go jeszcze raz o to wszystko, ale brzmiało niewinnie. Nie mam problemu normalnie z takimi rzeczami póki nie prowadzi to krzywdy. Póki co najbardziej wydaje się on pokrzywdzony. -
- Tak tylko chciałem wiedzieć. Myślę że największa krzywda mu się stanie jak go odnajdzie jego nauczyciel. Nie mogę cię zrozumieć. Stąpasz twardo po ziemi, ale po chwili rozpływasz się w zachwycie nad głupotą poczynioną w imię uczuć. Lubisz jak ktoś się cały czas uśmiecha, nie ważne czy szczerze czy nie, ale w zakłopotanie wprawia cię zainteresowanie okazane bez obłudy. Nie wiem co myśleć, na razie… - Maakor przerwał nasłuchując. Gdzieś z głębi lasu doszło ich dość odległe porykiwanie byka jelenia. - ...czas skręcić w las. - dokończył, choć było doskonale wiadome dla obojga z nich że chciał powiedzieć coś innego. Druid rozejrzał się i skręcił w krzaki. Niemal niewidoczna ścieżka wydeptana przez zwierzęta prowadziła w głąb lasu.

***

Tygrys na spółkę z druidem ciągnęli ciało sarny. W tym czasie Berenika wyciągała wplątane w jej włosy liście. Musiała wysupłać każdy osobno bo się nieźle wplątały. Co jakiś czas traciłą cierpliwość kiedy nie mogła sobie z jakimś poradzić.
- Maakor, jak ci naprawdę leży potrzeba to mogę ci pomóc poderwać jakąś panienkę. - wypaliła nagle.
Ten spojrzał na nią zaskoczony i ryknął śmiechem. Nie roześmiał się, wybuchnął śmiechem czy coś podobnego. RYKNĄŁ śmiechem aż tygrys odskoczył w krzaki ze zdumieniem patrząc na swojego towarzysza. A druid zwijał się w paroksyzmach, ledwie się utrzymując na nogach. Co najdziwniejsze miał piękny, perlisty i czysty śmiech, zupełnie nie pasujący do jego normalnego, dość niskiego i ochrypłego głosu. Maakor spojrzał na zdumioną twarz dziewczyny i aż padł na kolana zanosząc się chichotem a każde spojrzenie na coraz bardziej zagniewaną Berenikę powodowało kolejną falę radości. Łzy popłynęły mu z oczu zanim wreszcie zdołał opanować rozbawienie na tyle żeby się podnieść.
- Nie, to nie! - Fuknęła kobieta dalej się krzywiąc w gniewie. Wraz z pozostałymi liśćmi w jej włosach tylko potęgowało komiczny obraz. W końcu założyła ręce na piersi kurcząc się w sobie.
- Już możesz przestać. - wymamrotała czerwona na twarzy.
- Gdyby mi chodziło tylko o spędzenie chuci to na targu było pełno wszetecznych dziewek. - Maakor wyksztusil wreszcie pomiędzy napadami chichotania. Otarł łzy i usmiechnął się do dziewczyny. - Powiedziałem że mi się podobasz nie tylko ze względu na wygląd ale także na charakter. Na łodzi walczyłaś wraz ze wszystkimi ramię w ramię, a w karczmie pokazałaś że jak się rozłościsz to i dzika zatrzymasz w biegu ostrym słowem. Nie szukam samicy na jedną noc tylko partnerki. - odetchnął i z wysiłkiem zarzucił sobie sarnę na ramiona. Ruszył w stronę miasta nadal chichocząc od czasu do czasu.
Berenika popatrzyła za nim z dziwnym wyrazem twarzy i ze smutkiem pokręciła głową zanim ruszyła w jego ślady.

Okolice Wisielczego Wzgórza, 8 Lamashan 4708 AR, wieczór

Druid ruszył w las prowadząc drużynę ścieżką wytyczoną przez runy. Las zdawał się na nich napierać a cienie kryły zagrożenie... Druid skrzywił się widząc mimowolną reakcję towarzyszy którzy nieświadomie przygotowywali się do odparcia niewidocznego wroga. To była magia Schronienia odstraszająca nieporządanych przybyszy. Trzeba było coś z tym zrobić zanim zaczną się poważniejsze przeszkody. Maakor ukuł się w palec czubkiem sztyletu i wycisnął solidną kroplę krwi którą następnie pokrył runę na najbliższym drzewie. Runa zaślniła delikatnie zielonkawym blaskiem ledwie widocznym w świetle dnia a krew wsiąkła w drewno niczym woda w piasek pustyni. Gdy ruszyli dalej poczucie zagrożenia nie dokuczało im już tak mocno, a po chwili zniknęło niemal zupełnie. Po chwili wyszli na przesiekę, zobaczyli dąb i jego strażnika. Druid był zaskoczony jego obecnością. Zazwyczaj tylko większe schronienia przyciągały fey. No cóż były tego złe i dobre strony, nie wiedział tylko czy więcej tych pierwszych czy drugich. Fey dysponowały nie kwestionowaną potęgą, ale bywały kapryśne i samowolne do tego satyry... miały określoną reputację jako uwodziciele i sybaryci. W odpowiedzi na powitanie odpowiedział w języku istoty.
- Lumela Mohlokomeli, e se eka u ka fumana setšabelo ka linako tsohle, 'me u se ke ua tšoaroa ke tlala le lenyora. - skłonił głowę a nastęnie odpowiedział na pytanie Ganorska. - Powinniście wejść do środka, spójrz na Urska on nie czuje zagrożenia. Wiem że to będzie niezbyt wygodne, zwłaszcza dla ciebie ale sądzę że lepiej nie nadużywać cierpliwości naszego gospodarza... póki tylko zaprasza. Za chwilę do was dołączę. Po drodze nawet jeżeli zaplączecie się w jakieś korzenie to proszę was żebyście ich nie przecinali czy wyrywali, to źle widziane w tym miejscu. Poczekajcie chwilę a same się odsuną, tyle że drzewa pojmują czas inaczej i im się tak nie spieszy. - zwrócił się ponownie do satyra.
- Re kopa tshireletso, mme re tshepisa ho hlompha melao ya Setshabelo. - wyciągnął z plecaka całkiem duże, drewniane naczynie zatkane szerokim korkiem w którym była solidna porcja wczorajszej sarniny. Odetkał je z pewnym wysiłkiem a w powietrzu dał się wyczuć zapach sosu, przysmażonej cebulki, czosnku i majeranku. Nozdrza satyra zadrgały wyraźnie. Druid podał mu naczynie ze słowami. - Ena ke mpho eo ke u fang eona e le pontšo ea boikemisetso ba rona bo botle. -
Następnie spojrzał na satyra oczekując rozmowy.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline