Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2021, 10:55   #31
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Okolice Podgórza, 7 Lamashan 4708 AR, popołudnie.

Kiedy Berenika i Maakor wyszli za miasteczko widać było że tygrys zaczął się uspokajać. Przez chwilę biegał dookoła idących by po chwili zniknąć w pobliskich krzewach. Tylko poruszające się od czasu do czasu gałęzie krzaków świadczyły że dotrzymuje im kroku. Druid, podobnie jak jego zwierzęcy towarzysz, najwidoczniej znacznie lepiej czuł się poza zabudowaniami, gdyż na jego ustach zagościł zadowolony uśmiech.
- Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie że nie za bardzo mnie lubisz. - spojrzał na dziewczynę pytająco.
- Cóż, nie powiem abyś zrobił na mnie najlepsze pierwsze wrażenie - kobieta przyznała otwarcie. - Co nie znaczy, że cały czas będę miałą takie odczucie. Odbiję też piłkę, ty z kolei wydajesz się nie bardzo przepadać za Ganem.
- Zupełnie nie mam pojęcia dlaczego odniosłaś takie wrażenie. Zapytałem go spokojnie i bez złośliwości czy jest naiwny. Wielu pół-orków nie grzeszy inteligencją, on wypowiada się składnie ale wolałem się upewnić. Podobnie jak było z tym że uznaliście że miałem do was pretensje o nie przyciśnięcie pracodawcy co do warunków kontraktu. Po prostu wolałbym wiedzieć dokładnie na czym stoimy, ale też nie będę o to kruszył kopii. Żadnego o to żalu nie miałem. Przyznam że większość czasu rozmawiam z Rawghem więc może moje zdolności krasomówcze nieco zardzewiały, bo on nie wyraża jakichkolwiek uwag. - uśmiech nie schodził z błękitnych ust.
- Taaa, zdecydowanie - zaklinaczka mu posłała sceptyczne spojrzenie. - Nie ujmując twojemu przyjacielowi ale zwierzęta raczej nie dają dużego pola do popisów oratorskich. Żebyś jednak nie myślał, że jestem ślepa doceniam przemilczenie tego, iż wysłałam za nim wściekłego ojczulka. -
- Jakby się nie zabierał za przyrzeczoną innemu to by może nikt za nim nie ganiał z mordem w oczach, a ty nie wylądowałabyś na podłodze karczmy. Zauważyłaś że bard jest dość potężny i nie mówię tu o wielkości przyrodzenia? - nieco spoważniał.
- Ym, nie TAM akurat nie patrzyłam - zaklinaczka powiedziała zażenowana odwracając spojrzenie gdzieś w dal. - I NIE, nie zauważyłam tego o czym mówisz. Ale nie wiem czy to bardzo dziwne skoro tutaj albo się siedzi w mieście albo trzeba mieć czym poprzeć swoje podróże. Jak nie towarzystwem to własnymi umiejętnościami. -
- To pitaxiańczyk, a nawet ja wiem że tam się źle dzieje. Może to ta moja nieufność ale powiedziałbym że jest szpiegiem. Na moje oko przynajmniej jeden z jego pierścieni jest magiczny i przysiągłbym że szybkość z jaką smyrgnął na schody przekraczała ludzkie czy nawet elfie możliwości. Dodaj do tego powód naszej wyprawy i robi się nieciekawie. - pokręcił głową.
- A ja się martwiłam, że natrafimy na kuroliszka w lesie… Nie przejmowałabym się aż tak bardzo tym wszystkim. Może że potrafi więcej może być niepokojące, ale też nie jednego uciekiniera z miłosnych objęć widziałam gonionego przez właśnie rodzinę. Nie pierwszy raz też byłam częścią takiego przedstawienia i nawet kilka razy skończyło się to śliwą pod okiem. Często się to zdarza. Potrzeba zaspokojenia chuci jest mocna w młodzikach. - ostatnie słowa Berenika powiedziała jakby była do dobre kilka lat starsza. - Jak zauważyłeś każde z nas w ten lub inny sposób jest obeznany z magią to może będziemy mieć więcej szans przeciwko magicznym sztuczkom. -
Przy ostatnich słowach kobieta złapała go za bok i przyciągnęła do siebie.
- Będzie doobrze. Nie przejmuj się tak albo w tej gonitwie myśli zgubimy trop i nici będą z polowania. -
- Akurat ta potrzeba jest mocna i w starszych. - mruknął bardzo cicho druid obrzucając spojrzeniem sylwetkę towarzyszki, ale głośno powiedział. - Możliwe że nasza znajomość magii czy to objawień czy wtajemniczeń nam pomoże. - bynajmniej nie odsunął się od uścisku zaklinaczki.
- Tropów jeszcze żadnych nie mamy, za blisko miasteczka. Jeszcze z pół miarki na świecy najmniej zanim skręcimy w las. Jak mówiłem czas rykowiska, więc rozejrzymy się za jeleniami. Jeżeli się uda to odstrzelimy jakąś mniej udaną łanię. Masz zamiar używać czarów czy kuszy? - zapytał.
- Ha! Obu - zaklinaczka się wyszczerzyła i odsunęła aby odczepić swoją kuszę od plecaka. - Potrafię sprawić, żeby pociski którymi strzelam były potężniejsze. Hmm jeśli by to poprawnie zobrazować to tak jakbym zwiększają ich gęstość przez co lecą z większym impetem i mocniej się wbijają w ciało. Co prawda niespecjalnie długo jeszcze umiem utrzymać ten efekt, za bardzo mnie dłonie bolą.
- Czy ten czar wymaga słów? -
- Taaa temu lepiej jak już zagonimy zwierzynę w dobre miejsce. -
- Zazwyczaj polujemy z Rawghem w ten sposób że ja zakradam się i staram się zranić zwierzynę z procy a on ją dogania i dobija. Jak dobrze się skradasz? - uśmiechnął się do niej.
Na twarzy kobiety pojawiło jakby zrozumienie.
- Nie będę przynętą ani wabikiem - wypaliła po czym dotarło do niej co właśnie powiedziała i ponownie z zażenowaniem dodała - Ee znaczy niespecjalnie się w tym szkoliłam czy coś… z odrobiną szczęścia może na żadną wybitnie trzaskającą gałązkę nie nastąpię. -
- I znowu myślisz o mnie jak najgorzej. Chodziło mi o to że jeżeli nie potrafisz się skradać to lepiej będzie żebyś ukryła się w zaroślach a ja postaram się nagonić zwierzynę na twoje pole ostrzału. Jeżeli zdołamy je ubić to dobrze jeżeli poranimy to ułatwi to Rawghowi jej dopadnięcie. A jeżeli chodzi o bycie przynętą czy wabikiem, to chyba muszę cię uświadomić że nią jesteś czy tego chcesz czy nie… dla każdego humanoidalnego samca. - druid zawzięcie starał się utrzymać poważny wyraz twarzy przy ostatnich słowach.
Berenika spojrzała na undine z zaskoczeniem. Chwilę wpatrywała w niego się bez słów aż cmoknęła ustami.
- No zdecydowanie ci zardzewiały twoje umiejętności krasomówcze jeśli to miał być komplement. Bawisz się ze mną czy to faktycznie komplement? -
- Miał nim być. - przyznał zakłopotany undine. - Cóż mogę powiedzieć, jestem bardziej zaznajomiony z zalotami zwierząt niż ludzi, ale wątpię żebyś doceniła gryzienie w szyję jako dowód że mi się podobasz. - wzruszył bezradnie ramionami.
Kobieta podświadomie przetarła dłonią kark rumieniąc się odrobinę. Była również zakłopotana.
- A. am… Dziękuję, miło mi, ale… khm chwilowo nie szukam jednorazowych uciech, a, e… nie żeby czegoś ci brakowało ja po prostu… Na Caydena co ja gadam. Przepraszam robię niezręczną sytuację - im dalej kobieta brnęła w tę rozmowę tym bardziej zaczynała bełkotać. Straciła cały swój rezon i temperament który pokazała choćby nie tak dawno w karczmie. Szukała czegoś innego niż Maakor na czym mogła by zawiesić spojrzenie, ale uporczywie co chwilę widziała jego twarz szukając w niej reakcji na swoje słowa i zachowanie.
Ten tylko westchnął i pokiwał głową z wyraźnym smutkiem.
- Rozumiem. Zostaje nam zatem zmienić temat. - powiedział, starając się nadać głosowi jak najbardziej neutralne brzmienie, co tylko spowodowało że nie zabrzmiały szczerze. - Co sądzisz o reszcie naszej grupy? Temujin i Dresden? Bo wiem że z Ganorskiem ci po drodze. -
Zaklinaczka potrzebowała dłuższej chwili aby uspokoić swoje emocje. W końcu pokiwała głową.
- Khm, no łatwo lubić Gana, ciągle się uśmiecha, tam nic specjalnego. - powiedziała machając dłonią. - A reszta? Detektyw dużo myśli i mało mówi, ale wydaje się w porządku, a Temujin jest przecudną istotką i należy go chronić. Na pewno po tym zleceniu skoncentruję się na tym aby mu pomóc wrócić w ten lub inny sposób w jego okolice. To takie smutne być odciętym i zagubionym pewnie tęskni za swoimi. Pomimo tego co mu się przytrafiło kompletnie mnie urzekło, że znalazł się w tym całym zamieszaniu bo chciał zaimponować kobiecie która mu się podoba. -
Berenika rozmarzyła się na moment. Widać, że biedny gnom został już przez nią kompletnie zaszufladkowany.
- Czyli inaczej mówiąc, nie ważne w jak wielkie kłopoty się wpakował, kogo okradł i jak głupio będzie wyglądał tłumacząc się z tego, ważne że chciał sobie poużywać? - upewnił się, zupełnie już skołowaciały druid.
Zaklinaczka zdębiała. Wpatrywała się w Maakora wielkimi oczami aż się skrzywiła.
- No w sumie jeśli to tak ująć… To nie wygląda to najlepiej - przyznała z ociąganiem i niechęcią. Kopnęła kamień nieopatrznie alarmując tygrysa.
- Cholera - burknęła z niezadowoleniem. - Dopytam go jeszcze raz o to wszystko, ale brzmiało niewinnie. Nie mam problemu normalnie z takimi rzeczami póki nie prowadzi to krzywdy. Póki co najbardziej wydaje się on pokrzywdzony. -
- Tak tylko chciałem wiedzieć. Myślę że największa krzywda mu się stanie jak go odnajdzie jego nauczyciel. Nie mogę cię zrozumieć. Stąpasz twardo po ziemi, ale po chwili rozpływasz się w zachwycie nad głupotą poczynioną w imię uczuć. Lubisz jak ktoś się cały czas uśmiecha, nie ważne czy szczerze czy nie, ale w zakłopotanie wprawia cię zainteresowanie okazane bez obłudy. Nie wiem co myśleć, na razie… - Maakor przerwał nasłuchując. Gdzieś z głębi lasu doszło ich dość odległe porykiwanie byka jelenia. - ...czas skręcić w las. - dokończył, choć było doskonale wiadome dla obojga z nich że chciał powiedzieć coś innego. Druid rozejrzał się i skręcił w krzaki. Niemal niewidoczna ścieżka wydeptana przez zwierzęta prowadziła w głąb lasu.

***

Tygrys na spółkę z druidem ciągnęli ciało sarny. W tym czasie Berenika wyciągała wplątane w jej włosy liście. Musiała wysupłać każdy osobno bo się nieźle wplątały. Co jakiś czas traciłą cierpliwość kiedy nie mogła sobie z jakimś poradzić.
- Maakor, jak ci naprawdę leży potrzeba to mogę ci pomóc poderwać jakąś panienkę. - wypaliła nagle.
Ten spojrzał na nią zaskoczony i ryknął śmiechem. Nie roześmiał się, wybuchnął śmiechem czy coś podobnego. RYKNĄŁ śmiechem aż tygrys odskoczył w krzaki ze zdumieniem patrząc na swojego towarzysza. A druid zwijał się w paroksyzmach, ledwie się utrzymując na nogach. Co najdziwniejsze miał piękny, perlisty i czysty śmiech, zupełnie nie pasujący do jego normalnego, dość niskiego i ochrypłego głosu. Maakor spojrzał na zdumioną twarz dziewczyny i aż padł na kolana zanosząc się chichotem a każde spojrzenie na coraz bardziej zagniewaną Berenikę powodowało kolejną falę radości. Łzy popłynęły mu z oczu zanim wreszcie zdołał opanować rozbawienie na tyle żeby się podnieść.
- Nie, to nie! - Fuknęła kobieta dalej się krzywiąc w gniewie. Wraz z pozostałymi liśćmi w jej włosach tylko potęgowało komiczny obraz. W końcu założyła ręce na piersi kurcząc się w sobie.
- Już możesz przestać. - wymamrotała czerwona na twarzy.
- Gdyby mi chodziło tylko o spędzenie chuci to na targu było pełno wszetecznych dziewek. - Maakor wyksztusil wreszcie pomiędzy napadami chichotania. Otarł łzy i usmiechnął się do dziewczyny. - Powiedziałem że mi się podobasz nie tylko ze względu na wygląd ale także na charakter. Na łodzi walczyłaś wraz ze wszystkimi ramię w ramię, a w karczmie pokazałaś że jak się rozłościsz to i dzika zatrzymasz w biegu ostrym słowem. Nie szukam samicy na jedną noc tylko partnerki. - odetchnął i z wysiłkiem zarzucił sobie sarnę na ramiona. Ruszył w stronę miasta nadal chichocząc od czasu do czasu.
Berenika popatrzyła za nim z dziwnym wyrazem twarzy i ze smutkiem pokręciła głową zanim ruszyła w jego ślady.

Okolice Wisielczego Wzgórza, 8 Lamashan 4708 AR, wieczór

Druid ruszył w las prowadząc drużynę ścieżką wytyczoną przez runy. Las zdawał się na nich napierać a cienie kryły zagrożenie... Druid skrzywił się widząc mimowolną reakcję towarzyszy którzy nieświadomie przygotowywali się do odparcia niewidocznego wroga. To była magia Schronienia odstraszająca nieporządanych przybyszy. Trzeba było coś z tym zrobić zanim zaczną się poważniejsze przeszkody. Maakor ukuł się w palec czubkiem sztyletu i wycisnął solidną kroplę krwi którą następnie pokrył runę na najbliższym drzewie. Runa zaślniła delikatnie zielonkawym blaskiem ledwie widocznym w świetle dnia a krew wsiąkła w drewno niczym woda w piasek pustyni. Gdy ruszyli dalej poczucie zagrożenia nie dokuczało im już tak mocno, a po chwili zniknęło niemal zupełnie. Po chwili wyszli na przesiekę, zobaczyli dąb i jego strażnika. Druid był zaskoczony jego obecnością. Zazwyczaj tylko większe schronienia przyciągały fey. No cóż były tego złe i dobre strony, nie wiedział tylko czy więcej tych pierwszych czy drugich. Fey dysponowały nie kwestionowaną potęgą, ale bywały kapryśne i samowolne do tego satyry... miały określoną reputację jako uwodziciele i sybaryci. W odpowiedzi na powitanie odpowiedział w języku istoty.
- Lumela Mohlokomeli, e se eka u ka fumana setšabelo ka linako tsohle, 'me u se ke ua tšoaroa ke tlala le lenyora. - skłonił głowę a nastęnie odpowiedział na pytanie Ganorska. - Powinniście wejść do środka, spójrz na Urska on nie czuje zagrożenia. Wiem że to będzie niezbyt wygodne, zwłaszcza dla ciebie ale sądzę że lepiej nie nadużywać cierpliwości naszego gospodarza... póki tylko zaprasza. Za chwilę do was dołączę. Po drodze nawet jeżeli zaplączecie się w jakieś korzenie to proszę was żebyście ich nie przecinali czy wyrywali, to źle widziane w tym miejscu. Poczekajcie chwilę a same się odsuną, tyle że drzewa pojmują czas inaczej i im się tak nie spieszy. - zwrócił się ponownie do satyra.
- Re kopa tshireletso, mme re tshepisa ho hlompha melao ya Setshabelo. - wyciągnął z plecaka całkiem duże, drewniane naczynie zatkane szerokim korkiem w którym była solidna porcja wczorajszej sarniny. Odetkał je z pewnym wysiłkiem a w powietrzu dał się wyczuć zapach sosu, przysmażonej cebulki, czosnku i majeranku. Nozdrza satyra zadrgały wyraźnie. Druid podał mu naczynie ze słowami. - Ena ke mpho eo ke u fang eona e le pontšo ea boikemisetso ba rona bo botle. -
Następnie spojrzał na satyra oczekując rozmowy.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 18-11-2021, 22:50   #32
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- O, oho, o - Cosan wyraźnie ożywił się na słowa druida. - Ech, jak to idzie... Amohela Motsamai, eka moru o ka o amohela le ho o sireletsa kamehla. No, idźta w głąb. Zmieścita się wszyscy, miejsca jest, jama idzie głęboko. Nie kłopotaj się, Mocarzu.

Satyr machnął dłonią, zainteresowany już tylko i wyłącznie słowami druida. Powstał ze swego kamiennego siedziska, gdy naczynie z sarniną zostało otwarte i zapach rozniósł się po polance. Cosan górował nad nimi nawet kiedy zszedł ostrożnie z pagórka, w stronę Maakora. Jedna dłoń chwyciła naczynie, druga nabiła na długi pazur kawał mięsa, który zaraz powędrował do ust. Satyr zamlaskał z aprobatą i odwrócił się na kopycie, zmierzając na powrót ku swojemu siedzisku, kompletnie zaabsorbowany pałaszowaniem podarku, od czasu do czasu zerkając jedynie wyczekująco na najemników.

Koniec końców podróżnicy zagłębili się w jamę w pagórku z mniejszym lub większym entuzjazmem - z Temujinem na szpicy i Dresdenem w ariergardzie. Największy komfort we wciskaniu się pod ziemię miał, jakżeby inaczej, gnom. Przyświecając wydobytą z torby latarnią za nic miał korzenie w górze, dzielnie prąc naprzód. Berenika z kolei już musiała tu i ówdzie pochylić się, by nie zostawić płomiennych loków na kłączach. Ganorsk... Ganorsk przebijał się przez wąski tunel niemalże na kuckach, złorzecząc w duchu. Dresden natomiast, z wrodzoną gracją-elegancją, problemów w manewrowaniu nie miał.

- Poczekam na Maakora - syknął w stronę towarzyszy. - Dołączymy do was później.

Dresden był ciekaw, o czym satyr chciał rozmawiać z druidem, ale nie zamierzał afiszować się z prawdziwym powodem zostania w tyle. Towarzysze zniknęli w krętym tunelu, który skręcał głęboko w trzewia ziemi niczym spiralna klatka schodowa, a detektyw nastawił uszu. Mlaskanie Cosana zaraz ucichło i zdołał wyłapać słowa.

Na nieszczęście nie w języku, który dane było mu zrozumieć.


***



Cosantanarmainnceart delektował się sarniną, aż mu się uszy trzęsły. Mlaskał, ciamkał, siorbał i mruczał aprobująco. Z podziwu godną prędkością pochłonął podarek, wylizał naczynie lepiej niż niejedna pomywaczka by wymyła i poklepał się po włochatym brzuchu. Imponujące bęknięcie odbiło się echem między drzewami. Satyr powstał po raz kolejny, zbliżając się do Maakora i oddając puste już naczynie. Podciągnął biodrową opaskę i wyprostował się, wypinając pierś.

- No, przyjemność za nami - sylwański miał lepszy niż Wspólny, ale wszak był to jego rodzimy język. - Nastaw uszu, bo wiadomość arcyważna, od siostry po druidzkim fachu.

Cosan odchrząknął i przymknął oczy, jakby grzebiąc we własnej pamięci.

- ”Równowaga została zachwiana, krew została przelana na wzgórzach. Cienie zbierają się nad Międzyrzeczem, niczym sępy krążąc w poszukiwaniu Starej Wiedzy. Śniłam o tobie, bracie, i innych - o Płomiennowłosej, o Mocarzu, o Przybyszu i Obserwatorze. Rozproszycie cienie i wstąpicie w światło. Pod Wisielczym Wzgórzem znajdziecie odpowiedzi i dalszy kierunek. Podążajcie ścieżką ku Wiedzy, by odnaleźć Srebrną Maginię. Po wszystkim odnajdźcie mnie w Szarej Warowni, drogę wskaże wam kruk. Obyś zawsze znalazł schronienie i nigdy nie cierpiał głodu i pragnienia, Maakorze.”

Cosan zamilkł na chwilę, dając druidowi szansę na przetrawienie przekazanej wiadomości. Wiadomości enigmatycznej, ale czegóż innego mógł się spodziewać, gdy szło o między-druidzką komunikację? Taki już urok Kręgów oraz braci i sióstr w wierze, że rzadko można było liczyć na prosty i dosłowny przekaz.

- Nie lubię waszych proroctw i przepowiedni - oznajmił Cosan, taksując Maakora spojrzeniem. - Nie rymują się. Wszystkie dobre interpretacje wizji winny się rymować. Brakuje wam finezji i polotu.

- Czy moja siostra przedstawiła się imieniem? - Maakor nie zaszczycił uwagi Cosana komentarzem.

- Riona. Riona Fisiuil. Ładna, piękna. Tylko stara duchem, ooo tak, bardzo stara.

Fisiuil, Widząca. Tytuł niezwykle rzadko spotykany wśród druidów. Maakor ściągnął brwi. Talent jasnowidztwa, ten prawdziwy, był niezwykle rzadki wśród ogółu społeczeństwa, a tym bardziej wśród wyznawców Zielonej Wiary. Przekazana przez Cosana wiadomość nie była więc zwykłymi majakami lunatyczki. Tylko dlaczego Widząca pofatygowała się sama na odludzie, jakim był ten zakątek Międzyrzecza?


***



Tunel wił się w dół, spiralnie skręcając w prawo coraz niżej i niżej. Wędrówka klaustrofobicznym podziemnym pasażem trwała parę uderzeń serca. Gleba pod stopami uformowana była - zapewne przez magię - w prowizoryczne stopnie, ułatwiające zejście. Tu i ówdzie korzenie przebijały się przez ziemię, ale ustępowały po chwili, jakby wyczuwając ich obecność. Tak jak oznajmił Cosan, jama szła głęboko.

Szła głęboko i przechodziła w obszerną grotę. Przyjemnie ciepłą, rozświetloną magicznymi owalami wiszącymi w powietrzu. Magia wypełniała powietrze - czuli ją głęboko w kościach i w mrowieniu na skórze. Magia stara, naturalna, pradawna. Taka, której daleko było do tej, którą praktykowali oni sami. Czuć było ją w powietrzu i ziemi, w magicznym oświetleniu i obszernym jeziorku dominującym pomieszczenie, w porośniętych bluszczem i krzewami z jeżynami ścianach, w kamiennej fontanience mającej być chyba wodopojem, w podłożu i nad głowami. Wszędzie, jednym słowem.

Basen wodny nadawał ziemi łukowaty, półkolisty kształt. Na prawo wściekle zielone krzewy akcentowane były jagodami, malinami i jeżynami, a pnącza i korzenie zwijały się wokół kamiennego piedestału, który u góry rozszerzał się w miednicę wypełnioną krystalicznie czystą wodą. Dostrzec mogli również drewniane... Meble, z braku lepszego słowa. Skręcone przez druidzką magię korzenie przypominały nieco kącik towarzyski, przywodząc na myśl ławy i krzesła. Nieco dalej jeszcze, już skryte w cieniach było przejście dokądś. Dokąd nie byli w stanie stwierdzić, bo korzenie i kłącza dublowały jako barykada broniąca dostępu. Na lewo zaś...

- Ani kroku bliżej!

Głos należał do młodziaka o gęstej brązowej czuprynie, odgarniętej z twarzy burą bandaną. Ciemne spojrzenie świdrowało najemników, a palce zaciśnięte wokół rękojeści długiego noża dobitnie sugerowały nieufność. Chłopak wzrostem dorównywał Berenice, a i to ledwo-ledwo. Prosta koszula była miejscami porwana i, co nie umknęło ich uwadze, splamiona zaschniętą krwią. Pierwsza zguba. Mały?

Druga zguba zaraz wychynęła się zza stalagnatu. Ten z kolei był wysoki i - jak wnosili po nagim torsie i mokrych blond włosach w strąkach - dopiero co po kąpieli. Szare oczy błyskały w ich kierunku, gdy stanął po prawicy kompana z założonymi rękami. Blady tułów zdobiły jasne linie dawno zagojonych ran, ale jedna rzucała się w oczy. Tuż między żebrami, zaróżowiona skóra odstawała od reszty. Ganorsk widział już podobne znamienia. Efekt magicznego leczenia. Pół-ork powiódł spojrzeniem między nacieki, przez które dostrzec mógł posłania i zarys postaci pod kocem. Lewy i Prawy?

- Kian? - Odezwała się Berenika w stronę tego niskiego.

Słowo zadziałało niczym najsprawniej splecione zaklęcie. Szczęka ciemnowłosego poleciała w dół w wyrazie zaskoczenia, podobnie jak dłoń trzymana na rękojeści. Zaklinaczka rozbroiła też i jego towarzysza, bo wyczuwalne jeszcze przed chwilą napięcie zeszło z nich jak powietrze z balonika, zastąpione przez zdziwienie i dezorientację.

- Przybyła odsiecz - mruknął Ulfen pod nosem. - Idę się ubrać i zmienić Larsowi opatrunek. Tylko go nie obudźcie gadką.

Magnus obrócił się na pięcie i zniknął na powrót za ścianką ze skalnych nacieków, która dawała zero prywatności i słabo przedzielała pomieszczenie. Sylwetka chłopaka migała im między stalagmitami i stalaktytami, gdy zaczął się krzątać. Kian z kolei wyraźnie nie grzeszył talentem dyplomacji, bo wbijał spojrzenie w buty i wykręcał palce.

- Eee - zaczął w końcu niepewnie - to może przejdziemy tam o, kawałek. Usiądziemy sobie. Przysłała was druidka, tak? Mówiła, że przyjdziecie, ale powoli traciliśmy nadzieję.

Tym razem to ćwierć-elf rozbroił ich. Spojrzeli po sobie, niepewni odpowiedzi.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 19-11-2021 o 18:51.
Aro jest offline  
Stary 24-11-2021, 07:51   #33
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Rozmowa z satyrem dobitnie pokazała, że mieli kilka wyjść z tej sytuacji, ale tylko jedno z nich było rozsądne, a przynajmniej nosiło cechy najrozsądniejszego. Dresden nie lubił być stawiany w sytuacji, gdy druga osoba ma nad nim taką władzę. Nie miał jednak wyjścia, mógł nie pchać się do tej króliczej nory, choć szczerze wątpił by ktokolwiek go posłuchał gdyby zaprotestował. Dresden potrafił postawić argument i obronić go solidnie, znane mu była filozoficzna dysputa i sztuka oratorska, ale nie miał charyzmy by pociągnąć za sobą tłumy. Zwykle więc kończyło się na gorzkim komentarzu "a nie mówiłem"?

Weszli do nory. Pierwszy szedł gnom przyświecając sobie latarnią, a za nim Berenika i Ganorsk. Dresden przepuścił wszystkich, w szczególności półorka. Nie miał ochoty utknąć w tunelu przez tego olbrzyma.
Stąpał delikatnie przez kilka metrów bezszelestnie stawiając kroki. Mrok jaskini otoczył go całego, a blask latarni został niemal całkowicie zablokowany przez posturę idącego przed nim szamana. Cane zatrzymał się, a potem odwrócił i ruszył w stronę wyjścia. Delikatnie przysunął się do wilgotnej krawędzi nasłuchując i obserwując spotkanie druidów. Póki co wyglądało na to, że obaj mimo profesji zachowują się w sposób cywilizowany. Głosy jakie dochodziły do niego niosły znajomą nutę, tempo i akcenty. Zdecydowanie był to język, z którym miał do czynienia, ale było to dość dawno. Przez jeden semestr na uniwersytecie. Szybko przypomniał sobie zajęcia z podstarzałą kobietą prowadzącą zajęcia z lingwistyki i historii języka. Słowa układały się w zdania, jednak Cane miał problemy z ich zrozumieniem. Część wyrazów była znajoma... chyba. Występowała jako zapożyczenia w innych językach, ale równie dobrze mogła to być pomyłka. Cześć rozpoznawał, ale za mało.
Sytuacja jednak wyglądała na spokojną. Nic nie dawało przesłanek do tego by podejrzewać pułapkę. Dresden nie ufał druidom. Widział w swoim młodym życiu kilka spraw związanych z kręgiem Coill Aisteach by wiedzieć, że ci psychopaci nie cofną się przed niczym jeśli chodzi o ochronę tego, co uważają za swoje.

Upewniwszy się, że sytuacja na zewnątrz zmierza w dobrą stronę, Dresden wycofał się wgłąb jaskini i dołączył do reszty. Nie miał problemu w przejściem tunelu zręcznie manewrując pomiędzy wystającymi gdzieniegdzie konarami.

Z daleka słyszał głosy, ale był zbyt daleko by zrozumieć o czym mówią. Przyśpieszył kroku...

Wzajemne pytania trafiły w punkt, bowiem wszystkie głosy naraz ucichły powodując niezręczną ciszę. Pierwszy rezon odzyskał półork.
- Po części ona, po części wasze szefostwo - odpowiedział, po czym spojrzał za Magnusem. - Macie rannego? Na infekcjach się nie znam, ale mam magię leczącą. Idę mu pomóc, a ty opowiadaj, co się stało i gdzie reszta ekspedycji - dodał życzliwym tonem.

- Druidka wyleczyła nas magią - oznajmił Kian, usuwając się z drogi pół-orkowi - ale to z tych najcięższych ran. Lars otarł się o śmierć i kuruje się do tej pory. Zostawiła nam specyfiki do leczenia, a i woda tutaj pomaga w tym.

Alkowa, do której przepuszczony został Ganorsk musiała być kącikiem sypialnianym. Pod ścianą dostrzegł proste posłanie, z płaszczami dublującymi jako poduszki i zaplątanymi kocami, pozszywanymi z różnokolorowych materiałów. W kącie leżała sterta zakrwawionych bandaży, a kawałek dalej kucał Magnus, z dłonią na czole swego bliźniaka. Byli jak dwie krople wody, nie licząc szramy na larsowym policzku, szpecącej i tak już widmowe oblicze. Lars stanowił marny widok - włosy splecione na ulfeńską modłę zbite były potem w strąki i bladość raziła w oczy nawet w półmroku, ale oddychał.

- Przestał gorączkować parę dni temu - mruknął Magnus cicho, gdy Ganorsk zbliżył się do nich. - Rana nie jątrzy się, goi się powoli.

Ulfen odgarnął koc, eksponując nagi bok Larsa, pokryty bandażami. Ziołowy zapach uderzył w nozdrza. Ganorsk znał ten zapach - lecznicza maść, jakże popularna wśród zielarzy, szamanów i druidów. Doprawiona magią, jeśli wierzyć słowom młodziaków. Magnus sprawnie zdjął opatrunek, odrzucając bandaże na zalegającą stertę. Rana była paskudna, cztery szramy szpeciły ulfeński tułów, jakby Lars został poszarpany przez niedźwiedzie szpony. Ganorsk nachylił się. Rana po szponach, zdecydowanie. Tyle że rozstawienie sugerowało szponiastego humanoida, a nie zwierzę.

Dresden wszedł do sali niepostrzeżenie. Opuścił dłoń z rękojeści miecza, wyglądało na to, że znaleźli przynajmniej część wyprawy. Podszedł bliżej do ćwierć-elfa, który zaczął streszczać wydarzenia feralnej nocy.

- Nie wiem co z resztą ekspedycji - oznajmił Kian ze spuszczoną głową. - Co się stało też nie jestem pewien. Zatrzymaliśmy się na noc na Wisielczym, wszystko szło dobrze. Niby ruiny są nawiedzone i zdawało nam się, że słyszeliśmy coś w podziemiach, ale to pewnie szczury czy inne szkodniki. Albo i stare belki, ruiny mają to do siebie, że dziwne dźwięki się w nich słyszy. Podziemia są zresztą zawalone i nie ma do nich dojścia, to nie myśleliśmy, że coś w nich nam grozi. Ułożyliśmy się do snu i wtedy... Wtedy... Duchy. Cienie. Coś nas zaatakowało. Nieludzkie istoty. Szybkie. O wiele za szybkie. I magia, zaklęcia. Nie wiem, to działo się tak szybko. My, my... Uciekliśmy. Życie nam miłe. Ale dopadły nas w lesie. Mnie nie wypatrzyli, ale Lars... I Magnus... Wykrwawiliby się przez noc, ale te znaki na drzewach... Magnus mógł iść, niech Calistrii będą dzięki. Jakoś, jakimś cudem doszliśmy tutaj. Cosan pomógł w opatrywaniu. Przyszła i druidka, wyleczyła, kazała nam się kurować. Reszta... Nie wiem... Nie wiem, co z nimi. Leżą na Wzgórzu pewnie.

Kian nie mógł powstrzymać słowotoku, słowa tylko przybierały na szybkości. Ćwierć-elf zaczął się trząść i wykręcać palce jeszcze bardziej, a jego głos drgał i drżał. Ganorsk kątem oka zauważył, jak szczęka Magnusa zaciska się, a mięśnie napinają. Jakby instynktownie chciał skoczyć w sukurs kompanowi. Zamiast tego zrobiła to Berenika podchodząc, kładąc najpierw dłoń na ramieniu a potem powoli przyciągając do siebie nieszczęśnika aby go ostatecznie przytulić. Gest zaskoczył Kiana, który zamrugał w zaskoczeniu, ale ostatecznie uspokoił się nieco, choć zaklinaczka dalej czuła pod palcami, że drżał z nerwów.

Dresden przysłuchiwał się opowieści ocaleńca, w milczeniu weryfikując historię z tym co usłyszał poprzedniego dnia. Mógł sobie podziękować przezorności i zakupu odpowiedniego oleju. Odczekał, aż chłopak otrząśnie się i weźmie się w garść. Jak w przypadku każdego świadka morderstwa, emocje potrafiły siedzieć zamknięte i każde przypomnienie feralnej sytuacji wyrzucało kolejną falę trudnych do opanowania wspomnień i pytań. To co było dziwne to to, że Kian był najemnikiem, powinien być bardziej odporny... chyba, że to jego pierwsza wyprawa.
- Wszystko w porządku - powiedział, gdy ten wyswobodził się z ramion panny Cwał. - [/i]Przysłał nas Aurelius Siwobrody żebyśmy was odszukali, dowiedzieli się co się stało i przeprowadzili bezpiecznie do Wolnej Przystani.
- Chcielibyśmy wiedzieć co się stało z czarodziejką. Czy wiecie czy przeżyła? Uciekła? Została zabita? Wiem że mówiłeś że nie pamiętasz ale spróbuj to dla nas bardzo istotne zamknij oczy i przypomnij sobie ten wieczór co się stało? Jak… kiedy nastąpił atak?[/i]

- N-n-nie wiem - odparł bezradnie Kian, pociągając nosem. - Spałem, gdy nas zaatakowano. Czarodziejka była na górze, z Taronem. Żyje chyba. Musi. Zerwała nad nami sufit zaklęciem. Błyskało stamtąd, gdy uciekałem.
Dresden nie był zadowolony z odpowiedzi, ale starał się tego nie pokazywać. Zamiast tego położył rękę na ramieniu ćwierćelfa.
- Nie mogłeś nic zdziałać przeciwko magii i duchom - powiedział. Jego instynkt śledczego brał górę i nie wiadomo kiedy rozpoczął przesłuchanie. Czuł się z tym lekko dziwnie, ale postanowił kontynuować.
- Ostatnie pytanie - mówiłeś, że ciebie nie zauważyli, miałeś możliwość przyjrzenia się napastnikom?

- Wyglądali jak żywe cienie - Kian przełknął głośno ślinę. - Jakby spletli i obtoczyli się ciemnością. Albo dymem, bo parowali dziwnie. Mieli... Maski na twarzy. Chyba. Tak! Maski, tak.

- Jesteśmy tu by wam pomóc, ale potrzebujemy dowiedzieć się nieco więcej o tym co was zaatakowało - powiedział nieco głośniej by nie obudzić odpoczywających, ale tak, by słyszeli go wyraźnie również za prowizorycznym parawanem. - Chciałbym zobaczyć wasze obrażenia, jeśli nie macie nic przeciwko.

- Jak przestaniesz maglować Kiana - Magnus warknął, wyłaniając się z alkowy i przyciągając ćwierć-elfa do siebie za łokieć. - Mój brat tam leży, możesz obejrzeć rany. Tylko nie próbuj niczego.

- Myślę, że nie będzie niczego próbował, prawda Dresden? - Berenika spojrzała wymownie na detektywa i go lekko pchnęła aby poszedł już do rannego. Cane z gracją ruszył się tak by zniwelować pchnięcie, ale spojrzenie jakim obdarzył dziewczynę było lodowate. Jasnym było, że nie życzył sobie takiego traktowania.
- Proszę nie bierz tego do siebie, jego zawód przez niego przemawia. Specjalizuje się w tym aby wywiedzieć się jak najwięcej. - powiedziała do Magnusa uspokajająco. Młody Ulfen ograniczył się jedynie do kiwnięcia głową w odpowiedzi, twardo stojąc między Kianem, a Dresdenem.
- Wybacz, czasem się zapominam - śledczy uśmiechnął się szczerze. - Wiem, że wspomnienia są nadal żywe i bolesne… przepraszam.

Detektyw minął mężczyzn, notując w głowie hierarchię pomiędzy nimi. Podszedł do półorka badającego leżącego najemnika. Kucnął przy łóżku i nie dotykając rannego przyjrzał się obrażeniom. Wyciągnął rękę, rozciągając palce tak by znalazły się nad ranami. Przyjrzał się dokładniej zagojonym miejscom oceniając kąt ataku. Obie informacje pozwoliły mu ocenić wielkość łapy lub ręki, która zadała obrażenia, a przez to wielkość istoty. Wielkość i głębokość ran pozwoliła ocenić, czy przeciw ok liczył na brutalną siłę grzechoczącą kości, czy szybkość prześlizgującą się po twardszych częściach ciała. Sprawdził też, czy w rany nie wdało się zakażenie, jakie często przenosiły pazury np. ghuli i innych nieumarłych, oraz przebarwienia wokół ran mogące sugerować dodatkowy rodzaj obrażeń.
Dresden oddał się temu, w czym brylował - analizie - za nic mając bacznie obserwującego go Magnusa, którego wyłapał kątem oka. Uniósł rozcapierzoną dłoń nad szramami ciągnącymi się po podbrzuszu niemal od jednego, do drugiego biodra. Za szeroko. Wężej.
- Dłoń, która raniła Ulfena była zdecydowanie mniejsza od mojej, nieco smuklejsza. Hmm, może kobieca? Zdecydowanie humanoidalna. - Dresden pochylił się nad Larsem, przyglądając uważniej ranom.
- Głębokie cięcie, głębsze po lewej stronie. Brak obić, siniaków, opuchlizny czy przebarwień wokół - powiedział. Tego się spodziewał, wszak w grę wchodziły druidzkie zaklęcia, a przy magicznie przyspieszonym procesie leczenia takowe znamiona znikały pierwsze. Dresden wątpił jednak, że znalazłby je nawet sekundy po walce. - Cięcie chirurgicznie precyzyjne, a pazury weszły w ciało jak gorący nóż w masło. Magiczne? Możliwe. - Detektyw widział już podobne rany w swojej karierze… - Takie ślady mogą zostawić ostrza z numeriańskiej stali. -

Dresden okręcił głowę w stronę Magnusa, kalkulując i analizując. Szerokie cięcie, które nie sięgnęło celu. Cień nurkujący pod świszczącą stalą, wbijający pazury pod żebra. Dłoń orająca podbrzusze, wyszarpana z ciała w biegu. To musiało być to, elementy układanki zazębiały się w spójną całość. Wstał, oddając miejsce szamanowi.
- to raczej nie duchy. Ludzie, lub humanoidy. Naturalne pazury nie zostawiają tak równych ran. Są bardziej szarpane, nierówne na obrzeżach. Zwykle też przyłożona jest duża siła. Te rany są inne. Niebezpieczeństwo nie wzięło się z brutalnej siły, ale szybkości. Były też bardzo ostre, ale mimo wszystko chybiły celu. Inaczej twój brat byłby martwy. Więcej nie wywnioskuję. Magia zatarła część ran. - powiedział zamyślony notując w głowie kolejne spostrzeżenia.
 
psionik jest offline  
Stary 24-11-2021, 19:25   #34
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Ganorsk odczekał, aż Dresden skończy oględziny, po czym rzucił zaklęcie leczące, licząc na to, że pomoże jakoś rannemu. Magiczna energia spłynęła spod ganorskowych palców jak woda z ceberka, rozlewając się po ranach na ciele Larsa. Mgliste migotanie oblekło szramy, zasklepiając je i przyspieszając naturalny bieg gojenia. Nieco jeszcze brakowało do pełnej regeneracji, ale wnosząc po kolorze wracającym na ulfeńską twarz i błogim nań wyrazie, zaklęcie spełniło swoje zadanie. Półork prychnął, widząc że Ulfen nie jest jeszcze w pełni sił.
- No, koniec leżenia, nosić cię nie będziemy - mruknął, rzucając kolejne zaklęcie leczące. Rana tym razem zasklepiła się już kompletnie, a nieprzytomny Lars wymruczał coś niezrozumiale pod nosem i obrócił się na bok. Ciche chrapanie wypełniło alkowę.
- Teraz już z tego wyjdzie, nie? - Temujin, mimo że jako pierwszy wszedł do jaskini, chwilowo nie znajdując dla siebie zajęcia stał u boku Ganorska i obserwował jego poczynania. - Chyba mógłbym sporządzić napój, po którym przestał by czuć ból. Ale na to potrzeba by czasu... - wzruszył ramionami.
- Na nic więcej się tu nie przydam. Chyba rozejrzę się po jaskini. Ciekawe, co kryje się za tamtą zasłoną z korzeni? - Skinął głową w stronę kolejnego korytarza.
- Też tu za wiele nie pomogę - mruknęła magiczka i dołączyła do Temujina.
- Więcej mu nie trzeba, niech się wyśpi - półork szturchnął delikatnie nieprzytomnego i usiadł obok, opierając się o ścianę. Okazję wykorzystał Ursk, podchodząc i liżąc go po twarzy - Dobra, to jeden problem rozwiązany, wracamy do maglowania. Magnus, może widziałeś coś, co Kian przeoczył?
- Magluj ile chcesz, byle nie Kiana albo Larsa - mruknął Magnus, ale ton głosu miał lżejszy i niemalże przyjacielski. Szczelniej owinął brata kocem, zerknął w stronę ćwierć-elfa i reszty, na samym końcu sadowiąc się naprzeciw Ganorska. - Jak mówił Kian, wszystko wydarzyło się tak szybko, że ciężko nam złożyć to do kupy. Cienie zaatakowały nas w środku nocy, gdy większość z nas spała. Próbowaliśmy je odeprzeć, ale... No, widzicie sami. Część z nas uciekła z kasztelu, bo życie nam miłe, a czarodziejka nie płaciła wystarczająco, byśmy nim szafowali w walkach z czarownikami.
Magnus splunął przez ramię na ludową modłę, gestem mającym odpędzać złe uroki. Zerknął w stronę Kiana i zniżył głos
- Myles opowiedział nam o historii tamtych ruin, Kian twierdzi że to były dawno zapomniane duchy - słowa wręcz ociekały sceptycyzmem. - Ale nie znam ja duchów, co krwawią. Wy znacie?
- Dresden, pomysły? Bo jak dla mnie to zwykłe typki, korzystające z jakiejś magii, ale mało się znam - półork wzruszył ramionami
- Nawet niespecjalnie trudne - śledczy skinął głową.
- Jesteś w stanie opisać te maski? Albo inne fragmenty ubioru? No i co z tą bronią? Pazury, czy numeriańska stal? A może oba na raz? Słyszałem, że berserkerzy plemion stamtąd używają czasem naręcznych pazurów i tego ich gwiezdnego metalu - Ganorsk kontynuował.
- Czarne maski - odparł Magnus. - Tak jak mówił Kian, cienie zdawały się ich oplatać, jakby wychodziły z tych masek. Zakrywały ich ciała, ale widziałem też purpurową szarfę u niektórych. Jedni mieli te pazury, drudzy noże i sztylety. Wszystko ostre i z gwiezdnej stali.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 25-11-2021 o 13:02.
Sindarin jest offline  
Stary 25-11-2021, 08:35   #35
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację


Lawirując pomiędzy skalnymi naciekami Berenika i Temujin wrócili do komory z basenem. Gnom z zaciekawieniem przyglądał się elementom "wystroju". Mijając basen, zaczerpnął dłonią wody i posmakował. Odbicia świateł zatańczyły po zmąconej tafli, rzucając na ściany złociste refleksy. Podszedł do skrytego w półcieniu zakątka, gdzie za plątaniną pędów i korzeni otwierało się przejście. Sięgnął ręką do najbliższego korzenia, próbując odchylić go nieco.
- Trochę ciasno. - obrócił głowę do podążającej za nim Bereniki. - Myślisz, że to tak specjalnie?

Ta się zamyśliła, przykładając dłoń do twarzy i się na niej opierając.
- Może, cieplej jest jak się ma małe pomieszczenie, łatwiej się ogrzać. Ojciec z bratem często mi to powtarzali. Gdybym się miała zgubić w lesie i było zimno to powinnam szukać schronienia od wiatru i deszczu. Mówili mi, że nory większych zwierząt mogą być dobre dla mnie skoro taka drobna jestem. Ochronią od żywiołów, a moje własne ciepło nie będzie miało gdzie uciec i będzie mnie grzało - rudowłosa zrobiła wykład, po którym jakoś się zreflektowała, odchrząknęła i dodała - Ale nie wierz mi na słowo, niespecjalnie miałam okazję to sprawdzić.
- No, z początku wyglądało to jak jakaś nora. Bałem się, że coś zaraz spadnie nam na głowy. Zwłaszcza jak Ganorsk się przeciskał. Ale tu to co innego. Nieźle się Cosan urządził. Nawet basen ma, można się kąpać...
Urwał nagle, zakłopotany, i odwrócił wzrok.
- Wiesz... powinienem już wcześniej... no, bo... wtedy w tej łaźni... nie wiedziałem że tam jesteś... jesteście... - Temujin plątał się w słowach. - Wybacz, głupio, że tam tak wlazłem - wyrzucił wreszcie jednym tchem, po czym jednym okiem spojrzał na Berenikę. - Wchodzimy? - Niepewnie pociągnął za korzeń.

- Poczekaj chwilę, a same się odsuną. - powiedział Maakor wchodząc do Schronienia. Odetchnął głęboko, najwidoczniej chłonąc atmosferę i magię tego miejsca. Jego oczy przybrały azurowy kolor i zdawały się świecić lekko. - I nie szarp, wystarczy… - nie kończąc zdania podszedł do zasłony z korzeni i delikatnie przeciągnął palcami po najgrubszych pędach, od góry do dołu. Po chwili korzenie drgnęły i zaczęły się przesuwać, ukazując krótki korytarz, wrzaskliwie rozwierający się w kolejne pomieszczenie. Błyskało zeń srebrnymi sztućcami i akcesoriami, tu i tam dostrzegli dzbany i gąsiory po winie. Pierwsze korzenie ustąpiły pod dotykiem Maakora, ale kolejne jakby protestowały, zaciskając się i wijąc jeszcze bardziej.
- Leże Cosana - oznajmił Kian, który zjawił się przy nich nie wiadomo kiedy.

- Zatem zostawmy to miejsce w spokoju. Może lepiej porozmawiajmy, Cosantanarmainnceart przekazał mi wiadomość którą powinniście usłyszeć. - przesunął palcami po korzeniach od dołu do góry pozwalając aby się ponownie splątały, spojrzał na resztę grupy i ruszył w stronę ławy z korzeni.
Berenika zaskoczona pojawieniem się druida kiwnęła tylko głową na jego propozycję. Pochyliła się do Temujina kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nie przejmuj się. Jak Dresden powiedział to było publiczne miejsce. To raczej my… powinniśmy gdzie indziej to khm… załatwić.

- Dowiedzieliście się od nich czegoś? - Maakor wskazał ręką na “zguby”.
- O to najlepiej pytać Dresdena - Temujin machnął ręką w stronę skalnych nawisów. - Trochę ich przemaglował. - skinieniem głowy wskazał niskiego najemnika. Ponownie dotknął zasłony z korzeni, a na jego twarzy pojawiło się widoczne wahanie. Ciekawość walczyła z poczuciem, że tym razem powinien odpuścić wchodzenie tam, gdzie go nie chcą.
- Radzę ci odejść, ]Cosantanarmainnceart może myszkowanie po jego rzeczach uznać za zaproszenie do przejścia z przyjaciela do kochanka. - rzucił druid, rozsiadając się na “ławie”.
- Uh, ee... - Zająknął się gnom. - To faktycznie dam spokój.
Przysiadł na ocembrowaniu basenu i zanurzywszy dłoń zaczął nią wachlować, wzbudzając drobne fale rozchodzące się koliście po tafli wody.
- Jak tam skończą gadać - ruchem głowy wskazał towarzystwo za zasłoną z kamiennych kolumn - to może ustalimy, co dalej? Ruszamy zaraz? Czy nocujemy u naszego przyjaciela?

- Chcieliśmy zrobić odpoczynek nim dostrzegli runy, to równie dobrze i tutaj można, chociaż ciasnawo. W ogóle to powinnyśmy wszyscy pogadać czy odstawiamy resztę czy sami sobie poradzą. Może nie za nich nam płacą ale nie idzie ich zostawić bez pomocy. - kobieta powiedziała podpierając dłońmi boki i patrząc w kierunku pozostałych.
- Nie ma co tu siedzieć i czekać. Chodźcie do reszty, to nie będą musieli się powtarzać. - Zaklinaczka gestem pogoniła obu aby dołączyli do Gana i Dresdena.

- Gwiezdna stal? A co to? - spytała wychwytując końcówkę wypowiedzi Magnusa.
- Metal, który wydobywają w Numerii z tamtejszych ruin - wyjaśnił Ganorsk - To chyba to samo, co adamantyt, tak? - spojrzał pytająco na Dresdena, który skinął głową.
- Te maski… czy one miały oboje oczu? - zapytał śledczy. W tym czasie szaman sięgnął za pazuchę i wyciągnął kupiony na targu nóż. Podał go rękojeścią w stronę Magnusa - Widziałeś może taki u nich? Znaleziono go w okolicy.
- To nóż Larsa - oznajmił zaskoczony Magnus, chwytając za rękojeść i oglądając oręż. - Musiał zgubić podczas ucieczki. A maski... Wyglądały jakby nie miały wcale oczu, ale to mogły być gusła.

Półork przyjrzał się dokładnie nieprzytomnemu.
- A więc to tobą byłem? - mruknął cicho, po czym dodał głośniej - Widać chciał wrócić do właściciela. Ruszamy zaraz na wzgórze, musimy dowiedzieć się co z resztą ekspedycji. Chcecie dołączyć? Lars będzie mógł walczyć, jak tylko się obudzi.

Kian, który dołączył do nich wraz z resztą i przysiadł koło Magnusa, pobladł na wspomnienie Wzgórza i pokręcił głową bez słowa. Ulfen spojrzał wpierw na niego i położył dłoń na ramieniu dla otuchy, a później na śpiącego brata. Również pokręcił głową.
- Nie - odpowiedź była krótka. - Nie uśmiecha nam się tam wracać. Wszędzie, byle nie tam.

~ A więc wkrótce wyruszamy... Ciekawe, czy jeszcze będzie okazja popatrzeć z bliska na te cuda? Temujin jeszcze raz potoczył tęsknym wzorkiem po wnętrzu jaskini, rozświetlonym magicznym blaskiem i zaczął zbierać swoje rzeczy.

 

Ostatnio edytowane przez sieneq : 25-11-2021 o 08:45. Powód: formatowanie
sieneq jest offline  
Stary 25-11-2021, 21:48   #36
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Postój, przeniesiony z leśnej polany do druidzkiego Schronienia, minął prędko i przyjemnie. Rozsiedli się na skręconych z korzeni meblach, w myślach i słowach mieląc rewelacje “zgub”. Próbowali dostrzec gdzieś w zdawkowych historiach i zasłyszanych jeszcze w Podgórzu plotkach wspólny mianownik, który miałby pobłogosławić ich olśnieniem, nadać enigmatycznemu atakowi na ekspedycję Fiony sens. Gdzieś dostrzegali zalążki szerszego obrazu, nowe elementy tajemnicy rysowały nieco i szkicowały, co tak naprawdę wydarzyło się na Wisielczym Wzgórzu.

Przez prześwity między jaskiniowymi naciekami widzieli, jak Kian i Magnus toczyli rozmowę między sobą. Z pochylonymi ku sobie głowami, wymieniali słowa szeptem niewzbijającym się ponad pochrapywanie Larsa. Minęło parę chwil, zanim Ulfen wyległ z alkowy i dołączył do ich gromadki, z fiolkami jakiegoś płynu w dłoniach. Wyciągnął je w stronę Ganorska.

- Wam przydadzą się bardziej, niż nam - oznajmił. - Mikstury lecznicze od druidki, Lars już nie będzie ich potrzebować. Spłacę ten dług, jak tylko będę mógł.

Machnął dłonią w stronę krzewów nieopodal.

- Jeżyny są magiczne. Nasycą was lepiej niż niejeden posiłek. Prędko brzydną, ale przynajmniej nie pomarliśmy z głodu - Magnus skrzywił się.

- Jesteście pewni, że chcecie tutaj zostać? - Zapytała się Berenika.

- Przynajmniej dopóki Lars nie będzie zdatny do podróży. Wiem, że wam droga wiedzie ku Fionie. Siwobrodego mało obchodzi nasza zgraja, najął was na odnalezienie czarodziejki, nie nas.

Najemnicy nie zaprzeczyli.

- Dlatego droga wiedzie was - Magnus kontynuował - w przeciwnym niż nas kierunku. Ruszymy ku Przystani, jak tylko będziemy w stanie. Szlak jest względnie bezpieczny, damy radę. Spotkamy się jeszcze. W lepszych okolicznościach.

Uśmiech Ulfena dowodził, że chłopak szczerze w swe słowa wierzył.


***



Schronienie i zagajnik zostawili za plecami, gdy niebo pociemniało już zupełnie. Szarówka wdarła się w popołudniowe godziny, a wraz z nią nadeszła mżawka, otulająca wszystko i wszystkich wilgotnym całunem. Ubrania i włosy zaczęły kleić się nieprzyjemnie do skóry, a buty ślizgać po błotnistym wzgórzu, tylko gdzieniegdzie przeplatanym kępami zieleni. Zmurszałe resztki kamiennych murów i baszty zaczęły powoli nad nimi górować, gdy mżawka przeszła w deszcz z prawdziwego zdarzenia.

Niegdysiejszy dziedziniec był cichy. Stanęli w obrębie starych murów, bacznie rozglądając się po placyku. Gdzieś na prawo dojrzeli schody prowadzące w górę, na szkielet w zasadzie strażnicy. Kawałki gruzu zalegały to tu, to tam, sugerując istnienie budynków tradycyjnych dla fortyfikacji, które zniknęły w odmętach czasu. Wykopane wgłębienie na lewo, obłożone kamulcami, musiało być miejscem wyznaczonym na obozowe ogniska - zwęglone bierwiona zalegały, próchniejąc i gnijąc. Główny budynek ostał się zębowi czasu, ale dostrzec mogli w części zarwany dach i smętnie bujające się okiennice. Uchylone drzwi bujały się leniwie przy lekkich porywach wiatru, przyspieszane co i rusz przeciągiem.

Z dłońmi na orężu - ostrożności nigdy za wiele - wkroczyli nieco głębiej na dziedziniec. Otuchy dodawał fakt, że zwierzęcy towarzysze, których zmysły były ostrzejsze od tych humanoidalnych, nie zdradzali oznak zaniepokojenia czy zaalarmowania. Krążyli tylko, a Ursk śmigał wte i wewte, obwąchując nowe tereny. Powolnym krokiem zbliżyli się do resztek donżonu, zerkając do środka.

- Pusto - zauważył Temujin.

- I czysto - Dresden ściągnął brwi.

Komnata rzeczywiście była i pusta, i czysta. Musiała służyć jako główne miejsce noclegów podróżnych, wnosząc po kominku w rogu noszącym ślady użytkowania i resztkach, na których żerowała w najlepsze szczurza czereda. Czystość dziwiła najbardziej. Widzieli zerwany zaklęciem sufit, wspomniany przez Kiana i smętnie dyndającą belkę stropową, ale podejrzany był brak gruzu. Rozwarli szerzej drzwi, wpuszczając do środka nieco więcej światła dziennego. Kurz zalegający na podłodze starty był obuwiem od wejścia, po kominek. I nieco dalej, w kierunku schodów na górę. Stare ślady.

Maakor w tym samym czasie zajął się obchodem. Z towarzyszącym mu Rawghem przeszli się wokół dziedzińca, pod resztkami blank, przez - jak miarkował - niegdysiejszą bramę. Błoto ciamkało pod stopami, a deszcz zaczął zmywać ślady, o ile jakieś się jeszcze uchowały. Wiedział, że przez tyle dni nadzieja na złapanie tropów była słaba. Wypatrzył za to co innego - wybrzuszoną nieco kopcami ziemię. Groby. Powiódł spojrzeniem w górę muru. Siedem.

Ganorsk z kolei odszedł od grupy zerkającej do środka donżonu, gdy Ursk nie zareagował na jego wezwanie. Wilk zawzięcie krążył wokół studni, szastając żywo ogonem i strzygąc uszami. Kompletnie zaabsorbowany tym zajęciem ignorował pół-orka, węsząc i węsząc. Przystanął w końcu przy kamiennej konstrukcji, przeciągając nosem po cegłach i wspiął się przednimi łapami, jakby próbując wypatrzyć coś w dole. Ganorsk poszedł w ślady towarzysza, nachylając się nad studnią. Wydrążony otwór szedł w dół ładnych parę metrów, ginąc w mroku. Pół-ork wytężył wzrok, dostrzegając wyschnięte dno i... Migotanie czegoś? Światło pochodni? Słabe, jakby świetlisty okręg zahaczał jedynie o jego pole widzenia pół-cieniami, ale był pewien, że coś tam było. Już miał się wyprostować, gdy zauważył linę. Brakowało wiadra, brakowało nadszarpnięcia zębem czasu. Dobra i gruba konopna lina. Zwinięta w regularnym odstępach w węzły, mające ułatwić wspinaczkę. Ganorsk zasępił się.

Grzmot przetoczył się przez Wzgórze, zwiastując burzę na horyzoncie.
 
Aro jest offline  
Stary 26-11-2021, 09:02   #37
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Półork przyjął mikstury, chowając je w plecaku.
- Dziękuję – powiedział z niespodziewaną powagą - To wyrównuje szale. Skoro ruszacie w stronę Przystani, nasze drogi rozejdą się tylko na krótko. Wstrzymajcie się z wyruszeniem, dopóki nie wrócimy. Wspólna podróż będzie bezpieczniejsza dla nas wszystkich, a Poszukiwacze nie będą próbować sugerować, że porzuciliście ekspedycję - zaproponował.

***

Ganorsk uważnie rozglądał się po ruinach na szczycie Wisielczego Wzgórza, co w strugach deszczu nie należało do łatwych zadań. Poruszał się bardzo ostrożnie, nie chcąc zaliczyć wstydliwego upadku w błocko i szybko zrobił użytek ze swojej magii, rzucając zaklęcie wykrywające aury magiczne. Na szczęście Urskowi pogoda nie przeszkadzała węszyć z zapałem po całym terenie, zupełnie ignorując deszcz i nie myśląc o tym, jak będzie śmierdział później… Półork w tym czasie wszedł z innymi pod zadaszenie donżonu. Rozglądali się tam przez kilka chwil, jednak bez żadnego efektu.
- Nie wydaje wam to się nieco podejrzane? Jakby ktoś tu sprzątnął? – zapytał w końcu.

Co dziwne, Ursk nie wracał już jakiś czas, nie słyszeli też żadnych ostrzegawczych warknięć czy szczeknięć. To musiało znaczyć, ze coś znalazł – nie czekając na odpowiedź, Ganorsk pospiesznie opuścił suchy azyl donżonu, by odnaleźć wilka kręcącego się koło studni. Szaman ruszył do niego, a kiedy jego przyjaciel oparł się o obmurówkę, sam też zajrzał do środka. Solidna lina, prowadząca na samo dno, z którego odchodziło jakieś przejście…
- Dobra robota, Ursk - poczochrał wilka za uszami, po czym zbliżył do niego głowę tak, że stykali się czołami - Chyba będziesz tu musiał na nas poczekać. Przypilnuj naszych tyłów, dobrze? - zapytał, a w odpowiedzi został polizany po twarzy - Uch, ale śmierdzisz - Półork przyjrzał się jeszcze zejściu, szukając magicznych aur, po czym wrócił do towarzyszy.
- Ktoś kryje się pod studnią, z dna odchodzi tunel. Zostawił sobie nawet linę, wspinaczka w dół nie powinna być problemem. Sprawdzę to, ktoś idzie ze mną?
 
Sindarin jest offline  
Stary 26-11-2021, 17:33   #38
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację

W miarę jak słońce zniżało się nad koronami drzew, a Wisielcze Wzgórze piętrzyło się coraz wyżej nad głowami podążających ku niemu wędrowców, mina Temujina robiła się coraz bardziej ponura.
~ A żeby to zaraza! Co za pomysł pchać się w to przeklęte miejsce po nocy, gdy można było wyspać się wygodnie w bezpiecznej jaskini i przyjść tu za dnia. - Sarkał w myślach. ~ A odezwałeś się choć słowem, matole? - zgromił natychmiast sam siebie. ~ Było mówić, jak był po temu czas, a nie teraz portkami trząść.

Oględziny ruin nie wykazały na szczęście obecności zabójców-cieni, gotowych wyskoczyć z ciemnych kątów, co nieco gnoma uspokoiło. Zaraz jednak serce znów zaczęło mu bić mocniej, gdy Ganorsk, idąc za znakami dawanymi przez swojego zwierzęcego towarzysza, skonstatował obecność jakowychś istot gdzieś w głębi do której prowadził mroczny szyb studni.

- I co, znów trzeba złazić pod ziemię? - zaburczał pod nosem. Podszedł jednak ku studni - ciekawość jak niemal zawsze wygrywała z obawami - przechylił przez cembrowinę i wytężył wzrok. Oczy gnoma, choć nie tak zdolne do widzenia w ciemności jak półorka, również wychwyciły majaczący w głębi słaby odblask pełgającego światła.
- Ja pójdę - odpowiedział szamanowi. - Nieźle widzę w ciemności, a ze światłem nie będziemy przecież schodzić. Zamyślił się na chwilę i dodał. - Źle by było, gdyby ktoś na dole pilnował tej szczurzej nory. Kto z nas by złaził, mógłby zginąć, zanim dotknie nogami ziemi. Poskrobał się po głowie. - A jakbym splótł iluzję ludzkiej postaci i posłał ją przodem na dół? Jak nikt się od razu na nią nie rzuci, to może znaczyć, że straży żadnej tam nie ma. Jak myślisz? - spojrzał na Ganorska.
- Prędzej każę Urskowi na tobie usiąść niż będziesz na froncie ryzykował - prychnął trochę rozeźlony, a trochę rozbawiony półork - Ale pomysł z iluzją jest świetny!
 

Ostatnio edytowane przez sieneq : 26-11-2021 o 17:55. Powód: dodana odpowiedź Ganorska
sieneq jest offline  
Stary 29-11-2021, 18:51   #39
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Rzęsisty deszcz nie sprzyjał za bardzo spacerom, a szukaniu śladów - wcale. Ziemia zamieniała się w błoto przeplatane kałużami, rozmazując odciśnięte weń tropy wszelkiej maści. Maakora to jednak nie zdemotywowało i po prędkich oględzinach grobów, postanowił spróbować swojego szczęścia. Ruszył powoli wzdłuż murów, rozglądając się na wszystkie strony. Zielonkawy mech ozdabiał kamienne resztki murów, stanowiąc jedyne urozmaicenie obchodu. Do czasu. Już niemalże zatoczył pełne koło, gdy przystanął pod basztą i wyrwą w murze. Ubite i wykrzywione rośliny parę kroków dalej, złamane na wpół gałązki krzewów. Formująca się podłużna kałuża w odciśniętej, zmarzniętej ziemi. Jakby ktoś ciągnął obciążoną paletę gdzieś na zachód, w dół Wzgórza.

Temujin z kolei postanowił posiłkować się magią, utylizując swoje talenty i splatając energię w iluzoryczny wabik. Odbicie Magnusa (czy też Larsa) spłynęło w dół wysuszonej studni, a gnom nadstawił uszu. Iluzja była prosta, łatwa do przebicia z racji braku ruchu, ale w podziemnych cieniach... Iluzja wylądowała daleko w dole, a jej przybycie przeszło bez większego echa. Temujin odetchnął z ulgą i odwrócił się w stronę Ganorska, sondującego magicznie otoczenie, chcąc oznajmić, że teren był czysty, jak mawiano w najemniczych kręgach, ale pół-ork stał wpatrzony w fasadę donżonu.

Dziedziniec był mało magiczny. Nawet jeśli atak na ekspedycję Fiony był magiczny, jak miarkowali wedle dotychczasowych przesłanek, to zbyt wiele czasu upłynęło by aury magiczne nadal dało się wyczuć, nie licząć tych najpotężniejszych. Jedynym świetlistym punktem, wyłapanym zmysłem magii, były jarzące się kształty na fasadzie. Rozwarte oko. Ganorsk zasępił się. Symbol Gyronny, Gniewnej Jędzy. Wyryte magią słową układały się w wiadomość. Tudzież groźbę.
"Przeklęta twa rodzina i przeklęta twa linia, wyrodny ojcze. Córa pierworodna twą zagładą, twój dom w ruinie i twa linia wygasła, Alfredzie z rodu Varesów. Skazanyś patrzeć na swój upadek i na wieczną tułaczkę w ciemnościach."

***


Ciszę donżonu przerywał jedynie coraz to gęstszy deszcz na zewnątrz, odległe grzmoty i smętne postękiwania ostałych okiennic. Dresden i Berenika zagłębili się wpierw w parter budynku. Foyer, gdzie musiała nocować większość podróżnych, był jedynym względnie czystym pomieszczeniem. Aż za, jak już wcześniej zauważyli - bo gdzie miało być gruzowisko, nie było niczego, nie licząc widocznych dla Dresdena kurzowych śladów, które poświadczały że gruzowisko tam było. Tyle że znikło.

Parter pozostawili za sobą, nie znajdując nic ciekawego. Kuchnia, spichlerz, dormitorium służby, zawalone schody do podziemi - tam nic interesującego nie rzuciło się im w oczy. Kolejne piętro należało do sypialni i gabinetów, jak oznajmił Dresden, wnosząc po wiedzy na temat zamkowej architektury i przyjętych rozkładów pomieszczeń. Korytarz urywał się nagle przed nimi, wedle Kiana zerwany zaklęciem. Tam podreptali, zerkając jedynie w ogołocone, puste i zakurzone odnogi. Coś jaśniało na końcu przejścia.

Przystanęli nad wyrwą, wpatrując się w przeciwległy kąt. Jaśniejący punkt, wyłapany magicznym wzrokiem, balansował na wykrzywionych belkach, asekurowany przez kamulec. Duet zamrugał, tłumiąc na chwilę zmysł magii, by przebić ciemności zwykłym spojrzeniem.

- Tubus ze zwojami - syknęła Berenika.

Nieco poza zasięgiem, ale rzeczywiście. Ozdobny tubus musiał zawieruszyć się gdzieś przy batalii i ostać się zarówno zniszczeniom, jak i gruzowym szabrownikom. W tym drugim pomógł fakt, że ciężko byłoby go wydobyć, nie ryzykując połamania kulasów skokami i susami nad wyrwą. Chociaż Dresden już wypatrywał potencjalne ścieżki.
 
Aro jest offline  
Stary 30-11-2021, 21:39   #40
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Dresden wszedł do zadaszonego częściowo pomieszczenia z ulgą witając chwilową chociaż osłonę przed deszczem. Mężczyzna zdjął tobołek odkładając go ostrożnie pod ścianą upewniwszy się, że nic tam nie ma. Pomieszczenie było czyste. I to dosłownie. Nie tylko nikogo tu nie było, ale ktokolwiek tu był dokładnie posprzątał po sobie ślady. Dresden wszedł głębiej miękko stawiając kroki. Rozejrzał się wokoło, jednak oprócz Bereniki i Temujina, który jednak szybko się wycofał, drużyna nie weszła do środka. Dobrze, bo nie zatrą śladów. Spojrzenie przenikliwych piwnych oczu spoczęło na dziewczynie.
- Uważaj, żebyś nie zatarła śladów. - powiedział dość oschle mając w pamięci szturchnięcie w jaskini satyra. Odwrócił się sprawdzić ślady, jednak w głowie pojawiła się myśl, że jest zbyt mściwy. Pewnie dziewczyna nie miała nic złego na myśli, a teraz nawet nie będzie wiedzieć o co mu chodzi... Westchnął...
- Przepraszam. - odezwał się spokojniej, cieplej. - Chodźmy sprawdzić dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu by wysprzątać to miejsce. -
Ruszył w stronę kominka sprawdzając tam ślady. - Tu pewnie mieli śpiwory. - powiedział.
Przyjrzał się, czy na kamieniu nie zostały ślady krwi, lub świeżo wyszczerbione od uderzeń broni.
Sprawdził też wnętrze kominka, czy nikt nie pozostawił żadnej sakiewki, ani sekretnej paczuszki.
- Ktoś sobie zadał wiele trudu by sprzątnąć cały gruz z sufitu. - stwierdził.
- Wiedzieli, że ktoś przyjdzie ich szukać, dlatego sprzątnęli ślady krwi. Zatem nie był to napad jakiś bandytów, ale zaplanowana akcja... Tylko jak sprzątnęli gruz? Magią? - zastanawiał się na głos. - To mogło być z kilka ton kamieni, drewna i innych resztek. -

Gdy skończył oględziny miejsca konwencjonalnymi metodami, skupił się na magicznych aurach. Jego oczy momentalnie poczerniały zmieniając się z przyjaznych piwnych do niepokojących - czarnych niczym węgiel i pustych niczym Otchłań. Ta drobna zmiana sprawiła, że pociągła twarz z lekkim zarostem stała się jakby bardziej upiorna. Berenika, która taksowała pomieszczenie przy użyciu wykrycia magii wyczuła identyczną do swojej aurę bijącą od śledczego.
Jakakolwiek magia nie była użyta, jej aura wygasła. Było to do przewidzenia, ale Dresden nie szukał śladów zaklęć, ale śladów pozostawionych przedmiotów. I znalazł je, choć dopiero na piętrze. Centralnie nad nimi, tam gdzie doszło do walki z czarodziejką, tam gdzie Fiona Suiledor zawaliła strop znaleźli coś. Panna Cwał bystrym okiem zidentyfikowała znalezisko, jednak dojście tam było ryzykowne. Kilka belek stropowych i fragmenty podłogi przy ścianach były zbyt niestabilne. Dresden, który rozproszył swoje zaklęcie również mógł zobaczyć teraz podłużny skórzany kształt. Sięgnął ręką, choć dzieliło ich kilka metrów zerwanej podłogi. Tuba poruszyła się, po czym powoli, ale spokojnie "popłynęła" w powietrzu wprost do wyciągniętej ręki. Dresden uśmiechnął się przyglądając zdobyczy, zanim przekazał ją dziewczynie.
Co prawda interesowała go zawartość tuby, ale przez dziury widział jak dwójka towarzyszy debatuje nad studnią. Z daleka wyglądało jakby rozmawiali który ma wskoczyć do środka.
- Oho, nasi znaleźli coś przy studni - rzucił do zaklinaczki. - Chodźmy sprawdzić, zanim któryś nieroztropnie zdecyduje się zejść na dół.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 30-11-2021 o 21:44.
psionik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172