Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2021, 22:50   #32
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- O, oho, o - Cosan wyraźnie ożywił się na słowa druida. - Ech, jak to idzie... Amohela Motsamai, eka moru o ka o amohela le ho o sireletsa kamehla. No, idźta w głąb. Zmieścita się wszyscy, miejsca jest, jama idzie głęboko. Nie kłopotaj się, Mocarzu.

Satyr machnął dłonią, zainteresowany już tylko i wyłącznie słowami druida. Powstał ze swego kamiennego siedziska, gdy naczynie z sarniną zostało otwarte i zapach rozniósł się po polance. Cosan górował nad nimi nawet kiedy zszedł ostrożnie z pagórka, w stronę Maakora. Jedna dłoń chwyciła naczynie, druga nabiła na długi pazur kawał mięsa, który zaraz powędrował do ust. Satyr zamlaskał z aprobatą i odwrócił się na kopycie, zmierzając na powrót ku swojemu siedzisku, kompletnie zaabsorbowany pałaszowaniem podarku, od czasu do czasu zerkając jedynie wyczekująco na najemników.

Koniec końców podróżnicy zagłębili się w jamę w pagórku z mniejszym lub większym entuzjazmem - z Temujinem na szpicy i Dresdenem w ariergardzie. Największy komfort we wciskaniu się pod ziemię miał, jakżeby inaczej, gnom. Przyświecając wydobytą z torby latarnią za nic miał korzenie w górze, dzielnie prąc naprzód. Berenika z kolei już musiała tu i ówdzie pochylić się, by nie zostawić płomiennych loków na kłączach. Ganorsk... Ganorsk przebijał się przez wąski tunel niemalże na kuckach, złorzecząc w duchu. Dresden natomiast, z wrodzoną gracją-elegancją, problemów w manewrowaniu nie miał.

- Poczekam na Maakora - syknął w stronę towarzyszy. - Dołączymy do was później.

Dresden był ciekaw, o czym satyr chciał rozmawiać z druidem, ale nie zamierzał afiszować się z prawdziwym powodem zostania w tyle. Towarzysze zniknęli w krętym tunelu, który skręcał głęboko w trzewia ziemi niczym spiralna klatka schodowa, a detektyw nastawił uszu. Mlaskanie Cosana zaraz ucichło i zdołał wyłapać słowa.

Na nieszczęście nie w języku, który dane było mu zrozumieć.


***



Cosantanarmainnceart delektował się sarniną, aż mu się uszy trzęsły. Mlaskał, ciamkał, siorbał i mruczał aprobująco. Z podziwu godną prędkością pochłonął podarek, wylizał naczynie lepiej niż niejedna pomywaczka by wymyła i poklepał się po włochatym brzuchu. Imponujące bęknięcie odbiło się echem między drzewami. Satyr powstał po raz kolejny, zbliżając się do Maakora i oddając puste już naczynie. Podciągnął biodrową opaskę i wyprostował się, wypinając pierś.

- No, przyjemność za nami - sylwański miał lepszy niż Wspólny, ale wszak był to jego rodzimy język. - Nastaw uszu, bo wiadomość arcyważna, od siostry po druidzkim fachu.

Cosan odchrząknął i przymknął oczy, jakby grzebiąc we własnej pamięci.

- ”Równowaga została zachwiana, krew została przelana na wzgórzach. Cienie zbierają się nad Międzyrzeczem, niczym sępy krążąc w poszukiwaniu Starej Wiedzy. Śniłam o tobie, bracie, i innych - o Płomiennowłosej, o Mocarzu, o Przybyszu i Obserwatorze. Rozproszycie cienie i wstąpicie w światło. Pod Wisielczym Wzgórzem znajdziecie odpowiedzi i dalszy kierunek. Podążajcie ścieżką ku Wiedzy, by odnaleźć Srebrną Maginię. Po wszystkim odnajdźcie mnie w Szarej Warowni, drogę wskaże wam kruk. Obyś zawsze znalazł schronienie i nigdy nie cierpiał głodu i pragnienia, Maakorze.”

Cosan zamilkł na chwilę, dając druidowi szansę na przetrawienie przekazanej wiadomości. Wiadomości enigmatycznej, ale czegóż innego mógł się spodziewać, gdy szło o między-druidzką komunikację? Taki już urok Kręgów oraz braci i sióstr w wierze, że rzadko można było liczyć na prosty i dosłowny przekaz.

- Nie lubię waszych proroctw i przepowiedni - oznajmił Cosan, taksując Maakora spojrzeniem. - Nie rymują się. Wszystkie dobre interpretacje wizji winny się rymować. Brakuje wam finezji i polotu.

- Czy moja siostra przedstawiła się imieniem? - Maakor nie zaszczycił uwagi Cosana komentarzem.

- Riona. Riona Fisiuil. Ładna, piękna. Tylko stara duchem, ooo tak, bardzo stara.

Fisiuil, Widząca. Tytuł niezwykle rzadko spotykany wśród druidów. Maakor ściągnął brwi. Talent jasnowidztwa, ten prawdziwy, był niezwykle rzadki wśród ogółu społeczeństwa, a tym bardziej wśród wyznawców Zielonej Wiary. Przekazana przez Cosana wiadomość nie była więc zwykłymi majakami lunatyczki. Tylko dlaczego Widząca pofatygowała się sama na odludzie, jakim był ten zakątek Międzyrzecza?


***



Tunel wił się w dół, spiralnie skręcając w prawo coraz niżej i niżej. Wędrówka klaustrofobicznym podziemnym pasażem trwała parę uderzeń serca. Gleba pod stopami uformowana była - zapewne przez magię - w prowizoryczne stopnie, ułatwiające zejście. Tu i ówdzie korzenie przebijały się przez ziemię, ale ustępowały po chwili, jakby wyczuwając ich obecność. Tak jak oznajmił Cosan, jama szła głęboko.

Szła głęboko i przechodziła w obszerną grotę. Przyjemnie ciepłą, rozświetloną magicznymi owalami wiszącymi w powietrzu. Magia wypełniała powietrze - czuli ją głęboko w kościach i w mrowieniu na skórze. Magia stara, naturalna, pradawna. Taka, której daleko było do tej, którą praktykowali oni sami. Czuć było ją w powietrzu i ziemi, w magicznym oświetleniu i obszernym jeziorku dominującym pomieszczenie, w porośniętych bluszczem i krzewami z jeżynami ścianach, w kamiennej fontanience mającej być chyba wodopojem, w podłożu i nad głowami. Wszędzie, jednym słowem.

Basen wodny nadawał ziemi łukowaty, półkolisty kształt. Na prawo wściekle zielone krzewy akcentowane były jagodami, malinami i jeżynami, a pnącza i korzenie zwijały się wokół kamiennego piedestału, który u góry rozszerzał się w miednicę wypełnioną krystalicznie czystą wodą. Dostrzec mogli również drewniane... Meble, z braku lepszego słowa. Skręcone przez druidzką magię korzenie przypominały nieco kącik towarzyski, przywodząc na myśl ławy i krzesła. Nieco dalej jeszcze, już skryte w cieniach było przejście dokądś. Dokąd nie byli w stanie stwierdzić, bo korzenie i kłącza dublowały jako barykada broniąca dostępu. Na lewo zaś...

- Ani kroku bliżej!

Głos należał do młodziaka o gęstej brązowej czuprynie, odgarniętej z twarzy burą bandaną. Ciemne spojrzenie świdrowało najemników, a palce zaciśnięte wokół rękojeści długiego noża dobitnie sugerowały nieufność. Chłopak wzrostem dorównywał Berenice, a i to ledwo-ledwo. Prosta koszula była miejscami porwana i, co nie umknęło ich uwadze, splamiona zaschniętą krwią. Pierwsza zguba. Mały?

Druga zguba zaraz wychynęła się zza stalagnatu. Ten z kolei był wysoki i - jak wnosili po nagim torsie i mokrych blond włosach w strąkach - dopiero co po kąpieli. Szare oczy błyskały w ich kierunku, gdy stanął po prawicy kompana z założonymi rękami. Blady tułów zdobiły jasne linie dawno zagojonych ran, ale jedna rzucała się w oczy. Tuż między żebrami, zaróżowiona skóra odstawała od reszty. Ganorsk widział już podobne znamienia. Efekt magicznego leczenia. Pół-ork powiódł spojrzeniem między nacieki, przez które dostrzec mógł posłania i zarys postaci pod kocem. Lewy i Prawy?

- Kian? - Odezwała się Berenika w stronę tego niskiego.

Słowo zadziałało niczym najsprawniej splecione zaklęcie. Szczęka ciemnowłosego poleciała w dół w wyrazie zaskoczenia, podobnie jak dłoń trzymana na rękojeści. Zaklinaczka rozbroiła też i jego towarzysza, bo wyczuwalne jeszcze przed chwilą napięcie zeszło z nich jak powietrze z balonika, zastąpione przez zdziwienie i dezorientację.

- Przybyła odsiecz - mruknął Ulfen pod nosem. - Idę się ubrać i zmienić Larsowi opatrunek. Tylko go nie obudźcie gadką.

Magnus obrócił się na pięcie i zniknął na powrót za ścianką ze skalnych nacieków, która dawała zero prywatności i słabo przedzielała pomieszczenie. Sylwetka chłopaka migała im między stalagmitami i stalaktytami, gdy zaczął się krzątać. Kian z kolei wyraźnie nie grzeszył talentem dyplomacji, bo wbijał spojrzenie w buty i wykręcał palce.

- Eee - zaczął w końcu niepewnie - to może przejdziemy tam o, kawałek. Usiądziemy sobie. Przysłała was druidka, tak? Mówiła, że przyjdziecie, ale powoli traciliśmy nadzieję.

Tym razem to ćwierć-elf rozbroił ich. Spojrzeli po sobie, niepewni odpowiedzi.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 19-11-2021 o 18:51.
Aro jest offline