|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
19-11-2021, 14:14 | #121 |
Reputacja: 1 |
_______________________________ 49, 84, 87, 24, 1 Ostatnio edytowane przez Aro : 19-11-2021 o 14:16. |
19-11-2021, 18:01 | #122 |
Reputacja: 1 | - Co tu w bawełnę owijać... - Rust wzruszył ramionami. - Szkoda bawełny. Jesteśmy, panowie, centralnie w piździe. Kompani osiedli jakoś mocniej na robiących za siedziska gratach, jakby skupili się przed spektaklem. - Pracodawca przepadł w otchłaniach lochów Oswalda. Daria miała rację. Zostaliśmy z tematem sami i pytanie do wszystkich, czy chcemy to dalej ciągnąć. - Powiódł wzrokiem po zebranych. - Możemy spróbować sztuki z okupem, wciąż duża dola do podziału. Ale na głowie będziemy mieć *całe* miasto. Straż, może bezpiekę, a szybko też możemy dostać w zestawie półświatek chętny na nagrodę za odbicie naszego wieprza. Tak, nie wiedzą, kto i jak, ale wiedzą już o porwaniu. I jest nagroda. - Nic tylko koszty w tej robocie - Lupus splunął za burtę, osładzając skotłowane bagnisko pod nimi. - Klemens napisze notę, przekażemy komuś, by posłał do którejś faktorii i podamy, że odbieramy temat na Cieniach. Tam bawi się teraz ferajna Gieroja. - A co nam oni? - wtrącił Rip. - Przygotujemy tam skrytkę, aby wrzucili okup. Jak wrzucą i będzie cicho - zwijamy, dzielimy i au revoir. - A jak nie? - Greger szedł myślą tam, gdzie kierował rozsądek. I wydarzenia dnia dzisiejszego. - Straż czy ktokolwiek dostarczy okup, będzie mieć na głowie bandę naćpanych chamów. Wywiedziemy ich na awanturę, w zamieszaniu będzie można się ulotnić. - Rust nie malował tego w pełni detali, ale w głowie układało mu się to już bardziej planowo. - Oni i tak nas nie wydadzą, bo nie będą o nas wiedzieć. Wykorzystamy ich jako zasłonę dymną i straszak. Nawet, jeśli ich wybiją i skrwawią się przy tym, będzie wiadomo, że Sotorius nie wpadł w ręce byle chmyzów, a kogoś, kto wie jak grać na ostro. - Wciąż... - Rip nie był do końca przekonany. - Jak raz nie zapłacą... - To zdecydujemy, czy wchodzimy w to drugi raz - zawyrokował De Groat. - Wtedy już z kawałkiem szanownego kupca. Jeśli wtedy nadal będą gotowi ryzykować, po aferze z bandziorami i wiedząc, że nie żartujemy i nie gramy w dupę biskupa, tylko w poważne karty... No, jeżeli komuś na nim zależy, to drugi raz powinien już wypłacić kasę i dać sobie spokój. - Zakładasz zatem, że sprzedajemy go z powrotem... Nie sprawdzamy po wrogach? - Lupus kiwał się na skrzynce po ziemniakach i ważył coś w głowie. - Tam może być większy pieniądz. - Tam też jest większy hazard. Pewnie 3/4 chciało by go widzieć po prostu trupem i płacić, żeby się z nim potem wozić po piwnicach nie ma zamiaru... Szczególnie jak na mieście gorąco i pójdzie fama, że Oswald czegoś szuka - Rust pokręcił głową. - Nie, ja bym sprzedał go tym, na którym mu naprawdę zależy. Jeśli faktycznie takich ma. Spojrzał w głąb kajuty, gdzie Sotorius leżał cichutko, poza zasięgiem rozmowy. I poza zasięgiem nadziei. - Taka moja opinia - skończył Rust. - Ale zawsze możemy spasować... Jest już gęsto i będzie gęściej. Albo wchodzimy w kabałę razem, albo lepiej się pożegnać i ruszyć w kraj teraz. |
19-11-2021, 20:41 | #123 |
Reputacja: 1 | - Zawsze możemy go za burtę wyrzucić i rozejść się do swoich spraw - mruknął Lupus - Będziemy do tyłu, ale z nadzieją na dłuższy żywot... o ile ta twoja lisiczka, nie sprzeda wieści, kto grubasa miał w łapach. Sprzeda? |
20-11-2021, 09:02 | #124 |
Reputacja: 1 | - Złotówki bym nie zawierzył jej wierności - Rust uśmiechnął się krzywo. - A teraz musi już wiedzieć, co za tobołek nieśliśmy. Piękna, inteligentna i przedsiębiorcza. Najgorzej dla nas. |
21-11-2021, 10:22 | #125 |
Reputacja: 1 | Musieli w końcu coś postanowić, zdecydować się na coś. Na wraku pewnie mogli by jeszcze gościć się spokojni o to, że mało kto tu zawita, ale miejscówka szczerze mówiąc była jak na wiosenną porę słaba. Owszem gwarantowała, że indagować może ich ledwie banda obszczymurków czy szubrawców uzbrojonych w byle co, i to zresztą mało prawdopodobne, ale nie chcieli siedzieć w tym bagnie dłużej, niż to było konieczne. Tym bardziej, że Trapy pogrążone w maraźmie i senne za dnia, nocą przemieniały się nie do poznania. Odgłosy awantur dochodziły nawet do stojącego nieco na uboczu zrujnowanego keczu. Jakieś śpiewy, szlochy, wrzaski i przekleństwa zlewały się w nieustanną kakofonię. Cichły w jednym miejscu by zaraz wybuchać w innym. Tosse zasłuchany w noc, sprawiał wrażenie jakby znajdował się na symfonicznym koncercie, ale był jedynym który mógł docenić powab tych nut. Pozostali zastanawiali się kiedy tu dotrze jakaś rozwrzeszczana zgraja, tyle że już liczniejsza niźli kompani Tosse. Zaczęło mżyć a to dodatkowo przeważyło szalę goryczy. Decyzję podjęli niemal równocześnie. Może i kecz nadawał się na przyczajkę, ale kurwa bez przesady. Musieli znaleźć inne miejsce. Karczmy i oberże w Porcie Durnia wydawały się najodpowiedniejszym miejsce. Było ich tam całkiem sporo a o wieczornej porze gościły na tyle liczne towarzystwo, by mogli zniknąć w tłumie. Mieli by też bliżej do faktorii Merge Krugera, gdzie postanowili spróbować wprowadzić w życie plan Sotoriusa. Oczywiście na swoich zasadach, nie proponowanych przez kupca. W oberży też łatwiej było by o inkaust, pergamin i pióro, któryś z karczmarzy na pewno dysponował by takim sprzętem, jeśli nie pierwszy to piąty. Od biedy pozostało by jeszcze szybko włamać się do jakiegoś kupieckiego składu, tam zawsze były piśmiennicze utensylia, rachunki i księgi nie zapisuje się przecie palcem na piasku. Ale to w ostateczności, kolejny problem na głowie był im zbędny. Decyzję o wymarszu podjęli w chwili, kiedy opodal keczu wybuchła regularna bitwa jakichś dwóch band. To już nie były pijackie przepychanki, które mogły kończyć się najwyżej jakimś pojedynczym ciałem w rynsztoku. Rżnęły się wcale liczne kupy przy użyciu tak prymitywnych narzędzi, że zawstydziły by przywiązanych do tradycji zielonoskórych barbarzyńców o których czasami opowiadano niestworzone historie. Tosse wsłuchany w operę nocy ze znawstwem skonstatował - Chorowitki od Manu mają chyba jakiś problem do Czarnych Zasrańców. - Pokiwał przy tym tak poważnie, że nie sposób było ocenić, żartuje czy nie. „Jakiś problem” narastał wynosząc w nocne, zlane deszczem, niebo coraz to nowe krzyki umierających, trzaski pękających kości i wycie rannych. Trzeba było się zwijać, bo bitwa przesuwała się w ich stronę co zresztą widzieli wyraźnie, bo jakaś grupa postanowiła oświetlić wszystko zapalając kilka kryp. „Świetny pomysł! Zaraz kurwa spłoną całe Trapy” pomyślał Rust. To było to co przeważyło szalę. Zbierali się szybko świadomi tego, że mają mało czasu. Znów. Uwolnili od Sotoriusa maszt do którego był przywiązany i spiesznie ruszyli w dół. Plan był taki by ominąć bokiem całe, widoczne na tle rosnących płomieni, zamieszanie. Plus całej sytuacji był taki, że dzięki pożarom widzieli walczących obszarpańców jak na dłoni samemu będąc skrytymi w ciemności. To ocaliło im skóry. Czego nie można było powiedzieć o Trapach. Połączone z sobą śmietniska i plątaniny przegniłego drewna, jakichś łodzi i czółen, były na tyle namokłe, że paliły się słabo, ale to co na nich się znajdowało płonęło już całkiem zacnie. Wlokąc powłóczącego nogami kupca ruszyli skrajem pobojowiska łukiem omijając walczących, zmierzając do widocznym w oddali oświetlonym zabudowaniom Portu Durnia. Klemens i Rust mieli w kieszeniach pierścień i wisior kupca, które zerwali mu od razu. Teraz pozostało tylko wynieść się z bitwy śmieciarzy, uniknąć spłonięcia żywcem, przemknąć do którejś z oberży albo zamelinować się gdzie nie rzucając się niepotrzebnie w oczy, zdobyć inkaust pergamin i pióro, napisać list, przekazać go przez pośredników, dogadać się z Krugerem, odebrać okup i spierdolić. Betka z masłem… *** 5k100 .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
22-11-2021, 09:25 | #126 |
Reputacja: 1 | Rip nie protestował, nie było ku czemu , z radością przyjął fakt że DeGroat wciąż był na fali. Zwłaszcza że jakby nie spojrzeć płynęli wszyscy razem i to w szambie. Pierwotny plan uległ zmianie. Trudno, tak bywa, ważne że wciąż mieli jeszcze jakiś zamysł co robić… Odchodzili z Trapów żegnani smrodem płonącej dzielnicy wielu zamożniejszych mieszkańców miasta z pewnością ucieszyłoby się gdyby całe Trapy spłonęły i nie pozostał po nich nawet ślad, durnie nie zdawali sobie sprawy że wówczas całe to menelstwo rozlałoby się po pozostałych częściach miasta. Tak , Trapy były przekleństwem i błogosławieństwem Nulln, niczym ostatni odcinek przewodu pokarmowego z którego wychodzi to co wychodzi – śmierdząca sprawa, ale jakże potrzebna… Rip cieszył się że w końcu stamtąd odchodzą , nie spuszczał ręki z miecza ani tarczy, nie było to miejsce w którym mógł sobie pozwolić na nieostrożność czy nieuwagę. |
22-11-2021, 21:32 | #127 |
Reputacja: 1 |
|
22-11-2021, 22:42 | #128 |
Reputacja: 1 | - Panowi, po co po antykwariatach się włóczyć, tam księgi, kurz i roztocza - powiedział Lupus - Tak się składa, że mam papier, atrament i pióra w skrytce w wozie. Czasem klienci potrzebują coś napisać... więc dlaczego nie ja mam zarobić za taką usługę? W końcu i ja potem najczęściej list dostarczam... Mój wóz powinien już być w pewnej szopie. Ogólnie rzecz biorąc to w miarę nie daleko. Tylko musimy znaleźć się na zachodniej części Trapów. Co prawda na melinie się nie nada, ale jak gdzieś przycupniecie to skoczę szybko i przywiozę co trzeba. Któryś z ziomków mnie podwiezie po znajomości. Na dokładkę będziemy mieli wóz pod ręką, w razie czego. |
23-11-2021, 11:11 | #129 |
Reputacja: 1 | -A może po prostu zanieśmy pakunek do tego składu, ilu tam w końcu mogą mieć ludzi? - Greger powoli dość miał włóczenia się po coraz to bardziej malowniczych okolicach, no a Trapy Tosse dopełniły kielicha goryczy. Odcharknął i splunął na tłustą od brudu kapotę jakiegoś łachmyty ale smaku jaki niósł z sobą oleisty dym buchający z pożarów się nie pozbył. -Dwóch, pięciu, piętnastu a że szukają pryncypała to i pięćdziesięciu, cholera wie. - Rust rozłożył ręce w bezradnym geście. Greger powoli składał to sobie w głowie. Szli. -Tyyy, wieź go kurwa nieco podnieś, bo mam wrażenie że niosę was obu. - mruknał do Tosse, który z drugiej strony powadził spętanego kupczyka. Widać i do niego docierał smród dymu zabijając nad to smrug kneblującej go onucy, bo od czasu do czasu jeniec kaszlał i wstrząsał się z powstrzymywanych torsji. - Wyjmijmy mu może knebel, bo się udławi wymiocinami. - Powiedział do Rusta uznając, że to przy nim decyzja. - Jak zacznie piskać to mu przywalę. Przed Portem Durnia znów mu się wsadzi coby rumoru nie narobił. Parli do przodu meandrując pośród brudu, nieszczęścia i pożaru. Ludzie o nieludzkim wyglądzie miotali się, skakali do wody i sobie do gardeł. Jakieś dzieciaki wygrzebywały z kupy jakiejś brei coś, co się już ruszało, ale miało jeszcze kości. Nawet jemu się podniosło. Dotarcie do Portu Durnia przyjął niemal z ulgą. Jakaś dziwka przyczepiła się do Klemensa, jak zwykle paniczyk miał branie, ale ten spławił ją szybko. Towarzyszącemu jej „kabaretowi” w postaci kilku osiłków wyraźnie nie spodobał się taki obrót spraw, ale chyba właściwie ocenili swe szanse i odpuścili. Greger wyszczerzył się do nich. Ot, mieli pecha że Pankrac kuty był na cztery nogi. -Do oberży z panem worem to chyba nie wejdziemy, co? Niech jeden skoczy po oberżystę a my tu z tyłu sobie poczekamy. Na upartego starczy nam jakiś składzik, albo cokolwiek. N a wóz, wiadomo! Robota bez woza to nie robota. - powiedział do chłopaków gdy dotarli na tyły jednej z karczm. Sam skoczył by do gospody, bo w takich miejscach czuł się jak ryba w wodzie, ale był najsilniejszy z ich małej grupki i jemu przypadła w nagrodę rola dźwigacza kupieckiego dupska. Czuł napięcie świadczące o tym, że zbliżali się do finału sprawy. Swoją drogą dobry był ten numer Rusta. Porwać kogo, by sam się wykupił! Greger obiecał sobie, że będzie zachęcał chłopaków by go powtórzyli. Za jakiś czas, jak sprawa nieco przyschnie. |
23-11-2021, 14:56 | #130 |
Reputacja: 1 | Rust parł przez Trapy z mordą tak ściśniętą, że aż zęby zaczynały zgrzytać. Dość miał już tego łajna do tego stopnia, że prawie podskakiwał, kiedy impuls iskrzył, by jednak wziąć obrót na zakręt i zostawić całe dziadostwo za sobą. Poza wszystkim - na co im teraz były te spacery? Źle było siedzieć w mysiej norze? W gonitwie myśli nie mógł już dociec, kto w końcu wyciągnął ich na przechadzkę, a widząc że morale nie dopisuje oszczędził sobie komentarzy. - Tu chodźcie - warknął kompanom, złowiwszy coś obiecującego. Naciągnął maskę i zeskoczył z idącej w górę alejki na murek niżej, dał susa w dół i dopadł do na w pół rozładowanego wózka z tobołami, który stał pod uchylonymi drzwiami jakiegoś sklepo-magazynku. - Remanent macie? - rzucił do kogoś, kto krzątał się gdzieś tam w środku. - Napisane przecież - odpowiedział starszy głos i było faktycznie napisane. Dlatego Rust zapytał. Tak dla spokoju sumienia. - Zamykam na dziś, pojutr... Facet zapraszał pojutrze, ale klientów miał niecierpliwych. Widząc, że w alejce cisza, a sklepikarz został sam na zakładzie, Rust wskoczył w półcień składziku i palnął sprzedawcę płazem miecza przez łeb. Raz, a dobrze. Ale żeby było jeszcze lepiej, poprawił i drugi. Siwy, baryłkowaty biznesmen zmiękł od razu, upuścił owiniętą w juty pakę i runął na deski. - Remanent, widzicie? - wskazał kolegom na nieład w magazynku, gdy się zjawili. Sznurków, szmatek i płótna nie brakowało, więc ani Sotorius, ani właściciel składziku nie mieli prawa narzekać, że kneble i sznury będą mieli nieświeże. - Wchodźcie i będziemy mieli na chwilę spokój. - Skocz po wózek - potwierdził Lupusowi. - Zgarnij, co potrzeba i działamy. Rzuty: 3, 16, 23, 60, 35. |