Arnold
Znał się na ludziach i w dużej mierze obejmowało to też nieludzi. To, co robili z Eildith... Nawet jeśli na początku była pod wpływem zaklęcia, albo niezbyt świadoma, to z pewnością odzyskała tę świadomość wiele chwil później, gdy z wielkim zapałem nadal oddawali się przyjemności. A jednak teraz była zamknięta w sobie i milcząca. Niewątpliwie miała wyrzuty sumienia. Unikała jego wzroku.
Hans zaś posłusznie poczłapał na dół. Kupiec słyszał łomot w kuchni, więc niezbyt okrzesany topornik pewnikiem grzebał za czymś do wrzucenia na ząb.
Gdy zszedł na dół, ten właśnie obgryzał bochen chleba, z zapałem maczając go w smalcu. - Na mheście ghadhajo... - zaczął z pełną gębą. - Ludziska widzieli słupy dymu... - przełknął. - ...tam, gdzie palili zwłoki, pewnikiem nie dalej jak za parę dni się wyda, co tam się poruchało, ktoś parę puści i zacznie się teatrum...
Popił chleb potężnym siorbiącym haustem wody z dzbana. - Ale to nie koniec... Narobiło się tu, jak żeśmy się za ładunkiem na północ wypuszczali. Ktoś ubił jakąś szlachetną lalę, i to nie byle jak. Z tego co się gada, rozwleczono ją srogo po całej izbie. Tak to nielicho wyglądało, że święci ojczulkowie nawet jakoweś czarty podejrzewają. - przerwał na chwilę opowieść, próbując wydobyć coś językiem z zęba. - O czym to ja? A no właśnie, jeszcze to smutniejsze, bo trzpiotka się ponoć właśnie do zamążpójścia gotowała. Tedy, wiecie, bardziej taka historia do ludu trafia, gadają o tym pewnikiem już w każdym obejściu... |