- Co tu w bawełnę owijać... - Rust wzruszył ramionami. - Szkoda bawełny. Jesteśmy, panowie, centralnie w piździe.
Kompani osiedli jakoś mocniej na robiących za siedziska gratach, jakby skupili się przed spektaklem. - Pracodawca przepadł w otchłaniach lochów Oswalda. Daria miała rację. Zostaliśmy z tematem sami i pytanie do wszystkich, czy chcemy to dalej ciągnąć. - Powiódł wzrokiem po zebranych. - Możemy spróbować sztuki z okupem, wciąż duża dola do podziału. Ale na głowie będziemy mieć *całe* miasto. Straż, może bezpiekę, a szybko też możemy dostać w zestawie półświatek chętny na nagrodę za odbicie naszego wieprza. Tak, nie wiedzą, kto i jak, ale wiedzą już o porwaniu. I jest nagroda. - Nic tylko koszty w tej robocie - Lupus splunął za burtę, osładzając skotłowane bagnisko pod nimi. - Klemens napisze notę, przekażemy komuś, by posłał do którejś faktorii i podamy, że odbieramy temat na Cieniach. Tam bawi się teraz ferajna Gieroja. - A co nam oni? - wtrącił Rip. - Przygotujemy tam skrytkę, aby wrzucili okup. Jak wrzucą i będzie cicho - zwijamy, dzielimy i au revoir. - A jak nie? - Greger szedł myślą tam, gdzie kierował rozsądek. I wydarzenia dnia dzisiejszego. - Straż czy ktokolwiek dostarczy okup, będzie mieć na głowie bandę naćpanych chamów. Wywiedziemy ich na awanturę, w zamieszaniu będzie można się ulotnić. - Rust nie malował tego w pełni detali, ale w głowie układało mu się to już bardziej planowo. - Oni i tak nas nie wydadzą, bo nie będą o nas wiedzieć. Wykorzystamy ich jako zasłonę dymną i straszak. Nawet, jeśli ich wybiją i skrwawią się przy tym, będzie wiadomo, że Sotorius nie wpadł w ręce byle chmyzów, a kogoś, kto wie jak grać na ostro. - Wciąż... - Rip nie był do końca przekonany. - Jak raz nie zapłacą... - To zdecydujemy, czy wchodzimy w to drugi raz - zawyrokował De Groat. - Wtedy już z kawałkiem szanownego kupca. Jeśli wtedy nadal będą gotowi ryzykować, po aferze z bandziorami i wiedząc, że nie żartujemy i nie gramy w dupę biskupa, tylko w poważne karty... No, jeżeli komuś na nim zależy, to drugi raz powinien już wypłacić kasę i dać sobie spokój. - Zakładasz zatem, że sprzedajemy go z powrotem... Nie sprawdzamy po wrogach? - Lupus kiwał się na skrzynce po ziemniakach i ważył coś w głowie. - Tam może być większy pieniądz. - Tam też jest większy hazard. Pewnie 3/4 chciało by go widzieć po prostu trupem i płacić, żeby się z nim potem wozić po piwnicach nie ma zamiaru... Szczególnie jak na mieście gorąco i pójdzie fama, że Oswald czegoś szuka - Rust pokręcił głową. - Nie, ja bym sprzedał go tym, na którym mu naprawdę zależy. Jeśli faktycznie takich ma.
Spojrzał w głąb kajuty, gdzie Sotorius leżał cichutko, poza zasięgiem rozmowy. I poza zasięgiem nadziei. - Taka moja opinia - skończył Rust. - Ale zawsze możemy spasować... Jest już gęsto i będzie gęściej. Albo wchodzimy w kabałę razem, albo lepiej się pożegnać i ruszyć w kraj teraz. |